Pixie już
czekała pod drzwiami.
- I co?
- Nico – burknęła Taylor, gdy zatrzasnęły się drzwi. Widocznie była w złym humorze.
- O – zauważyła kobieta. – Cóż za cięta riposta.
Trybutka demonstracyjnie wywróciła oczami.
- Możesz już skończyć? – spytała zirytowana.
Oho.
Pixie odpuściła.
- Przepraszam. Jak ci poszło?
- Źle.
Kobieta przygryzła wargę.
- Jak źle?
- Bardzo źle.
Cholera.
Pixie zaryzykowała.
- Rzucałaś nożami?
- Tak.
- Tak! – wykrzyknęła z ulgą Kapitolinka, niemal słysząc, jak spada jej kamień z serca.
Taylor uniosła brwi.
- Chcesz, żebym wypadła jak najgorzej?
- Nie. – Pixie próbowała jakoś wybrnąć z sytuacji. – Ale… wiesz, lepiej nie ujawniać wszystkiego od razu. Po co pokazywać, że twoim konikiem są shurikeny, skoro…
- Shurikeny! – wykrzyknęła tryumfalnie Taylor, choć w jej głosie można było wyczuć wściekłość. – Shurikeny, no jasne!
- Chyba nie rozumiem.
- Zapomniałam, jak się nazywają! – przeżywała dziewczyna, mówiąc trochę nieskładnie. – Myślałam… prosiłam ich, mówiłam, że nie ma… Na „sz” jakoś… Coś tam sznuriten? Szuronten? Prosiłam ich, ale…
- Taylor…
Trybutka coraz bardziej się nakręcała.
- Ale oni nie chcieli mnie słuchać! Mówili, że nie ma czegoś takiego, że w ogóle to nie kojarzą…
- Taylor – przerwała jej Pixie. – Oni naprawdę ich nie mają.
- Okłamali mnie, przecież chyba… - W tej chwili dotarły do niej słowa Pixie. – Słucham?!
- Oni tego nie mają, Taylor – powiedziała kobieta z niezmąconym spokojem. – Shurikeny są moje.
- Twoje?!
Na ustach kobiety zagościł delikatny uśmiech.
- Wyłącznie.
- To skąd je masz?
- Mój ojciec był burmistrzem.
- Był?
Uśmiech Pixie nieco przygasł. Taylor się zreflektowała.
- Przepraszam.
Kobieta pokręciła głową.
- Nieważne.
- Pixie, ja…
- Nieważne.
- Ale…
Kapitolinka spojrzała jej w oczy.
- Chyba powinnaś już iść.
Taylor pokiwała głową.
Kiedy stała już w drzwiach, usłyszała zamyślony głos Kapitolinki; niemal widziała mgłę zasnuwającą jej oczy.
- Mój tata był burmistrzem – zaśmiała się gorzko. – Chciał dla mnie jak najlepiej. Miałam wszystko – pieniądze, kamienie szlachetne, jedzenie. Ale ja chciałam czegoś więcej, rozumiesz? Chyba chciałam pokazać, że na to wszystko zasługuję. Powiedziałam, że zgłoszę się na trybutkę, że chcę wygrać Igrzyska. Prosił mnie, żebym nie szła, błagał… Wiedziałam lepiej. W końcu to zaakceptował… Właściwie nie miał wyjścia. Powiedział, że muszę mieć broń, coś, czego nie będzie umiał używać nikt inny. Załatwił mi je…. – Zawahała się. - Shurikeny. Ćwiczyłam prawie dwa lata, i w wieku siedemnastu lat zgłosiłam się na trybutkę. Płakał, jak wyjeżdżałam, wiesz? Wiedział, że to oznacza śmierć… Nie tylko moją. – Głos jej stwardniał. – Więcej go nie zobaczyłam… Nigdy. Zabili go zanim wróciłam, rozumiesz? – spytała z goryczą. - Zabili go przeze mnie.
Żadna z nich nie ośmieliła się ruszyć; po chwili Taylor poczuła, jak Kapitolinka świdruje ją wzrokiem.
- Przypominasz mi mnie samą – zaśmiała się gorzko. – Też byłam taka uparta.
Usłyszała zamykające się drzwi.
- I co?
- Nico – burknęła Taylor, gdy zatrzasnęły się drzwi. Widocznie była w złym humorze.
- O – zauważyła kobieta. – Cóż za cięta riposta.
Trybutka demonstracyjnie wywróciła oczami.
- Możesz już skończyć? – spytała zirytowana.
Oho.
Pixie odpuściła.
- Przepraszam. Jak ci poszło?
- Źle.
Kobieta przygryzła wargę.
- Jak źle?
- Bardzo źle.
Cholera.
Pixie zaryzykowała.
- Rzucałaś nożami?
- Tak.
- Tak! – wykrzyknęła z ulgą Kapitolinka, niemal słysząc, jak spada jej kamień z serca.
Taylor uniosła brwi.
- Chcesz, żebym wypadła jak najgorzej?
- Nie. – Pixie próbowała jakoś wybrnąć z sytuacji. – Ale… wiesz, lepiej nie ujawniać wszystkiego od razu. Po co pokazywać, że twoim konikiem są shurikeny, skoro…
- Shurikeny! – wykrzyknęła tryumfalnie Taylor, choć w jej głosie można było wyczuć wściekłość. – Shurikeny, no jasne!
- Chyba nie rozumiem.
- Zapomniałam, jak się nazywają! – przeżywała dziewczyna, mówiąc trochę nieskładnie. – Myślałam… prosiłam ich, mówiłam, że nie ma… Na „sz” jakoś… Coś tam sznuriten? Szuronten? Prosiłam ich, ale…
- Taylor…
Trybutka coraz bardziej się nakręcała.
- Ale oni nie chcieli mnie słuchać! Mówili, że nie ma czegoś takiego, że w ogóle to nie kojarzą…
- Taylor – przerwała jej Pixie. – Oni naprawdę ich nie mają.
- Okłamali mnie, przecież chyba… - W tej chwili dotarły do niej słowa Pixie. – Słucham?!
- Oni tego nie mają, Taylor – powiedziała kobieta z niezmąconym spokojem. – Shurikeny są moje.
- Twoje?!
Na ustach kobiety zagościł delikatny uśmiech.
- Wyłącznie.
- To skąd je masz?
- Mój ojciec był burmistrzem.
- Był?
Uśmiech Pixie nieco przygasł. Taylor się zreflektowała.
- Przepraszam.
Kobieta pokręciła głową.
- Nieważne.
- Pixie, ja…
- Nieważne.
- Ale…
Kapitolinka spojrzała jej w oczy.
- Chyba powinnaś już iść.
Taylor pokiwała głową.
Kiedy stała już w drzwiach, usłyszała zamyślony głos Kapitolinki; niemal widziała mgłę zasnuwającą jej oczy.
- Mój tata był burmistrzem – zaśmiała się gorzko. – Chciał dla mnie jak najlepiej. Miałam wszystko – pieniądze, kamienie szlachetne, jedzenie. Ale ja chciałam czegoś więcej, rozumiesz? Chyba chciałam pokazać, że na to wszystko zasługuję. Powiedziałam, że zgłoszę się na trybutkę, że chcę wygrać Igrzyska. Prosił mnie, żebym nie szła, błagał… Wiedziałam lepiej. W końcu to zaakceptował… Właściwie nie miał wyjścia. Powiedział, że muszę mieć broń, coś, czego nie będzie umiał używać nikt inny. Załatwił mi je…. – Zawahała się. - Shurikeny. Ćwiczyłam prawie dwa lata, i w wieku siedemnastu lat zgłosiłam się na trybutkę. Płakał, jak wyjeżdżałam, wiesz? Wiedział, że to oznacza śmierć… Nie tylko moją. – Głos jej stwardniał. – Więcej go nie zobaczyłam… Nigdy. Zabili go zanim wróciłam, rozumiesz? – spytała z goryczą. - Zabili go przeze mnie.
Żadna z nich nie ośmieliła się ruszyć; po chwili Taylor poczuła, jak Kapitolinka świdruje ją wzrokiem.
- Przypominasz mi mnie samą – zaśmiała się gorzko. – Też byłam taka uparta.
Usłyszała zamykające się drzwi.
***
- Taylor…
Psst, Taylor – wyszeptał jakiś głos, wciągając dziewczynę za kotarę. – Taylor,
nie wyrywaj się!
Słychać było irytację.
- Niedługo wchodzę na antenę, nie mogę…
- Taylor! – Poznała głos Aleca. – Jak nie chcesz zrobić z siebie pośmiewiska, to chodź.
- Alec? – spytała, ale nie zdążyła dokończyć. – Co ty ode mnie…
- Nie ma czasu – powiedział, prowadząc ją za jakieś drzwi. – Rozbieraj się.
- Słucham?!
- Komu ufasz? Venice’owi czy mnie?
Odpowiedź była oczywista.
- Alec, ale ja…
- Zamknę oczy.
Taylor odetchnęła.
- Dobrze.
Kiedy zacisnął powieki, posłusznie zdjęła sukienkę.
- W rogu w szafie – powiedział, wskazując niechcący przeciwny kierunek. – Zakładaj szybko.
Z głośników popłynął głos Caesara żegnający trybuta z Siódmego Dystryktu.
- Cholera! – zaklęła dziewczyna, mocując się z zamkiem. – Choleracholeracholera!
- Co się stało?
- Zamek się zaciął!
Alec też zaklął, ale dużo gorzej.
- Zapnę cię.
- Ale…
- Nie żartuj Taylor, wolisz iść nago?
Kusząca propozycja.
Szarpnął ją za włosy.
- Alec, co ty ro…
- Pióra ci wyciągam, raczej nie będą ci pasować do tej kiecki.
Zaaferowana dziewczyna dopiero spojrzała w dół.
- O Boże, Alec… - Aż ugięły się pod nią kolana. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. – Jest… olśniewająca.
Chłopak uśmiechnął się z dumą.
- Ja myślę – powiedział, wypinając pierś. Jego garnitur także prezentował się nieziemsko.
- Skąd to…
Caesar pożegnał trybutkę z Ósemki.
- Taylor, zaraz wchodzisz! – rzucił spanikowany chłopak, prowadząc ją z powrotem do kolejki przed wejściem do studia. Nikt nie zauważył ich zniknięcia.
- Skąd… - dziewczyna próbowała ponowić pytanie, ale chłopak trybut położył jej palec na ustach.
- Ciii… Nie czas na takie rozmowy.
- Ale…
Przerwał jej.
- Wieczorem, na tarasie.
Skinęła głową.
Caesar zaczął przedstawiać dziewczynę.
- A teraz powitajcie państwo…
Dwóch ubranych na biało mężczyzn złapało Taylor i poprowadziło do okrągłego wejścia na scenę.
- Pochodzi z Dystryktu Dziewiątego, ma szesnaście lat…
Dziewczyna obróciła się w stronę niecierpliwie czekających trybutów.
- Alec?
- …piękna, blondwłosa, spokojna, choć ponoć w środku siedzi w niej bestia…
Kto mu pisze te teksty?
Serce biło jej tak mocno, że niemal nie słyszała żadnego innego dźwięku.
Wypatrzyła go w tłumie.
- Alec? – krzyknęła, aż nareszcie zwróciła na siebie jego uwagę.
Ich spojrzenia się spotkały.
- Tak, Taylor?
Uśmiechnęła się.
- Dziękuję – wyszeptała bezgłośnie.
Zdążyła zauważyć, że i jego usta drgnęły delikatnie, a potem mężczyźni popchnęli ją w przód i oślepiło ją światło.
Słychać było irytację.
- Niedługo wchodzę na antenę, nie mogę…
- Taylor! – Poznała głos Aleca. – Jak nie chcesz zrobić z siebie pośmiewiska, to chodź.
- Alec? – spytała, ale nie zdążyła dokończyć. – Co ty ode mnie…
- Nie ma czasu – powiedział, prowadząc ją za jakieś drzwi. – Rozbieraj się.
- Słucham?!
- Komu ufasz? Venice’owi czy mnie?
Odpowiedź była oczywista.
- Alec, ale ja…
- Zamknę oczy.
Taylor odetchnęła.
- Dobrze.
Kiedy zacisnął powieki, posłusznie zdjęła sukienkę.
- W rogu w szafie – powiedział, wskazując niechcący przeciwny kierunek. – Zakładaj szybko.
Z głośników popłynął głos Caesara żegnający trybuta z Siódmego Dystryktu.
- Cholera! – zaklęła dziewczyna, mocując się z zamkiem. – Choleracholeracholera!
- Co się stało?
- Zamek się zaciął!
Alec też zaklął, ale dużo gorzej.
- Zapnę cię.
- Ale…
- Nie żartuj Taylor, wolisz iść nago?
Kusząca propozycja.
Szarpnął ją za włosy.
- Alec, co ty ro…
- Pióra ci wyciągam, raczej nie będą ci pasować do tej kiecki.
Zaaferowana dziewczyna dopiero spojrzała w dół.
- O Boże, Alec… - Aż ugięły się pod nią kolana. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. – Jest… olśniewająca.
Chłopak uśmiechnął się z dumą.
- Ja myślę – powiedział, wypinając pierś. Jego garnitur także prezentował się nieziemsko.
- Skąd to…
Caesar pożegnał trybutkę z Ósemki.
- Taylor, zaraz wchodzisz! – rzucił spanikowany chłopak, prowadząc ją z powrotem do kolejki przed wejściem do studia. Nikt nie zauważył ich zniknięcia.
- Skąd… - dziewczyna próbowała ponowić pytanie, ale chłopak trybut położył jej palec na ustach.
- Ciii… Nie czas na takie rozmowy.
- Ale…
Przerwał jej.
- Wieczorem, na tarasie.
Skinęła głową.
Caesar zaczął przedstawiać dziewczynę.
- A teraz powitajcie państwo…
Dwóch ubranych na biało mężczyzn złapało Taylor i poprowadziło do okrągłego wejścia na scenę.
- Pochodzi z Dystryktu Dziewiątego, ma szesnaście lat…
Dziewczyna obróciła się w stronę niecierpliwie czekających trybutów.
- Alec?
- …piękna, blondwłosa, spokojna, choć ponoć w środku siedzi w niej bestia…
Kto mu pisze te teksty?
Serce biło jej tak mocno, że niemal nie słyszała żadnego innego dźwięku.
Wypatrzyła go w tłumie.
- Alec? – krzyknęła, aż nareszcie zwróciła na siebie jego uwagę.
Ich spojrzenia się spotkały.
- Tak, Taylor?
Uśmiechnęła się.
- Dziękuję – wyszeptała bezgłośnie.
Zdążyła zauważyć, że i jego usta drgnęły delikatnie, a potem mężczyźni popchnęli ją w przód i oślepiło ją światło.
***
Zmrużyła oczy,
próbując odnaleźć szczupłą trybutkę na ogromnej scenie. Organizatorzy chyba
przesadzili z oświetleniem, które w pierwszej chwili uczyniło scenę kompletnie
niewidoczną. Blask odbijał się od białej podłogi, ekranu i wybielonych zębów Caesara.
Od nich chyba najbardziej. W końcu na ogromnym ekranie telewizora Pixie wypatrzyła
drobną postać dziewczyny. W pierwszej chwili Kapitolinka była tylko zdziwiona,
ale po chwili z wrażenia aż otworzyła usta, co, swoją droga, dotyczyło także
zgromadzonych trybutów i ich mentorów. Nawet Caesar wydawał się oszołomiony.
Sukienka, którą wynalazł dla Taylor Alec podkreślała wszystkie walory
dziewczyny, jej złote włosy, i szczupłą sylwetkę. Blada cera kontrastowała z
krwistą czerwienią materiału tworząc zapierający dech w piersiach efekt. W
zapomnienie poszła ohydna, chabrowo-pierzasto-zbożowa kieca i równie misterna
fryzura – teraz jasne włosy spływały dziewczynie miękkimi falami na ramiona.
Była zdecydowanie piękna.
- Taylor Cassidy! – wykrzyknął Caesar tak radosnym tonem, iż wydawać by się mogło, że spotkanie dziewczyny było najlepszą rzeczą, jakiej doświadczył w życiu. – Jak się masz, Taylor?
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
- Jestem trochę onieśmielona.
Mężczyzna ryknął śmiechem, a wraz z nim cała sala.
- Bo i wyglądasz olśniewająco! Zgadzacie się ze mną?! – rzucił do widowni, a ta aż zafalowała brawami. – Zgadzają się! – Tym razem powiedział to do dziewczyny.
Taylor spłonęła rumieńcem i spuściła oczy.
- Dziękuję.
- Jaka skromna! – po raz kolejny prowadzący ryknął do widowni, która posłusznie wybuchła brawami. Zmienił ton głosu. – Ale teraz na poważnie, co, Taylor? Możemy?
Pokiwała głową.
- Dla ciebie wszystko.
Prowadzący ryknął śmiechem.
- I to lubię, Taylor! Ale teraz zmieńmy temat – spoważniał nagle; jego ton stał się poufny. – Powiedz mi, dlaczego… dlaczego zgłosiłaś się na trybutkę, Taylor? Czy to była przemyślana decyzja? Czy raczej nie? A może – tu zawiesił głos, wzmagając napięcie – ukrywasz przed nami jakiś specjalny talent?
Uśmiechnęła się; poczucie, że wygląda pięknie dodawało jej pewności siebie.
- Pytasz, czy to była przemyślana decyzja? Powiem ci tak: była! Przemyślałam to dokładnie w tej samej chwili, w której się zgłosiłam.
Śmiech ogarnął całe studio.
- Oh, nie mów tak więcej – powiedział pseudo-karcącym tonem Caesar kończąc chichotać. Palcem otarł wyimaginowaną łzę. – Nie mów tak, bo umrę ze śmiechu!
Taylor posłusznie skinęła głową, a prowadzący znów spoważniał. Jak on szybko zmieniał nastrój!
- Słyszałem, że jesteś sierotą, Taylor – powiedział cicho, aby wzbudzić współczucie widzów. Trybutka, rozumiejąc aluzję, próbowała się rozpłakać, ale niestety nadaremno. – Czy to prawda?
- Tak, Caesarze – wyszeptała dramatycznie, udając, że ukrywa nieistniejące łzy. Miała nadzieję, że nie robią zbliżenia na jej twarz. – Ojca nigdy nie znałam, a matka zostawiła mnie, jak byłam bardzo mała.
Po sali przeszedł szmer.
- I nie masz nikogo bliskiego, Taylor? Nikogo… kto by za tobą tęsknił?
Taylor uniosła głowę; jej ton stwardniał.
- Nikt nie będzie za mną tęsknił, Caesarze, masz rację. Ale nie żałuję, że zgłosiłam się na te Igrzyska.
Współczująco pokiwał głową.
- Czy to dlatego… - widowiskowo się zawahał – powiedz mi, Taylor, czy to dlatego, że wolałaś oddać życie za inne dziewczęta, za te, po których ktoś by płakał?
Był mistrzem manipulacji.
Podsunął ci koło ratunkowe – wyszeptał wewnętrzny głos dziewczyny. – Złap je!
Trybutka demonstracyjnie uciekła wzrokiem.
- Tak… Tak, masz rację, Ceasarze, dlatego się zgłosiłam. Spojrzałam na Pixie na scenie, i pomyślałam, że zaraz na śmierć może pójść ktoś dużo szczęśliwszy niż ja, ktoś… ważniejszy.
Widownią przeszedł szmer; takie poświęcenie było rzadko spotykane.
Prowadzący współczująco skinął głową.
- Ale nie żałuję przyjazdu do tego pięknego Kapitolu z jeszcze jednego powodu.
Napięcie wzrosło.
- A zdradzisz nam, cóż to za powód, Taylor?
Zrobiła minę, która w założeniu miała wyrażać zawstydzenie.
- Jak wiesz, nigdy nie miałam matki, nigdy nie miałam nikogo, kto by się mną przejmował. Nikt mnie nie przytulał, nie opowiadał bajek na dobranoc. – Widownia się poruszyła. – Sama upiekłam swój pierwszy chleb! Ale tu, tu, w ostatnim miejscu na Ziemi, po którym bym się tego spodziewała, spotkałam kogoś, kto jest dla mnie jak matka. Jak matka, której nigdy nie miałam.
Taylor niemal słyszała bijące serca widowni, Ceasara i swoje. Pozostawało jej mieć nadzieję, że jej serce bije tak samo.
Wstała z krzesła.
- I chciałabym jej podziękować za wsparcie, którego mi udzieliła, za bezinteresowność, szczerość, i nieocenione rady. Moja mentorko, Kapitolinko, przyjaciółko, matko… Pixie Lisbeth, dziękuję.
Tłum zgromadzony na sali powstał z owacją, ale kobieta już tego nie widziała. Otworzyła drzwi, wybiegła na zewnątrz i w strugach deszczu próbowała odnaleźć drogę do domu.
Była zdecydowanie piękna.
- Taylor Cassidy! – wykrzyknął Caesar tak radosnym tonem, iż wydawać by się mogło, że spotkanie dziewczyny było najlepszą rzeczą, jakiej doświadczył w życiu. – Jak się masz, Taylor?
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie.
- Jestem trochę onieśmielona.
Mężczyzna ryknął śmiechem, a wraz z nim cała sala.
- Bo i wyglądasz olśniewająco! Zgadzacie się ze mną?! – rzucił do widowni, a ta aż zafalowała brawami. – Zgadzają się! – Tym razem powiedział to do dziewczyny.
Taylor spłonęła rumieńcem i spuściła oczy.
- Dziękuję.
- Jaka skromna! – po raz kolejny prowadzący ryknął do widowni, która posłusznie wybuchła brawami. Zmienił ton głosu. – Ale teraz na poważnie, co, Taylor? Możemy?
Pokiwała głową.
- Dla ciebie wszystko.
Prowadzący ryknął śmiechem.
- I to lubię, Taylor! Ale teraz zmieńmy temat – spoważniał nagle; jego ton stał się poufny. – Powiedz mi, dlaczego… dlaczego zgłosiłaś się na trybutkę, Taylor? Czy to była przemyślana decyzja? Czy raczej nie? A może – tu zawiesił głos, wzmagając napięcie – ukrywasz przed nami jakiś specjalny talent?
Uśmiechnęła się; poczucie, że wygląda pięknie dodawało jej pewności siebie.
- Pytasz, czy to była przemyślana decyzja? Powiem ci tak: była! Przemyślałam to dokładnie w tej samej chwili, w której się zgłosiłam.
Śmiech ogarnął całe studio.
- Oh, nie mów tak więcej – powiedział pseudo-karcącym tonem Caesar kończąc chichotać. Palcem otarł wyimaginowaną łzę. – Nie mów tak, bo umrę ze śmiechu!
Taylor posłusznie skinęła głową, a prowadzący znów spoważniał. Jak on szybko zmieniał nastrój!
- Słyszałem, że jesteś sierotą, Taylor – powiedział cicho, aby wzbudzić współczucie widzów. Trybutka, rozumiejąc aluzję, próbowała się rozpłakać, ale niestety nadaremno. – Czy to prawda?
- Tak, Caesarze – wyszeptała dramatycznie, udając, że ukrywa nieistniejące łzy. Miała nadzieję, że nie robią zbliżenia na jej twarz. – Ojca nigdy nie znałam, a matka zostawiła mnie, jak byłam bardzo mała.
Po sali przeszedł szmer.
- I nie masz nikogo bliskiego, Taylor? Nikogo… kto by za tobą tęsknił?
Taylor uniosła głowę; jej ton stwardniał.
- Nikt nie będzie za mną tęsknił, Caesarze, masz rację. Ale nie żałuję, że zgłosiłam się na te Igrzyska.
Współczująco pokiwał głową.
- Czy to dlatego… - widowiskowo się zawahał – powiedz mi, Taylor, czy to dlatego, że wolałaś oddać życie za inne dziewczęta, za te, po których ktoś by płakał?
Był mistrzem manipulacji.
Podsunął ci koło ratunkowe – wyszeptał wewnętrzny głos dziewczyny. – Złap je!
Trybutka demonstracyjnie uciekła wzrokiem.
- Tak… Tak, masz rację, Ceasarze, dlatego się zgłosiłam. Spojrzałam na Pixie na scenie, i pomyślałam, że zaraz na śmierć może pójść ktoś dużo szczęśliwszy niż ja, ktoś… ważniejszy.
Widownią przeszedł szmer; takie poświęcenie było rzadko spotykane.
Prowadzący współczująco skinął głową.
- Ale nie żałuję przyjazdu do tego pięknego Kapitolu z jeszcze jednego powodu.
Napięcie wzrosło.
- A zdradzisz nam, cóż to za powód, Taylor?
Zrobiła minę, która w założeniu miała wyrażać zawstydzenie.
- Jak wiesz, nigdy nie miałam matki, nigdy nie miałam nikogo, kto by się mną przejmował. Nikt mnie nie przytulał, nie opowiadał bajek na dobranoc. – Widownia się poruszyła. – Sama upiekłam swój pierwszy chleb! Ale tu, tu, w ostatnim miejscu na Ziemi, po którym bym się tego spodziewała, spotkałam kogoś, kto jest dla mnie jak matka. Jak matka, której nigdy nie miałam.
Taylor niemal słyszała bijące serca widowni, Ceasara i swoje. Pozostawało jej mieć nadzieję, że jej serce bije tak samo.
Wstała z krzesła.
- I chciałabym jej podziękować za wsparcie, którego mi udzieliła, za bezinteresowność, szczerość, i nieocenione rady. Moja mentorko, Kapitolinko, przyjaciółko, matko… Pixie Lisbeth, dziękuję.
Tłum zgromadzony na sali powstał z owacją, ale kobieta już tego nie widziała. Otworzyła drzwi, wybiegła na zewnątrz i w strugach deszczu próbowała odnaleźć drogę do domu.
***
Zagrzmiało,
gdy próbowała otworzyć drzwi. Płakała tak mocno, że aż jej się trzęsły ręce;
nie mogła utrzymać klucza. Niebo przecięła błyskawica, rozświetlając na chwilę
czerń ulicy. Pixie oparła się o framugę, znajdując niewielkie ukojenie w
strugach deszczu; jego zimne krople mieszały się ze łzami sprawiając, że te
były niemal niewidoczne. Po raz kolejny załkała, łapiąc powietrze krótkimi
wdechami. Drżała jej klatka piersiowa, ręce, całe ciało. Biała sukienka przylgnęła
do ciała, a misterna fryzura rozsypała w drobny mak. Starannie pomalowane
tuszem oczy rozpływały się powoli tak, że teraz zostały z makijażu tylko
czarne, żałośnie wyglądające plamy. Wstała, gdy powiew chłodniejszego wiatru spowodował
gęsią skórkę na jej nagich ramionach. Po raz kolejny chwyciła klucz i starała
się nim chociażby trafić w zamek, ale to na nic. Zrezygnowana nacisnęła klamkę,
i drzwi stanęły otworem.
Robert?
Już na nią czekał.
- Moja kochana Theory – wyszeptał, przytulając ją z całych sił. – Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie…
- Robercie – załkała, trzęsąc się ni to z zimna, ni to od płaczu. – Robercie, widziałeś…
Pocałował ją w czoło.
- Dlatego przyjechałem – szepnął uspokajająco. Doskonale wiedział, że będzie go potrzebować.
Zdobyła się na słaby uśmiech.
- Dziękuję.
Na chwilę wyplątał się z jej ramion, aby podać jej miękki, zielony koc. W kuchni czekała już ciepła herbata, ale kobieta nie zwróciła na to uwagi.
Deszcz kapał z jej mokrych włosów, z jej ciała, i z jej sukienki zostawiając na dywanie mokrą plamę.
- Robercie…
Znów do niej podszedł. Znał ją zbyt dobrze.
- Theory… - zaprotestował delikatnie już wiedząc, o co poprosi. – Kochanie, to nie jest najlepszy pomysł.
Wystarczyło, że spojrzała mu w oczy i już wiedział, że przegra.
Ponoć człowiek ma skłonności do autodestrukcji. Kiedy czuje się zraniony jakimś słowem, wydarzeniem, rozmową – odtwarza to w pamięci tysiąc razy, właściwie nie wiadomo po co. Czy chce w ten sposób przyzwyczaić się do bólu? A może przeżywając cierpienie po raz setny, czujemy się na nie bardziej… uodpornieni?
Theory miała tak samo.
- Robercie – wyszeptała uparcie, choć ani na chwilę nie przestała płakać. – Robercie, włącz ten cholerny telewizor.
Podjął ostatnią próbę.
- Kochanie…
- Proszę.
Wcisnął na pilocie przycisk cofania, i po chwili na ekranie pojawiła się Taylor Cassidy.
Po raz kolejny mimowolnie nabrał powietrza. Jak ona pięknie wyglądała!
Robert?
Już na nią czekał.
- Moja kochana Theory – wyszeptał, przytulając ją z całych sił. – Wszystko będzie dobrze, wszystko będzie…
- Robercie – załkała, trzęsąc się ni to z zimna, ni to od płaczu. – Robercie, widziałeś…
Pocałował ją w czoło.
- Dlatego przyjechałem – szepnął uspokajająco. Doskonale wiedział, że będzie go potrzebować.
Zdobyła się na słaby uśmiech.
- Dziękuję.
Na chwilę wyplątał się z jej ramion, aby podać jej miękki, zielony koc. W kuchni czekała już ciepła herbata, ale kobieta nie zwróciła na to uwagi.
Deszcz kapał z jej mokrych włosów, z jej ciała, i z jej sukienki zostawiając na dywanie mokrą plamę.
- Robercie…
Znów do niej podszedł. Znał ją zbyt dobrze.
- Theory… - zaprotestował delikatnie już wiedząc, o co poprosi. – Kochanie, to nie jest najlepszy pomysł.
Wystarczyło, że spojrzała mu w oczy i już wiedział, że przegra.
Ponoć człowiek ma skłonności do autodestrukcji. Kiedy czuje się zraniony jakimś słowem, wydarzeniem, rozmową – odtwarza to w pamięci tysiąc razy, właściwie nie wiadomo po co. Czy chce w ten sposób przyzwyczaić się do bólu? A może przeżywając cierpienie po raz setny, czujemy się na nie bardziej… uodpornieni?
Theory miała tak samo.
- Robercie – wyszeptała uparcie, choć ani na chwilę nie przestała płakać. – Robercie, włącz ten cholerny telewizor.
Podjął ostatnią próbę.
- Kochanie…
- Proszę.
Wcisnął na pilocie przycisk cofania, i po chwili na ekranie pojawiła się Taylor Cassidy.
Po raz kolejny mimowolnie nabrał powietrza. Jak ona pięknie wyglądała!
- Ale nie żałuję przyjazdu do tego pięknego Kapitolu z jeszcze jednego powodu. - A zdradzisz nam, cóż to za powód, Taylor? - Jak wiesz, nigdy nie miałam matki, nigdy nie miałam nikogo, kto by się mną przejmował. Nikt mnie nie przytulał, nie opowiadał bajek na dobranoc. Sama upiekłam swój pierwszy chleb! Ale tu, tu, w ostatnim miejscu na Ziemi, po którym bym się tego spodziewała, spotkałam kogoś, kto jest dla mnie jak matka. Jak matka, której nigdy nie miałam. - Wstała z krzesła. - I chciałabym jej podziękować za wsparcie, którego mi udzieliła, za bezinteresowność, szczerość, i nieocenione rady. Moja mentorko, Kapitolinko, przyjaciółko, matko… Pixie Lisbeth, dziękuję.
Kobieta zawyła
jak ranne zwierzę i wyrwała się z silnych ramion męża. Wbiegła na schody
potykając się o za długą bez obcasów suknię, tracąc co chwilę równowagę i
ślizgając się na marmurowej powierzchni stopni. Usłyszała za sobą troskliwy
głos Roberta proszący, aby dała temu spokój, ale to… to było silniejsze od
niej.
Gwałtownie otworzyła drzwi Zakazanego Pokoju, pokoju, do którego żadne z nich nie śmiało wejść przez ostatnie szesnaście lat. Drzwi skrzypnęły jękliwie, ale Theory nie zwróciła na to uwagi. Wpadając do pomieszczenia podarła sukienkę, choć nawet tego nie zauważyła; była jak w amoku. Wdychając zapach kurzu wytarła załzawione oczy. Gdzieś tu to musi… Znalazła wzrokiem drewnianą szafkę.
Podbiegła do niej, i gwałtownie pootwierała szuflady. Płakała, wyrzucając z półek smoczki, przytulanki, plastikowe butelki dziecięce. Nie patrzyła, gdzie co rzuca, chciała po prostu jak najszybciej znaleźć…
- Theory, skarbie… - próbował ją uspokoić Robert, ale on poprzestał na stanięciu w drzwiach. I dla niego ten pokój był komnatą pełną niedozwolonych wspomnień, rozdziałem pełną zamkniętych, niespełnionych marzeń. Chociaż lepiej to ukrywał, i jego bolała strata dziecka, dziecka, które Theory dziewięć miesięcy nosiła pod sercem. Pamiętał radość w jej oczach, kiedy mu powiedziała o ciąży, pamiętał i swoje szczęście. Pamiętał, jak to wszystko odeszło w ciągu jednej sekundy…
Wiedział, że kiedyś powróci.
Nie zareagowała na jego słowa, zajęta wyrzucaniem z szafek dziecięcych śpioszków – śpioszków, które nigdy nie były noszone, które od szesnastu lat nie widziały światła dziennego. Jęknęła histerycznie, docierając nareszcie do drewnianego pudełeczka ukrytego na samym dnie szuflady.
Nie odważyła się, by je otworzyć; i bez tego rozszlochała się na dobre.
Robert wziął oddech i klęknął obok łkającej na podłodze żony, żony, która w ciągu kilkunastu minut z pewnej siebie Kapitolinki stała się kłębkiem nerwów.
- Ja też ją kocham, Robercie – wychlipała mu w ramię, a on tylko pocałował ją w czoło.
Gdzieś na dole radosny jak zawsze Caesar Flickerman żegnał się z widzami, życząc dobrej nocy. Po raz kolejny przedstawiał punktację trybutów za sprawdzian umiejętności, czytając chronologicznie wyniki. Po raz kolejny na ekranie wyświetliła się siódemka i zdjęcie Taylor. Dziewczyna dostała siedem punktów… całkiem nieźle.
Gwałtownie otworzyła drzwi Zakazanego Pokoju, pokoju, do którego żadne z nich nie śmiało wejść przez ostatnie szesnaście lat. Drzwi skrzypnęły jękliwie, ale Theory nie zwróciła na to uwagi. Wpadając do pomieszczenia podarła sukienkę, choć nawet tego nie zauważyła; była jak w amoku. Wdychając zapach kurzu wytarła załzawione oczy. Gdzieś tu to musi… Znalazła wzrokiem drewnianą szafkę.
Podbiegła do niej, i gwałtownie pootwierała szuflady. Płakała, wyrzucając z półek smoczki, przytulanki, plastikowe butelki dziecięce. Nie patrzyła, gdzie co rzuca, chciała po prostu jak najszybciej znaleźć…
- Theory, skarbie… - próbował ją uspokoić Robert, ale on poprzestał na stanięciu w drzwiach. I dla niego ten pokój był komnatą pełną niedozwolonych wspomnień, rozdziałem pełną zamkniętych, niespełnionych marzeń. Chociaż lepiej to ukrywał, i jego bolała strata dziecka, dziecka, które Theory dziewięć miesięcy nosiła pod sercem. Pamiętał radość w jej oczach, kiedy mu powiedziała o ciąży, pamiętał i swoje szczęście. Pamiętał, jak to wszystko odeszło w ciągu jednej sekundy…
Wiedział, że kiedyś powróci.
Nie zareagowała na jego słowa, zajęta wyrzucaniem z szafek dziecięcych śpioszków – śpioszków, które nigdy nie były noszone, które od szesnastu lat nie widziały światła dziennego. Jęknęła histerycznie, docierając nareszcie do drewnianego pudełeczka ukrytego na samym dnie szuflady.
Nie odważyła się, by je otworzyć; i bez tego rozszlochała się na dobre.
Robert wziął oddech i klęknął obok łkającej na podłodze żony, żony, która w ciągu kilkunastu minut z pewnej siebie Kapitolinki stała się kłębkiem nerwów.
- Ja też ją kocham, Robercie – wychlipała mu w ramię, a on tylko pocałował ją w czoło.
Gdzieś na dole radosny jak zawsze Caesar Flickerman żegnał się z widzami, życząc dobrej nocy. Po raz kolejny przedstawiał punktację trybutów za sprawdzian umiejętności, czytając chronologicznie wyniki. Po raz kolejny na ekranie wyświetliła się siódemka i zdjęcie Taylor. Dziewczyna dostała siedem punktów… całkiem nieźle.
Alec dostał dwanaście.
_____
Jeszcze jeden
rozdział, i… areeena! :) A już za tydzień, proszę państwa, balkonowa rozmowa
Taylor i Aleca, już nie mogę się doczekać! O, nawet zrymowałam z tej euforii.
Według
ostatniej ankiety rozdział dziesiąty przeczytały… 23 osoby! Nigdy bym się tego nie spodziewała, więc… dziękuję :)
Choć, nie da się ukryć, serdecznie zapraszam Was wszystkich do komentowania – to
sprawia, że jak głupia cieszę się do monitora, i od razu aż chce się pisać :)
Rozdział
pisany chyba z sześć godzin, przeszedł sto tysięcy poprawek i przeróbek, a ¾ jego
długości napisałam o drugiej nad ranem. Także tego… Enjoy!
Pozdraaawiam! :*
Czy... czy ja mam rozumieć, że Pixie jest matką Taylor? O.O Oho. No tego to bym się nie spodziewała. Alec jest za dobry, jakie podstępne plany ma ten "chłopiec od mąki"? ;_; Ogólnie to rozwaliłaś mnie tym rozdziałem. Poważnie. Jeśli tak dalej pójdzie, to nie wiem jak mój układ nerwowy wytrzyma tyle napięcia. T.T Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńWeny, pozdrawiam i zapraszam do mnie: roseeverdeenhungergames.blogspot.com
Pixie straciła dziecko :c może masz rację, że niezbyt wyraźnie to przedstawiłam.
UsuńAlec, hm... wyjdzie z niego bestia, już sam fakt, iż dostał dwunastkę o czymś świadczy, czyż nie?
wytrzymaj, teraz Twój układ nerwowy będzie miał najwięcej do roboty!
pozdrawiam <3
Też miałam takie wątpliwości czy Taylor nie jest jednak córką Pixie ale twoje wytłumaczenie wszystko... tłumaczy ;)
Usuńa co do rozdziału to na początku się śmiałam a na koniec ryczałam..
Alec, Alec, Alec.....
OdpowiedzUsuńChłopak marzenie ♥♡♥
Czekam z niecierpliwością na rozmowę balkonową!
Pixe, biedna Pixe.....
Strasznie mi jej szkoda.
Miała trudną przeszłość. To widać.
A na koniec mała gwiazdeczka. Taylor.
Wyobrażam sobie jak w tej sukni musiała wyglądać. Affff..
Robert powrócił! Zaciesz :-D
Kochana, piszesz naprawdę nieziemsko, zazdroszczę pomysłów!
Loffki
Alec wcale nie jest taki fajny, naprawdę! jest bardzo... zdesperowany, aby przeżyć. z nieznanych póki co przyczyn pomaga Taylor, ale pewnie niedługo Wam je ujawnię :3
Usuńna rozmowę balkonową czekam i ja, no! aż mnie łapki świerzbią.
Pixie miała nawet bardzo trudna przeszłość, ale to w pewien sposób zarzutowało na tym, jaka jest dzisiaj. ktoś i mówił, że "zmiana" kobiety jest zbyt gwałtowna, ale ona się nie zmieniła :) ona po prostu zaczęła ukazywać emocje chowane za maską rozszczebiotanej Kapitolinki.
ja też jak sobie wyobrazić jej suknię, to sama pozazdrościłam :c no, może poza tym, że ja w każdej czerwieni wyglądam jak przerośnięty burak.
Robert wrócił, tak! sama na niego czekałam <3
dziękujęęęę i pozdrawiam :*
Niespodziewałam się takiej pomocności po Alecu (nie wiem jak odmieniać to imię XD) Taylor dała niezly popis, serio, aktorstwo pełną parą, Żal mi Pixie :(
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać areny
Weny!
no, nie da się ukryć, iż Alec wcale bezinteresowny nie jest - kwestia tylko tego, co będzie chciał od Taylor za tę "przysługę" :)
Usuńi z takiej buntowniczki zrobił Caesar miłosierną samarytankę - oboje dali popis manipulacji. a Pixie się podniesie, zawsze to robi! <3
pozdraaawiam! :*
Zostałaś nominowana do Liebsert Awards :D więcej na swiat--wariatek.blogspot.com
UsuńPrzeczytałam dzisiaj około... pierwsze rano? Ale nie miałam siły skomentować, bo akurat miałam iść spać, ale zobaczyłam, że jest nowy, i aż musiałam przeczytać... i przyznam, że potem tylko glebłam i zasnęłam.
OdpowiedzUsuńAle co do rozdziału! Alec! O matko, Alec! I to chyba ładnie podsumowuje moje uczucia względem niego.
Taylor dała czadu. Znaczy, aż miałam łezkę w oczku, bo kurczę, biedna Pixie. Pixie jest tutaj moją ulubienicą i ilekroć ona się smuci, to smucę się i ja. Poza tym te jej wahania nastroju ze mną mi się kojarzą, więc bardzo się z nią identyfikuję. Poza tym, Robert. Ten facet to dopiero ale jest. Taki prawdziwy, wymarzony mąż - prócz tego zostawiania, pomińmy to... chodzi mi bardziej o to wsparcie i miłość i dfghgfhg i chyba umarłam.
Scena z dziecięcym pokojem bardzo mi przypomniała o "Listach do M" i wtedy to już zupełnie zaczęłam płakać bo to jest jeden z nielicznych polskich filmów które tak mnie poruszyły.
Szczerze, to krótko powinnam to streścić: rozdział perfekcyjny i chwała Ci za niego. Podziwiam talent.
xoxo, Loks.
~lilybird-everdeen.blogspot.com
szczerze mówiąc nie przypuszczałam, że ktokolwiek oprócz mnie siedzi na blogosferze o tak późnej porze, i mnie z Nalią zaskoczyłyście :3 swoją drogą post faktycznie wrzucony był po pierwszej, i stąd ten ogrom błędów.
UsuńPixie, a właściwie Theory, staje się i moją ulubioną bohaterką c: mam wrażenie, że większość kobiet bywa lekko rozchwiana emocjonalnie i nastrojowo, SZCZEGÓLNIE kiedy mają za sobą tyle przeżyć. i kiedy targa nimi wiele różnych, często kompletnie sprzecznych emocji oraz chęc ratowania bliskich sobie osób.
Robert - ach, Robert! - jest chyba takim cichym, nieśmiałym marzeniem każdej z nas :D dghgfgdgf!
dziękuuuuuuuuuję Ci bardzo za ten ogrom miłych słów! pozdrawiam :*
O matko. Uwielbiam to, co piszesz. Zobaczyłam, że jest nowy i od razu rzuciłam wszystko żeby go przeczytać.
OdpowiedzUsuńAlec, Alec... no ładnie z jego strony.
Uwielbiam Taylor i jej błyskotliwe odpowiedzi.
Pixie to chyba strasznie nieszczęśliwa osoba. Aż za często jest smutna, a wtedy ja też. Dzięki Pixie będę miała oczy czyste jak kryształki. :DD
Będziesz nam tak co rozdział zmieniać szablon? :) Co się zdążę przyzwyczaić do jednego, to jest już kolejny.
Zauważyłam kilka błędzików językowych, ale teraz to już nie wiem gdzie były. :)
Pozdrawiam i weny!
pat-czyli-ognistowlosa.blogspot.com
jejku, nawet nie wiesz, jak dużą przyjemność sprawiłaś mi tym stwierdzeniem! aż zaraz pęknę z tej dumy :3
UsuńAlec ma pewien interes w tym wszystkim, choć Taylor jeszcze sobie nie zdaje do końca z tego sprawy.
no właśnie chciałam przedstawić trochę może krzywe zwierciadło - niby, na pierwszy rzut oka powinna aż emanować szczęściem (w końcu kochający mąż, pozycja, pieniądze) , ale niestety wcale tak nie jest. dopiero po pewnym czasie, zagłębiając się w jej życiorys dowiadujemy się o stracie dziecka, śmierci ojca i zaczynamy rozumieć, że nie wszystko jest tak kolorowe jak na pierwszy rzut oka :')
nie mam zaplanowanych tych szablonów - teraz pewnie poprzestanę przy jednym, bo kończy mi się okres próbny photoshopa :DD
pozdraaaaaawiam! :*
Po raz kolejny przeżycia wewnętrzne Pixie zrobiły na mnie większe wrażenia niż Taylor. Jestem przekonana, że Theory zrobi wszystko, by ocalić trybutkę.
OdpowiedzUsuńRany, jakie ona miała ciężkie życie. Utrata dziecka jest dla kobiety najgorszym, co może ją spotkać. Ten ból pozostaje na zawsze, bo przecież miłość matki jest najdoskonalszym rodzajem miłości. Jedynym, który nigdy nie przeminie, jedynym bezinteresownym. A teraz Taylor nieumyślnie przywróciła Pixie ten ból, który ta nosi pod sercem od tych wszystkich szesnastu lat...
Jeżeli Taylor nie zrobi wszystkiego by przeżyć na arenie, to chyba ją ukatrupię!
Kolejną kwestią jest historia z ojcem Pixie. Nie jest nowością, że zwycięscy Igrzysk nie mają łatwego życia. Idealnym przykładem może być tutaj Haymitch z naszej kochanej trylogii. Ale Pixie miała o wiele gorzej. Wygrała, ale ceną za to była utrata jej ojca. Straciła go przez swój upór, przez to, że się zgłosiła. Przez to, że on ją kochał i chciał dla niej jak najlepiej... To straszne.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że gdy akcja przeniesie się na arenę, nadal nie stracimy kontaktu z Kapitolem :)
Serdecznie pozdrawiam!
oj zrobi, tu masz rację - tylko w pewnym momencie będzie niestety musiała wybierać :)
UsuńTaylor niestety całkiem niechcący rozdrapała starą ranę - tym bardziej, iż paradoksalnie uczyniła Pixie jeszcze bardziej zdesperowaną, by ocalić jej życie.
utrata ukochanego ojca z powodu własnego, dziecinnego "widzimisię" było zdecydowanie jedna z rzeczy, które, oprócz ogromnego poczucia winy paradoksalnie uczyniły ją... silniejszą. nie bez znaczenia jest także naturalnie jej pobyt na arenie.
nie stracicie, na pewno! obawiam się raczej, iż będzie więcej Kapitolu niż areny :DD
pozdrawiam! :*
Muszę przyznać, że z każdym rozdziałem, coraz bardziej zapominam się w tej historii, piszesz po prostu wspaniale, te emocje, które ukradkiem przemycasz do treści, aby niebyły nachalne, ale aby były widoczne.
OdpowiedzUsuńNie wiem w jaką grę gra Alec, ale niech gra w nią dalej.
Pixie przeżyła w sowim życiu tak wiele jej ojciec i do tego jeszcze to dziecko, teraz bardziej rozumiem dlaczego jej zależy aby uratować życie Taylor.
dziękuję! cieszę się, iż przekazanie emocji bohaterów mi się w jakiś sposób udaje - gdy sama czytam swoje rozdziały mam wrażenie, że są kompletnie puste :c
UsuńPixie w pewien sposób traktuje to jako odkupienie swoich win... trochę jako pokutę. mam nadzieję, iż robi się to coraz wyraźniejsze :)
pozdrawiam! :*
Najlepszy blog jaki do tej pory czytałam!*.* Zaraz,mamy nie pisać o blogu, tylko o rozdziale, ale wszystko juz chyba zostało napisane - Niesamowity rozdział i już się nie mogę doczekać kolejnego! Co ten Alec kombinuje, co on kombinuje...Pixie i Robert...smutna historia z tym dzieckiem, zdradzisz nam kiedyś co znajduje się w tym pudełeczku?;) I coraz bardziej lubię Taylor.xD Weny życzę!!! <333
OdpowiedzUsuńdziękuję! kolejny pewnie za dziesięć dni, ale po nim to już tylko arena c:
Usuńco Alec kombinuje? zobaczysz :3 ale ma całkiem podstępny plan, tyle mogę zdradzić.
co w pudełeczku? hm, zdradzę na pewno! i to pewnie jeszcze przed wejściem na arenę - jest to coś, co ma ogromne znaczenie dla Theory... i będzie miało dla Taylor.
pozdrawiam! <3
Jak zobaczyłam Twój komentarz u siebie to najpierw trochę się oburzyłam, że wjechałaś z reklamą właściwie bez czytania na jakim blogu jesteś, ale potem stwierdziłam, że jednak przeczytam co tam stworzyłaś. I powiem Ci:
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ za zaproszenie :) Piszesz świetnie, masz genialny styl, chociaż czasem się gubię kto jest kim. Czekam na kolejny rozdział :)
_
No i zapraszam do mnie, może i Ty zostawisz jakąś opinię :)
http://ignis-vitae.blogspot.com/
no wiem, że spam bywa irytujący, ale sama podchodzę do niego z dystansem. paradoksalnie gdyby nie on, nie trafiłabym na kilka cudownych blogów :3
Usuńto najpiękniejsza rzecz, jaką mogłam usłyszeć! :') jak się czyta wszystko "na raz" to mieszają się trochę postaci bohaterów, ale z czasem to na pewno minie.
pozdrawiam! :)
Jestem podobnego zdania jak koleżanki wyżej. Z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej zatracam się w tej historii i z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to najlepszy blog jaki czytam!
OdpowiedzUsuńAlec...Ach ten Alec...Marzenie mimo tego jego diabelskiego planu.
Mam nadzieję, że nie zrobisz z niego bezbożnika jakiegoś, bo nie wiem czy to przeżyję. :c
W głębi serca liczę na jakiś romansik jego i Taylor...
Co do trybutki. Myślałam, że jej matką jest Clary, a tu nagle wyskakuje mi Pixie. Nie to, że coś do niej mam, bo uwielbiam tą kobietę, ale...
Intryguje mnie ta sytuacja. :D
Z niecierpliwością czekam na dalsze rozdziały! Każdy jest coraz lepszy. :D
Sama również prowadzę blog o igrzyskach, może cię zainteresuje.
http://the-hunger-games-parks.blogspot.com/
Kocham
Bianca :*
jejku, dziękuję!
Usuńnie, przypuszczam że Alec mimo szatańskiego planu będzie cały czas na swój sposób uroczy c: a do romansiku, hm... wszystko wyjdzie w praniu! ale będzie się działo, to mogę obiecać :)
cieszę się nieśmiało, że udało mi się trochę zamieszać - ostatnimi czasy porozwiązywałam trochę tajemnic i już byłam niespokojna :D
a Twojego bloga czytam, czytam, tylko z rozdziałami coś u Ciebie kiepsko ostatnio :C
pozdraaaawiam! :*
Zdaję sobie sprawę z mojego ślimaczego tępa, które niestety mam chyba w genach. :cc
UsuńAle wzięłam się do roboty i nowy rozdział już jest napisany, także tylko poprawię i dzisiaj wstawię. :D
I w brzuchu mnie skręca jak sobie pomyślę, że niedługo tutaj będzie nowy rozdział! <333333
Początek może nie był idealny i czytałam go nie wiedząc o co chodzi, ale potem całkowicie się wciągnęłam. W sumie to: "Blask odbijał się od białej podłogi, ekranu i wybielonych zębów Caesara. Od nich chyba najbardziej". Idealnie oddałaś Caesara! Rzadko widzę, żeby ktoś potrafił tak dobrze oddać postać z książki, a tu proszę. Wystąpienie Taylor było całkiem dobre, ale najlepsze było to, co powiedziała o Pixie. Niemalże łezka mi się w oku zakręciła ueee D:
OdpowiedzUsuńOstatni fragment wzbudził we mnie mieszane uczucia, ale zanim Theory wparowała do pokoju dziecięcego zrozumiałam, że to jej prawdziwi rodzice. Bardzo mnie ten wątek zaciekawił!
Czekam na więcej i przy okazji zapraszam także do siebie :)
http://cien-nocy.blogspot.com
niestety często tak robię - przed pisaniem rozdziału czytam ostatni, a potem tworzę nowy w swoim mniemaniu nawiązując do sytuacji tudzież ją kontynuując. więc na początku można niestety trochę stracić orientację, ale dziękuję za zwrócenie uwagi i postaram się to zmienić :)
Usuńdziękuję :) starałam się pokazać fakt zauważony przez Katniss - Caesar, mimo swojego pochodzenia "naprawdę starał się im pomóc". stąd też ta wymyślona na bieżąco przez niego intryga :D
po raz 1276381763 dziękuję i pozdrawiam! :3
Powiem Ci, że mnie oczarowałaś. c:
OdpowiedzUsuńW jeden wieczór przeczytałam wszystko i chciałam więcej. Chyba nawet kiedyś zostawiłaś coś u mnie w SPAMie, ale o tym zapomniałam i cholernie żałuję. Ale "Last Doomsday" mi Cię przypomniało. I chyba wyślę za to dziewczynom kwiaty. xD
Zacznę od tego, że szablon i zwiastun są świetne. A o treści to musiałbym napisać osobną książkę. ^^
Postacie, które stworzyłaś są tak przyjazne, że od razu znalazły miejsce w moim serduszku. Zaczynając od Pixie jest tak cudownie "skrojona", że...no, wow, no. c: Jej historia jest genialnie obmyślana, zaczynając od pochodzenia z dystryktu, przez jej związek z Robertem, kończąc na tym jak poświęca się dla Taylor. Taylor tak BTW też jest świetna. Trochę przypomina mi mnie. I Alec, i Elsa (?, nie mam pamięci do imion) i Clarissa, no oni wszyscy są cudowni. (Czytałaś może "Dary anioła", bo Clary i Alec mi się tak skojarzyli?^^)
No i nie mogę przez Twoje opowiadanie ułożyć ogarniętego komentarza. :c
Hm, Clarissa jest matką (Boże, przed chwilą napisałam "ojcem" :D) Taylor, a jej ojcem jest ten gość, z którym się przespała, żeby nie wysłali Pixie broni. Tylko że przecież Clary pochodziła z siódemki, a Taylor z dziewiątki? Czy coś mi się miesza? I jak to się stało, że i Pixie i Clary żyją? No i dlaczego tej pierwszej tak bardzo zależy na Taylor? Tu nie może chodzić tylko o stratę dziecka, przecież nie poświęcałaby się tak dla obcej trybutki...I o co chodzi z podaniem narkotyków Taylor? O.o Wykończysz mnie...
Jak czytałam to o narkotykach i mące to pękałam ze śmiech. :> W ogóle ten stylista powala...
Jak widać Twoje opowiadanie BARDZO mi się podoba. :D
Jest takie...inne, w pozytywnym sensie. Zwykle ff igrzyskowe jadą po schemacie (znam chyba 3, prócz Twojego, które mnie wciągnęły), ale Ty stworzyłaś coś zupełnie innego, napisałaś wręcz nową książkę.
Spokojnie mogę Cię dopisać do listy moich ulubionych blogów. :3 Zyskałaś we mnie wierną czytelniczkę!
Pozdrawiam i przepraszam za syf w tym komentarzu! :3
PS. Zapraszam też do mnie na http://oczami-scarlett.blogspot.com To historia oparta na Igrzyskach, ale jednak nie ff. Nie wiem jak objaśnić. xD Zapraszam w każdym razie do zakładki Home Winners, gdzie znajdziesz streszczenie. ^^
zostawiałam, zostawiałam - kojarzę Twój szablon :D o, Last Doomsday? to ja też im te kwiaty wyślę!
Usuńwspominałam gdzieś, że podstępnie kradnę imiona! tak, masz rację - akurat te z Darów Anioła, natomiast Elsę (masz pamięć do imion!) z Krainy Lodu. pojawi się jeszcze Nate z Mechanicznego Anioła (jaki spojler :D). jak widzisz, kreatywność to nie jest moje drugie imię :<
tak, Clary była z Siódemki, tak Taylor jest z Dziewiątki, a Theory (ha!) pochodzi z Dwójki. nic Ci się nie miesza, to wszystko wbrew pozorom ma jakąś chorą logikę :3
dziękuję bardzo, a komentarz nie jest wcale chaotyczny! no, przynajmniej w porównaniu do moich pożal-się-Boże niektórych opinii :D
dziękuję jeszcze raz i pozdrawiam! <3
Szablon, zwiastun, Alec, wywiad, Pixie - jednym słowem piękny rozdział. A najlepsza zdecydowanie końcówka. Zazdroszczę talentu:)
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo :) a Ty akurat nie masz czego zazdrościć!
UsuńSkarbie, tyle czasu przekonana byłam, że mnie już nic nie zaskoczy, aż nagle wyskoczyłaś wymachując tym rozdziałem jak flagą z napisem "mylisz się!". Och.
OdpowiedzUsuńReakcja Pixie na słowa Taylor to był cios prosto w serce. Taka dobra kobieta, a tak pokrzywdzona przez los. I jeszcze śmierć jej ojca... To takie... Sercołamliwe :c Strasznie współczuję biednej Pixie, wszystko, co złe się na nią zwala - śmierć dziecka, ojca, odejście Roberta... A ona taka wrażliwa i delikatna jest :c Walczy, ale widać jak jej z tym wszystkim ciężko; przedstawiłaś jej rozterki i załamania elegancko w tym i poprzednich rozdziałach. W pewnym sensie rozumiem Pixie. Bywa, że się i nawet upodabniam - tak realistyczną postać stworzyłaś!
A jak już o postaciach mowa - Alec :D Właściwie niekoniecznie idealny materiał na księcia z bajki (to rola Roberta :D), ale jego humor jest fantastyczny i dlatego jest tak bardzo lubiany przez wielu Twoich czytelników - w tym i mnie. Choć jak sama pisałaś - jest w nim potwór, który ujawni się na arenie, i którego osobiście boję się niesamowicie. Naprawdę musisz mi psuć wizję zabawnego, czasem pomocnego, ironicznego bad boya? :c Takiego go polubiłam, i takiego chciałabym go dalej. Ale pisanie wymaga zwrotów akcji, rozumiem to. Tylko tak odrobinkę, odrobineczkę mi szkoda.
Coś się zaczęłam rozpisywać o bohaterach, a o rozdziale samym w sobie już ani słowa! Otóż, moja droga, jest to arcydzieło, co już Ci właściwie powtarzam długi czas. Czytanie Twoich rozdziałów sprawia mi niesamowitą radość, masz taki lekki styl, tworzysz tak zrozumiałe postacie, przedstawiasz wszystko tak dobrze... No po prostu wielbię 73-hunger. I Ciebie również, kochana autorko ♥
Pozdrawiam i ślę wenę ♥
Hanae Mori.
PS: Dziś nie będzie dochodzenia i przedstawiania teorii c:
Świetne *-* Wzruszające...;_;
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga :D Mam nadzieję, że będzie jakiś romansik :D
A tego Aleca zaczęłam lubić za tą sukienkę... :D A Pixie... eh... to jak ona jej podziękowała było piękne ;)
Pozdrawiam i życzę weny :3
PS. Nominowałam cię do Liebster Award. :) Więcej na: http://aniol-ktory-chce-byc-kochany.blogspot.com/2014/03/la.html ^^
Wow niezły rozdział jak bedziesz miała czas zajrzyj do mnie dopiero zaczynam :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa pierwszy rzut oka blog zapowiadał się naprawdę nieźle. Ale okropnie zniechęciłaś mnie spamem. Mam zakładkę "Zapytaj mnie" co jest chyba lepszą opcją niż pisanie pod najświeższym postem? Zresztą, ucieszyłam się, że dostałam długi komentarz, a tu guzik.
OdpowiedzUsuńWięc odpowiadając na pytanie z żalem stwierdzam, że twój blog mnie raczej nie zainteresuje.