Pixie bez
żadnego zainteresowania patrzyła przez okno. Skupiała wzrok na jakimś
nieokreślonym punkcie poza horyzontem i starała się o niczym nie myśleć. Zaciągnęła
się papierosem i zaczekała, aż dym wypełnił jej płuca. Nie paliła od… zawsze.
To był pierwszy raz.
I nawet się nie zakrztusiła.
Robert czekał na dole, z przejęciem piekąc czwarte ciasto tego dnia. Podobno go to uspokajało… Podobno to dobre słowo. Pixie nie wierzyła mu ani trochę – wiedziała, że pragnie, aby przytyła. W ciągu ostatniego tygodnia schudła osiem kilo, i wyglądała jak duch samej siebie. Nigdy w życiu nie była taka chuda, ale nie dziwiła się swojemu organizmowi.
Właściwie nic nie jadła.
Bez zainteresowania przygładziła niewidoczną fałdkę na zbyt dużym o dwa rozmiary ubraniu. Gdyby nie okoliczności, zaśmiałaby się z ironii losu. Przez cztery ostatnie lata próbowała schudnąć – bez rezultatów. Ćwiczenia, zdrowe odżywianie, pięć posiłków dziennie to bzdura.
Dieta cud – wyślij bliską osobę na śmierć. Niech kolejna straci przez ciebie życie.
Wspaniale.
Zamknęła oczy.
Trybuci zabici na arenie.
Jeden, dwa, trzy, cztery.
Kapitolińczyk, który próbował ją wydać.
Pięć.
Jej ojciec.
Sześć.
Taylor Cassidy.
Siedem.
Kto jeszcze?
Powoli wypuściła dym.
Czy Taylor ma jakiekolwiek szanse na zwycięstwo? Wątpiła. Wątpiła całym sercem, całym umysłem, całym ciałem. Wątpiła, choć tak bardzo chciała w to wierzyć.
Ktoś zapukał do drzwi.
Zaciągnęła się papierosem, po raz kolejny wpatrując się w punkt za oknem.
Pukanie się powtórzyło – tym razem było bardziej nachalne.
Spokojnie wypuściła dym.
Drzwi się otworzyły; Venice jak zwykle rozłożył ręce na jej widok.
- Theory!
Nawet na niego nie spojrzała.
- Powiedziałeś jej – oświadczyła, cały czas patrząc przed siebie. – Powiedziałeś jej w najgorszym możliwym momencie.
Uniósł brwi.
- Skąd… - zaczął pytanie, ale w tej samej chwili poznał odpowiedź. – No tak. Twój stary numer.
Nie odpowiedziała.
- Więc?
- Więc co?
- Gdzie on jest?
Wydawało mu się, że kąciki jej ust minimalnie powędrowały w górę.
- W bucie.
Wywrócił oczami.
- Jak zwykle. – Z wprawą zdjął podeszwę z obcasa, wyjął podsłuch i przyjrzał mu się dokładnie. – Powinienem był już się nauczyć.
Nie był pewien, ale chyba potwierdziła.
- Mimo wszystko, The, nie powinnaś była…
Westchnęła teatralnie, ale wyraz jej twarzy pozostał obojętny.
- Bardzo mi przykro, to już się nie powtórzy, musisz mnie zrozumieć, zrobiłam to dla jej dobra, drugi raz bym tego nie zrobiła… Wybierz ulubiony frazes i przejdźmy do konkretów.
Milczał, co ją zirytowało.
- Musiałeś jej mówić, że Clarissa…
- To mogła być jej ostatnia szansa.
- Żeby co?
- Żeby poznać prawdę.
Przygryzła wargę; nie chciała się rozkleić po raz kolejny tego dnia. Własna słabość ją zirytowała.
- Może trzeba było jej jeszcze powiedzieć kto jest ojcem, żeby miała komplet informacji…
Delikatnie położył jej rękę na ramieniu; wzdrygnęła się i znów zaciągnęła papierosem.
Spojrzał jej w oczy.
- Znikają ludzie, Theory.
- I co z tego? Nie interesuje mnie to…
- Interesuje – przerwał jej. – Ludzie pragną krwi, to…
- To co?
Spojrzał jej w oczy.
- To nie będą zwykłe igrzyska.
Zaśmiała się z goryczą, i odwróciła głowę.
- Dla mnie i tak by nie były, w końcu na arenę poszła moja córka, więc chyba…
Westchnął.
- Wiesz, że nie wolno ci tak mówić.
Zamknęła oczy.
- Wiem.
Zamilkli.
- Myślisz – zaczęła nieśmiało, jakby nie chcąc właściwie poznać odpowiedzi – że da sobie radę? Że nie zginie… nie zginęła przy Rogu?
- Będą ją chronić, Theory – wyszeptał, gładząc ją z roztargnieniem po włosach. – Będzie miała sponsorów, musi dać radę.
- A jeśli ona już…
Pokręcił głową.
- Nie wolno ci tak myśleć.
Gwałtownie wstała; zaczęła nerwowo krążyć po niewielkim pomieszczeniu.
- Igrzyska trwają od dwóch godzin, Venice. Mogła zginąć już tysiąc razy, a ja i tak…
Spojrzał na nią.
- Wiedziałabyś.
Jakby bez sił opadła na krzesło.
- Może.
Znów zapanowała cisza.
- Ile jeszcze do transmisji? – spytała bezbarwnym głosem Pixie, po raz kolejny zaciągając się papierosem.
Westchnął.
- Minutę mniej, niż kiedy ostatnio pytałaś.
Schowała twarz w dłoniach.
- Nie mogę przestać o tym myśleć…
Zawahał się, ale wyjął z torby białą kartkę z wynikami – właściwie po to przyszedł. Rzucił ją kobiecie na kolana.
- Kazałem zbadać jej krew – powiedział, wskazując palcem na zaznaczony okrąg. – Jakoś dziwnie się zachowywała, jakby była po narkotykach. Wiesz, że jeśli…
- Jeśliby to wykryli, to zabiliby ją od razu?
Skinął głową.
- Ale nie zrobili tego – stwierdził tonem, w którym doszukiwać by się można zdziwionej nuty. – Dlaczego?
- Nie mam pojęcia, Venice – rzekła, wpatrując się w czerwony okrąg. – Zaufaj mi, sama chciałabym to wiedzieć. Może nie pobierali jej krwi, albo badania im się nie udały…
Pokręcił głową.
- Niemożliwe. – Postukał palcem w kartkę. – Wiesz, co to jest?
Dopiero spojrzała na nazwę.
- Fencyklidyna – powiedziała w zamyśleniu, przygryzając wargę. – Skądś kojarzę tę nazwę…
- Możliwe – odpowiedział Venice marszcząc czoło. – To jeden z najsilniejszych środków halucynogennych… I to absolutnie niedostępnych w Kapitolu.
Pixie uniosła brwi.
- W ogóle? A w dystryktach?
Zaprzeczył.
- Tym bardziej. Kompletnie miesza jawę ze snem, wyobraźnię z rzeczywistością. Osobie, która go zażywa można wmówić, że coś zrobiła lub nie zrobiła, choć tak naprawdę było inaczej. Właściwie…
Zamarła, kiedy skojarzyła, skąd znała tę nazwę.
- Taylor – przerwała mu, jakby oczekując, iż wie, co ona ma na myśli. – Taylor już wcześniej ją miała we krwi, jeszcze na treningu z instruktorami…
Pokręcił głową.
- Coś mi się tu nie podoba, Theory. Skąd ona miała wziąć fencyklidynę? Albo kto ją jej podał? Po co? I, co chyba równie istotne…
- Skąd ją miał – weszła mu w słowo, kryjąc twarz w dłoniach. – Nie mam pojęcia, Venice, zupełnie nie mam pojęcia.
Zamilkli.
- To musiał być ktoś z góry – wyszeptał po chwili mężczyzna, podnosząc się. – Jak inaczej by ją zdobył? A poza tym przekupił organizatorów, żeby w ogóle wpuścili Taylor na arenę. – Zamilkł. – Jak myślisz, ile trzeba mieć pieniędzy, żeby podkupić Senekę?
Wzdrygnęła się słysząc to imię.
W ogóle nie trzeba pieniędzy, pomyślała, ale na głos powiedziała tylko:
- Nie wiem, Venice. Nic już nie wiem.
Znów zapanowała cisza.
- Dałeś jej? – Spojrzała mu w oczy modląc się, aby znalazła w nich potwierdzenie. – Dałeś jej shurikena?
Skinął głową.
- Mam nadzieję, że dobrze go wykorzysta.
Zamknęła oczy.
- Oby. Venice?
- Tak?
- Wiesz, że po tym wszystkim… będziesz musiał się ukryć.
- Liczyłem się z tym, The. To przecież nie jest pierwszy raz.
Uniosła brwi.
- Nie?
Uśmiechnął się.
- Widzisz? Nawet nie wiesz. Twoje igrzyska. To był mój debiut, miałem osiemnaście lat… Dystrykt Szósty.
- Lenny Kristvidz!
Skinął głową.
- To ja.
- I dlatego nosisz tyle makijażu, projektujesz takie koszmarne stroje i masz ten idiotyczny akcent, tak? Bo się ukrywasz?
- Tak. Poza tym noszę soczewki kontaktowe, reduktor zmieniający barwę głosu…
- I co dalej? – przerwała mu, poważniejąc. – Nadal będziesz projektował?
Skinął głową.
- Tym razem najlepiej jak umiem, może chociaż raz uda mi się komuś pomóc.
Spojrzała mu w oczy.
- Na pewno.
Westchnął.
- Musimy już iść, wiesz, że jak zacznie się transmisja mamy być u Caesara.
Wiedziała.
Właściwie tylko dlatego opóźniali ją o trzy godziny – chodziło o to, żeby styliści i mentorzy byli w studiu telewizyjnym, kiedy trybuci wejdą na arenę. Będą ich filmować i puszczać w telewizji wyrazy ich twarzy, gdy zobaczą śmierć swojego wychowanka.
W końcu ludzie musieli coś oglądać, kiedy na arenie panował względny spokój, prawda?
Zaśmiała się w myślach. Spokój na arenie.
Jasne.
Zatrzymała się w drzwiach.
- Venice?
- Tak?
- Dla którego Dystryktu będziesz projektował?
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Gdzie mnie przydzielą.
Przygryzła wargę.
- To powiesz mi chociaż jak będziesz wyglądać? Albo po czym cię mam rozpoznać?
Pokręcił głową.
- Nic jeszcze nie wiem.
Jej ręka powędrowała do klamki, ale zatrzymała się w połowie drogi.
- Ale papiery już masz, prawda? Jak się będziesz nazywał?
Spojrzał na nią smutno, jakby już wiedząc, co się wydarzy przez najbliższe dwa lata.
- Po prostu mów mi Cinna.
I nawet się nie zakrztusiła.
Robert czekał na dole, z przejęciem piekąc czwarte ciasto tego dnia. Podobno go to uspokajało… Podobno to dobre słowo. Pixie nie wierzyła mu ani trochę – wiedziała, że pragnie, aby przytyła. W ciągu ostatniego tygodnia schudła osiem kilo, i wyglądała jak duch samej siebie. Nigdy w życiu nie była taka chuda, ale nie dziwiła się swojemu organizmowi.
Właściwie nic nie jadła.
Bez zainteresowania przygładziła niewidoczną fałdkę na zbyt dużym o dwa rozmiary ubraniu. Gdyby nie okoliczności, zaśmiałaby się z ironii losu. Przez cztery ostatnie lata próbowała schudnąć – bez rezultatów. Ćwiczenia, zdrowe odżywianie, pięć posiłków dziennie to bzdura.
Dieta cud – wyślij bliską osobę na śmierć. Niech kolejna straci przez ciebie życie.
Wspaniale.
Zamknęła oczy.
Trybuci zabici na arenie.
Jeden, dwa, trzy, cztery.
Kapitolińczyk, który próbował ją wydać.
Pięć.
Jej ojciec.
Sześć.
Taylor Cassidy.
Siedem.
Kto jeszcze?
Powoli wypuściła dym.
Czy Taylor ma jakiekolwiek szanse na zwycięstwo? Wątpiła. Wątpiła całym sercem, całym umysłem, całym ciałem. Wątpiła, choć tak bardzo chciała w to wierzyć.
Ktoś zapukał do drzwi.
Zaciągnęła się papierosem, po raz kolejny wpatrując się w punkt za oknem.
Pukanie się powtórzyło – tym razem było bardziej nachalne.
Spokojnie wypuściła dym.
Drzwi się otworzyły; Venice jak zwykle rozłożył ręce na jej widok.
- Theory!
Nawet na niego nie spojrzała.
- Powiedziałeś jej – oświadczyła, cały czas patrząc przed siebie. – Powiedziałeś jej w najgorszym możliwym momencie.
Uniósł brwi.
- Skąd… - zaczął pytanie, ale w tej samej chwili poznał odpowiedź. – No tak. Twój stary numer.
Nie odpowiedziała.
- Więc?
- Więc co?
- Gdzie on jest?
Wydawało mu się, że kąciki jej ust minimalnie powędrowały w górę.
- W bucie.
Wywrócił oczami.
- Jak zwykle. – Z wprawą zdjął podeszwę z obcasa, wyjął podsłuch i przyjrzał mu się dokładnie. – Powinienem był już się nauczyć.
Nie był pewien, ale chyba potwierdziła.
- Mimo wszystko, The, nie powinnaś była…
Westchnęła teatralnie, ale wyraz jej twarzy pozostał obojętny.
- Bardzo mi przykro, to już się nie powtórzy, musisz mnie zrozumieć, zrobiłam to dla jej dobra, drugi raz bym tego nie zrobiła… Wybierz ulubiony frazes i przejdźmy do konkretów.
Milczał, co ją zirytowało.
- Musiałeś jej mówić, że Clarissa…
- To mogła być jej ostatnia szansa.
- Żeby co?
- Żeby poznać prawdę.
Przygryzła wargę; nie chciała się rozkleić po raz kolejny tego dnia. Własna słabość ją zirytowała.
- Może trzeba było jej jeszcze powiedzieć kto jest ojcem, żeby miała komplet informacji…
Delikatnie położył jej rękę na ramieniu; wzdrygnęła się i znów zaciągnęła papierosem.
Spojrzał jej w oczy.
- Znikają ludzie, Theory.
- I co z tego? Nie interesuje mnie to…
- Interesuje – przerwał jej. – Ludzie pragną krwi, to…
- To co?
Spojrzał jej w oczy.
- To nie będą zwykłe igrzyska.
Zaśmiała się z goryczą, i odwróciła głowę.
- Dla mnie i tak by nie były, w końcu na arenę poszła moja córka, więc chyba…
Westchnął.
- Wiesz, że nie wolno ci tak mówić.
Zamknęła oczy.
- Wiem.
Zamilkli.
- Myślisz – zaczęła nieśmiało, jakby nie chcąc właściwie poznać odpowiedzi – że da sobie radę? Że nie zginie… nie zginęła przy Rogu?
- Będą ją chronić, Theory – wyszeptał, gładząc ją z roztargnieniem po włosach. – Będzie miała sponsorów, musi dać radę.
- A jeśli ona już…
Pokręcił głową.
- Nie wolno ci tak myśleć.
Gwałtownie wstała; zaczęła nerwowo krążyć po niewielkim pomieszczeniu.
- Igrzyska trwają od dwóch godzin, Venice. Mogła zginąć już tysiąc razy, a ja i tak…
Spojrzał na nią.
- Wiedziałabyś.
Jakby bez sił opadła na krzesło.
- Może.
Znów zapanowała cisza.
- Ile jeszcze do transmisji? – spytała bezbarwnym głosem Pixie, po raz kolejny zaciągając się papierosem.
Westchnął.
- Minutę mniej, niż kiedy ostatnio pytałaś.
Schowała twarz w dłoniach.
- Nie mogę przestać o tym myśleć…
Zawahał się, ale wyjął z torby białą kartkę z wynikami – właściwie po to przyszedł. Rzucił ją kobiecie na kolana.
- Kazałem zbadać jej krew – powiedział, wskazując palcem na zaznaczony okrąg. – Jakoś dziwnie się zachowywała, jakby była po narkotykach. Wiesz, że jeśli…
- Jeśliby to wykryli, to zabiliby ją od razu?
Skinął głową.
- Ale nie zrobili tego – stwierdził tonem, w którym doszukiwać by się można zdziwionej nuty. – Dlaczego?
- Nie mam pojęcia, Venice – rzekła, wpatrując się w czerwony okrąg. – Zaufaj mi, sama chciałabym to wiedzieć. Może nie pobierali jej krwi, albo badania im się nie udały…
Pokręcił głową.
- Niemożliwe. – Postukał palcem w kartkę. – Wiesz, co to jest?
Dopiero spojrzała na nazwę.
- Fencyklidyna – powiedziała w zamyśleniu, przygryzając wargę. – Skądś kojarzę tę nazwę…
- Możliwe – odpowiedział Venice marszcząc czoło. – To jeden z najsilniejszych środków halucynogennych… I to absolutnie niedostępnych w Kapitolu.
Pixie uniosła brwi.
- W ogóle? A w dystryktach?
Zaprzeczył.
- Tym bardziej. Kompletnie miesza jawę ze snem, wyobraźnię z rzeczywistością. Osobie, która go zażywa można wmówić, że coś zrobiła lub nie zrobiła, choć tak naprawdę było inaczej. Właściwie…
Zamarła, kiedy skojarzyła, skąd znała tę nazwę.
- Taylor – przerwała mu, jakby oczekując, iż wie, co ona ma na myśli. – Taylor już wcześniej ją miała we krwi, jeszcze na treningu z instruktorami…
Pokręcił głową.
- Coś mi się tu nie podoba, Theory. Skąd ona miała wziąć fencyklidynę? Albo kto ją jej podał? Po co? I, co chyba równie istotne…
- Skąd ją miał – weszła mu w słowo, kryjąc twarz w dłoniach. – Nie mam pojęcia, Venice, zupełnie nie mam pojęcia.
Zamilkli.
- To musiał być ktoś z góry – wyszeptał po chwili mężczyzna, podnosząc się. – Jak inaczej by ją zdobył? A poza tym przekupił organizatorów, żeby w ogóle wpuścili Taylor na arenę. – Zamilkł. – Jak myślisz, ile trzeba mieć pieniędzy, żeby podkupić Senekę?
Wzdrygnęła się słysząc to imię.
W ogóle nie trzeba pieniędzy, pomyślała, ale na głos powiedziała tylko:
- Nie wiem, Venice. Nic już nie wiem.
Znów zapanowała cisza.
- Dałeś jej? – Spojrzała mu w oczy modląc się, aby znalazła w nich potwierdzenie. – Dałeś jej shurikena?
Skinął głową.
- Mam nadzieję, że dobrze go wykorzysta.
Zamknęła oczy.
- Oby. Venice?
- Tak?
- Wiesz, że po tym wszystkim… będziesz musiał się ukryć.
- Liczyłem się z tym, The. To przecież nie jest pierwszy raz.
Uniosła brwi.
- Nie?
Uśmiechnął się.
- Widzisz? Nawet nie wiesz. Twoje igrzyska. To był mój debiut, miałem osiemnaście lat… Dystrykt Szósty.
- Lenny Kristvidz!
Skinął głową.
- To ja.
- I dlatego nosisz tyle makijażu, projektujesz takie koszmarne stroje i masz ten idiotyczny akcent, tak? Bo się ukrywasz?
- Tak. Poza tym noszę soczewki kontaktowe, reduktor zmieniający barwę głosu…
- I co dalej? – przerwała mu, poważniejąc. – Nadal będziesz projektował?
Skinął głową.
- Tym razem najlepiej jak umiem, może chociaż raz uda mi się komuś pomóc.
Spojrzała mu w oczy.
- Na pewno.
Westchnął.
- Musimy już iść, wiesz, że jak zacznie się transmisja mamy być u Caesara.
Wiedziała.
Właściwie tylko dlatego opóźniali ją o trzy godziny – chodziło o to, żeby styliści i mentorzy byli w studiu telewizyjnym, kiedy trybuci wejdą na arenę. Będą ich filmować i puszczać w telewizji wyrazy ich twarzy, gdy zobaczą śmierć swojego wychowanka.
W końcu ludzie musieli coś oglądać, kiedy na arenie panował względny spokój, prawda?
Zaśmiała się w myślach. Spokój na arenie.
Jasne.
Zatrzymała się w drzwiach.
- Venice?
- Tak?
- Dla którego Dystryktu będziesz projektował?
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Gdzie mnie przydzielą.
Przygryzła wargę.
- To powiesz mi chociaż jak będziesz wyglądać? Albo po czym cię mam rozpoznać?
Pokręcił głową.
- Nic jeszcze nie wiem.
Jej ręka powędrowała do klamki, ale zatrzymała się w połowie drogi.
- Ale papiery już masz, prawda? Jak się będziesz nazywał?
Spojrzał na nią smutno, jakby już wiedząc, co się wydarzy przez najbliższe dwa lata.
- Po prostu mów mi Cinna.
***
Taylor
gwałtownie rozejrzała się, kiedy podłoże zaczęło sunąć w górę. Niemal
oczekiwała, że Venice powie jej coś, cokolwiek,
zdąży dać ostatni znak… Na próżno. Kiedy
w tunelu, którym sunęła, otoczyły ją egipskie ciemności, wyprostowała się jak
struna.
A więc to dzieje się naprawdę.
Zacisnęła mocniej pięści, w jednej z nich czując krzepiący kształt shurikena. Musi być spokojna, oglądają ją sponsorzy… Ma wygrać te Igrzyska, dla Clarissy… jej matki. Nigdy nie miała okazji jej poznać.
Zacisnęła powieki mając nadzieję, że to pomoże jej się skoncentrować. Zamyślona zachwiała się, kiedy metalowa płyta wypchnęła ją z cylindra na świeże powietrze.
Zaczyna się.
Poczuła, jak krew rozpoczyna szybciej pulsować jej w żyłach, a mięśnie spinają się w przygotowaniu do biegu. No tak. Adrenalina zaczęła działać. Taylor otworzyła oczy i gwałtownie rozejrzała się wokoło. Oślepił ją blask.
Zmrużyła powieki chcąc jak najszybciej rozpocząć rozeznanie w terenie. Tak jak uczyła ją Theory, zaczęła od określenia terenu. Nigdzie nie było przeraźliwie jasno, wręcz przeciwnie – miękkie światło delikatnie rozświetlało arenę nie rażąc po oczach. Niebo było gęsto zasłane chmurami.
A więc oślepił ją Róg Obfitości.
- Panie i panowie, Siedemdziesiąte Trzecie Głodowe Igrzyska uważam za otwarte! – głos Claudiusa Templesmitha rozbrzmiewał echem po całej arenie. – I niech los…
- Zawsze wam sprzyja – wyszeptała niby bezwiednie. Miała nadzieję, że w telewizji pokażą zbliżenie jej twarzy. Sponsorzy to pokochają.
Sześćdziesiąt sekund. Tyle zostało jej na…
Zesztywniała, w jednej chwili skupiając wzrok na terenie poza okręgiem trybutów. Na ziemi tworzyły się ogromne kałuże, a intensywnie zielone korony drzew niemal uginały się pod nawałem przezroczystych kropel.
Lało jak z cebra.
Mimowolnie wzdrygnęła się, ale po chwili spojrzała na swoje ręce. Były całe pokryte gęsią skórką, to fakt. Ale zupełnie suche.
Jeszcze raz spojrzała w górę.
Woda spadała z nieba, lecz w pewnym momencie rozpryskiwała się na wysokości kilku metrów nad Rogiem Obfitości. Zmarszczyła brwi.
Dlaczego? Dlaczego deszcz nie może spadać od razu na…
Zamarła, gdy poznała odpowiedź.
Bo kiedy przed upłynięciem minuty cokolwiek dotknie ziemi…
…ona eksploduje.
Wcześniej zastanawiała się, po co jej tylko jeden shuriken, ale już wiedziała.
Rzuć nim.
Przyjrzała się ustawieniu trybutów w okręgu poszukując jak najlepszego miejsca. Instynktownie rozejrzała się za Natalie – czyż zabicie jej od razu nie ułatwiałoby sprawy? Przypuszczalnie tak, ale… nie mogła jej znaleźć. Pewnie znajdowała się po drugiej stronie rogu. Szlag by to trafił!
Może w takim razie któryś z Zawodowców? Taylor poszukała ich wzrokiem. Chłopak z Jedynki, Marc, znajdował się zaledwie dwie osoby od niej. Zdecydowanie za blisko. Kolejny z nich, Dwójka, stał zaraz obok Aleca…
Alec. To imię w myślach dziewczyny wciąż smakowało gorzko.
Ostatnia noc, jezioro, gwiazdy… Skup się, Taylor. Jego koszula… Natalie. Taylor mimowolnie zacisnęła pięść i poczuła ostre końce narzędzia.
To przywróciło ją do życia.
Chłopacy z Jedynki i Dwójki odpadają, Natalie jest za daleko… Dziewczyna poszukała wzrokiem ostatniego z Zawodowców. Szatynka stała pomiędzy trybutami z Dwunastki i Szóstki w bezpiecznej odległości od Taylor.
A więc znalazła swój cel.
Zegar wskazujący czas pozostały do rozpoczęcia jatki zamarł na dziesięciu sekundach. Czas rozejrzeć się po okolicy.
Taylor zmarszczyła brwi dostrzegając, iż znajduje się w najlepszym możliwym miejscu. Za nią oraz po jej prawej i lewej stronie rozciągał się las, natomiast naprzeciwko było pusto. Czyżby jakaś dolina? Spad? Albo urwisko? Nie miała czasu się nad tym zastanawiać.
Dziewięć sekund.
Jedyną osobą, która mogła jej zagrażać w tej chwili był Marc – trybut z Jedynki. Reszta Zawodowców była za daleko. Taylor uśmiechnęła się do siebie, kiedy zobaczyła, iż broń chłopaka – włócznia – znajduje się w tak ogromnej odległości od niego, że to aż niemożliwe, aby dobiegł do niej zanim dziewczyna nie zniknie w lesie.
Arena nigdy nie była sprawiedliwa.
Osiem.
Taylor przeleciała wzrokiem po torbach i łupach zgromadzonych wewnątrz okręgu trybutów. W odległości pół metra od niej znajdował się wyglądający na solidny plecak wypchany po brzegi niezidentyfikowaną zawartością. Obok niego leżała zwinięta w rulon peleryna przeciwdeszczowa na którą większość z zawodników nie zwróciła pewnie uwagi.
Zdziwią się jak lunie.
Siedem.
Zaczęła rozglądać się za jakąś bronią ale wiedziała, że to nie ma sensu. Pixie wyraźnie jej powiedziała: weź wszystko, co leży najbliżej i uciekaj do lasu.
Czyżby maczała palce w tak korzystnym ułożeniu? Taylor nie wiedziała, ale tym razem postanowiła jej posłuchać.
Sześć.
Poszukała wzrokiem Aleca, ale ten na nią nie patrzył. W pierwszym odruchu chciała go zawołać, ale wiedziała, że to nie ma sensu – tyko zwróciłaby na siebie niepotrzebną uwagę. W tej chwili zainteresowanie trybutów było ostatnią rzeczą, której potrzebowała Taylor – na rzezi najlepiej pozostać jest niewidzialnym.
Pięć.
Napotkała wzrokiem spojrzenie piegowatej rudej dziewczyny, tej samej która na treningu wskazała jej, o co chodziło trenerce. Przysługa za przysługę.
- Deszcz – powiedziała bezgłośnie, bardzo wyraźnie poruszając ustami. Ruchem głowy delikatnie wskazała górę. – Pada.
Dziewczyna uniosła brwi, ale zorientowała się, o co chodzi.
Skinęła jej głową.
- Dziękuję.
Cztery.
Taylor już na nią nie patrzyła. Po raz kolejny zwróciła uwagę na miejsce, w które chciała trafić. Christina, trybutka z Dwójki. Kto jeszcze? Zawahała się. Najgorsze wcale nie jest zabijanie z konieczności. Najgorsze jest patrzenie na dwoje czternastolatków i zadawanie sobie pytania „któremu nawet nie dać szansy na wygraną? Któremu nawet nie pozwolić zejść z podestu?”. Jeszcze raz spojrzała na trybutów – chłopak z Dwunastki wydawał się być skoncentrowany na zdobyciu plecaka, natomiast ten z Szóstki wyglądał jakby miał zemdleć na miejscu.
Może to i lepiej, że zginie zanim rozpocznie się ten koszmar.
Trzy.
Taylor odetchnęła głęboko; dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest spięta. Doświadczała teraz drugiej najgorszej rzeczy na arenie – no, nie licząc strachu, głodu i odwodnienia.
Czekanie.
Nigdy wcześniej nie słyszała, aby jakikolwiek z trybutów uśmiercił dwoje innych zanim jeszcze rozpocznie się jatka. Wątpiła, czy to w ogóle jest legalne… O ile na arenie pasują w ogóle jakiekolwiek zasady.
Venice będzie musiał się ukryć.
Dwa.
Zamknęła oczy, próbując uspokoić oszalałe serce. Wiedziała, że nie ma ani sekundy do stracenia, musi zrobić to teraz… To jej ostatnia szansa.
Odetchnęła głęboko, i zanim ktokolwiek zdążył zauważyć jej ruch, wyrzuciła shuriken celując w punkt pomiędzy podestami dwojga trybutów.
W tej samej chwili napotkała spojrzenie trybuta z Szóstki. Widział, jak rzucała. Patrzył jej prosto w oczy niewątpliwie zdając sobie sprawę, że za chwilę zginie.
Mimo to był spokojny.
Jeden.
Chłopak ani na chwilę nie przestał patrzeć jej w oczy. W jego spojrzeniu nie widziała pretensji, ale i tak była za daleko, aby ją zobaczyć. Może to i lepiej…
Oczami wyobraźni ujrzała, jak patrzy na nią z nienawiścią.
To ty mnie zabiłaś.
To ty mnie zabiłaś.
To ty…
I wtedy usłyszała huk.
A więc to dzieje się naprawdę.
Zacisnęła mocniej pięści, w jednej z nich czując krzepiący kształt shurikena. Musi być spokojna, oglądają ją sponsorzy… Ma wygrać te Igrzyska, dla Clarissy… jej matki. Nigdy nie miała okazji jej poznać.
Zacisnęła powieki mając nadzieję, że to pomoże jej się skoncentrować. Zamyślona zachwiała się, kiedy metalowa płyta wypchnęła ją z cylindra na świeże powietrze.
Zaczyna się.
Poczuła, jak krew rozpoczyna szybciej pulsować jej w żyłach, a mięśnie spinają się w przygotowaniu do biegu. No tak. Adrenalina zaczęła działać. Taylor otworzyła oczy i gwałtownie rozejrzała się wokoło. Oślepił ją blask.
Zmrużyła powieki chcąc jak najszybciej rozpocząć rozeznanie w terenie. Tak jak uczyła ją Theory, zaczęła od określenia terenu. Nigdzie nie było przeraźliwie jasno, wręcz przeciwnie – miękkie światło delikatnie rozświetlało arenę nie rażąc po oczach. Niebo było gęsto zasłane chmurami.
A więc oślepił ją Róg Obfitości.
- Panie i panowie, Siedemdziesiąte Trzecie Głodowe Igrzyska uważam za otwarte! – głos Claudiusa Templesmitha rozbrzmiewał echem po całej arenie. – I niech los…
- Zawsze wam sprzyja – wyszeptała niby bezwiednie. Miała nadzieję, że w telewizji pokażą zbliżenie jej twarzy. Sponsorzy to pokochają.
Sześćdziesiąt sekund. Tyle zostało jej na…
Zesztywniała, w jednej chwili skupiając wzrok na terenie poza okręgiem trybutów. Na ziemi tworzyły się ogromne kałuże, a intensywnie zielone korony drzew niemal uginały się pod nawałem przezroczystych kropel.
Lało jak z cebra.
Mimowolnie wzdrygnęła się, ale po chwili spojrzała na swoje ręce. Były całe pokryte gęsią skórką, to fakt. Ale zupełnie suche.
Jeszcze raz spojrzała w górę.
Woda spadała z nieba, lecz w pewnym momencie rozpryskiwała się na wysokości kilku metrów nad Rogiem Obfitości. Zmarszczyła brwi.
Dlaczego? Dlaczego deszcz nie może spadać od razu na…
Zamarła, gdy poznała odpowiedź.
Bo kiedy przed upłynięciem minuty cokolwiek dotknie ziemi…
…ona eksploduje.
Wcześniej zastanawiała się, po co jej tylko jeden shuriken, ale już wiedziała.
Rzuć nim.
Przyjrzała się ustawieniu trybutów w okręgu poszukując jak najlepszego miejsca. Instynktownie rozejrzała się za Natalie – czyż zabicie jej od razu nie ułatwiałoby sprawy? Przypuszczalnie tak, ale… nie mogła jej znaleźć. Pewnie znajdowała się po drugiej stronie rogu. Szlag by to trafił!
Może w takim razie któryś z Zawodowców? Taylor poszukała ich wzrokiem. Chłopak z Jedynki, Marc, znajdował się zaledwie dwie osoby od niej. Zdecydowanie za blisko. Kolejny z nich, Dwójka, stał zaraz obok Aleca…
Alec. To imię w myślach dziewczyny wciąż smakowało gorzko.
Ostatnia noc, jezioro, gwiazdy… Skup się, Taylor. Jego koszula… Natalie. Taylor mimowolnie zacisnęła pięść i poczuła ostre końce narzędzia.
To przywróciło ją do życia.
Chłopacy z Jedynki i Dwójki odpadają, Natalie jest za daleko… Dziewczyna poszukała wzrokiem ostatniego z Zawodowców. Szatynka stała pomiędzy trybutami z Dwunastki i Szóstki w bezpiecznej odległości od Taylor.
A więc znalazła swój cel.
Zegar wskazujący czas pozostały do rozpoczęcia jatki zamarł na dziesięciu sekundach. Czas rozejrzeć się po okolicy.
Taylor zmarszczyła brwi dostrzegając, iż znajduje się w najlepszym możliwym miejscu. Za nią oraz po jej prawej i lewej stronie rozciągał się las, natomiast naprzeciwko było pusto. Czyżby jakaś dolina? Spad? Albo urwisko? Nie miała czasu się nad tym zastanawiać.
Dziewięć sekund.
Jedyną osobą, która mogła jej zagrażać w tej chwili był Marc – trybut z Jedynki. Reszta Zawodowców była za daleko. Taylor uśmiechnęła się do siebie, kiedy zobaczyła, iż broń chłopaka – włócznia – znajduje się w tak ogromnej odległości od niego, że to aż niemożliwe, aby dobiegł do niej zanim dziewczyna nie zniknie w lesie.
Arena nigdy nie była sprawiedliwa.
Osiem.
Taylor przeleciała wzrokiem po torbach i łupach zgromadzonych wewnątrz okręgu trybutów. W odległości pół metra od niej znajdował się wyglądający na solidny plecak wypchany po brzegi niezidentyfikowaną zawartością. Obok niego leżała zwinięta w rulon peleryna przeciwdeszczowa na którą większość z zawodników nie zwróciła pewnie uwagi.
Zdziwią się jak lunie.
Siedem.
Zaczęła rozglądać się za jakąś bronią ale wiedziała, że to nie ma sensu. Pixie wyraźnie jej powiedziała: weź wszystko, co leży najbliżej i uciekaj do lasu.
Czyżby maczała palce w tak korzystnym ułożeniu? Taylor nie wiedziała, ale tym razem postanowiła jej posłuchać.
Sześć.
Poszukała wzrokiem Aleca, ale ten na nią nie patrzył. W pierwszym odruchu chciała go zawołać, ale wiedziała, że to nie ma sensu – tyko zwróciłaby na siebie niepotrzebną uwagę. W tej chwili zainteresowanie trybutów było ostatnią rzeczą, której potrzebowała Taylor – na rzezi najlepiej pozostać jest niewidzialnym.
Pięć.
Napotkała wzrokiem spojrzenie piegowatej rudej dziewczyny, tej samej która na treningu wskazała jej, o co chodziło trenerce. Przysługa za przysługę.
- Deszcz – powiedziała bezgłośnie, bardzo wyraźnie poruszając ustami. Ruchem głowy delikatnie wskazała górę. – Pada.
Dziewczyna uniosła brwi, ale zorientowała się, o co chodzi.
Skinęła jej głową.
- Dziękuję.
Cztery.
Taylor już na nią nie patrzyła. Po raz kolejny zwróciła uwagę na miejsce, w które chciała trafić. Christina, trybutka z Dwójki. Kto jeszcze? Zawahała się. Najgorsze wcale nie jest zabijanie z konieczności. Najgorsze jest patrzenie na dwoje czternastolatków i zadawanie sobie pytania „któremu nawet nie dać szansy na wygraną? Któremu nawet nie pozwolić zejść z podestu?”. Jeszcze raz spojrzała na trybutów – chłopak z Dwunastki wydawał się być skoncentrowany na zdobyciu plecaka, natomiast ten z Szóstki wyglądał jakby miał zemdleć na miejscu.
Może to i lepiej, że zginie zanim rozpocznie się ten koszmar.
Trzy.
Taylor odetchnęła głęboko; dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest spięta. Doświadczała teraz drugiej najgorszej rzeczy na arenie – no, nie licząc strachu, głodu i odwodnienia.
Czekanie.
Nigdy wcześniej nie słyszała, aby jakikolwiek z trybutów uśmiercił dwoje innych zanim jeszcze rozpocznie się jatka. Wątpiła, czy to w ogóle jest legalne… O ile na arenie pasują w ogóle jakiekolwiek zasady.
Venice będzie musiał się ukryć.
Dwa.
Zamknęła oczy, próbując uspokoić oszalałe serce. Wiedziała, że nie ma ani sekundy do stracenia, musi zrobić to teraz… To jej ostatnia szansa.
Odetchnęła głęboko, i zanim ktokolwiek zdążył zauważyć jej ruch, wyrzuciła shuriken celując w punkt pomiędzy podestami dwojga trybutów.
W tej samej chwili napotkała spojrzenie trybuta z Szóstki. Widział, jak rzucała. Patrzył jej prosto w oczy niewątpliwie zdając sobie sprawę, że za chwilę zginie.
Mimo to był spokojny.
Jeden.
Chłopak ani na chwilę nie przestał patrzeć jej w oczy. W jego spojrzeniu nie widziała pretensji, ale i tak była za daleko, aby ją zobaczyć. Może to i lepiej…
Oczami wyobraźni ujrzała, jak patrzy na nią z nienawiścią.
To ty mnie zabiłaś.
To ty mnie zabiłaś.
To ty…
I wtedy usłyszała huk.
___
Nananaana,
nawet nie wiem, jak mam Wam dziękować! Po prostu w pewnym momencie nie
wiedziałam, czy skakać pod sufit i latać na wysokości lamperii czy po prostu
prawie płakać ze szczęścia. Nie żartuję, naprawdę!
Pozwolę sobie
na małą statystykę: mój blog zanotował 12 000 wejść (oprócz moich!), 42
obserwujących, prawie 500 komentarzy (w tym 72 pod ostatnim postem!). W pewnym
momencie przestałam w to wierzyć, jestem
tak szczęśliwa że nie potrafię tego wyrazić <3
Z tej okazji
wpadłam na bonusowy pomysł: co Wy na to, żebym co jakiś czas publikowała 1-2 stronowe
dodatki obejmujące sceny nie mające wpływu na opowiadanie, ale przybliżające
postaci bohaterów? To znaczy będzie tam na przykład pierwsza minuta areny z
perspektywy Zawodowca (Theory!), fragment Igrzysk Elsy, trochę mentorowania
Finnicka podczas Igrzysk Annie… I poza tym pierwsze spotkanie (noc?) Roberta i
Theory – czyli w sumie niby nic mającego wpływ na fabułę, ale jednak jakieś
urozmaicenie. Jesteście za? :) Jeżeli tak – proszę o ewentualne pomysły takich
scen (lub poparcie moich, o), a jeśli nie – także o tym piszcie, bo w sumie
chcę wiedzieć czy ktokolwiek by coś takiego czytał :D
Wiem,
doskonale zdaję sobie sprawę, że fragment z areną napisany jest fatalnie, ale
nie jestem dobra w takich suchych opisach. Starałam się unikac powtórzeń, i
przez to cały tekst wydaje się być suchy, nieprzystępny… Ale to nic. Z mojej
strony obiecuję, iż w następnym rozdziale wszystko będzie się czytało
przyjemniej.
A poza tym
pozdrawiam serdecznie – i zdradzę tylko, że miałam ogromny kryzys (mam
nadzieję, że już go pożegnałam) który, gdyby nie ostatnie komentarze, mógłby
zaważyć na zawieszeniu bloga :< Dlatego po raz 1278612836 dzisiaj dziękuję, że jesteście.
PS. Proszę o
powiadomienia w spamie o wszystkich Waszych rozdziałach, których nie
skomentowałam – zagubiłam się już kompletnie i chcę wiedzieć, co mam do
nadrobienia.
Pozdrawiam
serdecznie!
Pozwolisz, że przeklnę, ale naprawdę nie umiem dobrać słów?
OdpowiedzUsuńMoment z Cinną rozpierdolił mnie na kawałki i nie umiem się pozbierać. Całe to opowiadanie mnie tak rozpierdala.
Kocham Cię i kiedyś zostaniesz moją żoną.
hahahahaahahaha ♥
Usuńno propozycji (oświadczeń) matrymonialnych to się nie spodziewałam! miło mi, ale niestety za anonimów nie wychodzę :<
Aaa!!! Venice to Cinna!!! <3 Super extra pomysł!
OdpowiedzUsuńCały rozdział genialny!!!
Po prostu nie umiem się wysłowić <3
Jesteś świetna!!!
Weny Ci życzę!!! :D
dziękuję! powiem szczerze, że od początku się bałam, że ktoś z Was się domyśli moich Venice'owo - Cinnowych planów i zepsuje zabawę, ale na szczęście tak się nie stało :D
Usuńo, weny to i ja sobie życzę :c
Genialne!! OMG JESTEM WNIEBOWZIĘTA! Jutro napiszę coś więcej. Xd branoc ;3
OdpowiedzUsuńokokok czekam! <3
UsuńO BOŻE!!!!!!
OdpowiedzUsuńŚWIETNE!, sama pani Collins powinna czoło przed tobà chylić.
Za co Cię uwielbiam? Za Cinnnę.
Moja ulubiona postać z książki powróciła w wielkim stylu! Kocham go ♥ A na początku nie zbyt lubiłam Venice. Proszę, idealny przykład tego, że ocenia się książki po okładce.
Theory - Pixie naprawdę słodko się martwi, a Robert ''niby' ciasta piecze.
Te sceny na arenie doprowadziły mnie f o drgawek Koniecznie chciałam czytać jak najszybciej. Ten chłopak z 6 idealnie wpasował się, aż mi go szkoda.
GRATULUJĘ! Twój blog rozwija się wspanuale. Wielu sukcesów pisarskich!
Koniecznie zrób te opowiadania poboczne. Mam na nie wielką chrapkę.
Loffki
Żeby nie było XD
UsuńTm ma być NIE ocenia się książki po okładce!
Ja taka nieogarnięta XD
ojejku, dziękuję ♥
UsuńVenice specjalnie był taki przerysowany - chodziło o to, żeby był absolutnym przeciwieństwem Cinny, którym potem został :) tak dla niepoznaki, o!
i powiem Ci, że gdyby nie Twój komentarz z poprawką, nawet nie zauważyłabym błędu :D
mi też w pewnym momencie zrobiło się przykro, że uśmiercam go z taką bezczelnością, ale ktoś musiał :< czy byłoby dużo lepiej, gdyby to była Dwunastka?
ooo, dziękuję :3 cieszę się, że ktoś popiera ten pomysł :D
Cinna!! O_O jest rano, nie przetrybiam, a Ty zaatakowałaś mnie takim rozdziałem... Takim to znaczy dobrym. Piekielnie dobrym! Jest taki realistyczny, Ty i Collins możecie śmiało ze sobą konkurować. Nie wiem czemu, ale Robert i pieczenie ciast mnie rozczuliło (kolejny przykład na to, że jesteś genialna, bo mnie nie tak łatwo rozczulić). A arena to po prostu mistrzostwo świata
OdpowiedzUsuńWeny, weny, weny! :)
zmasowany, niespodziewany poranny atak? moja specjalność :D
Usuńdziękuję bardzo - nie mogłam się powstrzymać przed umieszczeniem tego fragmentu z Robertem :<
pozdrawiaaaam i dziękuję bardzo! ♥
tak dzisiaj rano wchodze na bloggera, patrze ile mam wyświetleń na blogu i nagle widzę taką informacje : "To ty mnie zabiłaś" http://73-hunger.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńwtedy właśnie zaczęłam piszczeć i wpadłam na twojego bloga z impetem
KOCHAM TWOJEGO BLOGA. TO NAJLEPSZY BLOG NA ŚWIECIE. KOCHAM GO CAŁYM SERCEM I JEST JEST JEST JEST... NO PO PROSTU EKSKLUZYWNY
(używam słowa ekskluzywny bo mama zakazała mi używać słowa zajebisty)
kocham Pixie, kocham Roberta, nienawidzę Natalie i jeszcze Cinna!
Tego się nie spodziewałam. Masz pisać kolejny rozdział, bo jeśli znowu bede czekała tak długo to umrę w męczarniach! jasne?
Mówię Ci, nie chcesz mojej śmierci. Jeśli przez Ciebie umrę, będziesz miała moją mamę na karku, a moja mama Ci nie odpuści, że zabiłaś jej pierworodną córkę.
hahahahahaha ekskluzywny ♥
Usuńpiszę, już! tylko najpierw muszę przemyśleć, co się w nim będzie działo, a uwierz że to nie lada wyzwanie :D a poza tym wiesz, jak mi się uda wszystko to, co wstępnie zaplanowałam opisać w jakiś należyty sposób, to zdążysz umrzeć jeszcze 127863123 razy - tym razem na zawał :D
pozdraaaawiam! ♥
Więcej! Więcej! Więcej! Chcę więcej ... <3
OdpowiedzUsuńGenialne jak zawsze :D Moment z Cinną, genialny aż brak słów.
Co do tych pobocznych to jestem przeciwna, nie chcę mieszaniny w tak świetnym opowiadaniu :) Skup się na najważniejszym i go doskonal, zamiast rozwijać następne wątki. Taka moja małą rada ;) Skończysz te opowiadanie, to będziesz mogła rozwinąć inne np. o igrzyskach Annie :) Jest czas, a na razie czekam na następny rozdział <3
Powodzenia w pisaniu! ;*
będzie więcej, to na pewno! nie na dniach, ale święta się zbliżają, więc będzie nowy rozdział na bank :D
Usuńdziękuję bardzo ;') Cinnę planowałam od samego początku, więc cieszę się, że i Wam przypadł ten pomysł do gustu.
nie myślałam o mieszaninie - będą to pewnego rodzaju wątki uzupełniające (i dodające smaczku opowiadaniu, ha!) :D
dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam!
Nawet nie wiesz, jak bardzo czekałam na arenę i kiedy w końcu się doczekałam, nie wiem, co mam napisać. Jeszcze chyba nigdy nie czułam czegoś takiego, co tutaj. Ten rozdział definitywnie jest moim ulubionym, a moment z Cinną przebił wszystko inne. Dosłownie rozdziawiłam usta, kiedy go przeczytałam. Czuję zupełnie to, co osoba w pierwszym komentarzu :)
OdpowiedzUsuńTrochę boli mnie serduszko przez tą całą Natalie, bo cicho liczyłam na jakieś love story w wykonaniu Taylor i Aleca. Ale cóż, z doświadczenia wiem, że jeszcze nas zaskoczysz, więc staram się zbytnio nie ubolewać :D Zwłaszcza, że przed chwilą wróciłam z zakładki "Blog" i już mam tysiące dziwnych myśli xD
Motyw z chłopakiem z Szóstki po prostu niesamowity. I oryginalny. Jeszcze nie słyszałam o czymś takim, jak zabicie kogoś przed zejściem z podestu. Po prostu składam Ci pokłony!
Nie wiem, co jeszcze mam napisać. Przeczytałam ten rozdział wczoraj po północy i nie mogłam zasnąć, tak mnie tą Cinną rozwaliłaś. Teraz też mam problem z doborem słów, więc napiszę tylko, że jest to zdecydowanie najlepszy blog o Igrzyskach Śmierci, jaki znam i życzę Ci mnóstwo weny! Pozdrawiam i przepraszam za idiotyczny komentarz :)
jejku, Only! jak ja Ciebie dawno nie widziałam, aż byłam pewna że zapomniałaś o moim blogu :D
Usuńcieszę się, że chociaż Tobie się spodoba - ja niestety jestem z niego kompletnie niezadowolona, o czym zresztą już wspominałam :< chociaż może mieć to związek z faktem, iż dobrze się czuję w romansach, i dlatego rozdział 12 pisało mi się 1983719387 razy lepiej :D
hahahahahah, dziwne myśli to moja specjalność C: no, a jeśli chodzi o Taylor, Aleca i Natalie - niewątpliwie będzie to wybuchowy trójkąt. ufam, iż jeszcze uda mi się Ciebie zaskoczyć :D
dziękuję ;') a pomysł sam z siebie wyszedł w sumie przypadkiem musiałam "się pozbyć" Venice'a i zbuntować Taylor :3
ojeeeeejku, jakie to miłe! a komentarz wcale nie jest idiotyczny, sprawił mi ogromnie dużo radości :D
pozdrawiam serdecznie, i tak jak wspominałam - strasznie miło Cię tu widzieć! :*
Wchodzę sobie na komputer i tak włączam automatycznie twojego bloga - bo szczerze mówiąc z uporem maniaczki wchodzę tutaj 15 razy dziennie z oczekiwaniem na nowy rozdział xD - i patrzę : Jest. Jest! JEST! Jest nowy rozdział! Zastanawiałaś się nad zawieszeniem bloga - weź mi tego nie rób, jak nawet widok samego tutyłu doprowadził mnie do euforii!
OdpowiedzUsuńKiedyś komentowałam, że jesteś jak zawodowa pisarka, a ty mi zaprzeczyłaś. Ja Cie nie posłuchałam i coraz bardziej upewniam się w mojej racji. Prawdę mówiąc, czytałam książki gorsze od twojego bloga! Naprawdę, dorównujesz Collins i w przyszłości będę się chwaliła wszystkim, że o paczcie, a ja tę pisarkę znam od samych początków jej twórczości - oczywiście tych opublikowanych - i wszysyc będą mi zazdrościć.^^ Wróżę CI wieeelką przyszłość.;*
A teraz skupmy się na rozdziale. Krótki, ale za to jaki emocjonujący! Co ty w ogóle mówisz, ten opis areny wyszedł Ci idealnie! Nie było powtórzeń, ale wcale nie było nudno! Wręcz przeciwnie! Serce biło przez cały czas ciekawe ile rozdział obejmie z rozpoczęcia. A zrobiłaś to idealnie. Poznaliśmy jak arena mniej-więcej wygląda, ale jednocześnie nie ujawniłaś szczegółów. Tak, układ rzeczy do zabrania spod RO był baardzo podejrzany.;) Ale ja nie rozumiem, czemu ona zmarnowała tego shurikena!? To znaczy może naprawdę oto chodziło, ale ja się osobiście spodziewałam, że wykorzysta go w finale czy coś...choć w sumie to jest plus dla Ciebie, gdyż to co ja się spodziewałam jest bardzo szablonowe, a tu wprowadziłaś - przynajmniej dla mnie - zaskoczenie. Nie ogarnęłam do końca, o co chodzi z tą Fencyklidyną. Snow jej podał? Mam nadzieję, że jak najszybciej wyjaśnisz tę sytuację. Co do Venice'a - Ciiiiiinnnaaaaaaaa♥♥♥ Totalnie się tego nie spodziewałam, po prostu coś pięknego. Swoją drogą to nasz kochany stylista chyba się jeszcze pojawi na blogu, prawda? Czy całkowicie zniknie ukrywając się...? No i Pixie palaczka, nie je, nie pije, zakłada podsłuchy...Robert za to piecze ciasta.^-^ Naprawdę go lubię.xD Ale o co chodziło z tym, że na arenie jest jej córka!? Że niby była czy jest. Tay...ale nie, Tay jest córką Cassidy. Nie będę mogła przez Ciebie spać rozkminiając to.;) Ale nie, arena wyszła Ci zajebiście, uwierz w to i ogólnie w siebie! Ten chłopak z 6...To ty mnie zabiłaś...idealny tytuł, wszystko na tym blogu jest po prostu idealne! Już to Ci czytelnicy pisali, ale ja także dodam, że to najlepszy blog oparty na motywach z IŚ jaki kiedykolwiek czytałam, naprawdę.<333
Oczywiście, że jestem za! To by było czadowe! Ale niezapominaj o głównej historii! :P Jestem strasznie ciekawa, jak potoczy się akcja po tym całym wybuchu i teraz będę wchodziła nie 15 razy dziennie ale 30, czekając na nowy rozdział!!! Dobrze, że jestem cierpliwa.^^
I kolejny nieogarnięty komentarz prosto od Meg Black.XD Ale naprawdę, po każdym rozdziale jestem tak roztrzęsiona i przeżywam...Kobieto, ty chyba nie jesteś świadoma co robisz z ludźmi! I to nie ty powinnaś dziękować nam, że jesteśmy, tylko MY TOBIE, za to, że piszesz!♥ Pozdrawiam i dużo weny życzę!!! :***
Trochę się rozpisałam.xD I o boże, ile narobiłam błędów, sama się za siebie wstydzę. A wszystko przez te emocje, więc proszę wybacz mi te wszystkie niepoprawności.^^ Patrzcie a nie paczcie przede wszystkim, i to ja robię tysiąc powtórzeń, nie ty. ;3 Jeszcze raz pozdrawiam! ;*
Usuńojejku, Meg! kurczę, tym komentarzem przebiłaś chyba nawet Hanae Mori (co, uwierz mi, jest naprawdę zasługą :D).
Usuńmnie do euforii doprowadza, kiedy licznik komentarzy pod postem zaczyna wzrastać - szczególnie, kiedy są to TAKIE komentarze! a poza tym mam nadzieję, że pisanie bloga poprawi trochę mój styl i ułatwi mi w przyszłości napisanie jakiejś sensownej książki. takie nieśmiałe marzenie :')
jeśli chodzi o arenę, tu przyznam się bez bicia - nie przedstawiłam Wam jej lepiej, bo jeszcze nie jest do końca dopracowana :DD ale jeśli chodzi o Róg, hm - Theory zdecydowanie maczała w tym swe wymanikiurowane palce :D hm, jeden shuriken jej się w finale i tak by nie przydał, poza tym zabranie plecaka i maty byłoby zdecydowanie utrudnione, gdyby Taylor miała wolną tylko jedną rękę. a poza tym jeszcze, na dokładkę, finał już mam rozplanowany! i będzie emocjonujący bez shurikenów - to Ci mogę obiecać :3
jeśli chodzi o fencyklidynę, Snowa i tak dalej - wszystko wyjaśnię, to na pewno! tylko na pewno nie teraz i raczej nie w najbliższej przyszłości. pomęczę Was trochę (tylko trochę, więc luzik) dając wskazówki... czasem błędne.
prawdziwy Sherlock Holmes, o!
Cinna niewątpliwie będzie się jeszcze gdzieś przewijał - ale nie planowałam dla niego żadnej głębszej roli; już da popis w 74 Igrzyskach, to te niech sobie odpuści :D
ha! jeśli chodzi o Taylor, Pixie, Roberta, Clarissę, Snowa i kogo tam jeszcze - to wszystko można określić mianem dość skomplikowanego. no, trochę bardziej niż dość... ale jakie będzie zaskoczenie, kiedy poznasz prawdę!
czyż nie właśnie to jest najpiękniejsze w tajemnicach?
a poza tym - jejku, dziękuję! ja moim skromnym zdaniem nawet się nie umywam do większości blogosfery, ale... kurczę, nie wiem nawet co powiedzieć :')
nie zapomnę o głównej historii, to będą raczej krótkie dodatki :) cieszę się, że chociaż Ty popierasz ten pomysł - póki co słyszałam raczej negatywne głosy, a naprawdę chciałabym coś takiego napisać.
ojjeeeeejku, Meg, no rozczulasz mnie ♥ a komentarz wcale nie jest nieogarnięty, jest wspaniały, długi, i rozbudowany! o.
a poza tym nie zauważyłam u Ciebie błędów, i jeśli chodzi o powtórzenia... w komentarzach sama o nie nie dbam, trudno :3
pozdraaaawiam serdecznie! ♥
Zdechnę. Przeklnę, ale w tym komencie będę przeklinała jak pojebana, więc jak Cię to zgorszy, to bardzo, bardzo przepraszam.
OdpowiedzUsuńNo bo jasna cholera, no. Rozpierdoliłaś mnie na cząstki elementarne. Zaczęło się od Pixie i ja już miałam mały zawał. Potem pojawił się Venice i zaczęłam kminić. A jak już zaczęłam dedukcję ala Sherlock, to w połowie rozmowy, zanim Venice poinformował Pixie o swojej nowej tożsamości, ogarnęłam, co się święci, i zaczęłam krzyczeć. Ty nawet nie wiesz, jak ja piszczałam. Ja wiedziałam, że to Cinna. Ja to już czułam. A i tak mnie to kurwa zabiło (btw, jeszcze poprzednie imię, niż Venice - ty spryciulo, mnie tam to od razu przyszedł na myśl Lenny Kravitz!).
Jestem skołowana na maksa. Nie wiem, co się dzieje, nie ogarniam już. Ale to dobrze! To bardzo dobrze!
"Dieta cud – wyślij bliską osobę na śmierć." bardzo mnie to w sercu zabolało i chcę, żebyś o tym wiedziała i miała wyrzuty śmierci, jak już padnę na zawał z powodu tego opowiadania.
Zamieszanie z fencyklidyną mnie intryguje. Jestem ciekawa, o co chodzi, ale to by wyjaśniało małą rozmowę z Prezydentem, którą odbyła Taylor - dobrze myślę, tak?...
A teraz najlepsze, coś, na co czekałam aż tyle - ARENA! Kobieto, Ty się niczym nie martw. Nic nie jest suche. Nic nie jest źle napisane. Wręcz przeciwnie, wszystko jest wręcz idealne. Aż Ci zazdroszczę talentu, zazdroszczę Ci tak bardzo, że jak tylko ojciec w końcu kupi mi łuk, to związuję włosy w warkocz, łapię za broń i złożę Ci małą wizytę, a wtedy podzielisz się ze mną tą wspaniałą częścią swojego mózgu...
Słowem, scena rozpoczynająca walki na Arenie jest wspaniała. Idealna. Fantastyczna. Cudowna. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale wprawiłaś mnie w zachwyt. I to ogromny. Chciałabym tak pisać.
"Zegar wskazujący czas pozostały do rozpoczęcia jatki zamarł na dziesięciu sekundach. Czas rozejrzeć się po okolicy." Nie wiem, dlaczego, ale ten fragment przykuł moją uwagę i bardzo mi się spodobał. Te słowa mają coś w sobie takiego, że jak drugi raz czytałam rozdział, to i tak tutaj wstrzymałam oddech.
Ach, no i gratuluję! Zasłużyłaś na wszystko! Naprawdę! Jesteś wspaniałą autorką, nawet mi nie myśl o zawieszaniu tego bloga, rozumiesz? Ja wpadam w szał jak widzę nowy post, wchodzę tu z 666 razy dziennie, zabiłabym się, gdybyś coś takiego zrobiła.
Swoją drogą, z drugiej strony to Cię nienawidzę, bo też bym chciała mieć tylu i TAKICH czytelników ;___; Ale i tak, gratulacje, raz jeszcze. Jesteś niesamowita! :3
Czekam na następny, bo akcja nabiera tępa, i to jakiego!
xoxo, Loks.
~lilybird-everdeen.blogspot.com
Kurczę, zapomniałam się wypowiedzieć o tych dodatkowych historyjkach. Ja to jestem zdecydowanie ZA. Chętnie bym poczytała o Igrzyskach Theory, ogólnie o wszystkich. Lubię bardzo wątki poboczne w opowiadaniach, bo one idealnie rozszerzają uniwersum. A jeszcze w Twoim wykonaniu? Już wiem, że będzie zajebiście <3
Usuńxoxo, Loks.
Pięknie jestem spóźniona z odpowiedzią na Twój komentarz :< wybacz Loks, przeczytałam go od razu!
Usuńno wiem, że Lennym trochę spaliłam mój pomysł, ale nie mogłam się powstrzymać :D poza tym uwierz mi - ja także przeżywałam praktycznie uśmiercenie Venice'a tak mocno, że prawie zmieniłam plany, ale cóż! miał zostać Cinną i zostanie Cinną, chociaż i mnie trochę boli serduszko :c
jak padniesz na zawał przeze mnie i umrzesz to zamykam bloga, o! trzeba będzie się z nim rozprawić zanim zacznie sprawiać realne zagrożenie dla moich czytelników :D jeszcze by mnie do więzienia zamknęli, i kto wtedy dokończyłby tę historię?
tak - w pewien sposób dostarcza to informacji o rozmowie ze Snowem, dobrze kombinujesz :D a o fencyklidynie jeszcze usłyszysz - doprowadzę tę sprawę do końca.
jejku, cieszę się, że chociaż Ty - w przeciwieństwie do mnie - nie uważasz tego fragmentu za kompletny niewypał :') a jeśli chodzi o samą arenę - cóż, to jest tylko zarys, którym mam szczerą nadzieję zainteresować Cię dopiero później! poza tym wprawiasz mnie niemal w ekstazę mówiąc, że jakoś wzbudzam zainteresowanie - dla mnie i tak ten rozdział jest synonimem flaków z olejem :D
jejku, dziękuję Ci, Loksie ♥ jak mogłabym zawiesić bloga mając takich wspaniałych czytelników? cholera, prędzej powiesiłabym się za uszy, o ile Wy nie powiesilibyście mnie pierwsi :DD
dzięęęęęęęęęęęęekuję jeszcze raz! ♥
Autorko:
OdpowiedzUsuńPo pierwsze Twój blog powala mnie na kolana . Mam ochotę płakać co przy książkach i blogigach nie zdążą się nigdy...
Nadal nie ogarniam ( jestem nieogarnieta) kto jest ojcem Taylor. Kiedy wyjasnisz???<3
Pixie to zdecydowanie najlepsza osoba. Tajemnicza, z smutną historią, pomaga Taylor (best postacią2) i wogole momenty z nią są tak realistyczne... Każda z Twoich postaci przypomina mi kogoś w normalnym życiu szczególnie Theory.
.
Błagam Ciebie autorki o niezawieszanie bloga. Jak to przyxzytalam serce mi stanęło. Piszesz fantastycznie. Chyba nie zostało dużo do końca. Ostatnia prośba to: jak zawiesisz (wypluwam to) znajdz sobie nastepczynie która dokonczy. Proszę.
Życzę dużo dużo weny i wszyskiego co Ci potrzeba.
Pozdrawiam,
May (wierna fanka Twojego bloga) <3
ojeeeeeejku, dziękuję :') pewnie przy moim blogu jeszcze się napłaczesz - jestem niestety zwolenniczką łamania ludzkich serc i deptania ich w butach na obcasach :< to znaczy oczywiście żartuję, ale jednak z uwagi na tematykę bloga śmierci będzie dużo... bardzo dużo.
Usuńha! to wyjdzie pewnie przy samym końcu, mój główny as w rękawie i klucz do rozwiązania wszystkich niejasności powstałych od początku bloga. tak więc jeszcze poczekasz :<
jejku, dziękuję Ci bardzo! staram się, aby wykreowane przeze mnie postaci przypominały rzeczywistych ludzi - wtedy cała historia staje się bardziej realistyczna.
nie zawieszę, mam przynajmniej taką nadzieję ♥ dajecie mi tyle siły, że to aż chyba niedozwolone!
pozdrawiam serdecznie :*
Super jak zawsze. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału i całym sercem popieram twój pomysł!!! <3 <3 :D
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo! :D
UsuńHuhuhu...
OdpowiedzUsuńCinna... no co jak co, ale On?! I to TU?! wow.^^
Ach ta Pixie.
ALEC <3<3
Jak zginie to cię... AWRRR!
Teraz słuchaj -właściwie to czytaj-: ON ma ŻYĆ! Nie godzę się na to, żeby Alec zginą! Nie, nie, nie i jeszcze raz NIE!
Ja się tak nje bawię! Nje ma mowy!
P.S Pogratuluj ode mnie Taylor... Dobry rzut^^
a i owszem, nawet Cinna "wylądował" na 73-hunger. do pełnego kompletu brakuje tylko Haymitcha i Katniss, ale wszystko w swoim czasie! :D
Usuńno jak Alec zginie to coś czuję że następnego dnia zawisnę, więc... nie mogę tego zrobić! a poza tym nikt nie każe mu umierać :<
Taylor przesyła podziękowania! <3
pozdrawiam :*
Tak czekałam na twój rozdziała, a gdy w końcu się pojawił nie mogłam go przeczytać, a jak :P
OdpowiedzUsuńArena, to był moment, na który czekałam, od kąt właściwie, zaczęłam czytać twoje opowiadanie :P Spodobało mi się, że nie było tu długich opisów przyrody, które prawdę mówiąc strasznie mnie nudzą, więc tutaj wielki plus.
Za nic nie domyśliłabym się, że Vanice to Cinna, przecież oni są przeciwieństwem, jesteś świetna w tworzeniu zagadek, za nic bym się nie domyśliła, normalnie nadajesz się do pisania kryminałów :p
Nie wiem dlaczego, ale rozbawił mnie moment, z pieczeniem ciast prze Roberta, w ogóle lubię go, jest dla mnie takim symbolem prawdziwej miłości :)
Żal mi tego chłopca z 6, tak go przedstawiłaś, że trudno było czytać o jego śmierci. No i byłabym o wiele szczęśliwsza, gdyby to była Natalie :P
Pozdrawiam
______
Jak będziesz mieć czas to zajrzyj : http://say-something-123.blogspot.com/
hahaha, uwielbiam takie ironie losu :) mnie także nudzą opisy przyrody, a poza tym i tak nie znam się na niej na tyle, aby cokolwiek opisywać :D
Usuńnawet nie wiesz, jak cieszą mnie Twoje słowa! powiem w zaufaniu, że zabieram się do pisania nowej historii - tym razem całkowicie autorskiej - to będzie pewnie łatwy, lekki i przyjemny kryminał z elementami romansu. więc skoro się nadaję... tym bardziej niedługo Was tam zaproszę! :D
Natalie nie da się zamordować tak szybko! jeszcze trochę nas wszystkich poirytuje zanim (i o ile) nadejdzie ten szczęśliwy dzień jej śmierci.
pozdrawiam :*
Z chęcią przeczytam kolejną historie, która wyjdzie spod twojego pióra. Bardzo przypadł mi do gustu styl twojego pisania, więc zapowiada się na prawdę fajnie.
UsuńNo to tak, przeczytałam w dniu kiedy dodałaś, ale dopiero teraz mam chwilkę na komentarz...So, zaczynamy:
OdpowiedzUsuńStrzała ci w serce za stylistę! Z krzesła spadłam po zdaniu "Mów mi Cinna.", i się trochę poobijałam, ale to nic. ;__; To było genialne. Teraz wiadomo, dlaczego Venice okazał się takim dobrym człowiekiem, w końcu to Cinna, a nikogo lepszego od Cinny nie ma. Szacun. Osobiście nigdy nie wpadłabym na taki pomysł. o.o I to mnie boli...
Pixie... Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś miał tak ciekawą i jednocześnie tajemniczą postać. Wydawałoby się, że wiemy już o niej wszystko, a tu nagle BAM! Kolejne sekrety. Mimo że najchętniej udusiłabym Cię za to trzymanie mnie w wiecznej niepewności, ale tego nie zrobię, bo Cię najzwyczajniej KOCHAM! Ale chyba istnieje takie coś, jak zabójstwo z miłości? Mniejsza. Mam nadzieję, że Pixie cały czas będzie nas czymś zaskakiwać.
A teraz Taylor- zajebistość sama w sobie. Nic więcej.
Moją ulubioną częścią jest odliczanie do gongu. Przyznam, że tak bardzo wczytałam się w ten moment, że poczułam się, jakbym to ja tam stała i czekała, aż pozwolą mi wreszcie ruszyć na rzeź. Chwała Ci za to.
Uwielbiam Twój styl pisania. Zdecydowanie dużo klimatu nadaje tu trzecioosobowa narracja. Nigdy nie wiesz, kto zginie. Fajnie przedstawiasz sytuacje i uczucia. Tylko więcej takich opowiadań. ;3
Pozdrawiam i mnóstwa weny życzę!
~Nalia
___
roseeverdeenhungergames.blogspot.com
ja tak samo mam niestety - czytam od razu, komentuję później... czasem dużo później, jak teraz :<
Usuńdziękuję Ci bardzo ♥ też uwielbiam Cinnę i postanowiłam go jakoś "uwiecznić" w tym opowiadaniu. cieszę się, że udało mi się Cię zaskoczyć :3
oj Pixie będzie zaskakiwać równie mocno (o ile nie mocniej, o) niż dotychczas. mam już pewien misterny plan z nią w roli głównej, który mam szczerą nadzieję wprowadzić niedługo w życie :3
dziękuję Ci bardzo ♥ będzie więcej, na pewno! tylko jeszcze nie wiem kiedy uda mi się wprowadzić je w życie :D
xoxoxoxoxo!
Jezu jak Ty bosko piszesz!!!
OdpowiedzUsuńPo fragmencie z Cinną miałam minę: :o
Kocham Cię ♥
Venice okazał się Cinną. :O Toż to mnie zaskoczyłaś jak jasna żarówka w spalonej lampce! Przepraszam za takie porównanie, ale już widać niedobór snu w moim nudnym życiu. :D
OdpowiedzUsuńRany, Twoje opowiadanie jest tak cudowne. Tylko czekać, aż napiszesz coś naprawdę swojego! Dziewczyno, ja już mam w planach jedną półkę, na której będę książki wszystkich osób, które poznałam na bloggerze. Miejsce na Twoją powieść również czeka. ♥
Taylor i ten moment do początku rzezi. To odliczanie zrobiło na mnie wrażenie, naprawdę. Aż serce zaczęło bić mi szybciej i mocniej. Prawie się wyrwało! Co ja bym bez niego zrobiła? Aa... Ja go nie mam, to o czym ja gadam? ^^
Rany, rozklejam się przy Twoim stylu pisania. Przy Tobie ja wypadam słabo. :C
Życzę weny i czekam niecierpliwie na specjalne rozdziały. ♥
Pozdrawiam. :*
hahahahaha, ważne że adekwatne! sama zasypuję znajomych finezyjnymi porównaniami, więc doskonale Cię rozumiem :D
Usuńojeeeejku, dziękuję ♥ jak już gdzieś wspominałam - zabieram się za autorskiego bloga, ale pewnie duuuużo czasu minie, zanim uda mi się tam wszystko dopracować. w każdym razie niewątpliwie Was tam zaproszę!
o, ale teraz to nie kłam :< wiem, jak piszesz i jak czytam Twojego bloga, to czasem aż mi się robi głupio, więc wiesz... bez takich :D
pozdrawiam ♥
http://oboz-herosow-nico-di-angelo-spite.blogspot.com/p/liebster.html
OdpowiedzUsuńgratulacje! nominowałam Cię do Liebster Blog Award! Więcej w powyższym linku!
Nie wiem, co powiedzieć, więc powiem po prostu P R Z E Ś W I E T N E S U P E R M E G A U L T R A W S P A N I A Ł E! Hahaha, naprawdę brak słów. Pisałam już kiedyś, że jestem wielką fanką Twoich dialogów i Roberta (wyobraziłam go sobie pieczącego ciasto i od razu poprawił mi się humor). Wprowadzasz w taki nastrój, że oh i ah.
OdpowiedzUsuńA moment z Cinną :o prawie się popłakałam. Serio. Bo od razu stanął mi przed oczami moment, kiedy czytałam "W pierścieniu ognia" i kiedy Cinna.... sama wiesz :(
pozdrawiam gorąco i zapraszam do mnie :)
jeju, Ajs! cieszę się niezmiernie, że Cię widzę ♥
Usuńw sumie mi także jest trochę przykro, że w finale "uśmierciłam" Venice'a, ale nic na to nie poradzę :c przynajmniej był kimś wartościowym.
pozdrawiam ♥
BOŻEBOŻEBOŻEBOŻEBOŻEBOŻEBOŻEBOŻEBOŻEBOŻECO?!
OdpowiedzUsuńŁo de fak, dziewczyno? Chcesz żebym dostała zawału albo zamknęła się w pokoju? Bo piszesz stanowczo za dobrze. A poza tym...Cinna?! :O
Jak Ci nie wstyd tak grać na ludzkich emocjach?
No i jeszcze to...to...to...BUM. W życiu nie wpadłabym na to jak użyć shuriken. :O
W życiu nie napisałam tak nieogarniętego komentarza, przepraszam. W sumie to po części Twoja wina...
Szczerze? Nie wiem co więcej napisać.
O, mam. Czekam aż wydasz książkę. <3
Pozdrawiam! <3
PS Zapraszam do mnie ^^ http://oczami-scarlett.blogspot.com/
nie, nie dostawaj zawału! halo, wtedy nie wiesz kto wygra te igrzyska :<
Usuńo, a tu zdradzę Ci, że Pixie ani Venice też by na to nie wpadli - kiedy zobaczyli, jak zinterpretowała to Taylor, to byli oboje zaskoczeni, i... przerażeni. ale więcej o tym w następnym rozdziale! :3
hahaha, miło by było ♥ dziękuję i pozdrawiam!
Cudowne, cudowne, cudowne! Chcę więcej, to jest genialne! Proszę, informuj mnie w spamie o nowych rozdziałach.
OdpowiedzUsuńcora-wiatru-i-ognia.blogspot.com
postaram się nie zapomnieć :)
UsuńWeszłam jak co jakiś czas postalkować bloga i UMARŁAM O JESU TEN SZABLON KOBIETO CHWALMY PANA NADESZŁO ZBAWIENIE...
OdpowiedzUsuńchylę czoło przed geniuszem.
xoxo, Loks.
popieram! Yass wykonała kawał wspaniałej roboty :3
UsuńKiedy nastepny rozdzial :o ??
OdpowiedzUsuńjuż! :)
Usuń