Uwaga – mam taki szatański plan, coby poprzednie
Igrzyska „przeprowadzać” w formie pierwszoosobowych retrospekcji. Mam nadzieję,
że przypadnie Wam do gustu taki rodzaj nawiązań. Polecam czytanie z muzyką - dodaje klimatu :)
___
Retrospekcja, maj 3052
- Nie przejmuj
się – szepnęła mi do ucha, i uniosła głowę. Zmierzyła mnie wzrokiem. – Jesteś
ładna, i nawet nie tak chuda jak reszta trybutek. Taaak – dodała w zamyśleniu,
gładząc mój policzek. – Nareszcie będę miała zwycięzcę! Już nie mogę się
doczekać…
Zgłupiałam.
- Czego?
- Bankietów! – wykrzyknęła, wyrzucając ręce w górę.
- Bankietów? – spytałam, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Przyjęć!
- Przyjęć?
- Podróży!
- Podróży?
Zmarszczyła brwi.
- Wszystko zamierzasz po mnie powtarzać?
Zawahałam się.
- Przepraszam.
Clarissa Cassidy, mistrzyni ciętej riposty, melduje się do usług.
- Muszę panią zmartwić – powiedziałam. – Ale ja nie mam żadnych specjalnych umiejętności, dzięki którym mogłabym przeżyć.
Zaśmiała się; jej śmiech był głośny, natarczywy, wybuchowy. Śmiała się i śmiała, raz po raz wyrzucając w górę wymanikiurowane dłonie. Dokładnie tak, jakbym powiedziała najlepszy dowcip świata.
- Ach, dziecko! – wykrzyknęła, a ja mimowolnie się skuliłam. Czy ona wszystko musi robić tak ostentacyjnie? Schyliła się do mnie, jakby powierzając mi poufną informację; szepnęła: - Czy wiesz, kto jest twoim największym wrogiem?
Kapitol, chciałam powiedzieć, ale jakaś resztka instynktu samozachowawczego na szczęście zareagowała. Idiotko, dożyj chociaż do areny!
Wobec tego wzruszyłam ramionami.
- Zawodowcy?
- O tak. – Zaświeciły jej się oczy, a wargi niemal samoistnie rozciągnęły w uśmiechu. Rozkoszowała się tym słowem. – Zawodowcy.
Chciałam spytać, czy wszystko zamierza tak po mnie powtarzać, ale ugryzłam się w język. Wola przetrwania mojego organizmu była naprawdę… zatrważająca.
Nic nie powiedziała, więc spojrzałam na nią wyczekująco.
- I co z tymi zawodowcami?
- Wiesz, czego najbardziej potrzebują?
Westchnęłam w myślach. Co to jest, sprawdzian z historii? Niemal uśmiechnęłam się, gdy przypomniała mi się pani Morien, moja nauczycielka. Dziesięć punktów za poprawną odpowiedź! usłyszałam w głowie jej skrzekliwy głos. Dziesięć punktów!
Wzrok Kapitolinki nakazał mi szybki powrót do rzeczywistości.
- Wody?
Zero punktów.
- Sponsorów?
Wciąż zero. Myśl, Cassidy.
Poddałam się.
- To czego?
Teatralnie uniosła oczy ku niebu.
- Broni, Clary, broni!
Nienawidziłam, kiedy mnie tak nazywała. Miałam osiemnaście lat, nie dziewięć.
- A kto z nich jest najgroźniejszy?
Tym razem odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Wszyscy?
Pokręciła głową.
- Dwójka.
Wiedziałam, o kogo chodzi. W tym roku z Dwójki trafił się jakiś dzieciak i dziewczyna, którą mój współuczestnik dramatu nazywał, o niedolo, seksowną. Ja zdecydowanie wolałam określenie snobistyczna.
Zawahałam się.
- Wie… pani o niej coś więcej?
Czekała na to pytanie. Zobaczyłam to w jej oczach.
- Theory Pixentif, siedemnaście lat, maszyna do zabijania, groźna, twarda i atrakcyjna, świetnie przygotowana, ochotniczka, córka tryumfatorki i burmistrza… Wyliczać dalej?
Nie było nigdzie w pobliżu lustra, ale wydawało mi się, że zbladłam.
- Nie trzeba.
Rozejrzałam się, i zamarłam. Dlaczego ten pokój się kręci? Dlaczego ta pani z Kapitolu jest rozmazaną zielono-fioletową plamą? Dlaczego… Hej, pani z Kapitolu! Gdzie pani jest? Dlaczego chociaż ja się nie kręcę wiruje cały pokój? Dlaczego…
Nim się obejrzałam, siedziałam w siadzie skrzyżnym na podłodze.
- Clarissa?! – zapytała Fioletowo-Zielona Plama w domyśle Pani z Kapitolu. – Dlaczego, na Boga, siedzisz na ziemi?
Otrząsnęłam się; świat powoli się uspokajał, a ja… cóż, a ja jak zwykle wyszłam na idiotkę.
Jakaś część mnie prychnęła z pogardą. Typowe.
- Jakie piękne… - Spanikowałam. - …panele. Aż muszę… się im bliżej przyjrzeć. – Przyłożyłam głowę do podłogi.
Gratulacje, Cassidy. To było pomysłowe.
Nie, teraz wcale nie wyszłaś na jeszcze większą idiotkę.
Ale ona się rozpromieniła.
- Prawda? – spytała rozanielona, kucając obok mnie na podłodze. – To mahoń.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Mahoń? – Uniosłam brwi. – To przecież buk!
Zmarszczyła brwi.
- Niemożliwe, przecież…
Zaśmiałam się.
- Chce się pani kłócić o drewno z Siódemką?
Wstała, wzruszając ramionami.
- Może masz rację, Clarisso. Wracając do tematu naszej drogiej przyjaciółki…
- Przyjaciółki?
- Theory. Nie zapytasz mnie, czy ma jakieś słabe punkty?
Miałam wrażenie, że serce zaczyna mi bić ponownie.
- A ma?
Uśmiechnęła się.
- Nie.
Uniosłam brwi zrezygnowana.
- Cudownie.
- Ale może mieć.
- Może?
- I owszem.
- Jak?
Kapitolinka przejechała językiem po zębach.
- Zabierzemy jej broń.
- Kto? – zdziwiłam się. – Ja?
- Nie, ja.
Nie wyczułam ironii, więc zaryzykowałam.
- Pani?
- Właściwie to mój przyjaciel.
Odetchnęłam.
- To dobrze.
Zmierzyła mnie wzrokiem.
- W życiu nie ma nic za darmo.
Moja mama to zawsze powtarzała. W życiu nie ma nic za darmo, bez pracy nie ma kołaczy, bez zachodu nie ma miodu… Nic, tylko usiąść i wybrać sobie ulubiony truizm.
Mimo wszystko nie zrozumiałam, o co jej chodziło. Z drugiej strony, co miałam do stracenia?
- Rozumiem.
Zawahała się, jakby chciała coś powiedzieć, ale w końcu się rozmyśliła.
- Dobranoc, Clarisso.
Wyrwała mnie z zamyślenia.
- Co to jest?
Będąc już w drzwiach, odwróciła się.
- Co?
- Jej broń – rzuciłam, nie za bardzo wiedząc, po co mi ta informacja. Kapitolinka jednak tylko się uśmiechnęła .
- Shuriken – oznajmiła. – To bardzo nam ułatwia zadanie.
Nawet nie miałam pojęcia, co to jest.
- Śpij już, Clarisso. Jutro będzie długi dzień – powiedziała, zanim zdążyłam jej zadać wszystkie nurtujące mnie pytania.
Zgłupiałam.
- Czego?
- Bankietów! – wykrzyknęła, wyrzucając ręce w górę.
- Bankietów? – spytałam, nie rozumiejąc o co chodzi.
- Przyjęć!
- Przyjęć?
- Podróży!
- Podróży?
Zmarszczyła brwi.
- Wszystko zamierzasz po mnie powtarzać?
Zawahałam się.
- Przepraszam.
Clarissa Cassidy, mistrzyni ciętej riposty, melduje się do usług.
- Muszę panią zmartwić – powiedziałam. – Ale ja nie mam żadnych specjalnych umiejętności, dzięki którym mogłabym przeżyć.
Zaśmiała się; jej śmiech był głośny, natarczywy, wybuchowy. Śmiała się i śmiała, raz po raz wyrzucając w górę wymanikiurowane dłonie. Dokładnie tak, jakbym powiedziała najlepszy dowcip świata.
- Ach, dziecko! – wykrzyknęła, a ja mimowolnie się skuliłam. Czy ona wszystko musi robić tak ostentacyjnie? Schyliła się do mnie, jakby powierzając mi poufną informację; szepnęła: - Czy wiesz, kto jest twoim największym wrogiem?
Kapitol, chciałam powiedzieć, ale jakaś resztka instynktu samozachowawczego na szczęście zareagowała. Idiotko, dożyj chociaż do areny!
Wobec tego wzruszyłam ramionami.
- Zawodowcy?
- O tak. – Zaświeciły jej się oczy, a wargi niemal samoistnie rozciągnęły w uśmiechu. Rozkoszowała się tym słowem. – Zawodowcy.
Chciałam spytać, czy wszystko zamierza tak po mnie powtarzać, ale ugryzłam się w język. Wola przetrwania mojego organizmu była naprawdę… zatrważająca.
Nic nie powiedziała, więc spojrzałam na nią wyczekująco.
- I co z tymi zawodowcami?
- Wiesz, czego najbardziej potrzebują?
Westchnęłam w myślach. Co to jest, sprawdzian z historii? Niemal uśmiechnęłam się, gdy przypomniała mi się pani Morien, moja nauczycielka. Dziesięć punktów za poprawną odpowiedź! usłyszałam w głowie jej skrzekliwy głos. Dziesięć punktów!
Wzrok Kapitolinki nakazał mi szybki powrót do rzeczywistości.
- Wody?
Zero punktów.
- Sponsorów?
Wciąż zero. Myśl, Cassidy.
Poddałam się.
- To czego?
Teatralnie uniosła oczy ku niebu.
- Broni, Clary, broni!
Nienawidziłam, kiedy mnie tak nazywała. Miałam osiemnaście lat, nie dziewięć.
- A kto z nich jest najgroźniejszy?
Tym razem odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Wszyscy?
Pokręciła głową.
- Dwójka.
Wiedziałam, o kogo chodzi. W tym roku z Dwójki trafił się jakiś dzieciak i dziewczyna, którą mój współuczestnik dramatu nazywał, o niedolo, seksowną. Ja zdecydowanie wolałam określenie snobistyczna.
Zawahałam się.
- Wie… pani o niej coś więcej?
Czekała na to pytanie. Zobaczyłam to w jej oczach.
- Theory Pixentif, siedemnaście lat, maszyna do zabijania, groźna, twarda i atrakcyjna, świetnie przygotowana, ochotniczka, córka tryumfatorki i burmistrza… Wyliczać dalej?
Nie było nigdzie w pobliżu lustra, ale wydawało mi się, że zbladłam.
- Nie trzeba.
Rozejrzałam się, i zamarłam. Dlaczego ten pokój się kręci? Dlaczego ta pani z Kapitolu jest rozmazaną zielono-fioletową plamą? Dlaczego… Hej, pani z Kapitolu! Gdzie pani jest? Dlaczego chociaż ja się nie kręcę wiruje cały pokój? Dlaczego…
Nim się obejrzałam, siedziałam w siadzie skrzyżnym na podłodze.
- Clarissa?! – zapytała Fioletowo-Zielona Plama w domyśle Pani z Kapitolu. – Dlaczego, na Boga, siedzisz na ziemi?
Otrząsnęłam się; świat powoli się uspokajał, a ja… cóż, a ja jak zwykle wyszłam na idiotkę.
Jakaś część mnie prychnęła z pogardą. Typowe.
- Jakie piękne… - Spanikowałam. - …panele. Aż muszę… się im bliżej przyjrzeć. – Przyłożyłam głowę do podłogi.
Gratulacje, Cassidy. To było pomysłowe.
Nie, teraz wcale nie wyszłaś na jeszcze większą idiotkę.
Ale ona się rozpromieniła.
- Prawda? – spytała rozanielona, kucając obok mnie na podłodze. – To mahoń.
Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Mahoń? – Uniosłam brwi. – To przecież buk!
Zmarszczyła brwi.
- Niemożliwe, przecież…
Zaśmiałam się.
- Chce się pani kłócić o drewno z Siódemką?
Wstała, wzruszając ramionami.
- Może masz rację, Clarisso. Wracając do tematu naszej drogiej przyjaciółki…
- Przyjaciółki?
- Theory. Nie zapytasz mnie, czy ma jakieś słabe punkty?
Miałam wrażenie, że serce zaczyna mi bić ponownie.
- A ma?
Uśmiechnęła się.
- Nie.
Uniosłam brwi zrezygnowana.
- Cudownie.
- Ale może mieć.
- Może?
- I owszem.
- Jak?
Kapitolinka przejechała językiem po zębach.
- Zabierzemy jej broń.
- Kto? – zdziwiłam się. – Ja?
- Nie, ja.
Nie wyczułam ironii, więc zaryzykowałam.
- Pani?
- Właściwie to mój przyjaciel.
Odetchnęłam.
- To dobrze.
Zmierzyła mnie wzrokiem.
- W życiu nie ma nic za darmo.
Moja mama to zawsze powtarzała. W życiu nie ma nic za darmo, bez pracy nie ma kołaczy, bez zachodu nie ma miodu… Nic, tylko usiąść i wybrać sobie ulubiony truizm.
Mimo wszystko nie zrozumiałam, o co jej chodziło. Z drugiej strony, co miałam do stracenia?
- Rozumiem.
Zawahała się, jakby chciała coś powiedzieć, ale w końcu się rozmyśliła.
- Dobranoc, Clarisso.
Wyrwała mnie z zamyślenia.
- Co to jest?
Będąc już w drzwiach, odwróciła się.
- Co?
- Jej broń – rzuciłam, nie za bardzo wiedząc, po co mi ta informacja. Kapitolinka jednak tylko się uśmiechnęła .
- Shuriken – oznajmiła. – To bardzo nam ułatwia zadanie.
Nawet nie miałam pojęcia, co to jest.
- Śpij już, Clarisso. Jutro będzie długi dzień – powiedziała, zanim zdążyłam jej zadać wszystkie nurtujące mnie pytania.
***
- Co się stało
z Elsą, dlaczego ona nie będzie mnie trenować? – spytała Taylor, wychodząc z
windy. Dosłownie dziesięć minut wcześniej zeszła z rydwanu, którym jechała na
paradzie trybutów – tak jak się spodziewała, wyglądała jak idiotka – i była
koszmarnie zmęczona.
Obok niej stała Pixie, w, jak zauważyła zdumiona do granic możliwości Cassidy, pełnym rynsztunku bojowym.
- Czy ona zachorowała? Nie widziałam jej od wczorajszego wieczora. To znaczy nie, żebym za nią tęskniła, w żadnym razie, ale mimo wszystko uważam…
- Taylor – przerwała jej Pixie, odwracając głowę. – Czy mogłabyś się, kulturalnie mówiąc, uciszyć?
Dziewczyna aż przystanęła zaskoczona.
- Słucham? Kim jesteś i co zrobiłaś z Pixie Lisbeth?
- Ciszej! – syknęła kobieta, a potem spoważniała. Spojrzała Taylor w oczy, i niecierpliwym gestem położyła jej palec na ustach. – Nikt nie może nas tu usłyszeć, nie rozumiesz?
Cassidy uniosła brwi.
- Dlaczego?
Usta Kapitolinki zadrżały w delikatnym uśmiechu.
- Bo mnie powieszą – powiedziała z rozbawieniem.
Taylor sparaliżowało.
- O co w tym wszystkim chodzi? I dlaczego mieliby cię… powiesić?
- Dość. Przyszłyśmy tu na trening, nie na pogaduchy.
- Ale Pixie…
- Dość, powiedziałam – przerwała jej Kapitolinka, rozglądając się po pomieszczeniu. – Gdzieś tu powinny być… - szepnęła sama do siebie, wchodząc na stołek. Po chwili zdjęła z szafy dużą, szarą walizkę, i zdmuchnęła z niej kurz.
Taylor ze zdziwienia uniosła brwi, kiedy Pixie przetarła neseser rękawem. Niemal jak… z nabożeństwem.
- Co to jest? – spytała, podchodząc do kobiety.
Pixie uśmiechnęła się pod nosem.
- Zobaczysz.
- Ale Elsa…
- Zobaczysz – przerwała jej Kapitolinka po raz kolejny, uchylając wieko. Jej oczy zaświeciły się, i trybutka miała wrażenie, że nie wyłącznie z powodu srebrnych elementów.
- Taylor? – Pixie spojrzała jej w oczy, niemal niezauważalnie kręcąc głową. – Nie mów nikomu, dobrze?
- Nie powiem.
- Słusznie.
Kapitolinka z czcią przejechała palcem po ostrej krawędzi narzędzia, ważąc je w dłoni. Było dokładnie takie, jak je zapamiętała. Doskonale.
- Mam nadzieję, że nie straciłam jeszcze wszystkich umiejętności – powiedziała, wchodząc do zamkniętej przestrzeni o przezroczystych ścianach.
- Kiedy uniosę rękę w górę, włącz wrogów, dobrze?
Dziewczyna pokiwała głową.
- Który poziom trudności?
Pixie nie wahała się ani sekundy. Serce zabiło jej mocniej, gdy adrenalina zaczęła krążyć jej w żyłach. Po raz pierwszy od niezliczonej ilości lat była w swoim żywiole.
- Najwyższy.
Zdziwiona trybutka wzruszyła ramionami.
- Dobrze.
Taylor uniosła brwi, kiedy od tyłu zaczęło biec na Pixie trzech przeciwników, a ta się nie poruszyła.
Wytrzeszczyła oczy, gdy ta po chwili ciągnącej się w nieskończoność wykonała jeden, prawie niezauważalny ruch dłonią.
Krzyknęła dopiero wtedy, kiedy wyrzucony przez Kapitolinkę przedmiot zawirował w powietrzu, i z niemal niezauważalną szybkością rozbił przeciwników w drobny mak.
Wszystkich trafił między oczy.
Obok niej stała Pixie, w, jak zauważyła zdumiona do granic możliwości Cassidy, pełnym rynsztunku bojowym.
- Czy ona zachorowała? Nie widziałam jej od wczorajszego wieczora. To znaczy nie, żebym za nią tęskniła, w żadnym razie, ale mimo wszystko uważam…
- Taylor – przerwała jej Pixie, odwracając głowę. – Czy mogłabyś się, kulturalnie mówiąc, uciszyć?
Dziewczyna aż przystanęła zaskoczona.
- Słucham? Kim jesteś i co zrobiłaś z Pixie Lisbeth?
- Ciszej! – syknęła kobieta, a potem spoważniała. Spojrzała Taylor w oczy, i niecierpliwym gestem położyła jej palec na ustach. – Nikt nie może nas tu usłyszeć, nie rozumiesz?
Cassidy uniosła brwi.
- Dlaczego?
Usta Kapitolinki zadrżały w delikatnym uśmiechu.
- Bo mnie powieszą – powiedziała z rozbawieniem.
Taylor sparaliżowało.
- O co w tym wszystkim chodzi? I dlaczego mieliby cię… powiesić?
- Dość. Przyszłyśmy tu na trening, nie na pogaduchy.
- Ale Pixie…
- Dość, powiedziałam – przerwała jej Kapitolinka, rozglądając się po pomieszczeniu. – Gdzieś tu powinny być… - szepnęła sama do siebie, wchodząc na stołek. Po chwili zdjęła z szafy dużą, szarą walizkę, i zdmuchnęła z niej kurz.
Taylor ze zdziwienia uniosła brwi, kiedy Pixie przetarła neseser rękawem. Niemal jak… z nabożeństwem.
- Co to jest? – spytała, podchodząc do kobiety.
Pixie uśmiechnęła się pod nosem.
- Zobaczysz.
- Ale Elsa…
- Zobaczysz – przerwała jej Kapitolinka po raz kolejny, uchylając wieko. Jej oczy zaświeciły się, i trybutka miała wrażenie, że nie wyłącznie z powodu srebrnych elementów.
- Taylor? – Pixie spojrzała jej w oczy, niemal niezauważalnie kręcąc głową. – Nie mów nikomu, dobrze?
- Nie powiem.
- Słusznie.
Kapitolinka z czcią przejechała palcem po ostrej krawędzi narzędzia, ważąc je w dłoni. Było dokładnie takie, jak je zapamiętała. Doskonale.
- Mam nadzieję, że nie straciłam jeszcze wszystkich umiejętności – powiedziała, wchodząc do zamkniętej przestrzeni o przezroczystych ścianach.
- Kiedy uniosę rękę w górę, włącz wrogów, dobrze?
Dziewczyna pokiwała głową.
- Który poziom trudności?
Pixie nie wahała się ani sekundy. Serce zabiło jej mocniej, gdy adrenalina zaczęła krążyć jej w żyłach. Po raz pierwszy od niezliczonej ilości lat była w swoim żywiole.
- Najwyższy.
Zdziwiona trybutka wzruszyła ramionami.
- Dobrze.
Taylor uniosła brwi, kiedy od tyłu zaczęło biec na Pixie trzech przeciwników, a ta się nie poruszyła.
Wytrzeszczyła oczy, gdy ta po chwili ciągnącej się w nieskończoność wykonała jeden, prawie niezauważalny ruch dłonią.
Krzyknęła dopiero wtedy, kiedy wyrzucony przez Kapitolinkę przedmiot zawirował w powietrzu, i z niemal niezauważalną szybkością rozbił przeciwników w drobny mak.
Wszystkich trafił między oczy.
___
Wybaczcie,
wybaczcie, wybaczcie, że tak długo! Przepraszam, ale zaczynałam pisać ten
rozdział pięć razy, i jakoś ani razu nie mogłam skończyć. Cóż, i tak mam
wrażenie, że wciskam Wam trochę chłam, ale nic lepszego póki co nie wymyślę :c Następne rozdziały mam już tak konkretniej
zarysowane, więc oby było tylko lepiej. Ufam, iż siódemeczka porozwiewała
trochę Waszych wątpliwości – a może natworzyła nowe? I co myślicie o
przekazywaniu informacji o 52. Igrzyskach poprzez takie retrospekcje? Podobają
się Wam, czy wręcz przeciwnie – kłują w oczy?
Dziękuję za
tyle komentarzy pod ostatnim postem, jeju, jesteście najlepszą motywacją
świata! Pozdrawiam serdecznie, i zachęcam do wyrażania swoich opinii i
obserwowania.
O. Mój. Kochany. Jeżyku. Ja chcę więcej! Potrzebuję więcej! Kurczę, Pixie... Zaskoczyło mnie to... Matko kochana, ale superowo... O.O te retrospekcje bardzo mi odpowiadają (^_^)
OdpowiedzUsuńWeny ;3
dziękuję :* cieszę się, w takim razie będzie ich więcej! :))
UsuńPierwsze co jeśli to imię to zmień na dużą literę : gehenny
OdpowiedzUsuńPo drugie: Strasznie mi się podobała ta retrospekcja. Wyczulam nutkę humoru, trochę strachu i oczywiście nutkę akcji...
Elsa... CO z nią zrobiłaś?! Gdzie ona jest? Co się stało z Pixie???? To zdecydowanie nie ona... tak mnie zaciekawiłaś, ze szok. Czekam na NN i mam nadzieję, że wyjaśnisz o co biega.
zmieniłam tę gehennę w ogóle, ona i tak mi tam za bardzo nie pasowała. niemniej jednak dziękuję za zwrócenie uwagi :)
Usuńcieszę się, że przypadła Ci ta retrospekcja do gustu - dosyć łatwo mi się ją pisało, tak więc na bank będzie ich o wieeeele więcej. poza tym tego typu nawiązanie daje mi możliwość ukazania Wam wydarzeń sprzed x lat w łatwej do przyswojenia formie :D
Pixie ma dwa oblicza - jedno na pokaz i drugie, które mogliście poznać już trochę w rozdziale szóstym. dziś się tylko trochę bardziej rozwinęło... cieszę się, że Cię to ciekawi :)
Zmiana jest bardzo fajna, aczkolwiek jeżeli chcesz pisać w ten sposób to nie lepiej pozmieniać wcześniejsze rozdziały w taką formę? Osoby, które dopiero zaczynają to czytać mogą mieć nieco problemów.
OdpowiedzUsuńWróćmy jednak do rozdziału. :)
Jak zwykle opisujesz wszystko tak... Wspaniale! Rany, popsuj coś, bym mogła na Ciebie ponarzekać oraz poprawić. Brakuje mi tej zabawy, naprawdę. :D A tak na serio to pracuj tak dalej, a będę miała kompleksy twórcze. Zamknę się w sobie i nigdy więcej nie otworzę! :)
To teraz pozostało mi czekać na następny rozdział, przy okazji życząc weny.
Ps. Wiem, jak to jest rozpoczynać jeden fragment kilka razy. Sama przez to przechodzę...
Pozdrawiam!
Cieszę się, że zwróciłaś mi uwagę na te zmiany w narracji, bo, przyznaję się bez bicia, nawet nie przyszło mi do głowy, że ktoś może mieć z tym problem. Jako autorce, co pewnie naturalne, wszystko wydaje mi się oczywiste, chociaż jest to dość... istotna, i pewnie nawet zakazana zmiana :D Na swoje usprawiedliwienie dodać mogę tylko, że pomijając fakt, iż od x lat przymierzam się do narracji pierwszoosobowej i właśnie spróbowałam, to chciałam pokazać Wam wszystko z perspektywy Clarissy. Jej mentorkę, sponsora, arenę, uczucia... A przede wszystkim ukazać Wam w jej oczach Theory - ta postać odegra jedną z ważniejszych roli w tym "przedstawieniu".
Usuńhahahaaha, schlebiasz mi okropnie! to znaczy, eckhem, nie odbierz tego źle, absolutnie nie mam nic przeciwko :D dziękuję, dziękuję, dziękuję, ale nie zamykaj się, tylko spróbuj! wtedy dopiero sobie pogadamy, o.
kiedyś przez to przejdziesz, nie przejmuj się! pisałąm ten rozdział od pięciu dni, codziennie pół strony, a wczoraj wszystko wywaliłam i napisałam od początku... w jeden wieczór :)
pozdrawiam!
Po przeczytaniu mojego opowiadania zrozumiesz, czemu piszę tak, a nie inaczej. Naprawdę jedynym wyjściem jest zamknąć się w sobie i tam zostać. :D
UsuńPrzechodziłam to już, ale tym razem Wena stwierdziła, że teraz ona ma ferie, a mnie wyśmiała, że muszę iść na piętnastą do szkoły... Jakaś wredna się zrobiła. Cóż, ma dobrego nauczyciela. XD
wena jest kapryśna, znam to doskonale C:
Usuńninja :D
OdpowiedzUsuńa jak! <3
UsuńOstatnia konfrontacja Elsy i Pixie pewnie przyczyniła się do tego, że Elsa zniknęła, ale, że Pixie, kobieta z kapitolu, takie rzeczy potrafi wyprawiać? Jestem w szoku :D
OdpowiedzUsuńretrospekcja też na plus, rozumiem, że to matka Taylor? Czy coś pomieszałam?
Pixie nie pochodzi z Kapitolu, pochodzi z Dystryktu C:
Usuńnic nie pomieszałaś, tak! Clarissa jest matką Taylor.
Wybacz, mój błąd. Po prostu w piątym rozdziale (przed chwilą sprawdziłam) nazwałaś Pixie 'kapitolinką", a mi jakoś tak zapadło to w pamięć. Pozdrawiam
Usuńto nie jest Twój błąd! mówiąc o Pixie "kapitolinka" miałam na myśli to, iż mieszka w Kapitolu; pochodzi natomiast z Dystryktu, o czym gdzieś chyba wspominałam :3
Usuńprzepraszam za wprowadzenie w błąd :) pozdrawiam!
Jejku, ale się porobiło! Retrospekcja niesamowita, pokłony w Twoją stronę, jednak nic mi nie wyjaśnia, tylko plącze! Clarissa jest z Siódemki? Powątpiewam w to, czy jest matką Taylor z Jedenastki, choć może uciekła do innego Dystryktu, tylko... czemu? A może wcale nie musi być z nią blisko związana, może to wszystko łączy jakaś inna tajemnicza nić?
OdpowiedzUsuńOch, błagam, nie trzymaj mnie w niepewności!
A Pixie? Jakie dawne zdolności, o czym ona gada? Właściwie, to jest z Dystryktu... Może Dziesiątka? Siódemka? Dwójka? Nie, nie Dwójka. Tam żyje się z reguły dobrze, więc nie miałaby powodu uciekać do Kapitolu. A może wcale nie uciekła? To co, zrekrutowali ją? Pasażer na gapę? Może miała w stolicy jakiś biznes? Na pewno nie chciała wrócić tam, gdzie mieszkała, czego domyślam się po rozmowie z Senecą. Więc może jednak uciekła? Ale Seneca o tym wie. Pomagał jej? A teraz wykorzystuje tę wiedzę?
Broń Pixie to albo noże rzutki, albo wspomniane przy wątku Theory shurikeny, lub inna, nie przesadnio ciężka broń do rzutu, zapewne. Choć skoro zraniła trzech wrogów na raz, skłaniałabym się bardziej ku shurikenom. Może ma jakiś związek z Theory?
Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi ;-;
Wybacz, że musisz znosić moje przydługie monologi, jednak niecierpliwa, chcąca wiedzieć wszystko duszyczka wychodzi na jaw. Ups.
Musisz mi dać wskazówki! Tak bardzo, bardzo chcę wiedzieć o co chodzi, że ojej. Potrzebuję jakiegoś tropu! Powiedz mi tylko, czy w następnym rozdziale wyjaśnisz więcej z tego Twojego "misternego planu", bo już mnie rozsadza z ciekawości!
Pozdrawiam!
Hanae Mori ♥
dziękuję, cieszę się, że retrospekcja i Tobie przypadła do gustu :) tak, Clarissa jest z Siódemki, tak, Taylor jest z Dziewiątki (przypuszczam, że o to Ci chodziło :*), i tak, Clarissa jest matką Taylor... przynajmniej tak wychodzi z dotychczasowo opublikowanych rozdziałów, kto tam wie, czy nie robię Was w konia? :D
Usuńmyślę, że niezależnie od tego, z którego Dystryktu pochodzi Pixie, i tak nie odrzuciłaby propozycji zamieszkania w Kapitolu. nawet burmistrz z Dwójki, przynajmniej w moich wyobrażeniach, żyje dużo lepiej niż zwykły, podrzędny Kapitolińczyk. "awansowanie" na mieszkańca Kapitolu niewątpliwie nie jest proste, a to, jak to się udało Pixie na pewno niedługo wyjaśnię :3
może ma jakiś związek z Theory, może nie ma, wszystko się okaże!
kocham Twoje przydługie monologi, nie przejmuj się :D wskazówek tu jest naprawdę dużo, tylko trzeba się wszystkiemu... bardzo uważnie przyjrzeć.
pozdrawiam! <3
Oj tak, Dziewiątka i Jedenastka zawsze mi się mylą!
UsuńAle proszę wyjaśniaj wszystko jak najszybciej, bo ja już naprawdę nie wytrzymam!
Cieszę się, że moje monologi i głupiutkie rozmyślania Ci nie przeszkadzają :3 Bo wiesz, będzie tu tego więcej.
Ach, i prześliczny szablon! Naprawdę, cudo. Muszę ogarnąć wszystkie zakładki, bo się trochę pozmieniało. Szkoda, że wykasowałaś "Zapowiedzi" :c Możesz je wskrzesić? Prooooszę, tak bardzo mi się podobały.
Pozdrawiaaaam ♥
Hanae Mori.
Dopiero niedawno dołączyłam do osób czytających twojego bloga. Na razie jestem pozytywnie zaskoczona.
OdpowiedzUsuńPrzypadła mi do gustu ta opcja z ukazaniem poprzednich igrzysk w formie takiej retrospekcji. Przyjemnie się to czytało, idealnie wlepiłaś w to humor :P
Czytałam wszystkie rozdziały naraz, więc bardzo szybko poznałam drugie oblicze Pixie, przez co wydawało mi się, że ta zmiana jest taka bardzo gwałtowna, może powinnam poświecić więcej czasu na podsumowanie rozdziału po każdym przeczytanym a nie jak przeczytałam już wszystkie. Trzeba jednak przyznać, że druga wersja jest dla mnie lepsza, odpowiednia :P
cieszę się, że zyskałam kolejnego czytelnika :)
Usuńzaczynam się coraz lepiej czuć w narracji pierwszoosobowej - w Clarissę wlepiłam sporo ironicznych tekstów, które najczęściej kieruję sama do siebie w różnorakich monologach wewnętrznych. w związku z powyższym cieszy mnie, że przypadło Ci to do gustu! :)
właściwie nie miałam chyba szans na przedstawienie odmiennych zachowań Pixie w jakiś łagodniejszy sposób - ona tak naprawdę się nie zmienia, ona ukazuje swoje drugie oblicze. ta "maska" Kapitolinki z krwi i kości jest pewnego rodzaju kamuflażem dla jej prawdziwych odczuć (które nie są zgodne z wymaganiami Kapitolu, i dlatego mogą być w pewien sposób... niebezpieczne).
pozdrawiam :)
Pixie... Wow! Ta kobieta to dopiero potrafi zadziwić. Nie spodziewałam się, że potrafi walczyć. I to jak?! Ciekawa jestem, co się stało z Elsą. Czyżby zniknęła po konfrontacji z Pixie w kolejnym rozdziale? Pewnie tak... Tylko czemu?
OdpowiedzUsuńCo do retrospekcji, która pojawiła się na początku rozdziału, to muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem tego zabiegu :) Wprawdzie wcale nie dowiedzieliśmy się więcej. Jak już, to trochę wręcz namieszałaś, ale przynajmniej poznajemy Clarissę. Chociaż chciałabym się dowiedzieć, co się z nią stało. Uwielbiam historie rodziny i inne tego typu rzeczy :) Tylko usiąść i poczytać/posłuchać. Mam nadzieję, że niedługo pojawią się jakieś konkrety :)
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Twoja twórczość jest niezwykle wciągająca i aż się prosi o więcej :D
Serdecznie pozdrawiam! I życzę dużo weny :)
Elsa musiała "wziąć sobie wolne" :D i owszem, ma to związek z konfrontacją z Pixie.
UsuńClarissę, obawiam się, poznasz do przejedzenia - mam z nią w roli głównej w planach kilka odrębnych wniosków, chciałabym także ukazać 52. Igrzyska Śmierci i to, jak postrzegała Theory (która będzie miała wpływ na bieg wypadków).
cieszę się, dziękuje, pozdrawiam! :*
Pixie zaskakuje mnie za każdym razem w inny sposób, ale za każdym razem w sposób pozytywny. Gdzie jest Elsa? Matko, nie zostawiaj mnie w takim stanie niewiedzy, ja zwariuję! No i mahoń. Rozwaliłaś mnie tym. Ogółem, retrospekcja to moja ulubiona część tego rozdziału - zaraz po akcji z Pixie! Ona wygrała wszystko!
OdpowiedzUsuńKonkrety! KONKRETY! Chcę konkretów!
Interesuje mnie bardzo postać Theory. Wiem, widziałam na razie tylko wzmianki o niej, ale dziwnie wydaje mi się, że to będzie coś większego, szczególnie, kiedy myślę o tej pieprzonej broni, z której to Pixie umie tak doskonale korzystać. Anyway, osobiście uwielbiam robić czytelnikom taki mały, swoisty "mindfuck", wrzucając jakieś malutkie elementy, szczególiki, symbole, a potem wracać do nich 3456787 rozdziałów później. To dobra zabawa.
Pieprzę o głupotach, wybacz. Czekam na następny! :3
Loks.
~lilybird-everdeen.blogspot.com
cieszę się, że przypadła Ci do gustu retrospekcja - teraz jak ją czytam wydaje mi się nawet mniej beznadziejna niż wtedy, gdy ją pisałam - zwykle jest odwrotnie, więc to chyba sukces :D
Usuńkwestię Pixie wyjaśnię, przynajmniej częściowo, w kolejnym rozdziale, obiecuję! będą konkrety, a jak! Theory odegra, odgrywa właściwie, dużą rolę w tym wszystkim co się dzieję - masz nosa :D
pozdraaawiam! <3
Ojejku! Wszyscy się tak rozpisują....
OdpowiedzUsuńAle ja mam Ci do powiedzenia, tylko jedno:
s-u-p-e-r-o-w-e!!!!!!!!!!!
d-z-i-ę-k-u-j-ę! :)
UsuńJeeej *.*
OdpowiedzUsuńAle to cudowne *.*
Ludzie się tu u Cb tak rozpisują, a ja w zasadzie to nie bardzo wiem co napisać! (Hmm Oczywiście paradoksalnie, to dobrze xD) Super pomysły, świetne przedstawienie postaci. Cudowne. I Pixie świetna, choć z Kapitolu, to jednak nie jest taka pusta w środku. <3
Czekam na NN. Przepraszam, że tak długo mnie nie było :c
Pozdrawiam,
Eveline.
ależ zaniedbałam komentarze, aż przykro!
Usuńcieszę się, że Ci się podoba :) o dziwo, i ja polubiłam Pixie - chyba nawet bardziej, niż Taylor, co jest lekko przerażające :DD
pozdrawiam!
Kobieto
OdpowiedzUsuńile
razy
można
zmieniać
szablon.
...
no bo to dziwne! hue zwłaszcza że tęskniem za tamtą Taylor :< Taka ładna była i pieguskowata :D
Well so komentuje napiszę iż chapter całkiem niezły choć Pixie troche pachnie mi Katniss xdd. Troszkę to naciągane moim zdaniem, iż Kapitolczyk jest taki pomocny, ja rozumiem, że Plutarch (rip dla Hoffmana :<) i inni ale czy ja wiem... zwłaszcza że wcześniej inaczej ją sobie wyobrażałam. Hm nie szata zdobi człowieka hahh ale wciąż uważam, że powinnaś ją lepiej pokazać, żeby zrozumieć kim ona w końcu jest i jaką pełni rolę w Igrzyskach xd. A poza tym rzadko mało Taylor widuje, znaczy się co ona obija się czy jak? xd. Kiedy parada cuo? -w-
matka awoksa całkiem niezły pomysł musisz napisać jak to się stało! w sensie dlaczego Taylor jej nie zna itp. Hmm coraz bardziej mnie to interesuje jednak...jak mogłaś Senecę tak przedstawić! Mimo wszystko był dobry skoro pozwolił przeżyć Katniss i Peecie na Igrzyskach. A teraz mam mieszane uczucia... tak jak z Pixi właśnie xd.
well czekam z niecierpliwością na cdn hm spodobało mi się zjeżdżanie cb musze robić to częściej ^.*
Pozdrawiam^^
ps. dodałam anty-reklamę swojego bloga na spamie :'3. O ja spamowniczka xd
Zaufaj
Usuńmi
nieograniczoną
ilość
razy
!
:*
czekam właśnie na zamówienie z tamtą Taylor, mam nadzieję że jakoś w najbliższym czasie je otrzymam :3
oj o Pixie to się jeszcze na pewno sporo dowiecie, mam już w głowie pełen plan akcji. postaram się opisać więcej Taylor w następnych rozdziałach, o paradzie trybutów pewnie też wspomnę. póki co jednak skupiam się na Pixie - chcę, żebyście ją jakoś zrozumieli, bo ma ona dużą rolę w tym całym opowiadaniu.
Seneca dał im przeżyć, bo musiał - osobiście nigdy za nim nie przepadałam :D
pozdrawiam!
o Jezu, jeszcze nie skomentowałam. :O jest coraz ciekawiej. uwielbiam Pixie, ma "coś" w sobie. pomysł z retrospekcją- genialny! czekam na kolejne!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do mnie: roseeverdeenhungergames.blogspot.com
dziękujęęę! retrospekcji pewnie będzie więcej :)
Usuńpozdrawiam :*
Jeszcze raz dziękuję ci za podanie bloga. Ujmujesz każde słowo w tak dobre zdanie. Fabuła, którą wymyśliłaś jest zaskakująco fenomenalna. Kocham wczytywać się w każdy opis a co dopiero w dialog. Coś mnie bardzo przyciąga do ego bloga, że chcę czytać dalej i dalej. Dziś jak na razie jesteś najlepszą blogerką z rozdziałem w tym tygodniu. Masz u mnie mega plusa.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podoba mi się moment z podłogą. Siódemka zajmuje się drewnem, co nie? Nawet jeśli nie pamiętałam wybrnęłaś z dialogiem i wytłumaczyłaś to tym którzy nie pamiętali. Masz talent, pisz dalej ♥
¦ http://uwierzmimimowszystko.blogspot.com/
¦ http://ostatni-wdech.blogspot.com/
aaa! dziękuję, dziękuję, dziękuję za tak miłą opinię! :) tak, Siódemka jest dystryktem drwali.
Usuńpozdrawiam!
No cholera jasna jest 23:55 a ja zamiast spać to czytam twoje uzależniające opowiadanie... coś mi mówi że zostaniasz za******ą pisarką *,*
OdpowiedzUsuń