- Myślisz, że
mamy szansę wygrać? – spytała Taylor, kiedy winda zatrzymała się na siódmym
piętrze. Wzruszyła ramionami, udając obojętność. – To znaczy mi jakoś specjalnie na tym nie
zależy, ale mimo wszystko…
Alec zaśmiał się.
- Ja na pewno mam szansę. Jestem świetnie przygotowany. - Chłopak spojrzał na swoje odbicie w windowym lustrze, a potem, najwidoczniej zadowolony z tego, co zobaczył, sam sobie rzucił zawadiacki uśmiech. Po chwili namysłu zdjął z ubrania niewidzialny pyłek. O tak, zdawało się mówić jego spojrzenie, dużo lepiej.
Widząc tę scenę Taylor wywróciła oczami.
- To mówiłeś, że nie chcesz nikogo podrywać?
Alec wzruszył ramionami.
- Bycie przystojnym to ciężka harówa.
- Nie wątpię.
Przez chwilę jechali w ciszy.
- Pamiętasz, co ci mówiłem pierwszego dnia? Jeszcze w pociągu? - spytał po chwili ciszy chłopak, wahając się lekko. – Kłamałem.
Taylor stłumiła uśmiech.
- O tym, że jesteś gejem? Jejku, nareszcie będę mogła spać spokojnie.
Westchnął.
- O tym, że ciebie zabiję pierwszą.
Dziewczyna uniosła brew.
- No?
- Nie zabiję – powiedział Alec, ale zanim Taylor zdążyła odetchnąć dodał jeszcze: - Poczekam, aż zrobi to ktoś inny.
Wywróciła oczami.
- Dzięki panie za tę łaskę.
Chłopak chyba nie wyczuł ironii.
- Proszę bardzo.
Na parterze dosiadła się do nich Pixie. Jak zwykle, kiedy patrzył na nią ktoś obcy, promieniała radością.
- Taylor! Alec! – rzuciła rozentuzjazmowana, wsiadając do windy. – Jak się cieszę, że was widzę!
Dziewczyna myślała, że się udusi, kiedy Kapitolinka przytuliła ją od obfitej piersi. Ciekawe, zdążyła pomyśleć Taylor, co mnie prędzej wykończy: frędzle z limonkowozielonego futra, czy ten okropny, duszący zapach perfum?
- Pixie – powiedział z odrazą trybut, odpychając Kapitolinkę na długość wyciągniętej ręki. – Ktoś cię po drodze zaatakował i oblał tym czymś, żebyś straszyła niewinne dzieci?
Kobieta złożyła usta w ciup.
- To jest Clebion Ar No 9 – oznajmiła obrażona, zadzierając głowę. – Najnowszy krzyk mody.
Alec zacisnął wargi, kryjąc rozbawienie.
- Chyba rozpaczy.
- Jeżeli tak duży problem stanowi dla ciebie… - zaczęła zirytowana, ale mrugające na tabliczce nad wejściem słowa Sala Treningowa skutecznie odwróciły jej uwagę. Momentalnie się rozpromieniła. – Jesteśmy na miejscu!
W milczeniu wysiedli z windy, przechodząc do głównej sali. Alec ze zdziwienia prawie otworzył usta, kiedy jego oczom ukazały się chyba wszystkie rodzaje broni, jakie kiedykolwiek widział: poczynając od włóczni, przez noże, siekiery, miecze, sztylety i szpikulce, a kończąc na łuku. Brakuje shurikenów, stwierdziła w myślach Taylor, uważnie rozglądając się po pomieszczeniu. Ciekawe, co Pixie z nimi zrobiła po ostatnim razie?
Jej rozmyślania przerwał głos Kapitolinki.
- Jak ja dawno tu nie byłam – powiedziała kobieta, wciągając w płuca zapach sali treningowej. – Nic się nie zmieniło od zeszłego roku.
-Przecież byłyśmy tu…
- Wchodźcie szybko – przerwała jej kobieta. - Alec, byłbyś tak uprzejmy zająć wam miejsca?
Chłopak mruknął coś niezrozumiale i odszedł.
- Do jasnej cholery, Taylor – syknęła Pixie, kiedy za trybutem zamknęły się drzwi. Paznokciami szczepiła dziewczynę za ramię, zostawiając na nim bolesny ślad. – Czego nie rozumiesz w słowie tajemnica?
- Przepraszam – bąknęła. – Nie wiedziałam, że to takie ważne…
- Nie, w ogóle nieważne! – warknęła kobieta, ciskając spojrzeniem gromy. – Co tam, najwyżej będą nas torturować tak długo, aż…
Taylor skrzywiła się.
- Oszczędź szczegółów.
Pixie odetchnęła.
- Wchodź do środka i udawaj, że jesteś tam pierwszy raz, bo jak wątpliwości nabierze chociażby jedna osoba to przysięgam, że spotka cię coś dużo gorszego, niż tortury w Kapitolu.
Dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście.
- Dobrze, już dobrze, nie przesadzaj tak…
- Słuchaj mnie, mamy mało czasu. – Kapitolinka rozejrzała się na boki, i kiedy stwierdziła, że nikt nie idzie, wyszeptała: - Nawet się nie zbliżaj do shurikenów, rozumiesz? Od razu podejdź do stanowiska z nożami i poproś trenera, żeby nauczył cię…
- Ale przecież… - przerwała jej Taylor, niewiele rozumiejąc. – Czy nie lepiej by było…
- Słuchaj mnie! – warknęła Pixie. – I przede wszystkim… - Kiedy usłyszała zjeżdżającą windę, jej głos zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Po chwili wyszła z niej mentorka i dwóch trybutów z Ósemki. – I przede wszystkim baw się dobrze! – wyszczebiotała Kapitolinka, otwierając drzwi do sali. Zanim przekroczyła wrota, Taylor udało się jeszcze odczytać z ruchu warg to, czego nie zdążyła jej powiedzieć Lisbeth: Przede wszystkim nie stań się ich celem.
Alec zaśmiał się.
- Ja na pewno mam szansę. Jestem świetnie przygotowany. - Chłopak spojrzał na swoje odbicie w windowym lustrze, a potem, najwidoczniej zadowolony z tego, co zobaczył, sam sobie rzucił zawadiacki uśmiech. Po chwili namysłu zdjął z ubrania niewidzialny pyłek. O tak, zdawało się mówić jego spojrzenie, dużo lepiej.
Widząc tę scenę Taylor wywróciła oczami.
- To mówiłeś, że nie chcesz nikogo podrywać?
Alec wzruszył ramionami.
- Bycie przystojnym to ciężka harówa.
- Nie wątpię.
Przez chwilę jechali w ciszy.
- Pamiętasz, co ci mówiłem pierwszego dnia? Jeszcze w pociągu? - spytał po chwili ciszy chłopak, wahając się lekko. – Kłamałem.
Taylor stłumiła uśmiech.
- O tym, że jesteś gejem? Jejku, nareszcie będę mogła spać spokojnie.
Westchnął.
- O tym, że ciebie zabiję pierwszą.
Dziewczyna uniosła brew.
- No?
- Nie zabiję – powiedział Alec, ale zanim Taylor zdążyła odetchnąć dodał jeszcze: - Poczekam, aż zrobi to ktoś inny.
Wywróciła oczami.
- Dzięki panie za tę łaskę.
Chłopak chyba nie wyczuł ironii.
- Proszę bardzo.
Na parterze dosiadła się do nich Pixie. Jak zwykle, kiedy patrzył na nią ktoś obcy, promieniała radością.
- Taylor! Alec! – rzuciła rozentuzjazmowana, wsiadając do windy. – Jak się cieszę, że was widzę!
Dziewczyna myślała, że się udusi, kiedy Kapitolinka przytuliła ją od obfitej piersi. Ciekawe, zdążyła pomyśleć Taylor, co mnie prędzej wykończy: frędzle z limonkowozielonego futra, czy ten okropny, duszący zapach perfum?
- Pixie – powiedział z odrazą trybut, odpychając Kapitolinkę na długość wyciągniętej ręki. – Ktoś cię po drodze zaatakował i oblał tym czymś, żebyś straszyła niewinne dzieci?
Kobieta złożyła usta w ciup.
- To jest Clebion Ar No 9 – oznajmiła obrażona, zadzierając głowę. – Najnowszy krzyk mody.
Alec zacisnął wargi, kryjąc rozbawienie.
- Chyba rozpaczy.
- Jeżeli tak duży problem stanowi dla ciebie… - zaczęła zirytowana, ale mrugające na tabliczce nad wejściem słowa Sala Treningowa skutecznie odwróciły jej uwagę. Momentalnie się rozpromieniła. – Jesteśmy na miejscu!
W milczeniu wysiedli z windy, przechodząc do głównej sali. Alec ze zdziwienia prawie otworzył usta, kiedy jego oczom ukazały się chyba wszystkie rodzaje broni, jakie kiedykolwiek widział: poczynając od włóczni, przez noże, siekiery, miecze, sztylety i szpikulce, a kończąc na łuku. Brakuje shurikenów, stwierdziła w myślach Taylor, uważnie rozglądając się po pomieszczeniu. Ciekawe, co Pixie z nimi zrobiła po ostatnim razie?
Jej rozmyślania przerwał głos Kapitolinki.
- Jak ja dawno tu nie byłam – powiedziała kobieta, wciągając w płuca zapach sali treningowej. – Nic się nie zmieniło od zeszłego roku.
-Przecież byłyśmy tu…
- Wchodźcie szybko – przerwała jej kobieta. - Alec, byłbyś tak uprzejmy zająć wam miejsca?
Chłopak mruknął coś niezrozumiale i odszedł.
- Do jasnej cholery, Taylor – syknęła Pixie, kiedy za trybutem zamknęły się drzwi. Paznokciami szczepiła dziewczynę za ramię, zostawiając na nim bolesny ślad. – Czego nie rozumiesz w słowie tajemnica?
- Przepraszam – bąknęła. – Nie wiedziałam, że to takie ważne…
- Nie, w ogóle nieważne! – warknęła kobieta, ciskając spojrzeniem gromy. – Co tam, najwyżej będą nas torturować tak długo, aż…
Taylor skrzywiła się.
- Oszczędź szczegółów.
Pixie odetchnęła.
- Wchodź do środka i udawaj, że jesteś tam pierwszy raz, bo jak wątpliwości nabierze chociażby jedna osoba to przysięgam, że spotka cię coś dużo gorszego, niż tortury w Kapitolu.
Dziewczyna uniosła ręce w obronnym geście.
- Dobrze, już dobrze, nie przesadzaj tak…
- Słuchaj mnie, mamy mało czasu. – Kapitolinka rozejrzała się na boki, i kiedy stwierdziła, że nikt nie idzie, wyszeptała: - Nawet się nie zbliżaj do shurikenów, rozumiesz? Od razu podejdź do stanowiska z nożami i poproś trenera, żeby nauczył cię…
- Ale przecież… - przerwała jej Taylor, niewiele rozumiejąc. – Czy nie lepiej by było…
- Słuchaj mnie! – warknęła Pixie. – I przede wszystkim… - Kiedy usłyszała zjeżdżającą windę, jej głos zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Po chwili wyszła z niej mentorka i dwóch trybutów z Ósemki. – I przede wszystkim baw się dobrze! – wyszczebiotała Kapitolinka, otwierając drzwi do sali. Zanim przekroczyła wrota, Taylor udało się jeszcze odczytać z ruchu warg to, czego nie zdążyła jej powiedzieć Lisbeth: Przede wszystkim nie stań się ich celem.
***
Mąż już na nią
czekał.
- Wreszcie wróciłaś – szepnął, podnosząc się z fotela. – Czekałem na ciebie.
Ogień w kominku trzaskał cicho, rozświetlając pokój ciepłym blaskiem. Z głośników leciała pianistyczna ballada, którą kobieta kojarzyła z bardzo dawna, jednak nie bardzo mogła sobie przypomnieć okoliczności.
Jedno spojrzenie na Roberta wystarczyło.
- Przepraszam – wyszeptała, chowając się w jego ramionach. – Znowu zapomniałam.
Mężczyzna pokiwał smutno głową.
- Tak myślałem – powiedział tylko, nie patrząc jej w oczy. – Wina?
Nie musiał nic mówić, żeby ją mocniej zranić; wyrzuty sumienia i tak zabijały ją od środka.
- Dziękuję.
Przez chwilę siedzieli obok siebie nic nie mówiąc; każde z nich w milczeniu lizało własne rany.
- Co cię gryzie, Pix? – spytał w końcu mężczyzna, nie mogąc patrzeć na cierpienie ukochanej. Tak, kochał ją, co w Kapitolu było dość ekscentrycznym zjawiskiem. Kochał ją miłością głęboką i szczerą, romantyczną i gorącą, prawdziwą i niespotykaną. Kochał jej oczy, jej usta, jej zapach; jej uśmiech i jej łzy, jej piękno i jej niedoskonałości. Każdego dnia na nowo zakochiwał się w jej wadach, utwierdzał się w miłości do jej zalet. Czasem w nocy budził się zlany potem i zasypiał dopiero wtedy, gdy uspokojony upewniał się, że ona jest obok. Tak, z całą pewnością kochał ją; kochał ją i przez te wszystkie lata modlił się, żeby i ona potrafiła pokochać jego.
Cały czas na próżno.
- Przykro mi, że po raz kolejny zapomniałam o naszej rocznicy – westchnęła, machinalnym ruchem mieszając wino w kieliszku. – Nie chciałam po raz kolejny cię zranić.
Robert zaśmiał się smutno.
- Ranisz mnie dopiero teraz – powiedział, niezliczony już raz tonąc w jej oczach. Wiedział, że nawet gdyby to tonięcie było nie wiadomo jak bolesne, i tak by z niego nie zrezygnował. Dla niej był w stanie poświęcić wszystko. – Czy po tylu latach nie zasługuję nawet na szczerość?
Spuściła wzrok.
- Przepraszam.
- Spokojnie – szepnął, gładząc ją po włosach. Przysunął ją do siebie. – Przy mnie nie musisz się o nic bać.
- Wiem – powiedziała, kładąc się na jego kolanach. Wbiła wzrok w sufit, próbując powstrzymać cisnące się jej do oczu łzy. – I to mnie właśnie martwi.
- Kochanie… - zaczął Robert, ale coś w jej spojrzeniu kazało mu zamilknąć. Powstrzymała go, gdy próbował wytrzeć spływającą jej po policzku łzę.
- Przestań – szepnęła łamiącym się głosem, odgarniając włosy z czoła. – Nie zasługuję na to, nie po tym wszystkim…
- Ciii – uciszył ją Robert, gładząc ją po twarzy. – Wszystko będzie dobrze.
- Nie będzie.
Uśmiechnął się uspokajająco.
- Moja przysięga nadal obowiązuje.
Pixie pokręciła głową.
- Zdradziłam cię, Robercie – szepnęła, nie prosząc nawet o wybaczenie. Nie łudziła się wcale, że na nie zasługuje.
Coś roztrzaskało się w nim jak upuszczona szklanka.
- Dlaczego?
Kobieta odwróciła głowę.
- Muszę uratować jej życie – powiedziała, jakby to cokolwiek usprawiedliwiało.
- Córka Cassidy – szepnął machinalnie mężczyzna, nareszcie pojmując o co chodzi. Gwałtownie wstał, zrzucając jej głowę z kolan i rozbijając stojący na ziemi kieliszek; żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. – Córka Cassidy jest dla ciebie ważniejsza niż nasz związek?
- Robercie… - szepnęła łamiącym się głosem Pixie. – Proszę…
Zaśmiał się z własnej głupoty.
- Wiedziałem, że nie wyszłaś za mnie za mąż z miłości. Wiedziałem – powiedział z goryczą - że nigdy mnie nie kochałaś.
- Robercie…
- Nie, Theory Pixentif.
To ostatnie zdanie sprawiło, że krew zamarzła jej w żyłach.
- Chyba nie zamierzasz…
Spojrzał na nią z rozpaczą.
- A nawet jeśli, to co? To ja wyciągnąłem cię z Dystryktu. To ja pomogłem ci się ukryć. To ja wydostałem cię z tych całych szpon sponsoringu…
- Robercie, ale nie chcesz chyba…
Spojrzał na nią.
- Tylko na tym ci zależy, prawda? Nie na mnie, na moich możliwościach?
Nie było sensu zaprzeczać.
- Robercie…
W jego oczach krył się taki ból, że nie mogła na niego patrzeć, a jednak wytrzymała spojrzenie mężczyzny. Po raz pierwszy po szesnastu latach małżeństwa widziała, jak jej mąż płacze, i ten widok sprawił, że niemal złożyła swoje serce na wyciągniętej dłoni.
Zaśmiał się z goryczą.
- Nie, Theory Pixentif. – Spojrzał jej w oczy. - Mimo wszystko wciąż cię kocham.
Serce upadło na ziemię i rozbiło się na małe kawałeczki.
- Wreszcie wróciłaś – szepnął, podnosząc się z fotela. – Czekałem na ciebie.
Ogień w kominku trzaskał cicho, rozświetlając pokój ciepłym blaskiem. Z głośników leciała pianistyczna ballada, którą kobieta kojarzyła z bardzo dawna, jednak nie bardzo mogła sobie przypomnieć okoliczności.
Jedno spojrzenie na Roberta wystarczyło.
- Przepraszam – wyszeptała, chowając się w jego ramionach. – Znowu zapomniałam.
Mężczyzna pokiwał smutno głową.
- Tak myślałem – powiedział tylko, nie patrząc jej w oczy. – Wina?
Nie musiał nic mówić, żeby ją mocniej zranić; wyrzuty sumienia i tak zabijały ją od środka.
- Dziękuję.
Przez chwilę siedzieli obok siebie nic nie mówiąc; każde z nich w milczeniu lizało własne rany.
- Co cię gryzie, Pix? – spytał w końcu mężczyzna, nie mogąc patrzeć na cierpienie ukochanej. Tak, kochał ją, co w Kapitolu było dość ekscentrycznym zjawiskiem. Kochał ją miłością głęboką i szczerą, romantyczną i gorącą, prawdziwą i niespotykaną. Kochał jej oczy, jej usta, jej zapach; jej uśmiech i jej łzy, jej piękno i jej niedoskonałości. Każdego dnia na nowo zakochiwał się w jej wadach, utwierdzał się w miłości do jej zalet. Czasem w nocy budził się zlany potem i zasypiał dopiero wtedy, gdy uspokojony upewniał się, że ona jest obok. Tak, z całą pewnością kochał ją; kochał ją i przez te wszystkie lata modlił się, żeby i ona potrafiła pokochać jego.
Cały czas na próżno.
- Przykro mi, że po raz kolejny zapomniałam o naszej rocznicy – westchnęła, machinalnym ruchem mieszając wino w kieliszku. – Nie chciałam po raz kolejny cię zranić.
Robert zaśmiał się smutno.
- Ranisz mnie dopiero teraz – powiedział, niezliczony już raz tonąc w jej oczach. Wiedział, że nawet gdyby to tonięcie było nie wiadomo jak bolesne, i tak by z niego nie zrezygnował. Dla niej był w stanie poświęcić wszystko. – Czy po tylu latach nie zasługuję nawet na szczerość?
Spuściła wzrok.
- Przepraszam.
- Spokojnie – szepnął, gładząc ją po włosach. Przysunął ją do siebie. – Przy mnie nie musisz się o nic bać.
- Wiem – powiedziała, kładąc się na jego kolanach. Wbiła wzrok w sufit, próbując powstrzymać cisnące się jej do oczu łzy. – I to mnie właśnie martwi.
- Kochanie… - zaczął Robert, ale coś w jej spojrzeniu kazało mu zamilknąć. Powstrzymała go, gdy próbował wytrzeć spływającą jej po policzku łzę.
- Przestań – szepnęła łamiącym się głosem, odgarniając włosy z czoła. – Nie zasługuję na to, nie po tym wszystkim…
- Ciii – uciszył ją Robert, gładząc ją po twarzy. – Wszystko będzie dobrze.
- Nie będzie.
Uśmiechnął się uspokajająco.
- Moja przysięga nadal obowiązuje.
Pixie pokręciła głową.
- Zdradziłam cię, Robercie – szepnęła, nie prosząc nawet o wybaczenie. Nie łudziła się wcale, że na nie zasługuje.
Coś roztrzaskało się w nim jak upuszczona szklanka.
- Dlaczego?
Kobieta odwróciła głowę.
- Muszę uratować jej życie – powiedziała, jakby to cokolwiek usprawiedliwiało.
- Córka Cassidy – szepnął machinalnie mężczyzna, nareszcie pojmując o co chodzi. Gwałtownie wstał, zrzucając jej głowę z kolan i rozbijając stojący na ziemi kieliszek; żadne z nich nie zwróciło na to uwagi. – Córka Cassidy jest dla ciebie ważniejsza niż nasz związek?
- Robercie… - szepnęła łamiącym się głosem Pixie. – Proszę…
Zaśmiał się z własnej głupoty.
- Wiedziałem, że nie wyszłaś za mnie za mąż z miłości. Wiedziałem – powiedział z goryczą - że nigdy mnie nie kochałaś.
- Robercie…
- Nie, Theory Pixentif.
To ostatnie zdanie sprawiło, że krew zamarzła jej w żyłach.
- Chyba nie zamierzasz…
Spojrzał na nią z rozpaczą.
- A nawet jeśli, to co? To ja wyciągnąłem cię z Dystryktu. To ja pomogłem ci się ukryć. To ja wydostałem cię z tych całych szpon sponsoringu…
- Robercie, ale nie chcesz chyba…
Spojrzał na nią.
- Tylko na tym ci zależy, prawda? Nie na mnie, na moich możliwościach?
Nie było sensu zaprzeczać.
- Robercie…
W jego oczach krył się taki ból, że nie mogła na niego patrzeć, a jednak wytrzymała spojrzenie mężczyzny. Po raz pierwszy po szesnastu latach małżeństwa widziała, jak jej mąż płacze, i ten widok sprawił, że niemal złożyła swoje serce na wyciągniętej dłoni.
Zaśmiał się z goryczą.
- Nie, Theory Pixentif. – Spojrzał jej w oczy. - Mimo wszystko wciąż cię kocham.
Serce upadło na ziemię i rozbiło się na małe kawałeczki.
I remember tears
streaming down your face
when I said I’ll never let you go
when all those shadows almost killed your light
I remember you said don’t live me here alone
but all that’s dead and gone and past tonight
when I said I’ll never let you go
when all those shadows almost killed your light
I remember you said don’t live me here alone
but all that’s dead and gone and past tonight
______
Witam Was w
ósemeczce! Tym rozdziałem pobiłam swój osobisty rekord – jeszcze na żadnym
blogu nie opublikowałam takiej ilości postów :D Wiem, że ostatnio piszę coraz
mniej i coraz wolniej, ale musicie mi to
jakoś wybaczyć – w tym tygodniu miałam dużo podróży, studniówkę, wyjazd na
narty (ja właściwie na deskę, a jak!) i kompletnie nie było czasu na pisanie.
Poza tym kiepściutko tu z Internetem. W każdym razie akcja idzie jak po grudzie
(od daaawna nie było typowych „igrzyskowych” działań, czyż nie?) , więc targana
wewnętrznymi namiętnościami i wyrzutami sumienia zdradziłam Wam, choć nie do
końca to planowałam, rolę Theory w tym całym przedstawieniu :). Mimo wszystko jest
jeszcze kilka nie do końca wyjaśnionych sytuacji, więc ufam że jakieś tam
domysły będziecie mogli snuć. Pozdraaaawiam!
No, nareszcie będę jedną z pierwszych!
OdpowiedzUsuńKochana, skąd ty bierzesz takie pomysły?!
Są niesamowite ;-)
Ósemeczka to twój rekord? Witam w klubie. U mnie dzisiaj była dziesiątka!
Ty studniówkę już masz?!
Boże, jakbyś dowiedziała suę ile mam lat
chyba z głowy, tworzą się same w niekontrolowanych rewirach mojej wyobraźni :DD ciesze się, że Ci się podobają!
Usuńkiedyś prowadziłam potterowskie ff moc-amortencji, ale po siedmiu rozdziałach się poddałam, no tam był jeszcze krótki prolog, więc w sumie wychodzi na to samo.
studniówka na szczęście jeszcze nie moja własna - niby byłam tylko jako osoba towarzysząca, ale przygotowań z tego tytułu wcale nie było mniej :DD pozdrawiam!
Fantastyczny rozdział. Podoba mi się to, że oprócz igrzysk z perspektywy trybuta, pokazujesz je również z perspektywy "opiekunki". Bardzo oryginalne opowiadanie. Serio. Ten Alec jest taki...aww i w ogóle genialny. Coś czuję, że tak czy siak będzie zmuszony zabić Taylor. :3 Czekam na kolejny wpis!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie: roseeverdeenhungergames.blogspot.com
dziękuję! cieszę się, że wyraziłaś swoje zdanie co do wielkości roli Pixie w tym opowiadaniu - już zaczynałam się martwić, że przesadzam! :D
Usuńoj nie wiem, czy będzie musiał, czy nie, czy ja w końcu zabije, czy nie... wszystko się okaże!
pozdraaaaawiaaam :)
Hmm... W moim wykonaniu rekordem jest liczba 6. O ile dobrze kojarzę. Na razie mam dwa rozdziały, więc modlę się o to, by to przebić! :D
OdpowiedzUsuńRany. Roztapiam się pod wpływem Twego opowiadania... Jeszcze chwila, a naprawdę pozostanę przy dwójce, skoro będę kałużą na podłodze.
Nie znalazłam żadnych błędów, aczkolwiek w jednym dialogu masz źle wpisany myślnik. " - Wchodźcie szybko – przerwała jej kobieta.*-* Alec, byłbyś tak uprzejmy zająć wam miejsca?" Oznaczony gwiazdkami przypomina moją minę w trakcie czytania Twego cuda. ;)
Alec mnie wkurza. W ogóle nie lubię takich cwaniaczków. Nóż mu w plecy na arenie!
No to życzę weny i serdecznie pozdrawiam. :)
Ps. Czyli w tym roku męczysz się z maturą? Ja mam tę przyjemność robić za rok. :P
dasz radę, chociaż czasem trzeba się mocno zaprzeć żeby powstał rozdział... przynajmniej ja tak mam :)
Usuńaaa! dziękuję, dziękuję, dziękuję za tyle miłych słów! :3 poprawiłam już ten zapis, bardzo staram się zawsze niczego nie przeoczyć, ale wiadomo, że różnie to bywa...
hahahahaha, ja mam co do Aleca mieszane uczucia - z jednej strony go lubię, a z drugiej... cóż może być irytujący, i mnie czasem wkurza :D
dziękujęęę :)
PS. niee, ja na szczęście za dwa lata dopiero :D i mam nadzieję że ten czas zleci mi jak najwolniej!
super, super i jeszcze raz super:)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Pixie coraz bardziej, powodzenia przy biciu rekordów :)
mój rekord... hmm... teraz piszę pierwszego bloga , ma na razie 6 rozdziałów. a do studniówki jeszcze daleko XD
życzę weny!
dziękuję, dziękuję, i jeszcze raz dziękuję :D
Usuńmnie przeraża fakt, że powoli zaczynam lubić Pixie bardziej niż Taylor - a co za tym idzie dużo więcej o niej pisać. niedługo się to pewnie zmieni - w końcu nie poślę Kapitolinki na arenę :DD
pozdrawiam!
Usychałam już z tego oczekiwania, a i tak wiem, że nie mogę Cię ochrzanić, bo naprawdę byłaś zajęta >.< Cóż, żeby nie być potworem, pochwalę rozdział, a co.
OdpowiedzUsuńFe-no-me-na-lny! W moim umyśle pojawiła się myśl, że Pixie może BYĆ Theory, ale nawet w najśmielszych snach nie podejrzewałam, że to będzie prawda! Po prostu... Szok! A ta kłótnia z mężem... Jejku, strasznie mu współczuję. Strasznie mi smutno było jak czytałam o jego nieodwzajemnionej miłości. Tonę we własnych łzach jak Robert w oczach Pixie T.T
Ale do rzeczy. Alec! Bezczelny głupek :D "Krzyk rozpaczy", haha! Kiedy Ty mu wymyślasz te wszystkie teksty, to jest genialne! Śmiałam się w monitor, jak rzadko kiedy :D
Domysłów moich snuć już nie będę, bo wszystko wydaje się jasne, prawda? Skoro mamy potwierdzone, że Pixie była Theory, to by oznaczało, że jest zwyciężczynią Igrzysk i prawdopodobnie zabiła Clarissę, za co ma wyrzuty sumienia. Lecz tu pojawia się zgrzyt. Co z awoksą? Wiemy, że Clarissa brała udział w Igrzyskach, także może ona naprawdę nie żyje? Albo w poduszkowcu ją odratowali i przerobili na awoksę? Tfu, miałam nie monologować. Ale tak po wypisaniu, to się okazuje, że wcale, a wcale mi się w główce nie rozjaśniło.
Czekam na następny rozdział! Z jakimiś wyjaśnieniami może? ;-;
Pozdrawiam!
Hanae Mori ♥
Plus, zapomniałam się pochwalić, że znam piosenkę na dole rozdziału! Taylor Swift - Safe and Sound :3 Czytałam to do melodii ♥ Jedna z moich ulubionych piosenek, mimo że fanką Taylor nie jestem :)
Usuńciesze się, że przypadł Ci do gustu - był to chyba najszybciej pisany rozdział w moim życiu! :D
Usuńobawiałam się, że możesz się domyślić, kim tak naprawdę jest Pixie (czy też Theory, nie wiem za bardzo jak to ująć), dlatego tez postanowiłam zdradzić to teraz. przynajmniej udało mi się zachować chociażby minimalny efekt zaskoczenia - udało się, czyż nie? no, w każdym razie miej się na baczności - jak jeszcze gdzieś przejrzysz moje zamiary, to, cytując Pixie, czeka Cię coś o wiele gorszego niż tortury w Kapitolu! wiesz, niby blog to blog, ale nikomu nie dam pokrzyżować moich misternych planów - nawet Sherlockowi! :c
mi także było smutno, kiedy pisałam o Robercie, ale jako miłośniczka pisania romansów nie mogłam się powstrzymać przed wrzuceniem gdzieś miłosnego wątku! to znaczy, eckhem, mogłam się powstrzymać, ale wtedy zdecydowanie nie nazywałabym się xdemonicole :D
Alec ma takie riposty, jakie ja sama chciałabym mieć - tylko kurczę, jak chcę rzucić jakiś śmieszny tekst jako Alec to wpada mi on do głowy od razu, a jak jako ja sama - czuję kompletną pustkę. nie wiem, dlaczego tak jest :c
hahaha, nie sądziłam, że komukolwiek ten rozdział może zamieszać w głowie, raczej przypuszczałam, że sporo rozjaśni. jak zwykle mnie zaskakujesz, Hanae :D
jeśli natomiast chodzi o Safe and Sound, jej tekst pojawi się tu jeszcze pewnie kilka razy. po pierwsze, bo mi pasuje, a po drugie... cóż, uwielbiam ją! :3
pozdraaaawiam <3
Jestem w szoku, ale pozytywnym! Matko kochana, zamurowało mnie jak Robert użył imienia Theory, siedziałam wtedy z gębą otwartą jak idiota. Ale był też Alec, a przy Alecu japa mi się śmiała, bo gościu jest genialny xD Chwała Ci za stworzenie go, potrzeba takich postaci. Gdzie Elsa? Zaczynam się martwić. Poza tym, Pixie (czy też Theory) nadal ma moją największą miłość i uznanie. Po prostu ją kocham. To chyba najlepiej stworzona przez Ciebie postać ;) Chwilka, to ile zacna autorka ma lat? W której klasie jest? Pytam, bo lubię wiedzieć, z kim gadam xD (poza tym jestem ciekawska, nie oceniaj).
OdpowiedzUsuń~lilybird-everdeen.blogspot.com
cieszę się, że ten efekt zaskoczenia był - bałam się, że się domyślicie :c w końcu nazwisko Theory wiele sugerowało, także te shurikeny... no, jednak tajemnica była, mogę być z siebie dumna!
Usuńdziękuję - stworzyłam go, bo często mi takich osób brakuje! nie tylko w blogosferze; ogólnie.
coś czuję, że Elsy jeszcze dłuuugo nie zobaczycie - po kłótni z Pixie musiała niestety zniknąć.
ja też zaczynam uwielbiać Pixie, i to o wiele bardziej od Taylor. swoją drogą to trochę przerażające - czyż nie powinnam wielbic nad życie głównej bohaterki? :D
zacna autorka jest w pierwszej liceum - i zakładając, że nie oblała ani razu w tym roku kończy 17 :) swoją drogą, jak mawia mój kolega, ciekawość to pierwszy stopień do bycia kobietą!
swoją drogą, taka agresja - czy ja nie nadużywam myślników? :D
pozdraaawiam!
Przeczytałam całe i mam niedosyt, że tak mało, ale świetnie rozumiem jak trudno napisać naprawdę długi rozdział. Podobała mi się rozmowa w windzie, cała scena z Pixie, która dopiero teraz mnie do siebie naprawdę przekonuje. Fajnie było ją tak lepiej poznać. Mam nadzieję na więcej "igrzyskowych działań" :) Jestem ciekawa dalszych Twoich poczynań! Życzę weny i gorąco pozdrawiam. Jak zwykle zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńzawsze lepiej niedosyt niż przesyt :D cieszę się, że polubiłaś Pixie, bo będzie jej zdecydowaaaanie więcej.
Usuńnastawiam się psychicznie na te "igrzyskowe" działania, ale tak mi się lekko pisze o całej reszcie! no cóż, w następnym rozdziale będzie już pierwszy trening :)
dziękuję i pozdrawiam :)
Nie dość, że uzależniłam się od tego bloga i wchodzę tu kilka razy dziennie, to jeszcze od muzyki, którą tutaj dodałaś xD A więc rozdział bardzo, bardzo dobry. Cieszy mnie to, że na początku była moja miłość - Alec :D Ten tekst o byciu przystojnym mistrzowski :D Jak zresztą wszystko, co mówi ten chłopak. Odnoszę miłe wrażenie, że między nim i Taylor coś będzie, ale to dopiero podczas igrzysk :) Mam rację? Oby tak :D
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się to, że piszesz to opowiadanie tak jakby z perspektywy dwóch osób. Jeszcze nigdy nie czytałam ff oczami opiekunki danego Dystryktu, a tutaj nam to pięknie prezentujesz :) A ten wątek z mężem bardzo ciekawy, ale czuję niedosyt. Zbyt szybko to zakończyłaś, serio :(
O, warto też napomnieć, że zdziwiłam się, kiedy mąż Pixie wymówił imię "Theory". Naprawdę szok! :O
No i to chyba tyle, nie umiem pisać sensownych komentarzy, kiedy dosłownie rozpływam się nad notką. Jest cudowna, jak każda zresztą. Oby tak dalej! :)
tego typu uzależnienia to świetna sprawa, mnie ta muzyka też trzyma w swych szponach :c Alec był tu wrzucony specjalnie dla Was, ktoś mi pisał że się za nim stęsknił. ha, co do ich romansu wszystko się okaże!
Usuńdziękuję :) właściwie, przyznaję się bez bicia, kompletnie tego nie planowałam, ale polubiłam Pixie tak bardzo, że piszę o niej coraz więcej :D ten wątek z mężem miał taki być, taki... skłaniający może trochę do refleksji?
ciesze się, że udało mi się ciebie zaskoczyć - tak jak gdzieś wspominałam, obawiałam się że ktoś się domyśli i z "niespodzianki" nici :c
dziękuję po raz 78163178638! :*
Jestem zaskoczona tym rozdziałam, jest na prawdę wspaniały. Zdziwił mnie Robert, nie wiedziałam że w Kapitolu istnieje coś takiego jak prawdziwa miłość, ten wątek mnie zainteresował :P
OdpowiedzUsuńAlec też ma w sobie to coś, jest irytujący, ale też mam ochotę czytać o nim i czytać.
Pozdrawiam Monia.vd
dziękuję! wychodziłam z założenia, że Kapitolińczycy są normalnymi ludźmi - możliwe, że trochę bardziej... pustymi niż dzisiejsi, ale im także towarzyszyły emocje takie, jak miłość czy nienawiść - widać to chociażby po ich przywiązaniu do tryumfatorów.
UsuńAlec taki miał być - typowy bedboj, niby wyluzowany, czasem irytujący, ale w obliczu zagrożenia zachować się może różnie :D
pozdrawiam!
Rozdział bardzo mnie przeniósł do świata tego bloga. To nic nadzwyczajnego. Wymyśliłaś własną wersje Igrzysk Śmierci. Bardzo mi to odpowiada, bo jestem ich fanką. Ale nie wdrążajmy się w moje życie, bo bym ci tutaj napisała kilkunastostronowe wypracowanie. Kocham twego bloga, że nie wiem co zrobie czekając na nowy rozdział. Historia Pixi jest super. Podoba mi się i pierwsza część do gwiazdek także była wciągająca.
OdpowiedzUsuń¦ http://uwierzmimimowszystko.blogspot.com/
¦ http://ostatni-wdech.blogspot.com/
dziękuję! poza tym masz rację - moje Igrzyska są widocznie inne od pierwotnych, ale może to mieć związek z tym, iż po prostu pokazuję je od trochę innej strony. niby Suzanne nic nie pisała o sponsoringu w Kapitolu, ale jednak - czy to nie dziwne, że tama zarwała się AKURAT w igrzyskach Annie, dziewczyny Finnicka? według mojej teorii spiskowej nie - zastanawiałabym się raczej, z iloma wpływowymi osobami Odair musiał iść do łóżka :P
Usuńpozdrawiam C:
Alce <3<3<3
OdpowiedzUsuńWkońcu go wrzuciłaś...
Ach te rozterki miłosne Pixie... biedny Robert. Współczuję kolesiowi i jednocześnie go polubiłam. Mogłabyś dać jego opis wyglądu.
Taylor... no cóż... Gaduła... + dla niej, bo ja też bym nie wytrzymała.
Czekam na ciąg dalszy i życzę wenki.
P.S Szczerze ja też jeszcze tylu na żadnym swoim blogu nie opublikowałam xD
to Ty tak tęskniłaś za Alekiem, już pamiętam! a więc, Syrin, Alec byłspecjalnie dla Ciebie C:
Usuńsama do końca nie wiem, jak wygląda Robert, ale kiedy tylko na to wpadnę, niezwłocznie go tu umieszczę.
dziękuję, i pozdrawiam C:
YYYYyyy! No wiesz co?! FOCH!
UsuńMyślałam, że mnie będziesz chociaż przez jeden rozdział pamiętać, a tu co?! FOCH! Nie skomentuję następnej notki(ta ja miszczyni zła xD)
P.S Tag! Kocham Alecka i jak go zabijesz to cię...Ygh!
Ok! To szybko wpadaj na ten pomysł.
To nieprawda, że nie skomentowałam poprzednich (chyba) trzech notek. Moje komentarze tam są, tyle, że czcionka jest w kolorze tła i się z nim zlewa. Dlatego nie moglas przeczytać komentarzy ode mnie. XD
OdpowiedzUsuńCzuję się głupio, bo wszyscy snuli jakieś podejrzenia co do rozwiązań przeróżnych tajemnic, a ja kompletnie nie wiedziałam kogo o co mogę podejrzewać. Ale teraz już prawie wszystko wiem i wiesz co? Nie wyobrażam sobie innego rozwiązania tych tajemnic. Tak wspaniałe to wymyśliłaś, że kurczę, szczena opadła. Składam Ci pokłon i biję brawo. Bo to wszystko było genialne.
Pixie lubiłam. Do czasu. Do czasu, kiedy przeczytałam jej pełne imię, Pixentif. Cały dzień to słowo mnie nawiedzało. W moich myślach ciągle słyszałam "Pixentif:. I tak cały dzień. Pixentif. Pixentif. Pixentif. Nie wiem, czy Ciebie kiedyś jakiekolwiek slowo nawiedzalo, ale wiedz, ze mnie sie przypadkowe wyrazy nie przyczepiają. Więc wniosek jest taki, że imię tej kobiety bardzo mi się spodobało :') Ale od ciągłego powtarzania w myslach, zbrzydla mi bbohatera, która nosiła to imię
A menżulek kochanej Pixie jest taki biedny. Wydaje się być normalnym mieszkaniem kapitolu. Normalnych zawsze takie nieszczęścia spotykają.
Pozdrawiam!
ach, TE przeźroczyste komentarze, właśnie się zastanawiałam, kto je dodał :D
Usuńwiesz, zawsze jeśli nie masz pomysłów na podejrzenia, zawsze mogę Ci pomóc... jeśli szukasz wątpliwości, wal jak w dym, na pewno Ci je dostarczę! :D
a poza tym dziękuję - cieszę się, że moje rozwiązania przypadły Ci do gustu :)
mi się strasznie podoba "Theory"! cholera, nie wiem, skąd mi się ono wzięło, ale jeżeli kiedykolwiek wydam jakąś książkę, moja bohaterka niewątpliwie tak się będzie nazywać! Theory, Theory, Theory, Theory.... c:
to prawda, że najszlachetniejszym zawsze dzieje się krzywda :c
pozdrawiaaam :)
Jak zwykle fantastycznie! Podziwiam wciąż Twoją zdolność do tworzenia tak wiarygodnych dialogów! Ale i opisy są świetne, szczególnie ten akapit o miłości Roberta do Pixie, rozpłynęłam się :3 Nareszcie zaczynam za wszystkim nadążać, bo jeszcze mi się myliły różne rzeczy, teraz wiem jak dokładnie Pixie znalazła się w kapitolu, nie będąc z kapitolu. Biedny Robert. Ale podziwiam go. Niezmiernie.
OdpowiedzUsuńAlec mnie rozbroił :D
czekam na dalszy ciąg, a tymczasem zapraszam do mnie na nasze-nigdy.blogspot.com
PS. nie nadążam za Twoimi szablonami :P
dziękuję! Pixie i Roberta będzie (właściwie już jest, a co!) dużo więcej - zakochałam się w pisaniu romansów :D z tą kapitolińską Pixie było trochę zamieszania ale cieszę się, że już wszystko rozumiesz c:
Usuńsama za nimi nie nadążam :<
Ojej *-* Świetny, genialny rozdział, nie mogę się doczekać dalszej części.
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrówka i weny.
PS Genialne zdanie na nagłówku *-*
dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Usuńeckhem... za długo się nim nie nacieszysz, nagłówek już jest nowy :>
Cudniee... Napisałabym coś więcej ale jestem leniwa i chce iść czytać dalej *,*
OdpowiedzUsuń