Retrospekcja,
maj 3052
Cmoknęłam z
irytacją.
- Wektorze, czy mógłbyś z łaski swojej…
- Nie – uciął.
Próbowałam protestować.
- Ale nawet nie wiesz, co chciałam…
- Bo, szczerze mówiąc, wcale mnie to nie obchodzi.
Policzyłam do dziesięciu, ale wcale nie pomogło.
- Za to mnie obchodzi – warknęłam – jak będę wyglądać na najważniejszym wieczorze w moim życiu.
Uniósł brwi.
- Najważniejszy wieczór w twoim życiu? – zaśmiał się. – Dziecko, przecież ty o życiu nic kompletnie nie wiesz.
Dziecko. Uwielbiam, kiedy mnie tak nazywają.
- Wiesz – zaczęłam, całkiem dojrzale dając upust swojej irytacji – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to już nie będę miała wiele czasu, żeby się o nim czegokolwiek dowiedzieć.
- O – zdziwił się kulturalnie. – Zgodnie z czyim planem?
- Moim – odpowiedziałam prostolinijnie i zgodnie z prawdą. – Nie planuję wygrania tych igrzysk.
Uniósł brwi.
- Za to planujesz przespanie się z połową Kapitolu?
Uśmiechnęłam się słodko.
- Dokładnie. Zupełnie tak samo jak ty.
Nie dał się sprowokować.
- Nie przejmuj się – powiedział, pokazując mi swe nowe krawieckie arcydzieło. – To na pewno ułatwi ci sprawę.
Wzięłam w dwa palce mikroskopijny kawałek lateksu, który podobno miał być moim strojem.
- Chyba żartujesz – rzekłam, ze zgrozą wpatrując się w coś, co nie zakryje mi nic poza miejscami intymnymi. – Mam się w tym pokazać u Cedrika?
- Tak, dokładnie tak. Bo niby czemu nie?
Parsknęłam.
- Coś czuję, że igrzyska zaczną transmitować od lat osiemnastu.
Wzruszył ramionami.
- Trudno, jeśli to ma ci zapewnić klientów…
- Klientów?
- Przeżycie.
Westchnęłam.
- Wspaniale.
I wyprosił mnie ze swojej pracowni.
- Wektorze, czy mógłbyś z łaski swojej…
- Nie – uciął.
Próbowałam protestować.
- Ale nawet nie wiesz, co chciałam…
- Bo, szczerze mówiąc, wcale mnie to nie obchodzi.
Policzyłam do dziesięciu, ale wcale nie pomogło.
- Za to mnie obchodzi – warknęłam – jak będę wyglądać na najważniejszym wieczorze w moim życiu.
Uniósł brwi.
- Najważniejszy wieczór w twoim życiu? – zaśmiał się. – Dziecko, przecież ty o życiu nic kompletnie nie wiesz.
Dziecko. Uwielbiam, kiedy mnie tak nazywają.
- Wiesz – zaczęłam, całkiem dojrzale dając upust swojej irytacji – jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to już nie będę miała wiele czasu, żeby się o nim czegokolwiek dowiedzieć.
- O – zdziwił się kulturalnie. – Zgodnie z czyim planem?
- Moim – odpowiedziałam prostolinijnie i zgodnie z prawdą. – Nie planuję wygrania tych igrzysk.
Uniósł brwi.
- Za to planujesz przespanie się z połową Kapitolu?
Uśmiechnęłam się słodko.
- Dokładnie. Zupełnie tak samo jak ty.
Nie dał się sprowokować.
- Nie przejmuj się – powiedział, pokazując mi swe nowe krawieckie arcydzieło. – To na pewno ułatwi ci sprawę.
Wzięłam w dwa palce mikroskopijny kawałek lateksu, który podobno miał być moim strojem.
- Chyba żartujesz – rzekłam, ze zgrozą wpatrując się w coś, co nie zakryje mi nic poza miejscami intymnymi. – Mam się w tym pokazać u Cedrika?
- Tak, dokładnie tak. Bo niby czemu nie?
Parsknęłam.
- Coś czuję, że igrzyska zaczną transmitować od lat osiemnastu.
Wzruszył ramionami.
- Trudno, jeśli to ma ci zapewnić klientów…
- Klientów?
- Przeżycie.
Westchnęłam.
- Wspaniale.
I wyprosił mnie ze swojej pracowni.
Coś czuję, że
do Cedrika wyjdę nago.
***
Pixie nie
mogła uwierzyć własnym oczom, kiedy ujrzała arenę Siedemdziesiątych Trzecich
Igrzysk Głodowych. Chociaż z całych sił pragnęła pozostać spokojna, jej ciało
reagowało zupełnie inaczej – nie mogła powstrzymać się przed zaciskaniem dłoni
na oparciu fotela. Odruchowo zamknęła powieki, kiedy zalała ją fala
niechcianych wspomnień – wspomnień, które choć już dawno wyblakły, ciągle
sprawiały jej ból.
Słyszała, że tryumfatorzy lubią oglądać miejsca swoich zwycięstw, wyjeżdżają na wakacje na areny igrzysk, które wygrali. Niektórzy posuwają się do tego, że odwiedzają miejsca, w których pozbawili kogoś życia, aby po raz kolejny napawać się sukcesem.
To chore.
Pixie ani razu nie obejrzała relacji z Pięćdziesiątych Drugich Głodowych Igrzysk – już sama ta nazwa powodowała, iż robiło jej się słabo. Kiedy następnego dnia po wygranej zaproszono ją do Cedrika i puszczono fragmenty z areny prawie zemdlała. Nie chciała sobie tego przypominać; gdyby mogła, z premedytacja wymazałaby sobie to z pamięci.
Mimo wszystko nie była naiwna – doskonale zdawała sobie sprawę, że przed przeszłością nie da się uciec, że ona kiedyś powróci.
I właśnie nadszedł ten dzień.
Słyszała, że tryumfatorzy lubią oglądać miejsca swoich zwycięstw, wyjeżdżają na wakacje na areny igrzysk, które wygrali. Niektórzy posuwają się do tego, że odwiedzają miejsca, w których pozbawili kogoś życia, aby po raz kolejny napawać się sukcesem.
To chore.
Pixie ani razu nie obejrzała relacji z Pięćdziesiątych Drugich Głodowych Igrzysk – już sama ta nazwa powodowała, iż robiło jej się słabo. Kiedy następnego dnia po wygranej zaproszono ją do Cedrika i puszczono fragmenty z areny prawie zemdlała. Nie chciała sobie tego przypominać; gdyby mogła, z premedytacja wymazałaby sobie to z pamięci.
Mimo wszystko nie była naiwna – doskonale zdawała sobie sprawę, że przed przeszłością nie da się uciec, że ona kiedyś powróci.
I właśnie nadszedł ten dzień.
Pixie wzięła
głęboki oddech, nieudolnie próbując opanować rozszalałe serce. Po raz pierwszy
zdarzyła się taka sytuacja, że wypuszczono trybutów na arenę, która już kiedyś
była w użytku. Teoretycznie było to zabronione, żeby nie nudzić widzów, oraz nie
dawać niektórym nieuczciwej przewagi. Ale teraz zasady zostały złamane, i Pixie
wiedziała, dlaczego.
Rozpoznali ją.
Dostała pierwsze ostrzeżenie.
Rozpoznali ją.
Dostała pierwsze ostrzeżenie.
Nawet nie zauważyła, kiedy
opuściła studio – pamiętała, jak jej usta otworzyły się w wyniku skrajnego osłupienia
a oczy rozszerzyły do granic wytrzymałości, a później już nic. Potem, wiele lat
później, były już tylko ramiona Roberta.
Chociaż od rozpoczęcia igrzysk do pośpiesznego powrotu do domu mogło minąć kilkanaście minut Pixie czuła, jakby to były co najmniej dwie dekady. Czas zwolnił nieubłaganie, w całej swej krasie zmuszając ją do powolnego analizowania sytuacji. Kiedy wpadła do salonu, opuściły ją nagle wszystkie siły – rzuciła się na łóżko i nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w sufit.
- Robercie… - zaczęła wiedząc, że nie powie nic więcej. To wszystko było dla niej za trudne.
Ale on już wiedział.
Przytulił ją, choć Pixie nawet tego nie zauważyła.
- Sprzeciwiła im się – wychrypiała obojętnym tonem tak, jakby jej już na niczym nie zależało. Spojrzała mu w oczy. – Sprzeciwiła się Kapitolowi.
Próbował ją pocieszyć.
- Może nie…
Zrezygnowana potrząsnęła głową.
- Kapitol nie zapomina – powiedziała, a potem skuliła się, gdy przeszedł ją nagły dreszcz. – Nigdy.
Pocałował ją w czoło.
- Może powinnaś się ukryć, kochanie, oni mogą…
Po raz kolejny mu przerwała.
- Miała tylko zniszczyć zapasy i broń, rozumiesz? Miała rozsadzić Róg Obfitości, nie innych trybutów! Sponsorzy by jej wszystko załatwili, a teraz?
Oboje wiedzieli, że teraz nic już jej nie wyślą, ale żadne nie powiedziało tego głośno.
Taylor była zdana sama na siebie.
Chociaż od rozpoczęcia igrzysk do pośpiesznego powrotu do domu mogło minąć kilkanaście minut Pixie czuła, jakby to były co najmniej dwie dekady. Czas zwolnił nieubłaganie, w całej swej krasie zmuszając ją do powolnego analizowania sytuacji. Kiedy wpadła do salonu, opuściły ją nagle wszystkie siły – rzuciła się na łóżko i nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w sufit.
- Robercie… - zaczęła wiedząc, że nie powie nic więcej. To wszystko było dla niej za trudne.
Ale on już wiedział.
Przytulił ją, choć Pixie nawet tego nie zauważyła.
- Sprzeciwiła im się – wychrypiała obojętnym tonem tak, jakby jej już na niczym nie zależało. Spojrzała mu w oczy. – Sprzeciwiła się Kapitolowi.
Próbował ją pocieszyć.
- Może nie…
Zrezygnowana potrząsnęła głową.
- Kapitol nie zapomina – powiedziała, a potem skuliła się, gdy przeszedł ją nagły dreszcz. – Nigdy.
Pocałował ją w czoło.
- Może powinnaś się ukryć, kochanie, oni mogą…
Po raz kolejny mu przerwała.
- Miała tylko zniszczyć zapasy i broń, rozumiesz? Miała rozsadzić Róg Obfitości, nie innych trybutów! Sponsorzy by jej wszystko załatwili, a teraz?
Oboje wiedzieli, że teraz nic już jej nie wyślą, ale żadne nie powiedziało tego głośno.
Taylor była zdana sama na siebie.
***
Kiedy na
zegarze zamigotało zero, powietrze eksplodowało.
Dwudziestu jeden wiedzionych instynktem trybutów straciło cenne sekundy kierując wzrok w stronę detonacji. Dwudziestu jeden trybutów w pierwszej chwili zdziwiło się, kiedy poczuli na odsłoniętych ramionach lodowatozimne krople – niektórzy byli przekonani, że to krew poległych! Dwudziestu jeden trybutów przegrało walkę o zdobycze zanim ta się jeszcze zaczęła.
Dwudziestu jeden trybutów, ale nie Taylor.
Od razu, kiedy usłyszała huk, zeskoczyła z podestu na miękką, błotnistą ziemię. Jej buty delikatnie zanurzały się w grząskim terenie, przywierając do niego i powodując niepewny chód. Taylor biegiem pokonała niewielką odległość do czarnego plecaka, chwyciła go – był okropnie ciężki! – a potem odwróciła się w stronę zwiniętej w rulon peleryny. Kątem oka zauważyła, że pozostali trybuci ocknęli się i także rozpoczęli już morderczą walkę o łupy. Ta chwila dekoncentracji drogo ją kosztowała – dziewczyna zrobiła parę kroków nie patrząc pod nogi, w efekcie czego poślizgnęła się i wylądowała kolanami w miękkim błocie. W normalnych okolicznościach pewnie usiadłaby, aby z należną dramaturgią poużalać się nad sobą, ale to nie były normalne okoliczności. Widząc, że trybutka z Ósemki niebezpiecznie zmniejsza dzielącą je odległość szybko podniosła się z kolan, a potem doskoczyła do leżącej kilka metrów dalej peleryny. Szybkim, niecierpliwym gestem podniosła ją i już chciała uciekać do lasu, kiedy poczuła, że… nie może. Z bijącym sercem odwróciła głowę i ujrzała, jak dziewczyna ciągnie ją za założony plecak.
- Co ty… - zdążyła powiedzieć z irytacją, zanim ta nie rozluźniła nagle chwytu. Taylor zdekoncentrowała się, ale po chwili zrozumiała przyczynę takiego zachowania – z piersi trybutki chlusnęła krew, a z gardła wydobył się dziwny, nienaturalny charkot. Kiedy dziewczyna upadła na ziemię wytrzeszczając oczy i dławiąc się krwią, Cassidy zamarła.
Nie do końca tak sobie to wyobrażała.
Mogła oglądać takie obrazy na ekranie telewizora milion razy, ale i tak żadna z wyświetlanych scen nie była w stanie oddać rzeczywistości. Dlaczego? Przede wszystkim: rzeczywistość jest jeszcze gorsza. Brutalniejsza. Bardziej nieprzewidywalna. W jednej chwili rozmawiasz z kimś, patrzysz mu w oczy i wyrywasz plecak, a w drugiej ten ktoś leży u twoich stóp dławiąc się krwią i umierając w agonii. Więc jeśli ktokolwiek zapytałby się jej, czy oglądanie wcześniejszych igrzysk w jakiś sposób ułatwia trybutom odnalezienie się na arenie, powiedziałaby, że nie.
I może właśnie dlatego nie mogła się ruszyć.
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie chciała – w tamtej chwili było to jej największe pragnienie – ale z niezrozumiałych przyczyn ciało nie zamierzało z nią współpracować. Mimo wysiłku mięśnie nie pozwalały jej ruszyć się z miejsca. Z każdą kolejną sekundą zdawała sobie sprawę, ze niepotrzebnie się naraża, ale mimo wysiłku nie mogła zrobić kroku. Wzrokiem spłoszonej łani rozejrzała się nerwowo wokół siebie szukając zagrożenia. Kilkoro trybutów właśnie znikało w rozciągającym się wokół polany lesie, ale niektórzy… Niektórzy konali po prostu w kałuży krwi, dokładnie tak samo jak trybutka u jej stóp. Serce zabiło jej mocniej, kiedy zauważyła leżące na ziemi ciało bruneta, ciało, które poznałaby wszędzie indziej. Przełknęła ślinę, tłumacząc sobie, że jest za daleko, by je dobrze rozpoznać. Jakaś myśl krzyczała, że nie, to niemożliwe, ale druga nie potrafiła w to uwierzyć.
Dostał dwanaście punktów, myślała podejmując nieudolną próbę uspokojenia się. Niemożliwe, żeby dał się wykończyć w ciągu pierwszych dziesięciu minut…
Ale dowody mówiły same za siebie.
Zamknęła oczy, żeby powstrzymać cisnące się do nich łzy, ale wiedziała, że musi uciekać. Chciała krzyknąć jego imię i sprawdzić, czy odpowie – jednak nawet ona rozumiała, iż nie miałoby to żadnego sensu. W pewnej chwili kompletnego irracjonalizmu miała nawet pomysł, żeby podbiec i przekonać się, czy to on, lecz zobaczyła stojącego nad zmarłym chłopaka. Właśnie wyciągał z piersi trybuta nóż, ale nie to było najgorsze – najgorsze było to, że on też na nią patrzył. Wpatrywał się jej prosto w oczy, trzymając w ręku broń, którą mógł uśmiercić Taylor w ciągu kilku sekund.
No dalej, pomyślała. Zabij mnie, zabij mnie tak, jak zabiłeś Aleca.
Zabij mnie, już nic nie ma dla mnie znaczenia…
Jednak on, jakby czytając jej w myślach, pokręcił głową.
Delikatnym ruchem dłoni wskazał jej las.
- Uciekaj.
Jej ciało, chyba w tamtej chwili wykazujące więcej chęci przetrwania niż ona sama, posłuchało; już po chwili pusta wewnątrz dziewczyna biegła niekończącym się tunelem liści, gałęzi, drzew i lian.
Dwudziestu jeden wiedzionych instynktem trybutów straciło cenne sekundy kierując wzrok w stronę detonacji. Dwudziestu jeden trybutów w pierwszej chwili zdziwiło się, kiedy poczuli na odsłoniętych ramionach lodowatozimne krople – niektórzy byli przekonani, że to krew poległych! Dwudziestu jeden trybutów przegrało walkę o zdobycze zanim ta się jeszcze zaczęła.
Dwudziestu jeden trybutów, ale nie Taylor.
Od razu, kiedy usłyszała huk, zeskoczyła z podestu na miękką, błotnistą ziemię. Jej buty delikatnie zanurzały się w grząskim terenie, przywierając do niego i powodując niepewny chód. Taylor biegiem pokonała niewielką odległość do czarnego plecaka, chwyciła go – był okropnie ciężki! – a potem odwróciła się w stronę zwiniętej w rulon peleryny. Kątem oka zauważyła, że pozostali trybuci ocknęli się i także rozpoczęli już morderczą walkę o łupy. Ta chwila dekoncentracji drogo ją kosztowała – dziewczyna zrobiła parę kroków nie patrząc pod nogi, w efekcie czego poślizgnęła się i wylądowała kolanami w miękkim błocie. W normalnych okolicznościach pewnie usiadłaby, aby z należną dramaturgią poużalać się nad sobą, ale to nie były normalne okoliczności. Widząc, że trybutka z Ósemki niebezpiecznie zmniejsza dzielącą je odległość szybko podniosła się z kolan, a potem doskoczyła do leżącej kilka metrów dalej peleryny. Szybkim, niecierpliwym gestem podniosła ją i już chciała uciekać do lasu, kiedy poczuła, że… nie może. Z bijącym sercem odwróciła głowę i ujrzała, jak dziewczyna ciągnie ją za założony plecak.
- Co ty… - zdążyła powiedzieć z irytacją, zanim ta nie rozluźniła nagle chwytu. Taylor zdekoncentrowała się, ale po chwili zrozumiała przyczynę takiego zachowania – z piersi trybutki chlusnęła krew, a z gardła wydobył się dziwny, nienaturalny charkot. Kiedy dziewczyna upadła na ziemię wytrzeszczając oczy i dławiąc się krwią, Cassidy zamarła.
Nie do końca tak sobie to wyobrażała.
Mogła oglądać takie obrazy na ekranie telewizora milion razy, ale i tak żadna z wyświetlanych scen nie była w stanie oddać rzeczywistości. Dlaczego? Przede wszystkim: rzeczywistość jest jeszcze gorsza. Brutalniejsza. Bardziej nieprzewidywalna. W jednej chwili rozmawiasz z kimś, patrzysz mu w oczy i wyrywasz plecak, a w drugiej ten ktoś leży u twoich stóp dławiąc się krwią i umierając w agonii. Więc jeśli ktokolwiek zapytałby się jej, czy oglądanie wcześniejszych igrzysk w jakiś sposób ułatwia trybutom odnalezienie się na arenie, powiedziałaby, że nie.
I może właśnie dlatego nie mogła się ruszyć.
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie chciała – w tamtej chwili było to jej największe pragnienie – ale z niezrozumiałych przyczyn ciało nie zamierzało z nią współpracować. Mimo wysiłku mięśnie nie pozwalały jej ruszyć się z miejsca. Z każdą kolejną sekundą zdawała sobie sprawę, ze niepotrzebnie się naraża, ale mimo wysiłku nie mogła zrobić kroku. Wzrokiem spłoszonej łani rozejrzała się nerwowo wokół siebie szukając zagrożenia. Kilkoro trybutów właśnie znikało w rozciągającym się wokół polany lesie, ale niektórzy… Niektórzy konali po prostu w kałuży krwi, dokładnie tak samo jak trybutka u jej stóp. Serce zabiło jej mocniej, kiedy zauważyła leżące na ziemi ciało bruneta, ciało, które poznałaby wszędzie indziej. Przełknęła ślinę, tłumacząc sobie, że jest za daleko, by je dobrze rozpoznać. Jakaś myśl krzyczała, że nie, to niemożliwe, ale druga nie potrafiła w to uwierzyć.
Dostał dwanaście punktów, myślała podejmując nieudolną próbę uspokojenia się. Niemożliwe, żeby dał się wykończyć w ciągu pierwszych dziesięciu minut…
Ale dowody mówiły same za siebie.
Zamknęła oczy, żeby powstrzymać cisnące się do nich łzy, ale wiedziała, że musi uciekać. Chciała krzyknąć jego imię i sprawdzić, czy odpowie – jednak nawet ona rozumiała, iż nie miałoby to żadnego sensu. W pewnej chwili kompletnego irracjonalizmu miała nawet pomysł, żeby podbiec i przekonać się, czy to on, lecz zobaczyła stojącego nad zmarłym chłopaka. Właśnie wyciągał z piersi trybuta nóż, ale nie to było najgorsze – najgorsze było to, że on też na nią patrzył. Wpatrywał się jej prosto w oczy, trzymając w ręku broń, którą mógł uśmiercić Taylor w ciągu kilku sekund.
No dalej, pomyślała. Zabij mnie, zabij mnie tak, jak zabiłeś Aleca.
Zabij mnie, już nic nie ma dla mnie znaczenia…
Jednak on, jakby czytając jej w myślach, pokręcił głową.
Delikatnym ruchem dłoni wskazał jej las.
- Uciekaj.
Jej ciało, chyba w tamtej chwili wykazujące więcej chęci przetrwania niż ona sama, posłuchało; już po chwili pusta wewnątrz dziewczyna biegła niekończącym się tunelem liści, gałęzi, drzew i lian.
Dopiero wiele
kilometrów później, kiedy usłyszała pierwszy huk armaty, nogi odmówiły jej
posłuszeństwa, wobec czego usiadła na kamieniu i zaczęła płakać.
___
Jeszcze chyba
nigdy nie byłam aż tak niezadowolona z rozdziału. Wiem, że jest żałośnie krótki
i bez polotu, ale póki co nie jestem w stanie nic lepszego napisać. Wena zwiała
po kryjomu, a ja od tamtego czasu jakoś nie jestem w stanie jej znaleźć.
Kusiło mnie i
nadal kusi, aby opisać więcej areny ale chciałam dać Wam czas na przetrawienie
sytuacji. Cóż, w rozdziale 15 postaram się wrócić do formy, obiecuję!
Dziękuję za
komentarze które dają mi wiarę, że może warto nie porzucać tego bloga –
dziękuję wszystkim, których komentarze widzę pod każdym postem i na które
czekam z niecierpliwością; dziękuję też Anonimowi, który mnie zmotywował do
pracy :D
Wracam do
życia i zabieram się za Wasze blogi, obiecuję.
Pozdrawiam (:
Chyba jestem pierwsza.^^
OdpowiedzUsuńWeź w ogóle, wracam najedzona z restauracji, wchodzę na bloggera z zamiarem skomentowania takiego jednego bloga, a tu patrzę - 14. Kapitol nie zapomina. Aż mi serce stanęło z radości! Nie spodziewałam się, że dodasz dzisiaj rozdział, zwłaszcza tak wcześnie. No ale.
O co ci chodzi, rozdział jak zawsze idealny! Chciałabym wylać tu wszystkie moje emocje bez ładu i składu, ale wyjątkowo postaram się napisać ładny, zgrabny, uporządkowany komentarz. A więc:
Naprawdę pokochałam tę retrospekcję. Narratorka jest po prostu genialna, już ją lubię. xD Moja dziewczyna.;)
A więc Pixie i Taylor są na tej samej arenie. To jest zwykły, najzwyklejszy zbieg okoliczności, to WCALE nie ma drugiego dna. Ten pomysł z wakacjami na arenie jest genialny, naprawdę.:3 Pixie i Robert, oni są tacy słodcy.♥ Chciałabym mieć takiego Roberta, który piekłby mi ciasta w prawdziwym życiu.^^ Ale wiedziałam, że Tay ma inaczej użyć swej tajemnej broni, wiedziałam! Ja taki detektyw, hihihi. Swoją drogą, to już nie mogę doczekać się finału, mówiłaś, że jest już zaplanowana naprawdę niesamowita scena, a ja bezgranicznie wierzę w twoje zdolności pisarskie.<333
I arena. Och, arena. Dobrze, że nie przedstawiłaś nam całej areny, to dodaje takiej...tajemniczości i wyczekiwania, że tak powiem. Bardzo mi się spodobało to, że Taylor nie zachowała się, jakby nie miała emocji, tylko jak normalna nastolatka, która przed sekundą była jeszcze dzieckiem, a teraz jest zmuszona zabijać. Dzięki temu łatwiej było - przynajmniej mi - się z nią uosobić, lepiej zrozumieć jej Ja. Gdybym trafiła na arenę, to pewnie z podestu bym się nie mogła ruszyć, a nawet jeśli płakałabym na 100%. Nasza trybutka też jest człowiekiem. Do tego ten tajemniczy ktosiek, który kazał Tay uciekać. Tajemnice, intrygi i sekrety mnie powoli dobijają. Ty chyba naprawdę chcesz, żebym zawaliła szkołę, bo zamiast się uczyć analizuję twoją historię.
Ach. Jeszcze jedna rzecz tycząca się treści rozdziału. Jeśli zabijesz Aleca - to stawiam, że nie tylko ja, ale i wiele innych czytelników - zemści się na tobie. Może i mi jedynej nie pasuje on do Cassidy, ale to nie znaczy, że ma zginąć pod Rogiem! Powinien jak rycerz na białym koniu zasłonić miecz Natalie skierowany w Taylor własnym ciałem! To nie groźba, to ostrzeżenie.(:
Rozdział może i nie najdłuższy, ale na pewno z polotem, emocjami i potencjałem! Okay, bądźmy szczerzy, pisałaś lepsze, ale ten i tak jest niesamowity i jedyny w swoim rodzaju, zwłaszcza, że jak mówisz - pisałaś go bez weny. Nie każdy rozdział musi być na 11 stron, nie liczy się ilość - długość ale jakość - treść!!!
No i nie martw się brakiem weny, każdemu się zdarza! To normalne. Myślisz, że Suzanne nie brakło weny? Każdemu pisarzowi to się zdarza, nawet tym najlepszym - a ty zaliczasz się do naj, naj, najzdolniejszych. Na dodatek, Collins była goniona przez terminy, a ty piszesz - że tak powiem - na luzie. Chcemy, by rozdziały były jak najczęściej, ale masz pisać z serca a nie pod przymusem, bo nic z tego nie wyjdzie! W przyszłości będziesz się utrzymywać z pisania, ale jeszcze nie teraz. Co oczywiście nie znaczy, że jeśli porzucisz bloga, nie przyjdę do ciebie w nocy z siekierą i będę kazała ci pisać dalej. Powtarzam, to nie groźba, to ostrzeżenie.(:
Podsumowując : Rozdział jak zwykle zajebisty, wena na pewno się wreszcie znajdzie, a jak zabijesz Aleca/rzucisz bloga ja i wesoła kompania znajdziemy cię i się zemścimy.^^
Pozdrawiam, ściskam i całuję oraz życzę, aby diabeł odsunął ogon i oddał ci wenę! ;P :***
Dobra, tak po ochłonięciu to Alec musi zginąć, ale nie tak wcześnie i nie taką śmiercią, umówmy się...;D
UsuńMeg, kochana moja! ♥ fakt, 15 jak na mnie to wyjątkowo wczesna pora, ale stwierdziłam, że jeśli "teraz" nie dodam tego rozdziału to ostatecznie się rozmyślę i już nigdy go nie zobaczycie :D
Usuńcieszę się, że Clarissa daje się lubić - wstępnie te wszystkie zachowania, sceny i podteksty miała mieć Taylor, ale stwierdziłam, iż gryzą się one trochę z jej charakterem. a Clary jest taka buntownicza, ale zabawna :)
tak, Kapitol postanowił ostrzec Theory, że ją poznaje, ale nawet, jeśli wcześniej miała jakieś szanse na ucieczkę, to ruch Taylor ją tego ostatecznie pozbawił :D i faktycznie, nie zrozumiały się najlepiej.
z Robertem jeszcze będą perypetie, oj będą. ale potrzymam Was jeszcze w niepewności i przekonaniu o ideale :DD
jeśli chodzi o finał - potwierdzam! mam dla Was coś specjalnego :)
nie mścijcie się na mnie, to nie moja wina, że ktoś go zabił :cc no dobra, może trochę moja, ale jeszcze się wszystko rozwinie i wsadzę Wam drugiego wspaniałego bohatera okrytego niesamowitym seksapilem C: poza tym, jak sama stwierdziłaś: kiedyś musiał zginąć!
zawsze umiesz mnie pocieszyć, Meg :') skoro mówisz, że nie było tak źle to jestem uspokojona... trochę. teraz już mam nadzieję popłynąć twórczo, bo chyba najgorszy etap już przeszłam - przede mną już tylko śmierci, tajemnice i intrygi, co mi akurat w miarę wychodzi.
boję się Twojej wesołej kompanii, i Twoich ostrzeżeń też, więc będę pisać, o! nie no, i tak bym pisała :3
dzięęęęęęęęęęęęęęęęeekujęęęęęęęęę! ♥ ♥ ♥
*LICZY DO DZIESIĘCIU* Okej, mogę już mówić. Po pierwsze- Pixie.
OdpowiedzUsuńTo jedna z moich ulubionych fanficowych bohaterek. Widać w niej troskę i determinację. Jednak nadal nie rozumiem, czemu aż tak bardzo poświęca się dla Taylor? Proszę wytłumaczyć mi, ich wszystkie powiązania! ;>
Następne- i tu moje serce zatrzymało się- Alec. Błagam, nie mów, że to naprawdę był on. Trochę dziwne, że ktoś taki jak on, miałby paść przy Rogu Obfitości. Powiedz, że to tylko jej wyobraźnia...
Poza tym, kim jest chłopak, który wskazał jej drogę? Będzie sojusz?
Arena. Uwielbiam takie machloje. W sumie współczuję Pixie, że ponownie będzie przeżywać koszmar igrzysk, bo tak jakby razem z areną i ona wróciła.
Fakt, trochę krótko, ale liczy się zawartość, a na nią zdecydowanie narzekać nie będę! :) Czekam na następny.
Pozdrawiam i weny!
~Nalia
zapraszam do mnie: roseeverdeenhungergames.blogspot.com
ha, kiedyś wyjaśnię to na pewno, ale jeszcze wiele rozdziałów przed nami! nie ma się po co śpieszyć :3 a poza tym, kurczę, ja także ją polubiłam - i przez to aż pozmieniam chyba moje początkowe założenia i plany (dotychczas zrobiłam to tylko 781631786318 razy, ale ciii).
Usuńwszystko w swoim czasie, Nalio :3 ale już w 15 wszystko się trochę rozjaśni, więc nie przejmuj się - już niedługo.
dziękuję bardzo! ♥ ♥ ♥
Mi tam nikogo nie szkoda. Choć jak Natalia nie wiem o co chodzi z Pixie i dlaczego poświęca się od początku dla Taylor?
OdpowiedzUsuńWstawiaj częściej takie szablony, bawię się tą kolumną po lewej stronie jak mała dziewczynka.
Lol:)
Weny życzę...
hahaha, ja też przez pierwsze kilka dni najeżdżałam myszką, zmieniałam obrazek, cofałam - niby taka banalna zabawa, a jak wciąga!
Usuńwszystko w swoim czasie :)
i dziękuję bardzo! ♥
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńhahahahahaha nie możesz mnie znienawidzić, nie Ty! :< a rozdział 15 wieeeele wyjaśni, więc keep calm and wait for 15! :3
Usuńpozdrawiam! ♥
No to czekam of kors ... ale sory cie bardzo, jak to mowia moje inteligentne kolezanki, juz czuje, ze nie lubie Nanthana.
UsuńPS zapraszam na http://j-m-7-1.blogspot.com/ I http://panna-flickerman.blogspot.com/
Aaaaa, i zapomniałam powiedzieć jeszcze jednej ważnej rzeczy - uwielbiam Clarissę :>
Usuńto bardzo dobrze :3
UsuńSuper. Ciekawa jestem co będzie z tym chłopakiem z ośrodka szkoleniowego, dzięki któremu Taylor nie mogła się szkolić ;)
OdpowiedzUsuńoj bardzo wiele z nim będzie - i to już niedługo!
Usuńpozdrawiam serdecznie ♥
Uwierz, że mi też się ten rozdział nie podoba. Mimo, że wcześniej ubóstwiałam twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńNie chodzi mi tu tylko o TEN jeden ogromny błąd(mam nadzieję, ze domyślasz się który) ale też o... no cóż. Trochę czytający gubi się w niektórych momentach i nie za bardzo wiedziałam co się dzieje. Dlatego ogarnij się i napisz to jak najlepiej i zrób COŚ żeby to był ktoś INNY!
P.S Ładny szablon :D
możesz nadal je ubóstwiać, to tylko chwilowy spadek formy :c
Usuńha, a poza tym ten jeden okropny błąd wyjaśnię lepiej w 15 - i tym razem na 100%.
a mi się szablon także podoba - Yass wykonała kawał dobrej roboty.
pozdrawiam! ♥
Super ^.^ ta retrospekcja jest ekstra ;3 a arena... Zabójcza, trochę dziwnie to brzmi xD
OdpowiedzUsuńWeny weny weny!
dziękuję bardzo! ♥
UsuńJak ty to nazywasz brakiem weny, to proszę cię bardzo ładnie, nie denerwuj mnie. ...rzuciłabym ci komentarzem na kilak stron w wordzie, ale zrozum, że nie umiem, bo jestem... w szoku? No, można to tak ująć. Mam chwilę słabości. To nie mógł być Alec, prawda? Nie zrobiłaś tego, prawda? Nie chcesz mieć mnie na sumieniu, prawda? Dlaczego zawodowiec jej pomaga? Czemu wszystkim zależy na tym, żeby przeżyła? O CO W TYM WSZYSTKIM CHODZI? Mam chwilę słabości, jak już mówiłam. Więc pozwól, że zakończę to tylko jednym zdaniem: chylę czoła przed geniuszem i idę robić ci ołtarzyk w pokoju. And I'm not even sorry.
OdpowiedzUsuńxoxo, Loks.
~lilybird-everdeen.blogspot.com
no, cieszy mnie, że co rozdział udaje mi się Ciebie zaskoczyć - w takim razie może nie jest ze mną tak źle jeszcze :D
UsuńAlec, no cóż... podstępnie wkradł się i do mojego serca, ale jednak... co ja mogę? :<
jeśli chodzi o Zawodowca to wiesz - ma on swoje powody :3
jeeeeeejku, Loks, dziękuję! ♥ ♥ ♥
Jak na Ciebie to faktycznie krótko XD
OdpowiedzUsuńWIESZ, ŻE NIE ŻYJESZ?! ALEC NIE ŻYJE = TY NIE ŻYJESZ!!!!!!!!!!
Dobra spokojnie, policz do dziesięciu...
Cudowne, ale uwież, że dłuuugo będę zła!
Brak weny mi też zdarza się często, więc rozumiem. Nie jesteś robotem.
Pixie mój nowy autorytet *.*
Ile ona przeszła! Ile widziała!
Też bym nie mogła patrzeć jak umirali moi przeciwnicy.
Taylor? Nie szczególnie mi imponuje.
Z pewnością nie jest dla mnie ''kimś''.
Nie wiem. Dziwne, nie przypadła mi do gustum.
Ciekawa jestem, który z trybutów ocalił ją.....
Przepraszam, że krótko.
Rozdział wspaniały!
Loffki
No jak to ktory trybut já ocalil?! Oczywiscie Nanthan Riggory xd
Usuńo, widzę że stosujesz metodę Clarissy - liczenie do dziesięciu :D przy czytaniu tego bloga niedługo zaczniesz stosować ją częściej! pewnie będę Cię frustrować notorycznie :<
UsuńPixie - kurczę, sama zaczynam ją uwielbiać. natomiast jeżeli chodzi o Taylor, mam nadzieję że na arenie uda mi się ją trochę "rozbudować" i jednak wzbudzi minimalną sympatię :D
pozdrawiam!
Jeju, boski rozdział!
OdpowiedzUsuńKrótki, ale treściwy. Czasem lepiej napisać mniej, niż pisać na siłę.
Wena wcale nie uciekła, tylko nie zdajesz sobie sprawy z jej obecności.
Pod koniec w oczach zakręciły mi się łzy :(
o, dziękuję za wsparcie i miłe słowa! :3
UsuńTo ty mnie możesz zabić, bo nie miałam jak dotąd czasu, żeby skomentować :/ Zaległości nadrobiłam już wczoraj, ale padałam na pysk, więc piszę dzisiaj.
OdpowiedzUsuńKocham Aleca, kurczę, no!! Pisałam już o tym. I ty po prostu nie możesz tego zrobić, to nie może być on! o ja umrę na zawał i nie będzie fajnie i będziesz miała nie tylko Aleca na sumieniu, ale i mnie! :C
Zastanawia mnie, dlaczego wszyscy chcą ją uratować. Swoją drogą, to ciekawe. Wszyscy troszczą się o jej życie oprócz niej samej.
Robert. Lubię go :D Mniej niż Aleca, ale naprawdę... Jego miłość do Pixie... Naprawdę, nie umiem tego opisać :C
I brak weny - znam to, choć ostatnio mi się nie zdarza (korzystam jak mogę). Mi pomaga soundtrack IŚ, oglądanie filmów i czytanie innych fanfików. Spróbuj ;)
Weny życzę i pozdrawiam <3
jak Emily będzie z Galem, to Ci wybaczę, inaczej się nawet tu nie pokazuj bo momentalnie spłoniesz na stosie :c
UsuńTaylor jeszcze pójdzie po rozum do głowy - a to, że wszyscy o nią walczą wynika w pewnym sensie z tego, kim jest... i skąd właściwie pochodzi.
Robert... ach, Robert! to takie ucieleśnienie ideału, czyż nie? :D postaram się Wam pozwolić go lepiej zrozumieć.
dziękuję bardzo i pozdrawiam <3
Faktycznie krótki jak na ciebie, ale co tam, ważne, że jest.
OdpowiedzUsuńAlec musi zmartwychwstać!, chyba, ze jeszcze nie umarł i go uratują. :)
Jak koleżanka powyżej ciekawa jestem dlaczego wszyscy chcą uratować Taylor. Mam tyle pytań, a odpowiedzi wciąż brak. :)
Mnie ostatnio wena też opuściła. :/ Ale mam nadzieję, że wróci i do mnie i do ciebie. :)
PS. Zapraszam do siebie na 26 rozdział (marny, bo weny zabrakło).
[pat-czyli-ognistowlosa]
ha, sprawa Aleca będzie rozwiązana w 15, tak więc mam nadzieję, że trochę Wam rozjaśnię. jeśli natomiast chodzi o całą resztę odpowiedzi - w swoim czasie, moja droga :*
Usuńdziękuję bardzo, pozdrawiam! :)
Chciałabym napisać bardzo dobry komentarz do rozdziału, ale uniemożliwia mi to ten szablon, który na 100% zasłania połowę tekstu, a jak pomniejszę obraz to są tak malutkie literki, że mi nawet okulary nie pomagają. Postaram się go przeczytać na telefonie i stamtąd skomentować, chociaż ostatnio nie lubię zostawiać komentarzy z tego... dobra, nieważne.
OdpowiedzUsuńWrócę, spokojnie. Ja i nie wrócić? :*
To do napisania. :*
o kurczę, naprawdę? :c ja już nie wiem, co jest z tymi szablonami - to już któryś kolejny rozjeżdżający się w innych rozdzielczościach!
Usuńno nic, już poluję na coś lepszego, tak więc cierpliwości... i czekam na Ciebie! :*
Coś czuję, że do Cedrika wyjdę nago. - A nie powinno być od. To do jakoś mi nie brzmi...
UsuńI dalej widzę, że wcięcia w akapitach są kiepsko rozmieszczone. Oj, xdemonicole... Chyba będę musiała ci złoić skórę. I nie tylko za to. Nie masz prawa mówić, że wena cię opuściła, skoro tak nie jest! Owszem - rozdział jest krótki. Ja sama takie piszę. Ale na litość Boską! Imienniczko! Nie wolno tak twierdzić! Żeby to się więcej nie powtórzyło, jasne?
Taylor jest na tej arenie, którą kiedyś okupowała Pixie. No, świetnie to wymyśliłaś. Pokazujesz, że Snow wcale nie jest taki głupi. Wszyscy to wiedzą, że on szybko składa wszystkie fakty i dostaje całość. To ostrzeżenie może doprowadzić do wielu przykrych sytuacji. Oj, biedna Pixie. Dobrze, że Robert jest przy niej. Przynajmniej nie jest sama.
Zabiłaś go? ZABIŁAŚ GO! Rany, możecie mnie hejtować, ale ja się cieszę z takiego obrotu sprawy! Nie lubiłam go, więc dostał za swoje! O tak!
Błotnista arena. Takie swojskie spa bez korzystania z portfela. Szkoda tylko, że za te usługi płaci się życiem. I ten trybut, który pozwolił ucieć Taylor... Ciekawi mnie, kto to tak naprawdę jest! Bawisz się mną tak, jak ja się bawię Wami! Takie vice versa? Nieładnie! xdemonicole, bardzo nieładnie! :D
No to ja ci życzę mega weny oraz tego, byś uwierzyła w to, co piszesz!
Pozdrawiam. ;*
Zastanawiałaś się, kim będzie osoba, która da Tobie w twarz?
OdpowiedzUsuńRozdział do dupy? Właśnie tak uważasz? To się mylisz. Aczkolwiek każdy ma swoje poglądy i zdanie na temat własnej pracy, ale w pisaniu ważne jest to, aby autor był zadowolony z własnej roboty. (Chociaż sama tego nie przestrzegam)
Jestem okropna. Minęły cztery dni. (Cztery, tak?) Te nieszczęsne cztery dni, a ja nie skomentowałam. Jestem okropna, wiem. Tak wiele razy podejmowałam się próby skomentowania, ale nie potrafiłam okiełznać gnębiących się we mnie emocji. Jest mi tak przykro, że już nie mam czasu by z uśmiechem przeczytać twój kolejny cudowny rozdział, i napisać w komentarzu: świetnie. Jest mi cholernie przykro. Wybacz za moje wyrażenie.
Mam nadzieję, że niedługo będę miała czas by czytać dwie minuty po dodaniu rozdziału. Czy mi wybaczysz?
A może przechodząc do rozdziału... jest niesamowity. Cudownie. Uwielbiam twój styl pisania. Zatracam się w twoich rozdziałach, jakbym czytała książkę. Pamiętam, ze jak czytałam trylogię "Igrzyska Śmierci" to dni mi mijały tak, że zaczynałam czytać o poranku, a kończyłam wieczorem. Za oknem słońce przebywało wiele razy swoją wędrówkę, a ja nie odrywałam sięod liter i słów. I uczuć.
Jak mogłaś zabić mi Aleca? Dlaczego? A ja się łudziłam, że oni będą razem. No, wiesz... Taka sielanka!
Chciałabym żeby twoje rozdziały się nigdy nie kończyły, ale to chyba niewykonalne. (Jak to mówią? Nadzieja Matką Głupich) Ale narazie trzymam się dobrej myśli.
Cóż, więcej? Chcę kolejny!
Nieśmiało zapraszam do mnie!
http://igrzyska-smierci-story.blogspot.com
Ps. Jeżeli to będzie Alec... Zabiję, powieszę, obsikam, zakopię, podleję, a gdy wyrośnie drzewo, zetnę, przerobię na papier i napiszę czwartą część Igrzysk... Zrozumiano? :D
Usuńnie zastanawiałam się nigdy, szczerze mówiąc, miałam (i mam!) skrytą nadzieję, że to nigdy nie nastąpi :DD
Usuńmyślę, że gorzej, gdybym była zadowolona, a rozdział by był do dupy, niż odwrotnie. chociaż ja jestem osoba pełną samokrytycyzmu i ciężko jest mi się zadowolić.
jejku, dziękuję! ja tak mam z pisaniem - zaczynam po południu, a jak schodzę na dół po herbatę... właśnie mija trzecia nad ranem. jakoś mi ten czas ucieka.
dwunasty się ponoć nigdy nie kończył, więc teraz już skracam :c
pozdrawiam!
Właśnie przeczytałam całego bloga... ŚWIETNY!!! Jest parę błędów (przed 75 igrzyskami nikt nie dostał 12 pkt) ale mi to nie przeszkadza :) nie daruję jednego: dla czego zabiłaś Aleca?! :,(
OdpowiedzUsuńjejku, dziękuję bardzo! :)
Usuńcholera, to mnie zagięłaś :< staram się baaaardzo ściśle trzymać książki i gdybym o tym pamiętała, pewnie zmieniłabym wynik, ale teraz to już i tak nieistotne.
jeśli chodzi o Aleca - wszystko rozwiąże się niedługo :) pozdrawiam!
Coś króciutko tym razem. :>
OdpowiedzUsuńAle jak zwykle świetnie.
Pixie ma przerąbane. Teraz Kapitol nie da jej żyć.
No i co Taylor narobiła?! W sumie to posunięcie wyeliminowało sporo przeciwników, ale...Została pozostawiona na pastwę losu. A Pixie tak się męczyła, żeby jej pomóc. :c
Alec? Nie, noooo weź. To niemożliwe. Wkręcasz nas. xD Pewnie Tay nadal jest naśpana czy coś. xD
Ale masz boski szablon. *.*
Dobra, kończę. Pewnie zapomniałam miliona rzeczy, trudno.
Pozdrawiam. <3
no właśnie to jest najgorsze - Pixie się namęczyła, zaryzykowała wiele a Taylor... hm, Taylor udało się to wszystko w świetnym tempie przekreślić. inna sprawa, że Theory nie spocznie i będzie próbowała wspierać trybutkę mimo wszystko... zresztą zobaczysz z jakim skutkiem :3
Usuńdziękuję Ci bardzooo! :) pozdrawiam :*
Kiedy nowy rozdział????
OdpowiedzUsuńw drodze, najpewniej w środę :)
UsuńMiałam się rozpisać prze poprzednim rozdziale, ale jakoś słabo mi to szło, także zrezygnowałam, za to przy tym ci napiszę jak to ja cię nie kocham. Haha. :D
OdpowiedzUsuńPo pierwsze.
Kobieto ja nie wiem jak ty zamontowałaś ten szablon, próbowała, ale no...nie udało mi się. Huhu. :D Podziw. :D
Po drugie.
Taylor jest niesamowicie intrygująca jak i całe to opowiadanie.
Tajemnica za tajemnicą. Podziw. :D
Po trzecie.
Wszystko jest tak dopracowane, że... KŁANIAM SIĘ.
Podziw. :D
Po czwarte.
Kurde no. Nie mam co pisać. Piszesz tak cudownie, delikatnie, że chce się czytać i tylko czekam na nowy rozdział z zapartym tchem, a jak się pojawi to piszczę, aż się rodzice pytają co się dzieje? ;O
Po prostu cię KOCHAM i czekam aż mi tu walniesz nowy rozdział z Alekiem i Taylor w roli głównej. :D
Pozdrawiam i zapraszam do mnie! :* Zostawię ci w spamowniku pamiętkę hihi :D :*
Buziaki! :*
Becky
dziękuuuuuuję! :) kurczę, nawet nie komentuję opóźnień, po prostu serdecznie przepraszam.
Usuńinstalacja tego szablonu jest owszem dosyć skomplikowana, chyba, że postępujesz zgodnie z instrukcjami Yass - wtedy wszystko idzie jak z płatka.
+ ojeeejku, dziękuję! masz rację, że to wszystko mam dość starannie zaplanowane - chciałabym, aby na koniec powychodziły różne fakty powiązane cienka nicią z tymi, które już ujawniłam :3 i wtedy dopiero przeżyjesz zaskoczenie!
poooooozdrawiam! :*
Napisze dopiero teraz bo wcześniej byłam zbyt zaczytana żeby martwić się komentowaniem i... Uważam że jesteś połączeniem Cassandry i Suzan xD Styl po Collins a utrudnianie zrozumienia pokrewieństw po Clare. Według mnie mieszanka wybuchowa :3 czyli bosko <3 nie moge doczekać się dalszej części. Zabardzo mnie wciągnęłaś! Piszesz tak realistycznie że czuje się jakbym stała tam i patrzyła się na ten cały rozwój sytuacji c: życze ci dalszej weny i trzymam kciuki za następny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
twoja fanka od wczoraj xD
Majka ;)
jejku, dziękuję! :O osobiście uważam, że się do żadnej z nich nie umywam, ale mimo to baaaardzo miło to słyszeć! :*
Usuńnie dość, że fanka, to jeszcze moja imienniczka! dziękuję bardzo za wszystkie ciepłe słowa :3
pozdrawiam!
halo, halo... tak się odezwę, że u mnie z szablonem jest wszystko pięknie i doprawdy nie wiem, dlaczego innym źle działa D:
OdpowiedzUsuńu mnie też jest w porządku, ale skoro się rozjeżdżał... :C
UsuńRany...nie jestem w stanie opisać w jak ciężkim szoku pozostawił mnie ten rozdział... Czyżby naprawdę to miałby być już koniec Aleca? I co z tym chłopakiem, który go zabił? Dlaczego darował Taylor życie? Tyle pytań ciśnie mi się na usta. Jednak chyba muszę zaczekać po prostu na następny rozdział o.o Mam nadzieję, że pojawi się on już wkrótce. Czekam na dalsze opisy z areny. Pozdrawiam i życzę duuużo weny ;*
OdpowiedzUsuńobawiam się, że piętnastka przynosi jeszcze więcej mętlika - ale czyż bez tego nie byłoby nudno?
Usuńjeśli chodzi o arenę - cóż, sama zobacz! stopniowo będę zdradzała jej Wam coraz więcej.
pozdrawiam serdecznie! :*
Weszli twój blog jest super ja nie umiem ich opisywać i kim był ten trybun co z Alecem i czekano na kolejny rozdział i wiedz że cie kocham i twój <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3:-*:-*:-*:-*:-* niesamowicie piszesz .
OdpowiedzUsuńdziękuuuuuje! :3
UsuńWitaj :D muszę przyznać, że blog jest świetny. Wiedz, że masz nową czytelniczkę. Przeczytałam całość i wreszcie mogę skomentować. No więc po kolei. Taylor zadziwiła mnie już na samym początku, kiedy zgłosiła się na ochotniczkę. Zapadła mi w pamięci scena, kiedy niosła tę nieszczęsną mąkę i była taka wkurzona ;p Później kapitol i Alec, którego chyba większość uwielbia ;) Tak powracając do aktualnych wydarzeń... CZY ON ZGINĄŁ??? Uff, dalej. Uwielbiam Pixie, po prostu jest cudna! Elsa, również świetna, no i taka dygresja - bardzo lubię "Krainę lodu'' <3 Oczywiście omal nie padłam ze śmiechu podczas sceny z mąką-kokainą. Ale tu się dzieje, tajemnice, powracająca przeszłość... Noc Aleca i Taylor, a potem ta nieszczęsna Natalie. Moja imienniczka, złe dziewczę ;p Nie mam zastrzeżeń do rozdziału z areną, był świetnie napisany i wciągający! A później rozterka bohaterki na temat śmierci, którą pierwszy raz zobaczyła na własne oczy. No i znów - co ten Alec? ;p Jestem bardzo ciekawa dalszych przygód Taylor, Pixie i reszty :D Zrobiłaś kawał dobrej roboty, piszesz bardzo dobrze. Gratuluję sukcesu. Życzę weny! ;*
OdpowiedzUsuńP.S zapraszam na http://ludzieumyslu.blogspot.com/
ooo, dziękuję! kwestia Aleca będzie jeszcze rozwiązana - tym się nie przejmuj. co prawda pewnie jeszcze z miesiąc będę Was trzymać w niepewności, ale to nic :*
Usuńjakieś miałam w życiu złe przejścia z Nataliami, toteż raczej niechcący postanowiłam tak mój czarny charakter nazwać :D pewnie skończy się jak zwykle, czyli postać polubię w trakcie i posypie mi się cały plan, ale bywa i tak.
dziękuję Ci bardzo za komentarz - miło znaleźć kogoś, kto przebrnął przez całego bloga do końca :D pozdrawiam serdecznie! :*
Skąd ty bierzesz te zarąbiste pomysły? ;) twoje opowiadanie jest genialne :)
OdpowiedzUsuń