Taylor
wrzasnęła odruchowo, kiedy tuż koło jej ucha rozległ się wystrzał z armaty.
Zanim się zorientowała, leżała na brzuchu w kałuży pełnej błota, a trzymający
ją wcześniej w żelaznym uścisku Butcher wyciągał z kieszeni drugi tasak.
Podniosła się na kolana machinalnie ścierając wodę z ubrudzonej i pomoczonej
twarzy, a potem niepewnie odwróciła głowę. Tuż przed jej oczami rozlegała się
scena niemal żywcem wyjęta z niskobudżetowego horroru: dwóch postawnych,
silnych trybutów umazanych na twarzach błotem i krwią stało naprzeciwko siebie
w pozycji do rozpoczęcia ataku. Na jakiś niewidoczny, znany tylko im chyba sygnał,
błyskawicznie rzucili się do bitwy. Ich walka wyglądała na wcześniej wyreżyserowaną:
kiedy jeden z trybutów wykonywał płynny cios, drugi odpowiadał określonym
unikiem i kontratakiem. Mimo, że niecałe dziesięć metrów od niej rozgrywała się
rzeczywista walka na śmierć i życie, Taylor stała jak zahipnotyzowana. Nie
mogła oderwać wzroku oglądając szaleńczy taniec kopnięć, uderzeń, i ciosów
nożem. Zazwyczaj nie trafiali, ale co jakiś czas jeden z trybutów wydawał
tryumfalne stęknięcie sugerujące, iż ostrze dosięgnęło celu. Mężczyźni zbliżali
się do siebie i odskakiwali, by po chwili znów się przybliżyć. Taylor stała jak
wrośnięta w ziemię oglądając to śmiercionośne tango, któremu jedyny rytm zdawał
się wyznaczać rytm ich serc. I to wszystko mogłoby trwać nieskończoność, gdyby
nie to, że ten grubszy, Butcher, dyszał ciężko i szybko tracił swoją rezerwę
sił. Jego ruchy stawały się coraz wolniejsze i mniej precyzyjne, podczas gdy
drugi z trybutów najwyraźniej dopiero się rozkręcał. Mężczyźni byli skupieni:
ich twarze wyrażały ponure zacięcie, a oczy ciskały gromy. Wyraźnie widać było,
że blondyn wygrywa: atakował Butchera wściekłym gradem ciosów, a ciche
syknięcia tego drugiego wskazywały, że większość z nich była celna. Taylor zamarło
serce, kiedy zobaczyła, że noże obojga z nich pokryte są jasnoczerwoną krwią:
mimo wszystko miała nadzieję, że blondyn wygra, szczególnie po tym, co Butcher
zrobił Melisie…
Melisa! Cassidy gwałtownie poderwała się z miejsca, ślizgając się butami w mokrej kałuży. Zrobiło jej się słabo, kiedy zauważyła nieruchomy, wpatrzony w niebo wzrok trybutki, więc chwyciła się konara drzewa, aby nie upaść. Zacisnęła powieki, aby pozbyć się obrazu poległej sprzed oczu, ale to wcale nie pomogło. Kiedy wspomnienie martwego, szklistego wzroku zaatakowało ją znienacka, aż jęknęła.
I wtedy kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Nagły dźwięk, który wydobył się z ust Taylor na chwilę zdekoncentrował Butchera, a blondyn błyskawicznie to wykorzystał; kiedy oprawca Melisy odwrócił na chwilę głowę, ten zatopił w jego piersi nóż aż po samą rękojeść.
Melisa! Cassidy gwałtownie poderwała się z miejsca, ślizgając się butami w mokrej kałuży. Zrobiło jej się słabo, kiedy zauważyła nieruchomy, wpatrzony w niebo wzrok trybutki, więc chwyciła się konara drzewa, aby nie upaść. Zacisnęła powieki, aby pozbyć się obrazu poległej sprzed oczu, ale to wcale nie pomogło. Kiedy wspomnienie martwego, szklistego wzroku zaatakowało ją znienacka, aż jęknęła.
I wtedy kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Nagły dźwięk, który wydobył się z ust Taylor na chwilę zdekoncentrował Butchera, a blondyn błyskawicznie to wykorzystał; kiedy oprawca Melisy odwrócił na chwilę głowę, ten zatopił w jego piersi nóż aż po samą rękojeść.
Tego Taylor
nie wytrzymała; mroczki przed jej oczami rozświetliły się zdecydowanie
wyraźniej, niż ostatnim razem, a świat aż zatrząsnął się w posadach. Zabijanie
z ukrycia do jedno, a oglądanie walki toczonej na śmierć i życie zakończonej
porażką jednego z trybutów to zupełnie inna sprawa. Zanim mimowolnie zwolniła
uścisk konara i wylądowała w kałuży błota, uświadomiła sobie, że zamiast
patrzeć na bitwę dwojga silniejszych od niej trybutów powinna była… uciekać.
Poczucie, iż znajduje się na polanie sam na sam z dwoma ciałami i uzbrojonym
blondynem ostatecznie odebrało jej przytomność.
Pojawiła się nieprzenikniona ciemność, a w niej kołatała się nieustannie tylko jedno myśl.
Jak mogłaś być taka głupia, Taylor? Już nigdy nie zobaczysz Aleca.
Nigdy nie zobaczysz Aleca.
Alec.
Pojawiła się nieprzenikniona ciemność, a w niej kołatała się nieustannie tylko jedno myśl.
Jak mogłaś być taka głupia, Taylor? Już nigdy nie zobaczysz Aleca.
Nigdy nie zobaczysz Aleca.
Alec.
I z jego imieniem na ustach ciemność pochłonęła ją ostatecznie.
***
- Robercie?
Theory weszła do pokoju i dokładnie omiotła go wzrokiem. Odkąd musieli zwolnić Tin, sprzątaczkę, na wszystkich szafkach osiadał kurz i pyłki zwiędłych już roślin. W pomieszczeniu wyczuć można było mieszankę stęchlizny, duchoty i zapachu starych kwiatów, więc Theory odsunęła aksamitne zasłony i otworzyła ogromne okno. Z poruszonych kurtyn wzbił się w powietrze tabun kurzu, i kobieta rozkaszlała się na dobre. Szybkim krokiem przeszła przez pokój, wyszła na korytarz, zatrzasnęła za sobą drzwi do sypialni. Westchnęła. Odkąd Taylor Cassidy zgłosiła się na trybutkę 73. Igrzysk Śmierci, a ich poukładane dotychczas życie runęło jak domek z kart minął zaledwie tydzień, choć Theory dałaby głowę, że to było kilka lat. Każdy kolejny dzień ciągnął się w nieskończoność, a ani ona, ani Robert nie potrafili nic z tym zrobić. Z bólem patrzyła, jak kolejne demony jej przeszłości dopadają jej męża, jak przestaje się golić i zaczyna chodzić coraz bardziej zgarbiony. W głębi serca zdawała sobie sprawę, że on po prostu potrzebuje wsparcia, ale ona nie czuła się na tyle silna, aby go udzielać. Czuła się jak na emocjonalnej kolejce górskiej z dynamitem przyczepionym do piersi. Jeden krzyk wystarczał, by zdetonować ładunek, więc przygryzała wargę z napięcia podjeżdżając pod górę, i zaciskała zęby, kiedy z niewyobrażalną prędkością staczała się na sam dół. A potem wychodziła z wagonika, ukryta przed światem za warstwą grubego makijażu i amarantową peruką, mówiąc, że było cudownie i że z chęcią wybierze się na to jeszcze raz. Uśmiechała się, dopóki była wśród ludzi, a wieczorem, kiedy dynamit opadał z jej piersi, odreagowywała złość. Krzyczała na Roberta i wykrzywiała wargi, ilekroć próbował ją uspokoić, a potem padała na łóżko w zakurzonej sypialni i płakała całą noc. Nic nie było takie proste, jak się wydawało, a to załamywało ją jeszcze bardziej. Jakby tego było mało, Kapitol postanowił ją ukarać za nieposłuszeństwo; zaledwie dwa dni po powrocie do Kapitolu Robert poinformował ją, że państwo zajęło całą gotówkę z ich konta i wszystkie akcje firmy. Wiedziała, że w tamtym momencie powinna była przytulić go i wesprzeć, bo to przez nią on stracił wszystko, co posiadał, ale tego nie zrobiła. W tamtej chwili tak odległej, że zdawała się być z innego wymiaru, emocjonalnie, fizycznie i psychicznie wykończona Theory wrzasnęła, iż gdyby nie był takim nieudacznikiem, to odłożyłby jakieś pieniądze i mieliby za co żyć.
Czy to wtedy Robert pierwszy raz zajrzał do kieliszka?
Wolała o tym nie myśleć.
Pogrążona w myślach nie zauważyła, jak do niej podszedł.
- Theory – powiedział z taką samą czułością jak zawsze, ale jego głos był zachrypnięty, a ręka nie ruszyła się, by odgarnąć jej włosy z czoła. Dystans, który między nimi powstał w czasie tych kilku kolejnych dni był jak huragan: niespodziewany, gwałtownie rosnący, i wyniszczający ich samych do cna.
- Robercie. – Zauważyła, że pod oczami ma ogromne, sinofioletowe wory, których nie widziała nigdy wcześniej. – Znalazłam… Znalazłam sposób.
- Sposób? – zapytał, nie rozumiejąc, o co dokładnie chodzi. – Sposób na co?
Przygryzła wargę.
- Sposób, w jaki mogę wysłać Taylor pieniądze.
Robert wpatrywał się w jej oczy, a jego wzrok jakimś cudem wyrażał bezradność, miłość, i tęsknotę jednocześnie.
- Ale my nie mamy pieniędzy.
- Wiem.
Wzięła głęboki oddech, a on pomyślał, że cały czas kocha ją tak mocno, jak nikogo innego, i że zrobi dla niej wszystko. Kochał ją nawet teraz – a może szczególnie teraz – kiedy ich w życiu wszystko rozsypywało się po kolei. Kochał ją – cholera, naprawdę ją kochał! – i wiedział, że to uczucie pomoże mu przetrwać.
Jej cichy, drżący głos sprawił, że zapragnął po prostu ją przytulić.
- Znalazłam sposób – wyszeptała, a on spojrzał na jej pełne łez oczy i zrozumiał wszystko w jednej chwili.
Tym razem się nie powstrzymał: po prostu zamknął ją w uścisku swoich ramion, całując w czoło i delikatnie głaszcząc po plecach.
I chociaż na początku byli spięci, po chwili rozluźnili się, odnajdując spokój w tej prostej czynności. A kiedy Robert poczuł, jak wilgotnieje jego koszulka, przez chwilę poczuł dumę.
Był dumny ze swojej żony, która dla dziecka była w stanie poświęcić wszystko, i powrócić do życia przed którym uciekała przez szesnaście lat.
Theory weszła do pokoju i dokładnie omiotła go wzrokiem. Odkąd musieli zwolnić Tin, sprzątaczkę, na wszystkich szafkach osiadał kurz i pyłki zwiędłych już roślin. W pomieszczeniu wyczuć można było mieszankę stęchlizny, duchoty i zapachu starych kwiatów, więc Theory odsunęła aksamitne zasłony i otworzyła ogromne okno. Z poruszonych kurtyn wzbił się w powietrze tabun kurzu, i kobieta rozkaszlała się na dobre. Szybkim krokiem przeszła przez pokój, wyszła na korytarz, zatrzasnęła za sobą drzwi do sypialni. Westchnęła. Odkąd Taylor Cassidy zgłosiła się na trybutkę 73. Igrzysk Śmierci, a ich poukładane dotychczas życie runęło jak domek z kart minął zaledwie tydzień, choć Theory dałaby głowę, że to było kilka lat. Każdy kolejny dzień ciągnął się w nieskończoność, a ani ona, ani Robert nie potrafili nic z tym zrobić. Z bólem patrzyła, jak kolejne demony jej przeszłości dopadają jej męża, jak przestaje się golić i zaczyna chodzić coraz bardziej zgarbiony. W głębi serca zdawała sobie sprawę, że on po prostu potrzebuje wsparcia, ale ona nie czuła się na tyle silna, aby go udzielać. Czuła się jak na emocjonalnej kolejce górskiej z dynamitem przyczepionym do piersi. Jeden krzyk wystarczał, by zdetonować ładunek, więc przygryzała wargę z napięcia podjeżdżając pod górę, i zaciskała zęby, kiedy z niewyobrażalną prędkością staczała się na sam dół. A potem wychodziła z wagonika, ukryta przed światem za warstwą grubego makijażu i amarantową peruką, mówiąc, że było cudownie i że z chęcią wybierze się na to jeszcze raz. Uśmiechała się, dopóki była wśród ludzi, a wieczorem, kiedy dynamit opadał z jej piersi, odreagowywała złość. Krzyczała na Roberta i wykrzywiała wargi, ilekroć próbował ją uspokoić, a potem padała na łóżko w zakurzonej sypialni i płakała całą noc. Nic nie było takie proste, jak się wydawało, a to załamywało ją jeszcze bardziej. Jakby tego było mało, Kapitol postanowił ją ukarać za nieposłuszeństwo; zaledwie dwa dni po powrocie do Kapitolu Robert poinformował ją, że państwo zajęło całą gotówkę z ich konta i wszystkie akcje firmy. Wiedziała, że w tamtym momencie powinna była przytulić go i wesprzeć, bo to przez nią on stracił wszystko, co posiadał, ale tego nie zrobiła. W tamtej chwili tak odległej, że zdawała się być z innego wymiaru, emocjonalnie, fizycznie i psychicznie wykończona Theory wrzasnęła, iż gdyby nie był takim nieudacznikiem, to odłożyłby jakieś pieniądze i mieliby za co żyć.
Czy to wtedy Robert pierwszy raz zajrzał do kieliszka?
Wolała o tym nie myśleć.
Pogrążona w myślach nie zauważyła, jak do niej podszedł.
- Theory – powiedział z taką samą czułością jak zawsze, ale jego głos był zachrypnięty, a ręka nie ruszyła się, by odgarnąć jej włosy z czoła. Dystans, który między nimi powstał w czasie tych kilku kolejnych dni był jak huragan: niespodziewany, gwałtownie rosnący, i wyniszczający ich samych do cna.
- Robercie. – Zauważyła, że pod oczami ma ogromne, sinofioletowe wory, których nie widziała nigdy wcześniej. – Znalazłam… Znalazłam sposób.
- Sposób? – zapytał, nie rozumiejąc, o co dokładnie chodzi. – Sposób na co?
Przygryzła wargę.
- Sposób, w jaki mogę wysłać Taylor pieniądze.
Robert wpatrywał się w jej oczy, a jego wzrok jakimś cudem wyrażał bezradność, miłość, i tęsknotę jednocześnie.
- Ale my nie mamy pieniędzy.
- Wiem.
Wzięła głęboki oddech, a on pomyślał, że cały czas kocha ją tak mocno, jak nikogo innego, i że zrobi dla niej wszystko. Kochał ją nawet teraz – a może szczególnie teraz – kiedy ich w życiu wszystko rozsypywało się po kolei. Kochał ją – cholera, naprawdę ją kochał! – i wiedział, że to uczucie pomoże mu przetrwać.
Jej cichy, drżący głos sprawił, że zapragnął po prostu ją przytulić.
- Znalazłam sposób – wyszeptała, a on spojrzał na jej pełne łez oczy i zrozumiał wszystko w jednej chwili.
Tym razem się nie powstrzymał: po prostu zamknął ją w uścisku swoich ramion, całując w czoło i delikatnie głaszcząc po plecach.
I chociaż na początku byli spięci, po chwili rozluźnili się, odnajdując spokój w tej prostej czynności. A kiedy Robert poczuł, jak wilgotnieje jego koszulka, przez chwilę poczuł dumę.
Był dumny ze swojej żony, która dla dziecka była w stanie poświęcić wszystko, i powrócić do życia przed którym uciekała przez szesnaście lat.
I tylko przez
chwilę, przez jedną, krótką chwilę, zastanawiał się, dlaczego i jego nie
potrafi tak pokochać.
***
- Taylor?
Taylor, obudź się!
Kiedy ostre jak igła, bolesne dźwięki przedarły się przez jej świadomość, niemal jęknęła. Miała ochotę po raz kolejny zatopić się w miękkiej, otulającej zmysły ciemności, i już nigdy z niej nie wychodzić. Ale to były Igrzyska Śmierci, a nie jakiś koszmarny sen na jawie, więc po chwili z niechęcią otworzyła oczy. Była przekonana, że oślepi ją światło, ale widok, który ujrzała, kompletnie zbił ją z tropu. Znajdowała się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zemdlała; co dziwniejsze, oba ciała trybutów znajdowały się na swoich miejscach, a blondyn – ten, który zabił Butchera i miał okazję zabić i ją, kiedy była nieprzytomna – stał nad nią i wyciągał w jej kierunku rękę.
- Nareszcie – prychnął z wyższością, kiedy zauważył, że otwiera oczy. – Ruszaj się, musimy iść.
Mózg Taylor wciąż jeszcze pracował na wolnych obrotach.
- Musimy iść? – Zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, co stało się, zanim zemdlała. Czy zawarła z nim jakiś sojusz? – Razem? Ale dokąd?
Blondyn tylko wywrócił oczami.
- Uratowałem ci życie, więc teraz to ja przejmuję dowodzenie. Masz mnie słuchać i robić, cokolwiek ci każę. A teraz rusz się, musimy się stąd zmywać.
Z rosnącym zaskoczeniem obserwowała scenę, która rozgrywała się na jej oczach – i to z nią w roli głównej. Blondyn, wciąż z resztkami zaschniętej krwi na nożu, odwrócił się do niej plecami i odszedł kilka kroków, a potem odwrócił się i ponaglił ją wzrokiem.
Nie mogła go skojarzyć – to znaczy owszem, była pewna, że gdzieś go kiedyś widziała, ale… Nie miała pojęcia, gdzie. W tej chwili zniecierpliwiony wyraźnie chłopak podrzucił w górę nóż, a potem, jakby od niechcenia, złapał go w dwa palce kilka centymetrów nad swoim czołem.
I wtedy ją olśniło. To Zawodowiec!
Jęknęła cicho, a potem zaczęła rozchlapywać błoto dłońmi w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni. Zawodowiec chce jej uratować życie? Bzdura. To na pewno pułapka! Taylor zamarła. Co on chce jej zrobić? Zabić na oczach wszystkich? Zgwałcić, tak jak Butcher Melisę i jeszcze inną dziewczynę? A może… torturować? To miało sens.
Wciągnęła z sykiem powietrze.
Musiała znaleźć broń.
- Ciszej – syknął zirytowany chłopak, kiedy usłyszał plusk wody, którą Taylor rozchlapywała dłońmi. – Ruszamy stąd. Wstaniesz sama czy mam cię podnieść?
Dziewczyna zawahała się, ale w tej właśnie chwili wymacała prawą ręką jakiś duży, ciężki kamień, który mógł jej posłużyć za prowizoryczną broń. Wzięła głęboki oddech, aby uspokoić oszalałe serce, a kiedy prowizoryczny plan ukształtował się w jej głowie, zmusiła się do wydania głosu.
- Pomożesz mi wstać? – Zapytała drżącym głosem, za co zaraz przeklęła się w myślach. Miałaś być pewna siebie, idiotko! – Bo nie mogę… Nie mam tyle siły.
Blondyn uniósł brwi w geście kpiny, ale nie powiedział nic zgryźliwego; najwyraźniej naprawdę zależało mu, aby ruszyć się z miejsca.
- Podaj mi rękę – zażądał władczo, stając nad nią w rozkroku. I zrobiła to; w momencie, w którym skupił siły i pociągnął ją, aby pomóc jej wstać, z rozpędu uderzyła go w głowę kamieniem, który trzymała w drugiej ręce.
Poczuła cichy błysk tryumfu, kiedy chłopak stracił przytomność i runął na ziemię jak powalona kłoda. Automatycznie odwróciła głowę i znalazła nóż Butchera leżący dwa metry od niej: wystarczyło go tylko podnieść i wbić blondynowi w pierś – to było takie proste! A jednak zawahała się, spoglądając na spokojne oblicze leżącego przed nią chłopaka.
Nie dość osób już dziś zabiłaś, Taylor?
- To są Igrzyska Śmierci – mruknęła, nie zdając sobie sprawy, że kolejny raz rozmawia sama ze sobą. – To jest normalne.
To nie jest normalne, Taylor. Nie powinnaś robić mu krzywdy.
- Ale on by mi zrobił!
On uratował ci życie.
Chociaż wewnętrzny głos miał rację, Taylor nie dawała za wygraną.
- To Zawodowiec.
Cisza.
- W takim razie go tu zostawiam – rzuciła, i zaczęła się do zbierania Butcherowej broni. Tym razem będzie mogła się bronić.
Nie możesz go tu zostawić na pewną śmierć. On uratował ci życie.
Taylor jęknęła; od rozmów samej ze sobą bolała ją głowa.
- Więc co mam zrobić?
Tym razem nie nadeszła żadna odpowiedź.
Kiedy ostre jak igła, bolesne dźwięki przedarły się przez jej świadomość, niemal jęknęła. Miała ochotę po raz kolejny zatopić się w miękkiej, otulającej zmysły ciemności, i już nigdy z niej nie wychodzić. Ale to były Igrzyska Śmierci, a nie jakiś koszmarny sen na jawie, więc po chwili z niechęcią otworzyła oczy. Była przekonana, że oślepi ją światło, ale widok, który ujrzała, kompletnie zbił ją z tropu. Znajdowała się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zemdlała; co dziwniejsze, oba ciała trybutów znajdowały się na swoich miejscach, a blondyn – ten, który zabił Butchera i miał okazję zabić i ją, kiedy była nieprzytomna – stał nad nią i wyciągał w jej kierunku rękę.
- Nareszcie – prychnął z wyższością, kiedy zauważył, że otwiera oczy. – Ruszaj się, musimy iść.
Mózg Taylor wciąż jeszcze pracował na wolnych obrotach.
- Musimy iść? – Zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć, co stało się, zanim zemdlała. Czy zawarła z nim jakiś sojusz? – Razem? Ale dokąd?
Blondyn tylko wywrócił oczami.
- Uratowałem ci życie, więc teraz to ja przejmuję dowodzenie. Masz mnie słuchać i robić, cokolwiek ci każę. A teraz rusz się, musimy się stąd zmywać.
Z rosnącym zaskoczeniem obserwowała scenę, która rozgrywała się na jej oczach – i to z nią w roli głównej. Blondyn, wciąż z resztkami zaschniętej krwi na nożu, odwrócił się do niej plecami i odszedł kilka kroków, a potem odwrócił się i ponaglił ją wzrokiem.
Nie mogła go skojarzyć – to znaczy owszem, była pewna, że gdzieś go kiedyś widziała, ale… Nie miała pojęcia, gdzie. W tej chwili zniecierpliwiony wyraźnie chłopak podrzucił w górę nóż, a potem, jakby od niechcenia, złapał go w dwa palce kilka centymetrów nad swoim czołem.
I wtedy ją olśniło. To Zawodowiec!
Jęknęła cicho, a potem zaczęła rozchlapywać błoto dłońmi w poszukiwaniu jakiejkolwiek broni. Zawodowiec chce jej uratować życie? Bzdura. To na pewno pułapka! Taylor zamarła. Co on chce jej zrobić? Zabić na oczach wszystkich? Zgwałcić, tak jak Butcher Melisę i jeszcze inną dziewczynę? A może… torturować? To miało sens.
Wciągnęła z sykiem powietrze.
Musiała znaleźć broń.
- Ciszej – syknął zirytowany chłopak, kiedy usłyszał plusk wody, którą Taylor rozchlapywała dłońmi. – Ruszamy stąd. Wstaniesz sama czy mam cię podnieść?
Dziewczyna zawahała się, ale w tej właśnie chwili wymacała prawą ręką jakiś duży, ciężki kamień, który mógł jej posłużyć za prowizoryczną broń. Wzięła głęboki oddech, aby uspokoić oszalałe serce, a kiedy prowizoryczny plan ukształtował się w jej głowie, zmusiła się do wydania głosu.
- Pomożesz mi wstać? – Zapytała drżącym głosem, za co zaraz przeklęła się w myślach. Miałaś być pewna siebie, idiotko! – Bo nie mogę… Nie mam tyle siły.
Blondyn uniósł brwi w geście kpiny, ale nie powiedział nic zgryźliwego; najwyraźniej naprawdę zależało mu, aby ruszyć się z miejsca.
- Podaj mi rękę – zażądał władczo, stając nad nią w rozkroku. I zrobiła to; w momencie, w którym skupił siły i pociągnął ją, aby pomóc jej wstać, z rozpędu uderzyła go w głowę kamieniem, który trzymała w drugiej ręce.
Poczuła cichy błysk tryumfu, kiedy chłopak stracił przytomność i runął na ziemię jak powalona kłoda. Automatycznie odwróciła głowę i znalazła nóż Butchera leżący dwa metry od niej: wystarczyło go tylko podnieść i wbić blondynowi w pierś – to było takie proste! A jednak zawahała się, spoglądając na spokojne oblicze leżącego przed nią chłopaka.
Nie dość osób już dziś zabiłaś, Taylor?
- To są Igrzyska Śmierci – mruknęła, nie zdając sobie sprawy, że kolejny raz rozmawia sama ze sobą. – To jest normalne.
To nie jest normalne, Taylor. Nie powinnaś robić mu krzywdy.
- Ale on by mi zrobił!
On uratował ci życie.
Chociaż wewnętrzny głos miał rację, Taylor nie dawała za wygraną.
- To Zawodowiec.
Cisza.
- W takim razie go tu zostawiam – rzuciła, i zaczęła się do zbierania Butcherowej broni. Tym razem będzie mogła się bronić.
Nie możesz go tu zostawić na pewną śmierć. On uratował ci życie.
Taylor jęknęła; od rozmów samej ze sobą bolała ją głowa.
- Więc co mam zrobić?
Tym razem nie nadeszła żadna odpowiedź.
__
Dziękuję,
dziękuję, dziękuję! Gdyby nie rosnąca liczba obserwatorów i komentarzy, trzy
ostatnie rozdziały prawdopodobnie nie powstałyby wcale. Jesteście przecudowni!
Jeśli chodzi o
ten rozdział, to jestem nawet zadowolona. Nie przeczę, mógł być dłuższy, ale
wtedy opublikowałabym go chyba za rok :D
Jeśli chodzi o
ogłoszenia: Aithnne z Shiibuyi opublikowała ocenę mojego bloga, więc jeśli ktoś
miałby ochotę ją przeczytać – zapraszam :) Poza tym mój blog został poddany
badaniu na współczynnik mglistości Gunninga i osiągnął całkiem niezły wynik –
okazuje się, że piszę całkiem zrozumiale. O wynikach poczytać można tutaj.
Kolejny
szablon – tym razem kleiłam go sama, więc jeśli coś się rozjeżdża dajcie mi
znać. To chyba tyle. Ach, i postaram się odpisać na wszystkie
komentarze pod ostatnim postem – wybaczcie aż tak okropne opóźnienia, ale od
początku wakacji byłam w domu całe 3 dni, i dzisiaj znów wyjeżdżam :D Pewnie dopiero w piątek dorwę się do internetu, i będę odpowiadać do upadłego. Wszystkie
blogi, które czytam, nadrobię po powrocie. Mam nadzieję.
Pozdrawiam
serdecznie!
Jezu ;___;
OdpowiedzUsuńCzuję niedosyt. Szkoda, że rozdział jest krótszy ostatniego... Albo mi się zdaje?
Co zrobi Taylor? Nie powinna go zabijać, mogłby jej pomóc, chyba że ją wrobi....
I jaki sposób ma Pixie?
Gdzie jest Alec?
Och, tyle pytań, a tak mało odpowiedzi :<
Postaram się cierpliwie czekać, mimo tego że do cierpliwych nie należę.
Pozdrawiam i weny życzę! :D
G.J. aka Johanna Mason
Ah, a co do szablonu: podoba mi się, ale szkoda że nie ma mojej ukochanej zakładki polecane, w której znajdowałam świetne blogi, spisy i szablonownice :(
Usuńjest, jest! zalinkowana sprytnie pod "co lubię" w tekście pod nagłówkiem :)
Usuńnie jest krótszy, dłuższy o całą stronę w wordzie :> ale cieszę się, że wydaje się krótki, bo to znaczy, że szybko się czytało, o!
Taylor, powiem Ci, zdecydowanie zaskoczy. i to chyba przede wszystkim Zawodowca, ale o tym już w kolejnym rozdziale :3
Pixie... cóż. to, co wymyśliła zdecydowanie nie będzie łatwe ani dla niej, ani dla Roberta, ale ona uważa, że to jedyne wyjście... dam Ci wskazówkę: to coś, przed czym ona bardzo chciała uciec, a co spotyka tryumfatorów. Robert spróbuje innej drogi zdobycia sponsorów, która dla niego będzie równie trudna, choć obiektywnie patrząc, o wiele łatwiejsza. kombinuj! :D
dziękuję bardzo! :*
Ależ ze mnie gapa ;_;
UsuńFakt, zakładka jest, wybacz.
Czytało się gładko i szybko, że koniec aż mnie zdziwił, pewnie dlatego ;)
O rany! Biedna Pixie :(
Witaj, kochana!
OdpowiedzUsuńAAAaaaaaaa *o* <3
Kiedy weszłam do siebie na bloga i zobaczyłam, że dodałaś NN, przez pierwsze kilka chwil byłam zaskoczona i w lekkim szoku. Nie wiem, chyba nie spodziewałam się, że pojawi się dzisiaj. Parę sekund później, gdy mi przeszło, wpadłam do Ciebie i przeczytałam rozdział. <3
Cudny, zresztą jak zawsze. Chyba już Ci nie raz pisałam, że uwielbiam Twój styl. ;)
Ja bym chyba jednak zaufała temu chłopakowi i poszła za nim. Nie wiem czemu, po prostu mam wrażenie, że on nie chciał skrzywdzić Taylor. Ale nie wiem, co tam u Ciebie w głowie za pomysły siedzą, więc po prostu siądę grzecznie na tyłku i będę cierpliwie czekać na NN. :D
Uwielbiam Roberta. Jejku on tak bardzo kocha Theory... To jest takie piękne, ach. <3
Weny, kochana, weny!
Pozdrawiam,
Eveline
cóż, mnie się terminy nigdy nie trzymają - albo to ja nie trzymam się ich :D
Usuńcóż, faktycznie blondyn jej pomógł - tylko podstawowe pytanie: kim on jest? czego chce? dlaczego uratował jej życie? i, przede wszystkim: czy Taylor powinna ryzykować własnym życiem licząc, że on zrobił to bezinteresownie, czy po prostu go zabić i zlikwidować groźnego przeciwnika? a może w ten sposób sprowadzi na siebie jeszcze większe kłopoty? kurczę, sama nie wiem, co bym zrobiła na jej miejscu, tym bardziej, że ostatni sojusznik, którego znalazła, próbował ją otruć :DD
dziękuję Ci bardzo! <3
Nowy szablon, zaiste, piękny. Masz talent! Zazdroszczę ci mam nadzieję, że nie pozielenieję jak Wiedźma, bo serio, jak możesz tak pięknie pisać i do tego jeszcze znać się na grafice? Co jeszcze. NO, dalej, dobij mnie swoją perfekcją.
OdpowiedzUsuńDobra, ale przechodzę do rozdziału.
Boże, jak to możliwe, że nie znalazłam w nim prawie żadnych dialogów, a tak bardzo poruszył moje serce? Wiem, co zrobię. Mnie tym grozili, ale do mnie to nie pasuje. ZMUSZĘ CIĘ DO NAPISANIA KSIĄŻKI. Będę nad tobą stać z batem i czekać, aż skończysz, a potem to wydasz i dasz mi pierwszy egzemplarz z autografem. Bo te sceny, które tutaj opisałaś... walka słodkiego pana Zawodowca z Butcherem. Reakcja Taylor. Theory, która daje upust emocjom. Swoiste wyznanie uczuć Roberta. Matko kochana, dawno tak nie płakałam (okay, płakałam na trailerze Hobbita... i odrobię na Teen Wolfie... anyway!).
Jesteś niesamowita. Wiem, że ci słodzę, i możesz mnie za to nienawidzić, ale serio tak uważam - jesteś taką perełką.
"Jak mogłaś być taka głupia, Taylor? Już nigdy nie zobaczysz Aleca.
Nigdy nie zobaczysz Aleca.
Alec.
I z jego imieniem na ustach ciemność pochłonęła ją ostatecznie." To mi złamało serce i dobiło. Kocham cię ale cię nienawidzę, wiesz? Matko, cudne. Po prostu... brak słów.
Ach, no i dylematy moralne Taylor. To mnie zaciekawiło. Bo to w końcu Igrzyska, a co za tym idzie, pojawia się zasada: "zabijasz, żeby przeżyć". A ona i tak ma z tym problemy. Jestem ciekawa, jak sobie dalej poradzi...
Czekałam tyle na ten rozdział, ale warto było, och, warto!
No i gdzie ten Alec? Ja chcę się w końcu dowiedzieć, co u niego!
I co wymyśliła Theory!
A, tak z ciekawości - gdzie się podziała Elsa?...
Dobra, czekam na następny. Mam nadzieję, że tym razem nie będziesz nas tak długo trzymać w niepewności.
Loks, jak miło Cię widzieć! <3
Usuńjejku, dziękuję Ci bardzo :3 chwilowo mi się ten szablon także podoba, ale daj mi jeszcze tydzień i zacznę jęczeć, że nie mogę go znieść. bycie zmiennym wcale nie jest takie fajne, choć to podobno kobieca cecha.
o, masz rację, nie ma dialogów :o dziwne, zazwyczaj pcham ich pełno, i wtedy rozdział jest dłuższy xd cieszę się, że udało mi się Ciebie poruszyć - to zawsze jest największa nagroda dla autora... albo przynajmniej dla mnie.
okok, zgadzam się! jak już napiszę książkę, wyślę Ci 1000 pierwszych egzemplarzy z autografem, a zaraz potem pobiegnę do mamy i powiem "zobacz, tysiąc egzemplarzy poszło w 5 minut!" :DDD
nie mogę Cię nienawidzić za to, że mi słodzisz! mogę Cię uwielbiać, i to właśnie robię, a co :3 i dzięęęękuję bardzo, to naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Taylor ma problemy ze wszystkim, bo nigdy nie ma zielonego pojęcia, co zrobić, a jak już coś robi, to zazwyczaj źle. w sumie pewnie sama ześwirowałabym na arenie, szczególnie przy takich sytuacjach w których ją bezczelnie stawiam, ale co tam :D swoją drogą, muszę Ci powiedzieć, że to, co finalnie wykombinuje z Zawodowcem zaskoczy nawet jego samego... o!
Alec już niedługo, choć pewnie nie do końca w takiej odsłonie, w jakiej się spodziewasz :3 a Theory... hm. znalazła wyjście, które absolutnie nie jest ani łatwe, ani właściwe, ale prawdopodobnie jedyne.
a Elsa zaginęła w akcji, pewnie kiedyś ją jeszcze odnajdę xd
pozdrawiam i dziękuję Ci bardzo! :*
O jejciu... znowu piękno tego szablonu mnie olśniło :D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, jak cała reszta. Przeczytałam i chcę więcej! To ile tych stron w wordzie w końcu było? Z siedem? I tak za mało! Już, pisz, chcę czytać!
Naprawdę, weź się za pisanie jakiejś książki. Będziesz na listach bestsellerów *.* A ja wykupię wszystkie egzemplarze Twojej pierwszej książki, żebym na pewno miała co czytać.
Co?! Czytam komentarze wyżej i to o Pixie... czy ona, no, wiesz... z Senecą? biedna :( A Robert...? Co on zrobi? Myślę, myślę i nic nie wymyśliłam. Pewnie i tak nic nie zrozumiałaś, ale to cała ja i moje chaotyczne komentarze ;)
cieszę się, że Ci się podoba, ja także uważam, że wygląda nieźle <3
Usuńsiedem nie, pięć i pół - chociaż wygląda na trochę więcej pewnie ze względu na brak dialogów. Robert? ha! Robert ma plan, który emocjonalnie uderzy w niego chyba nawet mocniej, niż plan Theory w nią samą, ale on jest w stanie zrobić dla niej wszystko.
Pixie? z Senecą? w pewien sposób, tak. ale nie wiem, czy w tym kontekście, o którym myślisz :D
dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie :*
Och, no to... ja, nieudacznik, nominowałam Cię do LA...
Usuńlisie-serce.blogspot.com
Ja tak na momencik. c:
OdpowiedzUsuńZa każdym razem, gdy tu wejdę to masz inny szablon. :D I każdy świetny, co najdziwniejsze.
Rozdział jak zwykle genialny. Stęskniłam się za Theory. Ciekawa jestem, co takiego wymyśliła...No i żal mi Roberta.
Hm, ciekawi mnie ten chłopak, który uratował Taylor. Czy on naprawdę chce jej pomóc? Może ma sojusz z Alekiem? (przepraszam, nie wiem, jak odmienić to imię xd) I co zrobi Taylor, ucieknie? Ja właśnie tak bym zrobiła, ale ona myśli "ciut" inaczej niż ja. ;)
Gratuluję wysokiej oceny!
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.
Miłych wakacji! :)
dziękuję Ci bardzo! ja także się za nią stęskniłam - mimo, że nie pojawiała się tylko bodajże przez dwa rozdziały czułam, jakbym nie pisała o niej od lat :D przywiązałam się do Theory, cholera.
UsuńTaylor ma własny, dość szalony plan, który tradycyjnie narazi ją na ryzyko. mimo, że według logiki powinna zabić, ewentualnie zostawić zawodowca, będzie obawiała się wyrzutów sumienia - i to właśnie może ją zgubić. ale o tym w odleeegłej przyszłości, tak myślę.
dziękuję serdecznie i pozdrawiam :*
Przeżywam zachwyt - świetnie napisane, cud i miód. Robert taki naturalny, Pixie zresztą też. Tay wreszcie zmądrzała, a tego Zawodowca jakoś polubiłam - taki zarozumiały ♥ Mam nadzieje, że Tay i on jeszcze się spotkają i odbędą dłuższą rozmowę xD
OdpowiedzUsuńNiech ucieka i niech spotka potem Aleca, który się okaże w jakimś sojuszu np. Z Zawodowcami. Albo nie, sama wymyśl, bo świetnie to robisz.
Zasłużona ocena! No i ładny nowy szablon
Całuski
~~Lou Leen
dziękuję :3 bardzo staram się pokazać, że moi bohaterowie są "ludzcy", a nie papierowi.
Usuńoj, zawodowiec i Tay spotkają się na pewno - tylko, że w niebyt sprzyjających okolicznościach. ha, spotkanie z Alekiem szykuje się także - i mogę zdradzić, że to będzie... interesujące wydarzenie :3
dziękuję Ci bardzo i pozdrawiam! :*
shit. napisałam Ci wczoraj komentarz taki ładny i nie ma :(
OdpowiedzUsuńrozdział jest świetny <3 Robert jest taki czuły i taki oddany Pixie :'( ciekawe, jaki sposób ma ta nasza bohaterka. podziwiam ją - jest gotowa oddać życie za Taylor, chociaż sama tyle przeszła i należy jej się szczęście :(
jeśli kiedyś napiszesz książkę, obiecuję, że będziesz miała mnóóóóstwooo fanów, a ja będę jedną z największych <3
co do Taylor - trochę denerwuje mnie swoją naiwnością. jak mogła uwierzyć Hanae? no proszę, to są Głodowe Igrzyska, heloooł ;< no ale trudno
szkoda, że pozbawiła przytomności tego zawodowca. to jest Nathan, tak? Taylor, nie zabijaj go! on ci pomoże!
co do Aleca - tęsknię za nim :c
i tęsknię za Natalie :(
ja chcę Natalie i Aleca!
Szablon - śliczny. Ale najbardziej ze wszystkich, które miałaś, podobał mi się ten taki różowo-granatowy, ten śliiiiczny, ten, który był ustawiony, gdy Taylor pierwszy raz zobaczyła arenę.
BYŁ CUDNY <3
cud miód orzeszki
Pozdrowienia i powodzenia z nowym rozdziałem !
xottix
PS zapraszam na mojego nowego bloga http://maybe-one-day-world-will-be-different.blogspot.com/
właśnie, mam pytanie - kto zrobił Ci tamten szablon, ten granatowo-różowy, o którym mówiłam? (ten z napisem may the odds be ever in your favour)
Usuńbo jeśli odwiedzisz mojego nowego bloga to zauważysz, iż nie mam żadnego szablonu i jest mi bardzo potrzebny, to też chciałabym wiedzieć, gdzie się zwrócić o pomoc.
blogger wariuje, pozjadał wszystkie moje wczorajsze odpowiedzi :c
Usuńo, cóż za piękne zdanie! Theory faktycznie należy się szczęście, ale to, na co zasługujemy i to, co otrzymujemy to zazwyczaj dwie różne rzeczy.
Tay jest ufna z natury - i musimy pamiętać, że jej "znajomość" z Hanae zaczęła się jeszcze w Kapitolu, kiedy ta pomogła jej w kryzysowej sytuacji. właśnie dlatego Taylor stwierdziła, że może jej zaufać... i to, jak już wiemy, był błąd.
o, widzę, że się domyśliłaś! tak, to jest Nate :) a jeśli chodzi o spotkanie z Alekiem i Natalie - spokojnie, wszystko w swoim czasie. co prawda zdecydowanie nie będzie ono przyjemne i na dłuższą metę niemal tragiczne w skutki, ale o tym później... dużo, dużo później.
dziękuję bardzo, jesteś kochana! pozdrawiam serdecznie :*
__
chodzi Ci o ten szablon, xottix? autorka stoi przed Tobą! normalnie nie udostępniam "second-handowych" szablonów, ale dla jednej z najwierniejszych czytelniczek z chęcią zrobię wyjątek :3 pisz na maila xdemonicole@onet.pl, to wyślę Ci html i instrukcje.
tak, chodzi o ten! jest rewelacyjny <3
Usuńlecę do Ciebie pisać !
Jestem. Wróciłam. Nadrobiłam wszystko.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tyle mnie nie było.
Opis bitwy przecudowny tak samo jak myśli Theory. :)
Chyba skumałam co Pixie chce zrobić.
A Robert to normalnie święty człowiek. Taka miłość jest niespotykana. :D
Ten zawodowiec był jakiś dziwny. Ciekawe jaki miał cel w pomaganiu Taylor.
A Taylor choć raz się wycwaniła, ale dobrze, ze go nie zabiła... na razie. :D
Pozdrawiam cieplutko i weny!
[pat-czyli-ognistowlosa]
PS. Zapraszam do mnie na nn jeśli masz czas i chęci.
jeju, dziękuję Ci bardzo :) opisy bitew nie są moją najmocniejszą stroną, dlatego wrzuciłam tu porównania do tańca (one chyba idą mi lepiej). hm, jeśli zrozumiałaś, jakie Theory ma plany na najbliższą przyszłość, chwała Ci za to! mam nadzieję, że myślałaś słusznie :3
Usuńoj, mam nadzieję, że taka miłość jest spotykana - inaczej runie cały mój światopogląd :D a Robert to troszkę takie ciepłe kluchy - grzeczny, potulny, trochę niemrawy, a jednak potrafi oddać dla Pixie wszystko, i to właśnie w nim cenię.
no, Tay postanowiła udowodnić, że da sobie radę :D co prawda nokaut zawodowca nie był najlepszym z możliwych rozwiązań, ale mimo wszystko miał jakiś tam potencjał... o czym ona sama przekona się duuużo później.
dziękuję za opinię i pozdrawiam serdecznie! :3
Wow! Cudo!
OdpowiedzUsuńTrochę irytuje mnie, że Taylor... no, jest taka lekkomyślna podczas igrzysk, ale może to lepiej. Pokazujesz, że nie można się stać zabójcą ot tak. :)
O co chodzi z tym Aleciem? Wiesz, że to mój ulubiony bohater a cały czas utrzymujesz jego życie w tajemnicy... -.-
Biedny Robcio ;c
Kim jest blondyn???
Pozdrawiam i życzę dużo weny i szybko NN!!
Taylor to ciapa, ale myślę, że podczas Igrzysk wcale nie zachowywałabym się lepiej :o ten stres i otoczenie czyhających na nią trybutów doprowadza ją do obłędu... i to coraz mocniej.
Usuńprzepraszam! w związku z Alekiem szykuję bombę, ale ona musi odczekać, zanim wybuchnie :3
dziękuję bardzo! :*
Nominuję cię do LBA :D
OdpowiedzUsuńKiedy będzie nowy rozdział? Miał być w okolicach 20 sierpnia, a dzisiaj jest 29.
OdpowiedzUsuńprzykro mi, przepraszam, biję się w pierś i błagam o wybaczenie, ale, cholera, miss informatyki we własnej osobie wywaliła prawie skończony rozdział do śmieci (?), tracąc tym samym resztki motywacji.
Usuńale już jest!
Dobra! :D Jednak nie napisałam wczoraj komentarza, co nie zmienia faktu, że ma być nowy rozdział. Teraz, zaraz, już. :*
OdpowiedzUsuńna życzenie! już jest :*
Usuń