dla Oli, która niedługo oficjalnie wkracza w dorosłość
ze szczerą nadzieją,
iż nie znienawidzi tego rozdziału równie mocno co ja
iż nie znienawidzi tego rozdziału równie mocno co ja
Natalie
syknęła, kiedy zauważyła wybiegającego zza krzaków po przeciwnej stronie polany
Nate’a, ale nie zatrzymała się. Doskonale zdawała sobie sprawę, iż nie może się zawahać – na arenie czasem
ułamki sekund decydowały o życiu lub śmierci.
Dobiegła do zastawionego bronią stołu i chwyciła dwa leżące najbliżej noże; nie zdążyła się dobrze obrócić, zanim kolejny z nich nie minął o centymetry jej ucha. Syknęła, kiedy poślizgnęła się na błocie, ale nawet to nie było w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Szaleńczym sprintem pognała przed siebie mając nadzieję, że Nate nie będzie jej gonił.
Na próżno; w głębi duszy była z tym jednak pogodzona, rozumiała, że finały tak właśnie wyglądają. Walka, krew, krzyki umierających po kolei trybutów – czyż nie to kochała kapitolińska publiczność?
Dobiegła do zastawionego bronią stołu i chwyciła dwa leżące najbliżej noże; nie zdążyła się dobrze obrócić, zanim kolejny z nich nie minął o centymetry jej ucha. Syknęła, kiedy poślizgnęła się na błocie, ale nawet to nie było w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Szaleńczym sprintem pognała przed siebie mając nadzieję, że Nate nie będzie jej gonił.
Na próżno; w głębi duszy była z tym jednak pogodzona, rozumiała, że finały tak właśnie wyglądają. Walka, krew, krzyki umierających po kolei trybutów – czyż nie to kochała kapitolińska publiczność?
Słyszała
rozchlapujące się błoto, kiedy jak najszybciej przedzierała się przez dżunglę.
Nie tyle wiedziała, ile czuła, że Nate
nie przestaje za nią podążać – jego obecność za jej plecami była niemal tak
oczywista jak fakt, iż któreś z nich zaraz zginie.
Dotarła do prześwitu między drzewami i trafiła na polanę, więc puściła się sprintem. Chociaż była naprawdę zmęczona wiedziała, że biega dużo szybciej, niż on, a to znacznie zwiększało jej szanse. Odważyła się na krótkie spojrzenie przez ramię i z wrażenia niemal się nie zatrzymała; Nate, choć widocznie wyczerpany, systematycznie ją doganiał.
Jeszcze raz ogarnęła wzrokiem drogę przed sobą, i, nie zauważając żadnych uskoków, skupiła się na wydobyciu zza paska kompletu noży. Szarpnęła za rączkę, aby wydostać ostrze ze spodni, ale było zaklinowane; przeklęła i pociągnęła więc mocniej. Nareszcie puściło: nie zdążyła jednak wydać nawet krótkiego okrzyku tryumfu, nim nie potknęła się o wystający korzeń.
Korzeń?
Udało się jej utrzymać równowagę, ale to potknięcie pozbawiło jej cennych sekund. Nie wierzyła, że nie zauważyła wcześniej przeszkody – wielokrotnie przeczesywała wzrokiem polanę. Czy to możliwe? Czy to więc… organizatorzy? Czy chcieli, aby zginęła?
Zawahała się, choć wiedziała, że nie powinna tego robić. Jeden moment nieuwagi – dokładnie tyle wystarczyło Nate’owi, aby przygwoździć ją do ziemi.
Szarpnęła z całych sił i próbowała się wyrwać, ale nadaremno; nie była w stanie mu uciec. Ostatkiem sił uniosła rękę i poklepała ziemię w miejscu, w którym, jak sądziła, mogła upuścić sztylet, ale tam go nie było.
Zorientowała się, dlaczego dokładnie w tej chwili, w której poczuła ostrze przecinające delikatną skórę jej gardła.
Dotarła do prześwitu między drzewami i trafiła na polanę, więc puściła się sprintem. Chociaż była naprawdę zmęczona wiedziała, że biega dużo szybciej, niż on, a to znacznie zwiększało jej szanse. Odważyła się na krótkie spojrzenie przez ramię i z wrażenia niemal się nie zatrzymała; Nate, choć widocznie wyczerpany, systematycznie ją doganiał.
Jeszcze raz ogarnęła wzrokiem drogę przed sobą, i, nie zauważając żadnych uskoków, skupiła się na wydobyciu zza paska kompletu noży. Szarpnęła za rączkę, aby wydostać ostrze ze spodni, ale było zaklinowane; przeklęła i pociągnęła więc mocniej. Nareszcie puściło: nie zdążyła jednak wydać nawet krótkiego okrzyku tryumfu, nim nie potknęła się o wystający korzeń.
Korzeń?
Udało się jej utrzymać równowagę, ale to potknięcie pozbawiło jej cennych sekund. Nie wierzyła, że nie zauważyła wcześniej przeszkody – wielokrotnie przeczesywała wzrokiem polanę. Czy to możliwe? Czy to więc… organizatorzy? Czy chcieli, aby zginęła?
Zawahała się, choć wiedziała, że nie powinna tego robić. Jeden moment nieuwagi – dokładnie tyle wystarczyło Nate’owi, aby przygwoździć ją do ziemi.
Szarpnęła z całych sił i próbowała się wyrwać, ale nadaremno; nie była w stanie mu uciec. Ostatkiem sił uniosła rękę i poklepała ziemię w miejscu, w którym, jak sądziła, mogła upuścić sztylet, ale tam go nie było.
Zorientowała się, dlaczego dokładnie w tej chwili, w której poczuła ostrze przecinające delikatną skórę jej gardła.
Armata po raz
kolejny wystrzeliła w niebo.
***
Nareszcie mógł
opuścić las; w ciągu dziewięciu przeżytych na arenie dni udało mu się naliczyć
dwadzieścia dwa wystrzały armat. Kiedy walczył z Natalie, był skupiony, ale
teraz jego myśli krążyły wyłącznie wokół Taylor. Usilnie próbował skoncentrować
się na czymś innym, ale wizja jej martwego ciała była silniejsza niż cokolwiek,
czego wcześniej doświadczył, i nie chciała mu zniknąć sprzed oczu. Przedzierając się przez chaszcze modlił się w
duchu, iż żaden z huków nie oznaczał jej śmierci… iż żaden z huków nie był
powiązany z jej drobnym ciałem umazanym plamami krwi i włosami rozsypanymi
wokół bladej twarzy. Nie mógł się powstrzymać przed wizualizowaniem jej
bladoniebieskich tęczówek wpatrzonych pusto w niebo, a ten widok nieustannie
stawał mu przed oczami i przyspieszał bicie serca; ta wizja tworzyła stalową
obręcz wokół jego płuc zaciskającą się z każdym krokiem coraz bardziej.
Próbował się zmusić do równomiernego oddychania, ale nadaremno – serce biło mu
z takim tempem, że nie mógł nad nim w żaden sposób zapanować.
- Uspokój się – wyszeptał licząc, że uda mu się przekonać samego siebie, ale w swoim głosie nie doszukał się oczekiwanej stanowczości. – Teraz już nic nie jesteś w stanie zrobić, co ma być to będzie…
Ale serce wciąż przyspieszało zmuszając do jeszcze szybszego biegu.
- Uspokój się – wyszeptał licząc, że uda mu się przekonać samego siebie, ale w swoim głosie nie doszukał się oczekiwanej stanowczości. – Teraz już nic nie jesteś w stanie zrobić, co ma być to będzie…
Ale serce wciąż przyspieszało zmuszając do jeszcze szybszego biegu.
Zatrzymał się,
kiedy rozpoznał znajome prześwity; nie spodziewał się, że Natalie uciekła mu aż tak daleko. Upewniając się, że
pochowane w bezpiecznych miejscach noże cały czas pozostają na swoich
miejscach, głęboko odetchnął. Wiedział, że powinien skoncentrować się i trzymać
nerwy na wodzy, ale wewnętrzne rozdarcie nie pozwalało mu racjonalnie myśleć. Z
jednej strony miał ochotę od razu wbiec na polanę i poznać odpowiedź na
dręczące go pytania, a z drugiej… bał się, iż wcale nie chce ich znać. Chociaż
czuł, że serce niemal obija mu się o żebra, to, czy dojdzie do walki zależało
od tego, kto na niego czekał. Zawahał się, zamierzając rozważyć wszystkie
możliwe opcje jeszcze przed wstąpieniem na finałową arenę. Był pewien, że ten
ktoś, kimkolwiek by nie był, czeka na niego na polanie.
Kto to był? Maggie? To całkiem możliwe; była szybka, ale to by oznaczało, iż nie udało jej się ochronić brata, więc będzie jeszcze bardziej niebezpieczna.
Alec? Jeśli tak, to będzie ciężka walka. Nate wiedział, iż Alec jest silny, zwinny i nie ma skrupułów, a jednak… Jednak jakoś nie potrafił uwierzyć w jego zwycięstwo.
A może? A może… Taylor? Czy to możliwe? Czy chociaż jeden raz potrafiła sobie dać radę bez niego? Zacisnął powieki; nie był przygotowany na nadzieję, która gwałtownie rozbłysła w jego sercu. Nadzieję tak ogromną, gorącą i obezwładniającą jak nic, czego wcześniej doświadczył.
Spuścił wzrok na swoje dłonie i zobaczył, że drżą; nie tego się spodziewał, ale od paru godzin ciało nie chciało z nim w pełni współpracować.
- Jeszcze tylko kilka minut – wyszeptał sam do siebie, a potem odetchnął głęboko. Spojrzał w stronę pobliskiej dziupli w której, jak sądził, schowana była kamera, a potem zawahał się. Jakaś myśl błysnęła mu w pamięci, jakiś projekt który pozostać miał w fazie niezrealizowanych planów. Rozważenie wszystkich za i przeciw zajęło mu sekundę; chociaż nie chciał tego robić podświadomie bał się, iż to jego jedyna szansa na pożegnanie. Przełknął ślinę i po raz kolejny wbił wzrok w kamerę.
- Mamo – zaczął, a potem zacisnął pięści chcąc wziąć się w garść. Nie może się teraz rozkleić. – Rosie... Kocham…- zawahał się. – Pamiętajcie, że kocham Was bardzo mocno.
A potem po raz ostatni poklepał schowane w kieszeni noże, zrobił dwa kroki wprzód…
I wtedy ją zobaczył.
Kto to był? Maggie? To całkiem możliwe; była szybka, ale to by oznaczało, iż nie udało jej się ochronić brata, więc będzie jeszcze bardziej niebezpieczna.
Alec? Jeśli tak, to będzie ciężka walka. Nate wiedział, iż Alec jest silny, zwinny i nie ma skrupułów, a jednak… Jednak jakoś nie potrafił uwierzyć w jego zwycięstwo.
A może? A może… Taylor? Czy to możliwe? Czy chociaż jeden raz potrafiła sobie dać radę bez niego? Zacisnął powieki; nie był przygotowany na nadzieję, która gwałtownie rozbłysła w jego sercu. Nadzieję tak ogromną, gorącą i obezwładniającą jak nic, czego wcześniej doświadczył.
Spuścił wzrok na swoje dłonie i zobaczył, że drżą; nie tego się spodziewał, ale od paru godzin ciało nie chciało z nim w pełni współpracować.
- Jeszcze tylko kilka minut – wyszeptał sam do siebie, a potem odetchnął głęboko. Spojrzał w stronę pobliskiej dziupli w której, jak sądził, schowana była kamera, a potem zawahał się. Jakaś myśl błysnęła mu w pamięci, jakiś projekt który pozostać miał w fazie niezrealizowanych planów. Rozważenie wszystkich za i przeciw zajęło mu sekundę; chociaż nie chciał tego robić podświadomie bał się, iż to jego jedyna szansa na pożegnanie. Przełknął ślinę i po raz kolejny wbił wzrok w kamerę.
- Mamo – zaczął, a potem zacisnął pięści chcąc wziąć się w garść. Nie może się teraz rozkleić. – Rosie... Kocham…- zawahał się. – Pamiętajcie, że kocham Was bardzo mocno.
A potem po raz ostatni poklepał schowane w kieszeni noże, zrobił dwa kroki wprzód…
I wtedy ją zobaczył.
W pierwszej
chwili, kiedy doskonale rozpoznał burzę słomianych loków rozsypanych wokół
głowy, zaciskająca się wokół płuc obręcz momentalnie odpuściła. Nie spodziewał
się, jak mocno liczył na to, iż to Taylor dotrwa do finału. Poczuł, jak
napięcie momentalnie opuszcza jego barki i znika, przechodząc ciepłym dreszczem
wzdłuż kręgosłupa. Cicho zbliżył się w jej kierunku, ale im był bliżej, tym
większych nabierał wątpliwości.
Co to było, nad czym się pochylała?
Zamarł wpół kroku, kiedy uświadomił sobie, co ona robi. Kiedy pochylała się nad nim w górę i w dół myślał, że oszalała, ale to nie było to. Chwila, w której zrozumiał, że Taylor obejmuje leżącego na ziemi Aleca i płacze nad jego pozbawionym życia ciałem, była dla niego jak pchnięcie nożem. Ale nie to było najgorsze; fakt, że przez tych parę dni zdążył się do niej przywiązać, był czymś, z czym Nate nie mógł ani walczyć, ani się pogodzić. Nigdy nie dopuszczał do siebie myśli, która obezwładniała go i przerażała, na zmianę gnębiła go i zaciskała pętlę na jego sercu. Nie mogło mu na niej zależeć, jeśli robił wszystko, aby go znienawidziła.
Wyśmiewał się z niej, dokuczał i wmawiał, że jest wariatką, a w końcu nawet przespał się z nią licząc, że poczuje się wykorzystana. Pośród wszystkich zabiegów mających na celu znienawidzenie jej – bo ze wszystkich sił pragnął ją nienawidzić – przeoczył moment, w którym zaczęło mu na niej zależeć. Nigdy siebie o to nie podejrzewał; nie mógł przewidzieć, że zakocha się w dziewczynie, którą obiecał chronić. Za którą obiecał oddać życie w razie konieczności… i która finalnie złamała mu serce.
Nie zauważył, kiedy zacisnął dłonie w pięści, nie zarejestrował momentu, w którym podszedł do niej naprawdę bardzo blisko.
Usłyszał, że ona coś krzyczy przez łzy, ale, choć doskonale słyszał jej głos, nie rozróżniał poszczególnych słów. Po raz kolejny zrobił to, co w dzieciństwie, czyli wycofał się, schował głębiej i czuł jak dobrze naoliwiona maszyna pozbawiona uczuć. Miał wrażenie, że Nate – ten Nate, którego on tak dobrze znał i który przy małej, niezdarnej Taylor zdołał całkowicie zawładnąć jego ciałem - po raz pierwszy od wejścia na arenę je opuścił. Tamten Nate, jego myśli, wspomnienia, marzenia, obawy i plany opuściły ciało zostawiając wewnątrz pustkę, której on nie chciał w żaden sposób ani zapomnieć, ani wypełnić.
Co to było, nad czym się pochylała?
Zamarł wpół kroku, kiedy uświadomił sobie, co ona robi. Kiedy pochylała się nad nim w górę i w dół myślał, że oszalała, ale to nie było to. Chwila, w której zrozumiał, że Taylor obejmuje leżącego na ziemi Aleca i płacze nad jego pozbawionym życia ciałem, była dla niego jak pchnięcie nożem. Ale nie to było najgorsze; fakt, że przez tych parę dni zdążył się do niej przywiązać, był czymś, z czym Nate nie mógł ani walczyć, ani się pogodzić. Nigdy nie dopuszczał do siebie myśli, która obezwładniała go i przerażała, na zmianę gnębiła go i zaciskała pętlę na jego sercu. Nie mogło mu na niej zależeć, jeśli robił wszystko, aby go znienawidziła.
Wyśmiewał się z niej, dokuczał i wmawiał, że jest wariatką, a w końcu nawet przespał się z nią licząc, że poczuje się wykorzystana. Pośród wszystkich zabiegów mających na celu znienawidzenie jej – bo ze wszystkich sił pragnął ją nienawidzić – przeoczył moment, w którym zaczęło mu na niej zależeć. Nigdy siebie o to nie podejrzewał; nie mógł przewidzieć, że zakocha się w dziewczynie, którą obiecał chronić. Za którą obiecał oddać życie w razie konieczności… i która finalnie złamała mu serce.
Nie zauważył, kiedy zacisnął dłonie w pięści, nie zarejestrował momentu, w którym podszedł do niej naprawdę bardzo blisko.
Usłyszał, że ona coś krzyczy przez łzy, ale, choć doskonale słyszał jej głos, nie rozróżniał poszczególnych słów. Po raz kolejny zrobił to, co w dzieciństwie, czyli wycofał się, schował głębiej i czuł jak dobrze naoliwiona maszyna pozbawiona uczuć. Miał wrażenie, że Nate – ten Nate, którego on tak dobrze znał i który przy małej, niezdarnej Taylor zdołał całkowicie zawładnąć jego ciałem - po raz pierwszy od wejścia na arenę je opuścił. Tamten Nate, jego myśli, wspomnienia, marzenia, obawy i plany opuściły ciało zostawiając wewnątrz pustkę, której on nie chciał w żaden sposób ani zapomnieć, ani wypełnić.
Stał tylko i patrzył, jak Taylor,
skoncentrowana na tych dziwnych czynnościach, nawet nie zwraca na niego uwagi.
Stał tylko i patrzył, zastanawiając się, jak to możliwe, że te kilka dni na
arenie stanowiły dla niego ostatnio jedyne znane mu życie. I jeszcze, przede
wszystkim, patrząc na pochylającą się nad chłopakiem Taylor zastanawiał się,
jak to możliwe, że arena w ten sposób zbliża do siebie ludzi, zamiast ich
dzielić.
I pewnie stałby jeszcze długo, gdyby nie to, że Taylor nareszcie pochyliła się nad Alekiem i pocałowała jego martwe usta, a cała wewnętrzna, uczuciowa część Nate’a rozsypała się w drobny mak.
I pewnie stałby jeszcze długo, gdyby nie to, że Taylor nareszcie pochyliła się nad Alekiem i pocałowała jego martwe usta, a cała wewnętrzna, uczuciowa część Nate’a rozsypała się w drobny mak.
***
- Już dosyć,
Taylor – powiedział twardo, i w pierwszej chwili sam nie rozpoznał swojego
głosu. Odruchowo chciał zmarszczyć brwi i ze zdziwieniem złapać się za gardło,
ale coś nie pozwalało mu się ruszyć. Jego ton był pewny; pewny, stanowczy, i
zdecydowanie zbyt… obcy. Nate czuł, jak oddycha, jak pobiera powietrze,
kształtuje je w płucach i formuje z nich poszczególne słowa, ale nic poza tym.
Wyłączył się; schował głęboko emocje i cały ból, który, choć nie fizyczny,
skutecznie rozbił go na wiele małych kawałków, i przestał sam siebie poznawać. Może
tak było lepiej? Może, nie podchodząc do finału emocjonalnie, będzie w stanie
pozbawić życia Taylor Cassidy?
Dokładnie tak, jak ona pozbawiła jego.
Jej ciało cały czas nie przestawało się trząść, ale Nate nie zwracał na to uwagi. W pierwszej chwili miał ochotę przytulić ją, podnieść, wziąć w ramiona i przycisnąć do piersi, poczuć jej policzek na swojej klatce piersiowej i delikatny dotyk włosów na brodzie. Nie ruszył się jednak; tamten Nate, Nate, który okłamałby Taylor, że wszystko będzie dobrze, właśnie odszedł w zapomnienie.
I to ona go zniszczyła.
Dokładnie tak, jak ona pozbawiła jego.
Jej ciało cały czas nie przestawało się trząść, ale Nate nie zwracał na to uwagi. W pierwszej chwili miał ochotę przytulić ją, podnieść, wziąć w ramiona i przycisnąć do piersi, poczuć jej policzek na swojej klatce piersiowej i delikatny dotyk włosów na brodzie. Nie ruszył się jednak; tamten Nate, Nate, który okłamałby Taylor, że wszystko będzie dobrze, właśnie odszedł w zapomnienie.
I to ona go zniszczyła.
Wyprostował
się; patrzenie na zawodzącą Taylor nie tyle sprawiało mu ból, co wywoływało
irytację.
- A więc finał rozegra się między nami – rzucił, a ona nareszcie zwróciła na niego uwagę. Momentalnie podniosła się z kolan; oszalałym wzrokiem potoczyła po polanie zatrzymując wzrok na jego schowanym w cieniu gasnącego słońca profilu i poczuła, jak opuszcza ją napięcie.
- Nate – wyszeptała, wciąż zapłakana, a potem chwiejnie ruszyła w jego stronę. Ulga, którą odczuła kiedy zobaczyła znajomą postać była tak obezwładniająca, że niemal odebrała jej władzę w nogach. Zapomniała o silnym postanowieniu wygrania Igrzysk, wyparła z pamięci obietnicę złożoną Alecowi. Po raz pierwszy od momentu wstąpienia na arenę poczuła się naprawdę bezpieczna, a to uczucie, choć trwające tylko chwilę, okazało się być piękniejsze niż cokolwiek, czego doświadczyła. – A więc jednak... Natalie…
- Nie żyje – powiedział martwym głosem, ale nie zwróciła na to uwagi. Zbliżała się coraz bardziej; nie zauważyła, kiedy pozostawiła za sobą ciało Aleca, kiedy łzy przestały nareszcie spływać po jej policzkach. Jej podświadomość nie zarejestrowała obecności organizatorów podstępnie gaszących popołudniowe słońce, zgubiła po drodze obraz cofającego się Nate’a. Jakimś cudem udało jej się nie zauważyć dziwnej sztywności jego ramion i silniej zaciśniętych szczęk, nie rozpoznała bólu kryjącego się w jego ciemnoniebieskich tęczówkach. Pominęła wszystkie bodźce otaczającego ją świata, cały czas zbliżając się do Nate’a, który w jej głowie jaśniał niczym niegasnąca pochodnia, cel do którego powinna dążyć, a który udało się jej nieświadomie zniszczyć.
- Nie zbliżaj się, Taylor – powiedział, a coś w jego tonie kazało jej się zatrzymać. – Nie chcę zrobić ci krzywdy.
Uśmiechnęła się, widząc zdecydowanie w jego oczach. Z niezrozumiałych przyczyn groźba śmierci z ręki Nate’a ją… rozbawiła. Nie tak to miało wyglądać.
- Nic mi nie zrobisz – rzuciła ironicznie, zatrzymując się w odległości kilku metrów od niego. Była zaskoczona swoim tonem; zdziwiło ją, w jaki sposób jej organizm reaguje na stres. Wykrzywiła wargi. – Nic mi nie zrobisz, Nate – powtórzyła z pewnością, kiedy nie zareagował. – Jesteś łagodny jak baranek.
Nie był w nastroju do żartów.
- Ten baranek zabił pięć osób, Taylor.
Wybuchła śmiechem, który rozniósł się po błoniach. Zdziwiło go, jak bardzo był szczery; to nie były wymuszone, sztuczne dźwięki, ale prawdziwa, nieopanowana radość wydobywająca się z jej piersi i ginąca wraz z echem gdzieś pomiędzy drzewami.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio mógł się tak szczerze roześmiać, a to dodatkowo go zirytowało.
- Nie można śmiać się ze śmierci, Taylor – zaczął, a te słowa zawisły między nimi jak nieodgadnione widmo. Trwający chwilę błogostan rozpłynął się w powietrzu; jego miejsce zajęły stalowe obręcze zaciskające ich serca. – Niedługo trzeba będzie spojrzeć jej w oczy.
Uśmiechnęła się.
- Nie zrobisz mi krzywdy, Nate.
Pokręcił głową; coś w jego źrenicach zabłysło szybko i natychmiast zgasło, jakby schowany głęboko we wnętrzu jego serca ból zaczął się nareszcie wydostawać.
- Tylko, jeśli będę musiał.
Cisza, która zawisła między nimi zdawała się być tak gęsta, iż można by ją pokroić nożem; Finał Finałów, jak nazywał go zawsze komentujący Caesar był po raz pierwszy jednocześnie tak statyczny… i tak emocjonujący.
Nie zauważyła, kiedy zaczęły jej drżeć ręce; wpatrywali się w siebie bez końca, a każde z tysiącem słów których nie potrafiło należycie uformować i wypowiedzieć. Taylor przemknęło przez myśl, czy ogląda ją teraz Theory… i czy wie, że Taylor skazana jest na śmierć. Próbowała przypomnieć sobie twarz mentorki, ale obraz się rozmywał; czy to tak się miało skończyć? Czy miała umrzeć przez jedną z tych nielicznych osób, którym odważyła się zaufać?
- Nie skrzywdzisz mnie – wyszeptała, z niedowierzaniem kręcąc głową. – Przecież ty mnie kochasz.
W chwili, w której to powiedziała, natychmiast pożałowała swoich słów. Miała ochotę złapać je w powietrzu i wsadzić z powrotem do ust, zatrzymać w połowie drogi do jego uszu. Nic takiego się jednak nie stało, a cień, który przebiegł przez twarz chłopaka był dla niej boleśniejszy niż jakakolwiek z fizycznych ran.
- Nate – zaczęła, zanim jeszcze coś zgasło w jego oczach – przepraszam, ja…
Ale on znów zamknął się w sobie.
- Uciekaj, Taylor – powiedział, nawet na nią nie patrząc. – Uciekaj i niech rozprawią się z nami organizatorzy.
Pokręciła głową; wyrzuty sumienia sprawiły, że nie mogła się ruszyć.
- Nate, ja…
Nóż zawirował w powietrzu i o kilka centymetrów minął jej ucho.
- Masz pięć sekund, Taylor. – Nawet na nią nie spojrzał. – Drugi raz nie spudłuję.
I wtedy zaczęła uciekać.
- A więc finał rozegra się między nami – rzucił, a ona nareszcie zwróciła na niego uwagę. Momentalnie podniosła się z kolan; oszalałym wzrokiem potoczyła po polanie zatrzymując wzrok na jego schowanym w cieniu gasnącego słońca profilu i poczuła, jak opuszcza ją napięcie.
- Nate – wyszeptała, wciąż zapłakana, a potem chwiejnie ruszyła w jego stronę. Ulga, którą odczuła kiedy zobaczyła znajomą postać była tak obezwładniająca, że niemal odebrała jej władzę w nogach. Zapomniała o silnym postanowieniu wygrania Igrzysk, wyparła z pamięci obietnicę złożoną Alecowi. Po raz pierwszy od momentu wstąpienia na arenę poczuła się naprawdę bezpieczna, a to uczucie, choć trwające tylko chwilę, okazało się być piękniejsze niż cokolwiek, czego doświadczyła. – A więc jednak... Natalie…
- Nie żyje – powiedział martwym głosem, ale nie zwróciła na to uwagi. Zbliżała się coraz bardziej; nie zauważyła, kiedy pozostawiła za sobą ciało Aleca, kiedy łzy przestały nareszcie spływać po jej policzkach. Jej podświadomość nie zarejestrowała obecności organizatorów podstępnie gaszących popołudniowe słońce, zgubiła po drodze obraz cofającego się Nate’a. Jakimś cudem udało jej się nie zauważyć dziwnej sztywności jego ramion i silniej zaciśniętych szczęk, nie rozpoznała bólu kryjącego się w jego ciemnoniebieskich tęczówkach. Pominęła wszystkie bodźce otaczającego ją świata, cały czas zbliżając się do Nate’a, który w jej głowie jaśniał niczym niegasnąca pochodnia, cel do którego powinna dążyć, a który udało się jej nieświadomie zniszczyć.
- Nie zbliżaj się, Taylor – powiedział, a coś w jego tonie kazało jej się zatrzymać. – Nie chcę zrobić ci krzywdy.
Uśmiechnęła się, widząc zdecydowanie w jego oczach. Z niezrozumiałych przyczyn groźba śmierci z ręki Nate’a ją… rozbawiła. Nie tak to miało wyglądać.
- Nic mi nie zrobisz – rzuciła ironicznie, zatrzymując się w odległości kilku metrów od niego. Była zaskoczona swoim tonem; zdziwiło ją, w jaki sposób jej organizm reaguje na stres. Wykrzywiła wargi. – Nic mi nie zrobisz, Nate – powtórzyła z pewnością, kiedy nie zareagował. – Jesteś łagodny jak baranek.
Nie był w nastroju do żartów.
- Ten baranek zabił pięć osób, Taylor.
Wybuchła śmiechem, który rozniósł się po błoniach. Zdziwiło go, jak bardzo był szczery; to nie były wymuszone, sztuczne dźwięki, ale prawdziwa, nieopanowana radość wydobywająca się z jej piersi i ginąca wraz z echem gdzieś pomiędzy drzewami.
Nie pamiętał, kiedy ostatnio mógł się tak szczerze roześmiać, a to dodatkowo go zirytowało.
- Nie można śmiać się ze śmierci, Taylor – zaczął, a te słowa zawisły między nimi jak nieodgadnione widmo. Trwający chwilę błogostan rozpłynął się w powietrzu; jego miejsce zajęły stalowe obręcze zaciskające ich serca. – Niedługo trzeba będzie spojrzeć jej w oczy.
Uśmiechnęła się.
- Nie zrobisz mi krzywdy, Nate.
Pokręcił głową; coś w jego źrenicach zabłysło szybko i natychmiast zgasło, jakby schowany głęboko we wnętrzu jego serca ból zaczął się nareszcie wydostawać.
- Tylko, jeśli będę musiał.
Cisza, która zawisła między nimi zdawała się być tak gęsta, iż można by ją pokroić nożem; Finał Finałów, jak nazywał go zawsze komentujący Caesar był po raz pierwszy jednocześnie tak statyczny… i tak emocjonujący.
Nie zauważyła, kiedy zaczęły jej drżeć ręce; wpatrywali się w siebie bez końca, a każde z tysiącem słów których nie potrafiło należycie uformować i wypowiedzieć. Taylor przemknęło przez myśl, czy ogląda ją teraz Theory… i czy wie, że Taylor skazana jest na śmierć. Próbowała przypomnieć sobie twarz mentorki, ale obraz się rozmywał; czy to tak się miało skończyć? Czy miała umrzeć przez jedną z tych nielicznych osób, którym odważyła się zaufać?
- Nie skrzywdzisz mnie – wyszeptała, z niedowierzaniem kręcąc głową. – Przecież ty mnie kochasz.
W chwili, w której to powiedziała, natychmiast pożałowała swoich słów. Miała ochotę złapać je w powietrzu i wsadzić z powrotem do ust, zatrzymać w połowie drogi do jego uszu. Nic takiego się jednak nie stało, a cień, który przebiegł przez twarz chłopaka był dla niej boleśniejszy niż jakakolwiek z fizycznych ran.
- Nate – zaczęła, zanim jeszcze coś zgasło w jego oczach – przepraszam, ja…
Ale on znów zamknął się w sobie.
- Uciekaj, Taylor – powiedział, nawet na nią nie patrząc. – Uciekaj i niech rozprawią się z nami organizatorzy.
Pokręciła głową; wyrzuty sumienia sprawiły, że nie mogła się ruszyć.
- Nate, ja…
Nóż zawirował w powietrzu i o kilka centymetrów minął jej ucho.
- Masz pięć sekund, Taylor. – Nawet na nią nie spojrzał. – Drugi raz nie spudłuję.
I wtedy zaczęła uciekać.
***
W jednej
sekundzie biegła, a już w następnej znikąd wyrosła przed nią ściana ognia.
Krzyknęła; wyhamowała gwałtownie i ruszyła w prawo, ale i tam stały płomienie.
Zapominając o czyhającym na nią Nacie cofnęła się przekonana, że pożoga
przesunie się w jej stronę, ale nic takiego nie nastąpiło. Pożar jakby zamarł;
wysoka na dwa metry ściana płonęła w miejscu nie ruszając się ani o centymetr.
Taylor rozejrzała się wokół i nareszcie zauważyła dziwne zjawisko – ogień, choć
wysoki, układał się w kształt idealnego niemal koła.
A Nate był jego środkiem.
A Nate był jego środkiem.
Odwróciła się;
jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało, chciała patrzeć Nate’owi w oczy.
Chciała ostatni raz nabrać chłodnego powietrza i ogrzać je w płucach, zamrugać
powiekami i poczuć zmierzwione loki na wysuszonym policzku. Nagle, kiedy
perspektywa śmierci okazała się być nie tylko możliwa, ale i pewna, zaczęła
wszystko odczuwać… wyraźniej.
I nawet serce zdawało się mocniej obijać o żebra.
I nawet serce zdawało się mocniej obijać o żebra.
Odetchnęła
pełną piersią i nareszcie podniosła głowę. Poczuła ciepły dreszcz na
kręgosłupie, kiedy stres powoli zaczął opuszczać jej ciało. Nie miała się czym
bronić; shurikeny wypadły jej z kieszeni, kiedy próbowała ratować Aleca, co wydawało
się być nie minuty, ale lata wcześniej.
Nate wciąż był niewzruszony.
- Zabij mnie szybko, Nate – wyszeptała; poczuła, że zaschło jej w gardle. – Możesz chociaż tyle dla mnie zrobić?
Ale on był w swoim świecie; wyrwany z czasoprzestrzeni, z areny, zatracony w walce pomiędzy tym, co chciał, a tym, co powinien zrobić. Sumienie to najgorszy z doradców.
- Nie chciałem cię zabijać, Taylor – zaczął tak cicho, że niemal nie rozróżniała jego słów. – Od początku byłem tu, żeby cię chronić.
- Dlaczego, Nate? – zapytała, próbując spojrzeć mu w oczy, ale on uparcie unikał jej wzroku. Było zupełnie ciemno; światło płomieni ledwo oświetlało jego zmęczoną twarz, chowało tęczówki w cieniu nocy. Nie poznawała go; nie mogła rozpoznać tej dziwnej postawy, nienaturalnej sztywności w ułożeniu ramion. To nie był jej Nate, to nie był Nate, którego ona znała. Tamten chłopak zniknął, schował się zbyt głęboko w skorupie pękniętego serca. Tamten Nate odszedł już bezpowrotnie… A ona nie zrobiła nic, żeby go zatrzymać. – Dlaczego?
Ale on wydawał się jej nie słuchać.
- Od początku próbowałem cię znienawidzić. – Choć jego ton był martwy, wypowiadanie tych słów sprawiało mu widoczny ból. – Od początku planowałem to zupełnie inaczej.
- Ale?
W tej jednej chwili wydawał się tak bezbronny, że miała ochotę go przytulić.
Pokręcił głową, a potem pierwszy raz tego wieczoru spojrzał jej w oczy.
- Nie wiem, co mnie bardziej przeraża, Taylor – wyszeptał, a te słowa zawisły między nimi w powietrzu i zdawały się trwać tam w nieskończoność. – Zobaczyć cię ponownie, czy nie zobaczyć cię już nigdy.
Zamarła.
- Nate…
Ale on nie zwracał na nią uwagi; był wyraźnie zmęczony. Jego ton był łagodny, i, choć zdania, które wypowiadał, widocznie sprawiały mu ból, ona zakochiwała się w każdym pojedynczym słowie.
- Ja już odszedłem, Tay. Ta arena, to wszystko… Było o wiele trudniejsze niż myślałem. Nie przyszedłem tu… - zawahał się. – Nie przyszedłem tu, żeby wygrać.
Nie poruszyła się.
- Ale?
- Ale żeby mama i Rosie były bezpieczne. Tylko po to od początku tu jestem.
Przygryzła wargę; nagle nie potrafiła wydobyć z siebie dźwięku.
- A będą tylko wtedy, jeśli wygrasz, prawda?
Nie odpowiedział; stali i patrzyli na siebie z niepewnością, która odbierała im resztki zdecydowania i przyspieszała bicie serc.
- Przytul mnie, Nate – wyszeptała, a potem zrobiła niepewny krok w jego stronę. Nie poruszył się; wyglądał, jakby walczył sam ze sobą, kiedy objęła go ramionami. – Proszę.
Zrobił to; czując jej chłodny policzek na swoim bijącym sercu zauważył, że jej twarz idealnie pasuje do zagłębienia w jego piersi. Kochał ją; kochał ją z całych sił i z całego serca, kochał ją, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, iż ona nie czuje tego samego.
Ale dopóki trzymał ją w swoich ramionach, nic innego się nie liczyło.
- Zabij mnie, Nate – wyszeptała, a on, pogrążony w myślach, sądził, że się przesłyszał. – Zabij mnie, ja nie mam do kogo wracać.
Wiedział, że musi to zrobić, ale mimo wszystko czuł się w obowiązku zaprotestować.
- Ale Tay, ja…
- Dla Rosie, Nate. Zrób to dla Rosie.
Jego mała Rosie.
Próbowała się odsunąć, ale ostatni raz przycisnął ją do siebie. Miał ochotę jej tyle powiedzieć; wyznać prawdę o Igrzyskach, o nim, o Rosie i o prezydencie Snowie. Sprzeciwić się Kapitolowi; walczyć ramię w ramię z Taylor u boku, razem pokonywać wszystkie pułapki organizatorów. Mógłby żyć na tej arenie nawet i do końca świata… Gdyby tylko Taylor potrafiła go pokochać tak, jak pokochała Aleca.
Przytulił policzek do czubka jej głowy i westchnął. Po raz ostatni poczuł jej zapach – chociaż tak bardzo nie chciał go zapomnieć wiedział, że musi.
Zrobiła krok w tył; patrząc jej w oczy miał ochotę dotknąć jej policzka. Wyciągnął rękę, ale zatrzymał ją dosłownie parę milimetrów od jej skóry. Nie powinien tego robić.
- Odchodzę, Nate – wyszeptała, a potem znów cofnęła się o parę kroków. – Jeszcze może mnie zatrzymać ciepło twojej dłoni…
Nie poruszył się.
Spuściła wzrok, a potem wzięła ostatni oddech.
- Zrób to szybko – poprosiła, zanim zaczął jej się łamać głos. – Zrób to szybko, dla…
- Kocham cię, Taylor Cassidy – powiedział tak cicho, że zastanawiała się, czy naprawdę wypowiedział te słowa, czy to tylko jej wyobraźnia.
- Dla Rosie – dokończyła, a potem spróbowała się uśmiechnąć. – Będzie bolało?
I wtedy okłamał ją ostatni raz.
- Nic nie poczujesz, obiecuję. Po prostu zamknij oczy.
Huk armaty rozniósł się echem w tej samej chwili, w której zgasły płomienie. Taylor zawirowała w ciemności balansując pomiędzy niezgłębioną czernią a oślepiającym blaskiem. Słyszała głosy; dochodziły ze wszystkich stron gratulując jej, wyśmiewając, i krzycząc jej imię.
- Gratulujemy zwycięzcy Siedemdziesiątych Trzecich Głodowych Igrzysk!
I w tej chwili spadła w przepaść. Głosy nie przestawały jej otaczać, ale teraz wyraźnie słyszała już tylko jeden.
Po prostu zamknij oczy, Taylor. Po prostu zamknij oczy.
Nate wciąż był niewzruszony.
- Zabij mnie szybko, Nate – wyszeptała; poczuła, że zaschło jej w gardle. – Możesz chociaż tyle dla mnie zrobić?
Ale on był w swoim świecie; wyrwany z czasoprzestrzeni, z areny, zatracony w walce pomiędzy tym, co chciał, a tym, co powinien zrobić. Sumienie to najgorszy z doradców.
- Nie chciałem cię zabijać, Taylor – zaczął tak cicho, że niemal nie rozróżniała jego słów. – Od początku byłem tu, żeby cię chronić.
- Dlaczego, Nate? – zapytała, próbując spojrzeć mu w oczy, ale on uparcie unikał jej wzroku. Było zupełnie ciemno; światło płomieni ledwo oświetlało jego zmęczoną twarz, chowało tęczówki w cieniu nocy. Nie poznawała go; nie mogła rozpoznać tej dziwnej postawy, nienaturalnej sztywności w ułożeniu ramion. To nie był jej Nate, to nie był Nate, którego ona znała. Tamten chłopak zniknął, schował się zbyt głęboko w skorupie pękniętego serca. Tamten Nate odszedł już bezpowrotnie… A ona nie zrobiła nic, żeby go zatrzymać. – Dlaczego?
Ale on wydawał się jej nie słuchać.
- Od początku próbowałem cię znienawidzić. – Choć jego ton był martwy, wypowiadanie tych słów sprawiało mu widoczny ból. – Od początku planowałem to zupełnie inaczej.
- Ale?
W tej jednej chwili wydawał się tak bezbronny, że miała ochotę go przytulić.
Pokręcił głową, a potem pierwszy raz tego wieczoru spojrzał jej w oczy.
- Nie wiem, co mnie bardziej przeraża, Taylor – wyszeptał, a te słowa zawisły między nimi w powietrzu i zdawały się trwać tam w nieskończoność. – Zobaczyć cię ponownie, czy nie zobaczyć cię już nigdy.
Zamarła.
- Nate…
Ale on nie zwracał na nią uwagi; był wyraźnie zmęczony. Jego ton był łagodny, i, choć zdania, które wypowiadał, widocznie sprawiały mu ból, ona zakochiwała się w każdym pojedynczym słowie.
- Ja już odszedłem, Tay. Ta arena, to wszystko… Było o wiele trudniejsze niż myślałem. Nie przyszedłem tu… - zawahał się. – Nie przyszedłem tu, żeby wygrać.
Nie poruszyła się.
- Ale?
- Ale żeby mama i Rosie były bezpieczne. Tylko po to od początku tu jestem.
Przygryzła wargę; nagle nie potrafiła wydobyć z siebie dźwięku.
- A będą tylko wtedy, jeśli wygrasz, prawda?
Nie odpowiedział; stali i patrzyli na siebie z niepewnością, która odbierała im resztki zdecydowania i przyspieszała bicie serc.
- Przytul mnie, Nate – wyszeptała, a potem zrobiła niepewny krok w jego stronę. Nie poruszył się; wyglądał, jakby walczył sam ze sobą, kiedy objęła go ramionami. – Proszę.
Zrobił to; czując jej chłodny policzek na swoim bijącym sercu zauważył, że jej twarz idealnie pasuje do zagłębienia w jego piersi. Kochał ją; kochał ją z całych sił i z całego serca, kochał ją, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, iż ona nie czuje tego samego.
Ale dopóki trzymał ją w swoich ramionach, nic innego się nie liczyło.
- Zabij mnie, Nate – wyszeptała, a on, pogrążony w myślach, sądził, że się przesłyszał. – Zabij mnie, ja nie mam do kogo wracać.
Wiedział, że musi to zrobić, ale mimo wszystko czuł się w obowiązku zaprotestować.
- Ale Tay, ja…
- Dla Rosie, Nate. Zrób to dla Rosie.
Jego mała Rosie.
Próbowała się odsunąć, ale ostatni raz przycisnął ją do siebie. Miał ochotę jej tyle powiedzieć; wyznać prawdę o Igrzyskach, o nim, o Rosie i o prezydencie Snowie. Sprzeciwić się Kapitolowi; walczyć ramię w ramię z Taylor u boku, razem pokonywać wszystkie pułapki organizatorów. Mógłby żyć na tej arenie nawet i do końca świata… Gdyby tylko Taylor potrafiła go pokochać tak, jak pokochała Aleca.
Przytulił policzek do czubka jej głowy i westchnął. Po raz ostatni poczuł jej zapach – chociaż tak bardzo nie chciał go zapomnieć wiedział, że musi.
Zrobiła krok w tył; patrząc jej w oczy miał ochotę dotknąć jej policzka. Wyciągnął rękę, ale zatrzymał ją dosłownie parę milimetrów od jej skóry. Nie powinien tego robić.
- Odchodzę, Nate – wyszeptała, a potem znów cofnęła się o parę kroków. – Jeszcze może mnie zatrzymać ciepło twojej dłoni…
Nie poruszył się.
Spuściła wzrok, a potem wzięła ostatni oddech.
- Zrób to szybko – poprosiła, zanim zaczął jej się łamać głos. – Zrób to szybko, dla…
- Kocham cię, Taylor Cassidy – powiedział tak cicho, że zastanawiała się, czy naprawdę wypowiedział te słowa, czy to tylko jej wyobraźnia.
- Dla Rosie – dokończyła, a potem spróbowała się uśmiechnąć. – Będzie bolało?
I wtedy okłamał ją ostatni raz.
- Nic nie poczujesz, obiecuję. Po prostu zamknij oczy.
Huk armaty rozniósł się echem w tej samej chwili, w której zgasły płomienie. Taylor zawirowała w ciemności balansując pomiędzy niezgłębioną czernią a oślepiającym blaskiem. Słyszała głosy; dochodziły ze wszystkich stron gratulując jej, wyśmiewając, i krzycząc jej imię.
- Gratulujemy zwycięzcy Siedemdziesiątych Trzecich Głodowych Igrzysk!
I w tej chwili spadła w przepaść. Głosy nie przestawały jej otaczać, ale teraz wyraźnie słyszała już tylko jeden.
Po prostu zamknij oczy, Taylor. Po prostu zamknij oczy.
____
Wiem, że to
beznadziejnie zabrzmi, ale… spodziewaliście się tego? Jesteście zadowoleni z
wyniku?
Ja wciąż nie mogę się z nim pogodzić.
Ja wciąż nie mogę się z nim pogodzić.
Dwa rozdziały,
kochani. Tyle zostało nam jeszcze do końca. Trzymajcie kciuki, żebyśmy wszyscy do
niego dotrwali.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńPo części tak, po części nie, ale jesli mam być szczera to po większej części... Tak, cieszę sie, ze akurat Taylor umarła. Była strasznie nieporadna i taka (tu użyje cudownego wyrażenia mojej mamy) "rozmemłana". A Nate... Szkoda Nate'a. Mam nadzieje, że sobie poradzi </3
Nate, obok Roberta i Theory, jest jednym z niewielu bohaterów, których mi naprawdę szkoda. myślę, że jakkolwiek nie poprowadziłabym fabuły, i tak zostałby skrzywdzony. tylko co gorsze: śmierć czy złamane serce?
UsuńTaylor faktycznie była księżniczką na ziarnku grochu, ale miała taka być. zresztą w następnym rozdziale sporo się wyjaśni - między innymi jak wielką moc mają znajomości i pieniądze :)
pozdrawiam ♥
Zajmuję jako druga! Idę czytać.
OdpowiedzUsuńNie...
UsuńJak?
Dlaczego?
Przecież on... O mój Boże... Jestem tak zaskoczona, że... Eh... Myślałam, że on zabije Taylor... Że przeżyje, że wróci, że będzie szczęśliwy. Miłość zabiła najwspanialszych ludzi. Powinna być zabroniona, bo więcej się przez nią cierpi. To jest takie nielogiczne...
Wiesz, co? Jestem pod przeogromnym wrażeniem. Jeszcze nikt nigdy tak świetnie, wspaniale, idealnie nie opisał tego, jak okrutny jest Kapitol. Przecież to jest takie szczere, piękne i jednocześnie okropne i odrażające. Masz wielki talent i pokochałam ten rozdział tak samo, jak znienawidziłam.
Przejdę do treści. Świetnie opisałaś uczucia, przemyślenia i emocje Natalie. To nieprawda, że nie potrafisz opisywać walki. Kompletna bzdura. Pokazujesz, że każdy, także Zawodowiec, okropnie to przeżywa. Jestem zauroczona.
Dialog pomiędzy Nate'em i Taylor był mistrzowski. Ten ból, naiwność, strach... Nie mam słów, aby to opisać. Jesteś fantastyczna i z całego serca dziękuję Ci, że piszesz tego bloga, bo uczysz nas tylu rzeczy, tak dużo pokazujesz. Ale to nie jest kolejna głupia historia i nieszczerych i pustych miłostkach. Tylko piękna, realna historia, która trafia do głębi serca.
To zaszczyt, że jesteśmy tym samym gatunkiem istot żywych. Brakuje takich ludzi. A szkoda. Wielbię Cię, po prostu ubóstwiam. Gratuluję i dziękuję jeszcze raz. Naprawdę. Jesteś wielka.
Nigdy nie pogodzę się z tym, że planujesz koniec z blogowaniem. Tak, wiem, piszę to po raz kolejny, lecz żal wypełnia me serca. Serio XD Zawsze będę Twoją wielką fanką. Masz wierzyć w siebie, bo jesteś niezwykła.
A teraz spuszczam na siebie zasłonę hańby, bo śmiem oddychać tym samym powietrzem, co ty.
~ Juns
PS. Po przeczytaniu tego komentarza pewnie pomyślisz, że jestem wariatką, (i w pewnym stopniu to na pewno prawda) ale to wszystko jest najszczerszą rzeczą, jaką w życiu powiedziałam.
PS2. Przepraszam za wszystkie możliwe błędy.
Pozdrawiam <3
A, i jeszcze jedno: świetna piosenka. XD Ściągnęłam od razu.
UsuńMam zaszczyt nominować Cię do nagrody Liebster Blog Avard. Więcej szczegółów →http://hunger-games-73.blogspot.com/2015/01/ekhem-ekhem.html?m=0
Usuńod pewnego czasu zadawałam sobie pytanie, czy Nate faktycznie byłby w stanie zabić Taylor - czy psychicznie wytrzymałby poderżnięcie jej gardła i pozbawienie tego blasku, który tak bardzo kochał? a może zamiast tego wybrałby siebie?
Usuńnaprawdę bardzo mocno nie chciałam z tego zrobić Romea i Julii.
dziękuję <3 chociaż obawiam się, że mojej wizji okrucieństwa Kapitolu jeszcze nie poznałaś. to, co starałam się Wam ukazać, to zakłamanie, które sobie wyobrażałam czytając książki Suzanne, jeszcze się nie rozwinęło. rozdział 25, jako rozwiązanie większości tajemnic obnaży dopiero brutalność władz Panem w całej okazałości.
cieszę się, że podoba Ci się perspektywa Natalie, bo to jest jedyny fragment tego rozdziału, z którego jestem średnio zadowolona. wydaje mi się być... zbyt mało dynamiczny i - przede wszystkim - za krótki, ale nie potrafiłam zrobić tego lepiej.
i tym bardziej doceniam Twoje słowa!
jejku, dziękuję bardzo! <3 bardzo staram się, aby moi bohaterowie byli realni. mają wiele wad - czasem nawet więcej wad niż zalet - ale to jest coś, co warunkuje bycie człowiekiem. wkładam w pisanie tej historii naprawdę wiele serca, a cechą, którą zawsze staram się nadawać bohaterom jest przede wszystkim zdolność do miłości.
dlatego nawet nie wiesz, jak bardzo budują mnie Twoje słowa.
jeju, dziękuję, w życiu nie usłyszałam tylu komplementów! nigdy nie sądziłam, że jestem niezwykła; myślę, że każdy jest jedyny w swoim rodzaju :) a co do piosenki - zakochałam się, kiedy usłyszałam ją po raz pierwszy; czułam, że wpasuje się w klimat.
"pokochałam ten rozdział tak samo, jak znienawidziłam" - widzę, że czujemy dokładnie to samo :c
dziękuję za komentarz i ogrom ciepłych słów, pozdrawiam ♥
Mam łzy w oczach, a to wszystko przez tą głupią piosenkę, która po prostu mną zapanowała. Idealnie dobrana do treści tekstu..
OdpowiedzUsuńAle....już myślałam, że Nate....Nate powinien, ON POWINIEN. POWINIEN...
Nie chcę mi się wierzyć, po prostu nie chcę. Jejku, jejku...Serio, serio...
ALE
MIMO
WSZYSTKO
Alec...boziu, boziu...
I Nate...no jak można zabić dwóch tak wspaniałych facetów?
JAK?!
Wyszywałam w tym wszystko: ból, cierpienie, smutek, rozgoryczenie, akceptację, miłość...
To takie piękne...
Ale przykre...
Czekam.....
.
Czytając komentarze niżej...zaczynam się zastanawiać, czy dobrze zrozumiałam to, co przeczytałam...
Usuńjeju, usłyszenie, że udało się (nawet z pomocą muzyki) doprowadzić czytelnika do łez to najpiękniejszy komplement, jaki może usłyszeć autor. dziękuję za niego ♥
Usuńrównież uważam, że Nate POWINIEN - ale czy tak faktycznie się stało? to była jego decyzja; i myślę, że zachował się tak, aby być szczęśliwym.
nie pytaj mnie, jak można zabić/skrzywdzić tak wspaniałych facetów, bo to jest pytanie, na które od dawna próbuję sobie odpowiedzieć. tak samo mam z innymi bohaterami: nienawidzę się za to, w jaki sposób skrzywdziłam Roberta i Theory.
cieszę się, że udało mi się pokazać, przelać na papier swoje emocje. zawarłam w ich myślach, zachowaniu i niepewnościach wszystkie uczucia odczuwane podczas pisania tego rozdziału.
i jest mi naprawdę bardzo przykro, że w ten sposób to skończyłam.
ten rozdział kończy się otwarcie - a to znaczy, że każdy ma własną interpretację zakończenia, co jest zdecydowanie piękne. myślę, że już niedługo rozwieję wszystkie wątpliwości co do zwycięzcy Igrzysk ale tymczasem... błagam o cierpliwość :c
dziękuję serdecznie za komentarz i pozdrawiam ♥
ej no
Usuńprzecież Nate nie zginął
jak na razie
no chyba że zginął, i zamiast Taylor zabił samego siebie, ale to nie jest jednoznacznie powiedziane
~xottix
Jeju, jak ja się cieszę, iż Taylor umarła. Doprawdy jej nie lubiłam, tak samo jak Aleca. Cóż, rozdział ok.
OdpowiedzUsuńcieszę się, że Ci się podobał :) mnie ciapowatość Taylor również zaczynała irytować, ale, niestety, wpisywała mi się w kontekst.
Usuńpozdrawiam serdecznie!
Boże.
OdpowiedzUsuńSerio, nie wiem, co powiedzieć. Jestem w szoku. Pomińmy fakt, że siedzę tutaj przykryta kocykiem i otoczona zużytymi chusteczkami, bo płaczę jak debil. To było zbyt wiele. Zabiłaś mnie. Umarłam razem z Taylor. Niesamowite. naprawdę.
To twój najlepszy rozdział, nie mam co do tego wątpliwości. Żadnych. To był najlepszy rozdział i, na Boga, jeżeli nie wydasz jakiejś książki w przyszłości, to przysięgam, znajdę cię i powyrywam ci nogi z dupy. Jesteś wspaniała. Tyle się nacierpiałam w tym rozdziale, że cud, że jeszcze oddycham. I jestem po prostu... no, martwa.
Nate. Nate, Nate, Nate, Nate... dziecko drogie. "Dla Rosie", to mnie zabiło. O, zabił mnie też ten tekst, który był po prostu bezcenny i nadal tkwi mi w głowie:
"– Będzie bolało?
I wtedy okłamał ją ostatni raz.
- Nic nie poczujesz, obiecuję. Po prostu zamknij oczy."
JESTEŚ NIESAMOWITA.
Gdybym chciała ci powiedzieć, co mi się w tym rozdziale podobało najbardziej, to musiałabym go skopiować i w całości wkleić tutaj. Wiesz, spodziewałam się, że Taylor zginie. Ale nigdy bym nie pomyślała, że w taki sposób. Tak, jak w głębi serca przeczuwałam - właśnie odwaliłaś to, o co się martwiłam, czyli poszłaś w Niezgodną. W pewnym sensie. No, zrobiłaś to sześć razy lepiej niż pani Roth (jeżeli przeczytasz książkę albo zaspojlerujesz sobie wszystko, to zrozumiesz, o co mi chodzi. A teraz wracam do rozpaczy). Serio. Sto razy lepiej niż ona.
Piszesz po prostu świetnie, i naprawdę... kurka, nie wiem, co mam powiedzieć. Ten komentarz to masło maślane i jestem tego świadoma, ale... najnormalniej w świecie nie wiem, jak powinnam się zachować, skoro ryczę jak głupia.
I łzy przysłaniają mi z lekka widok na klawiaturę i ekran.
Idę płakać.
Życie jest nie fair.
xoxo, Loks.
ojeju, Loks, dziękuję! ♥ wspominałam już, że fakt, iż udało mi się przelać na papier moje emocje jest niesamowitym komplementem, ale jeżeli udaje mi się przelać je na tyle, aby doprowadzić Cię do łez... wymiękam.
Usuńwtedy jestem wzruszona i kompletnie brakuje mi słów, czyli dokładnie tak, jak teraz.
zgadzam się - to jest jeden z niewielu rozdziałów, które mi się podobają. to znaczy zasadniczo nienawidzę go całym sercem, ale myślę, że wiesz, o co mi chodzi. i dziękuję bardzo! jeśli kiedykolwiek taką książkę napiszę, będziesz pierwszą osobą, która ja dostanie.
obiecuję.
żałuję, że nie dałam Wam możliwości lepszego poznania Rosie, ale postaram się to nadrobić. ona naprawdę wiele znaczy dla Nate'a - i wyłącznie dla niej, a nie dla siebie, ani nawet dla Taylor, zrobił to, co zrobił.
dziękuję ♥ od początku powtarzałam, że zakończenie będzie... niespodziewane, i cały czas podtrzymuję swoje słowa. Igrzyska dobiegły końca, to prawda - ale do końca 73-hunger zostały jeszcze dwa rozdziały i obiecuję, że wykorzystam je, aby Was zaskoczyć. słowo honoru!
dziękuję po raz kolejny - nie sądziłam, że uda Ci się mnie wzruszyć, ale posiadasz takie zdolności ♥
pozdrawiam!
OMG *-*
OdpowiedzUsuńNo i ja teraz nie wiem, kto zginął... Błaaagam, nie trzymaj mnie długo w napięciu :( Biedny, biedny Nate :(
Ryczałam, kiedy czytałam. Istna Niagara... Poduszkę miałam mokrą :,( Jak mogłaś ;-;
Czekam na nn...
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
Ps. Zapraszam :) ----> http://sunterstory.blogspot.com/
nie będę trzymała długo - myślę, że pierwsze słowo nowego rozdziału ostatecznie rozwiąże wszelkie wątpliwości. potworzyłam tyle tajemnic, że kiedyś musi nadejść czas, aby je rozwiązać :) a ostatni rozdział to moja ostatnia szansa.
Usuńcieszę się, że przekazałam Ci moje emocje - sama płakałam, jak pisałam ten rozdział nie mogąc się pogodzić z fabułą, którą (paradoksalnie) sama stworzyłam...
dziękuję bardzo i pozdrawiam ♥
Ja to tak nie do końca ogarnęłam kto zginął.Chyba coś ze mną nie tak. Czytam to zakończenie i czytam, i wraz nie wiem czy umarł Nate czy Taylor.
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to, jak Ty to piszesz, że to takie piękne jest? Zwykłe słowa, a u Ciebie takie piękne i romantyczne i takie cudowne, że aż się popłakałam (co chyba jest normą u mnie przy Twoim opowiadaniu). :)
Nate był taki biedny jak zobaczył Tay całującą Aleca. To musiało być dla niego straszne. A potem Taylor błagająca o śmierć, o matko.
Nie wiem co jeszcze napisać, brak mi słów...
Przepraszam za taki chaotyczny komentarz, ale naprawdę mowę mi odebrało.
Pozdrawiam i dużo, dużo weny!
[pat-czyli-ognistowlosa]
tak, zakończenie zostawiłam w formie otwartej - a to znaczy, że każdy może interpretować je na własny sposób. przyznaję nieśmiało, że to była moja ostatnia szansa, aby Was zostawić w tajemnicy, wiec postanowiłam skrupulatnie ją wykorzystać.
Usuńjeju, dziękuję! wciąż nie wierzę, że udało mi się kogokolwiek doprowadzić do łez - fakt, iż umiem przelewać na papier własne emocje jest dla mnie najwspanialszym komplementem.
Nate to jeden z najbardziej pokrzywdzonych bohaterów - to prawda. mimo wszystko myślę jednak, że najgorsze w tym wszystkim jest że to, co złamało mu serce nie było w rzeczywistości pocałunkiem, a... próbą ratowania Aleca metodą usta-usta.
i to było najgorsze.
dziękuję bardzo, pozdrawiam! :*
Nie czytam przez miesiąc twojego bloga a ty mi Aleka zabijasz?! Ty zabójco!!!!! Alek, Alek... [*]
OdpowiedzUsuń:'''''''C
Nieeeee, nieeee!
W dodatku cały rozdział był tak napięty, że przeczytałam go w minutę (rekord!)
No mimo tego jakże wstrętnego zabójstwa- ZGINIESZ!(kiedyś na pewno, ale zginiesz!)- rozdział mi się baaardzo podobał. Wspaniale opisane uczucia i to trzymanie w niepewności. {aż mi ciarki po plecach nieraz przeszły}
(Czy już wiesz kto przeżyje? Obstawiam, że coś naciągnęłaś z tą Taylor) ^.^
Pozdrawiam i gorąco całuję :***
PS. Boję się czytać poprzedni rozdział o tym jak zabijają Aleka... !
Czyli to ostatni rozdział?
UsuńLOL!
Zamierzasz coś jeszcze pisać???
Jak coś daj znać na moim blogu!
No, nie przeczytałam!
UsuńCzemu?! Hlip, hlip.
Biedny Alek. Głupia Meggi! Głupia Tay!
Hlip, hlip!
No, nicccc. Te-teeeraz ci poooooowiem, że pooprzedni rozdział jest super- jeśli nie liczymy Aleka. Wyjaśnił się ten rozdział i wszystko jest teraz dla mnie bardo spójnnnne.
PS. Będziesz pisałaaa epilog???
Alek, Alek...
Witaj :)
OdpowiedzUsuńPrzez ostatnie dni nadrabiałam rozdziały Twojego bloga. Chwilami zostawiałam komentarz(najważniejszy jest pod notką kończącą część I) i teraz wreszcie mogę skomentować całość.
A zatem jestem zachwycona. Właściwie już pierwszy rozdział utwierdził mnie w przekonaniu, że to będzie ciekawe opowiadanie i nie pomyliłam się. Dostarczyło mi dużo frajdy. Mogłam znów przenieść się w trudny świat Igrzysk i poczuć te emocje. Potrafisz oddać to wszystko niemal równie dobrze jak w książce, a czasem wtrącasz swoje przemyślenia i trafne uwagi.
Bardzo mnie urzekł Twój styl, tak plastyczny, lekki i wartki. Mam wrażenie, że z rozdziału na rozdział jest jeszcze lepiej. Jesteś w stanie oddać wewnętrzne rozterki, ale także dynamiczną akcję na arenie. Wydaje mi się, że chwilami robisz to w sposób filmowy, jakbyś po prostu najeżdżała kamerą na opisywany świat. To bardzo ciekawe.
Wykreowanie własnych postaci to niełatwa sprawa, ale Tobie się udało. Zżyłam się z Pixie, Taylor, Nate'm i innymi. Fajnie, że pokazywałaś to wszystko z różnych perspektyw. Dla mnie osobiście fenomenem jest Pixie - Kapitolonka, która skrywa ciężką przeszłość, która tak wiele znaczy w tym opowiadaniu, tak wiele sobą reprezentuje. Jej losy bardzo mnie zaciekawiły i wzruszyły, zwłaszcza jej końcowa miłość do Roberta :(
Co do Taylor... przyznam, że ona już nie zdobyła takiej mojej sympatii. Odkąd trafiła na arenę, zachowywała się nieco nierozsądnie, jakby to wszystko była tylko zabawa. Muszę też trochę pokrytykować :P Jej znajomość z Alekiem była ciekawa, aczkolwiek kiedy dziewczyna bez pamięci się w nim zakochała i potem cierpiała z jego powodu, zaczęłam się nieco irytować. Tak samo nie do końca podszedł mi jej wątek z Nate'm. Lubię Nate'a, to intrygująca postać, która na pewno ma jeszcze sporo do pokazania, ale nie kupuję tej wielkiej miłości zrodzonej w przeciągu kilku dni. Przywiązanie, owszem, ale miłość? Ogólnie to nieco dziwne, że Taylor przeżyła właściwie dwa romanse w miejscu, gdzie ludzie się zabijają. Katniss i Peeta byli wyjątkiem, byli nowością, dlatego ich uczucie tak przejmowało, a teraz się okazuje, że rok wcześniej sytuacja była podobna. Dlatego jakkolwiek lubię to opowiadanie, ten wątek uważam za nieco... wyolbrzymiony.
Sama końcówka mnie jednak wzruszyła. Finał Finałów rzeczywiście był zaskakujący. To straszne, zostać tylko we dwójkę ze swoim przyjacielem. Też uważam, że Nate ma większe prawo do wygranej. Szkoda mi jednak Taylor i wszystkich ludzi, który pragnęli, by wygrała. Przyznam, że moment jej odejścia opisałaś bardzo poruszająco.
Aha, i wejście w psychikę Nate'a bardzo mi się podobało. To było takie... prawdziwe. Zwłaszcza rozczulił mnie moment, w którym pożegnał się przed kamerą z najbliższymi. Chyba to właśnie największy atut Twojego opowiadania - potrafisz oddać emocje postaci, które zostały rzucone na arenę niczym kości dla psów. Potrafisz pokazać ich strach i nadzieję. To sprawia, że w nie wierzę.
Cóż, to chyba tyle.Zasługujesz na długie komentarze. Twoje opowiadanie jest naprawdę świetne, szkoda, że już się kończy. Postaram się być teraz na bieżąco :)
I tak jeszcze nieśmiało zaproszę do siebie - www.basniowa-pozytywka.blogspot.com. Jest to opowiadanie baśniowe, o mojej wersji królewny Śnieżki. Zapraszam, jeśli masz ochotę :)
Pozdrawiam i życzę weny! ^^
Tego się nie spodziewałam...O.o Ale co dalej? Czekam na kolejny :3
OdpowiedzUsuńZapraszam serdecznie do mnie:
http://twojanazawszeopowiadanie.blogspot.com/
KOBIETO.
OdpowiedzUsuńCZY TO SOBIE ZE MNIE ŻARTUJESZ?
Skończyć w takim momencie?!
Jezus Maria.
Pewnie się okaże, że nagle coś zabiło Nate'a, a nie Taylor. Taylor zacznie ryczeć, dostanie jakiejś psychozy czy coś, później w Kapitolu ją wyleczą, ale i tak nadal będzie miała depresję. Odnajdzie Rosie i jej matkę i podaruje im całą forsę jaką ma, a ta matka ją jeszcze przygarnie i będzie traktowała jak córkę. Następnie Taylor spotka jakiegoś młodzieńca, z niebywale głębokimi, szarymi oczyskami, złotobrązowymi włosami i dołeczkami w policzkach, który będzie ją traktował jak księżniczkę. Lata miną, zanim w końcu pogodzi się z tym, co się stało na arenie, i znowu się zakocha. A później Złotowłosy i Taylor będą mieli trójkę dzieci - dwie śliczne dziewczynki, o równie złotych lokach co ich tata, i czarnowłosego chłopczyka, który zapewne w przyszłości będzie łamał serca dziewczętom.
Tak jak to widzę.
Ogólnie - rozdzial taki idealny, że brak mi słów. Nie mogłam się oderwać od czytania i nie poszłam do kuchni po zupę, i mi wystygła. Ech. Ciężkie jest życie małej Xottix.
Czekam na więcej!
Buźka,
xottix (oczywiście zbyt leniwa, żeby się zalogować) :*
+ czy tylko ja zauważyłam, że nie jest jednoznacznie powiedziane, że to nie Taylor umarła? Przecież jest napisane "Bla bla bla, nic nie poczujesz, czy coś tam. I BUM!!! Huk armaty!! Taylor spada w ciemność AAAAA!!!"
UsuńCzyli możliwe, że Taylor tylko zemdlała, jak to jej się często zdarza.
No ale nie wiem.
~xottix
Wstyd przyznac,że dopiero teraz tu zajrzałam. Wstyd i to totalny.
OdpowiedzUsuńPiszesz fantastycznie! Szukałam jakiś większych błędów,ale NIC nie znalazłam.
Potrafisz utrzymać czytalenika w napięciu, a to zakończenie...niezwykłe po prostu!
Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam też do mnie, może dziś będzie nowy rozdzialik, adres znasz :)
Jejku, popłakałam się! W ogóle się tego nie spodziewałam. Zaskoczyłaś mnie, nie wiem czy pozytywnie. Płakałam jak dziecko, nie umiałam przestać. To okropne, stracić ludzi, którzy byli wszystkim w jeden dzień. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, ściskam ciepło. 💞
OdpowiedzUsuńTa muzyka pasuje idealnie. Rozdział napisany na wysokim poziomie.
OdpowiedzUsuńMam pytanie: planujesz stworzyć kolejne igrzyska? Chętnie poczytam historię kolejnych trybutów.
W wolnej chwili zapraszam: -popiolach-igrzysk.blogspot.com
xdemonicole, czekam:(
OdpowiedzUsuńxottix
xdemonicole! chcemy wiedzieć co będzie dalej! czekamy!
OdpowiedzUsuńproszę, pisz:(
OdpowiedzUsuńCześć! Pragnę poinformować... nie. To zabrzmiało zbyt oficjalnie. Może inaczej. Zostałaś nominowana do Awarda. Więcej informacji na 49igrzyska.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŻyczę weny!
Xdemonicole.. czekamy <////3
OdpowiedzUsuńNadal czekam na dokończenie dzieła. Muszę się dowiedzieć, czy moja interpretacja jest dobra. Życzę weny <3
OdpowiedzUsuńmy czekamy:(
OdpowiedzUsuńBłagam, powiedz w końcu kto zginął!
OdpowiedzUsuńWe're still waiting for the next chapter of this story. My friend translated it to me 'cause I'm from uk, and frankly speaking I fall in love with this one. I'm here for you Xdemonicole, we're looking forward to it. Kisses<3
OdpowiedzUsuńKochana, żyjesz tam? :c
OdpowiedzUsuń