Uwaga – rozdział zawiera treści nieodpowiednie dla co
wrażliwszych czytelników. Całą resztę zapraszam serdecznie!
_______
Kobieta
odetchnęła, a potem pchnęła ciężkie, drewniane drzwi.
- Czekałem na ciebie – szepnął, nie odwracając się. Oczy utkwione miał w ulicy za oknem, w niegasnącej feerii barw. – Usiądź.
Z wahaniem przycupnęła na stojącym naprzeciw mahoniowego biurka krześle. W myślach policzyła do trzech, a potem odezwała się zadziwiająco spokojnym głosem:
- Ale skąd mogłeś…
Zaśmiał się.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. – Szybkim ruchem zasłonił żaluzje w jedynym oknie, a potem odwrócił się do kobiety. W gabinecie zapanowała niemal całkowita ciemność; wyłącznym źródłem światła był delikatny blask przebijający się przez szpary w roletach. – Chyba zależy ci na tej dziewczynie, czyż nie?
- Seneca – próbowała zaprotestować Pixie, kręcąc się na krześle. – Nie wiem, czy powinniśmy…
Podszedł do niej, a potem przyłożył palec do jej ust.
- Ciii, kwiatuszku, nie marnuj głosu.
Skrzywiła się, słysząc zdrobnienie.
- Nie nazywaj mnie tak – poprosiła, a potem przeklęła w myślach słysząc drżenie swojego głosu. Nie do końca tak sobie to wyobrażała.
Seneca zaśmiał się cicho.
- Dlaczego? – szepnął; na jego usta wpełzł leniwy uśmiech. Czuł, że ma nad nią władzę.
Gdy zsuwał jej z ramion szal, nawet się nie poruszyła.
- Bo sobie tego nie życzę – odpowiedziała bez przekonania.
Nic nie powiedział, tylko spojrzał na nią w zamyśleniu.
- Racja – przytaknął po chwili, kreśląc palcem wzory na jej nagim ramieniu. – Twojemu mężowi mogłoby się to… nie spodobać.
Zadrżała, gdy przejechał na dekolt.
- Nie mieszaj w to mojego męża – próbowała warknąć, ale zabrzmiało to jak skowyt bezbronnego psa. Opanuj się, nakazała sobie w myślach.
Seneca nie przejął się jej prośbą.
- Mogłoby mu się to… - zrobił przerwę – nie spodobać, czyż nie? Jeszcze musiałabyś wrócić do Dystryktu.
To ją otrzeźwiło.
- Nie po to tu przyszłam, żebyś mi wypominał… - zaczęła ze złością, ale potem zawiesiła głos. Na ramionach pojawiła jej się gęsia skórka, gdy Seneca położył na nich lodowate ręce.
- Nie spinaj się tak, kwiatuszku – powiedział, a potem pocałował ją w obojczyk.
Nie zareagowała.
- Rozluźnij się – powiedział, zaczynając ją masować. Skrzywiła się, gdy zsunął ramiączko z jej sukienki.
- Dlaczego mi to robisz? – szepnął, a potem spojrzał jej w oczy. Mimowolnie rozchylił wargi, gdy zobaczył jej twarz. Tak, zdecydowanie go pociągała. Nie to, co ta koścista trybutka. Gdy pocałował Pixie w usta, kobieta odepchnęła go delikatnie.
- Seneca, ja…
Całując ją, nie zwrócił na to uwagi.
- Pamiętaj, dlaczego tu jesteś – powiedział cicho, w przerwach między kolejnymi pocałunkami. – Chyba nie chcesz…
- Seneca. – Odepchnęła go na tyle, aby móc spojrzeć mu w oczy. Mężczyzna niecierpliwymi ruchami mocował się z guzikami własnej koszuli. Gdy już wszystkie rozpiął, po raz kolejny zaczął kreślić kółka na dekolcie Pixie. Praktycznie jej nie słuchał.
- Posłuchaj mnie, proszę… - Załamał jej się głos. Zesztywniała, gdy zaczął całować ją po szyi.
Dotknęła lewej piersi jakby chcąc powstrzymać rozszalałe serce, ale mężczyzna zinterpretował to inaczej. Wstrzymała oddech.
- Załatwisz jej wygraną? – szepnęła, by ukryć drżenie głosu. Nie miała siły protestować, gdy delikatnie zdjął jej rękę z piersi.
Przełknęła ślinę.
- Załatwisz?
- Załatwię jej sponsorów – mruknął, schodząc pocałunkami wzdłuż dekoltu. - Nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić.
Gdy po chwili szybkim, niecierpliwym ruchem rozpiął zamek jej sukienki, tym razem nie protestowała.
- Czekałem na ciebie – szepnął, nie odwracając się. Oczy utkwione miał w ulicy za oknem, w niegasnącej feerii barw. – Usiądź.
Z wahaniem przycupnęła na stojącym naprzeciw mahoniowego biurka krześle. W myślach policzyła do trzech, a potem odezwała się zadziwiająco spokojnym głosem:
- Ale skąd mogłeś…
Zaśmiał się.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. – Szybkim ruchem zasłonił żaluzje w jedynym oknie, a potem odwrócił się do kobiety. W gabinecie zapanowała niemal całkowita ciemność; wyłącznym źródłem światła był delikatny blask przebijający się przez szpary w roletach. – Chyba zależy ci na tej dziewczynie, czyż nie?
- Seneca – próbowała zaprotestować Pixie, kręcąc się na krześle. – Nie wiem, czy powinniśmy…
Podszedł do niej, a potem przyłożył palec do jej ust.
- Ciii, kwiatuszku, nie marnuj głosu.
Skrzywiła się, słysząc zdrobnienie.
- Nie nazywaj mnie tak – poprosiła, a potem przeklęła w myślach słysząc drżenie swojego głosu. Nie do końca tak sobie to wyobrażała.
Seneca zaśmiał się cicho.
- Dlaczego? – szepnął; na jego usta wpełzł leniwy uśmiech. Czuł, że ma nad nią władzę.
Gdy zsuwał jej z ramion szal, nawet się nie poruszyła.
- Bo sobie tego nie życzę – odpowiedziała bez przekonania.
Nic nie powiedział, tylko spojrzał na nią w zamyśleniu.
- Racja – przytaknął po chwili, kreśląc palcem wzory na jej nagim ramieniu. – Twojemu mężowi mogłoby się to… nie spodobać.
Zadrżała, gdy przejechał na dekolt.
- Nie mieszaj w to mojego męża – próbowała warknąć, ale zabrzmiało to jak skowyt bezbronnego psa. Opanuj się, nakazała sobie w myślach.
Seneca nie przejął się jej prośbą.
- Mogłoby mu się to… - zrobił przerwę – nie spodobać, czyż nie? Jeszcze musiałabyś wrócić do Dystryktu.
To ją otrzeźwiło.
- Nie po to tu przyszłam, żebyś mi wypominał… - zaczęła ze złością, ale potem zawiesiła głos. Na ramionach pojawiła jej się gęsia skórka, gdy Seneca położył na nich lodowate ręce.
- Nie spinaj się tak, kwiatuszku – powiedział, a potem pocałował ją w obojczyk.
Nie zareagowała.
- Rozluźnij się – powiedział, zaczynając ją masować. Skrzywiła się, gdy zsunął ramiączko z jej sukienki.
- Dlaczego mi to robisz? – szepnął, a potem spojrzał jej w oczy. Mimowolnie rozchylił wargi, gdy zobaczył jej twarz. Tak, zdecydowanie go pociągała. Nie to, co ta koścista trybutka. Gdy pocałował Pixie w usta, kobieta odepchnęła go delikatnie.
- Seneca, ja…
Całując ją, nie zwrócił na to uwagi.
- Pamiętaj, dlaczego tu jesteś – powiedział cicho, w przerwach między kolejnymi pocałunkami. – Chyba nie chcesz…
- Seneca. – Odepchnęła go na tyle, aby móc spojrzeć mu w oczy. Mężczyzna niecierpliwymi ruchami mocował się z guzikami własnej koszuli. Gdy już wszystkie rozpiął, po raz kolejny zaczął kreślić kółka na dekolcie Pixie. Praktycznie jej nie słuchał.
- Posłuchaj mnie, proszę… - Załamał jej się głos. Zesztywniała, gdy zaczął całować ją po szyi.
Dotknęła lewej piersi jakby chcąc powstrzymać rozszalałe serce, ale mężczyzna zinterpretował to inaczej. Wstrzymała oddech.
- Załatwisz jej wygraną? – szepnęła, by ukryć drżenie głosu. Nie miała siły protestować, gdy delikatnie zdjął jej rękę z piersi.
Przełknęła ślinę.
- Załatwisz?
- Załatwię jej sponsorów – mruknął, schodząc pocałunkami wzdłuż dekoltu. - Nic więcej nie mogę dla ciebie zrobić.
Gdy po chwili szybkim, niecierpliwym ruchem rozpiął zamek jej sukienki, tym razem nie protestowała.
Wytrzymam.
***
- Taylor –
mruknęła Elsa, potrząsając zaspaną trybutką za ramiona. – Taylor, wstawaj.
- Cosiędzieje? – spytała na jednym oddechu zaspana dziewczyna, przekręcając się na drugi bok i ciaśniej opatulając kołdrą. - Jeszcze minutka.
Pięć dni na arenie nauczyło mentorkę, że nie można odpuszczać ani przez chwilę. Rozejrzała się po pokoju, a potem chwyciła bukiet róż stojący na komodzie; powąchała je, krzywiąc się niemiłosiernie. Ten zapach drażnił jej nos, tak jak kiedyś drażnił całe jej ciało. Westchnęła, podchodząc do łóżka dziewczyny.
- Wstawaj, powiedziałam – powtórzyła twardym głosem, po czym pokręciła głową. Kiedy Taylor nie zareagowała, ta oblała ją wodą z wazonu.
Oburzona dziewczyna podniosła się natychmiast.
- Daj żyć, Elsa – jęknęła, łapiąc się za głowę. – Nie spałam od tygodnia.
Mentorka uniosła brwi.
- Za pięć minut śniadanie, potem konsultacja z Venice, parada trybutów, a wieczorem pierwszy trening. Nie spóźnij się – dodała, a potem widząc minę dziewczyny na odchodne rzekła jeszcze: - Takie jest życie celebryty, ciesz się!
Póki jeszcze masz czas.
Kiedy mentorka ruszyła do wyjścia, trybutka podniosła się niechętnie.
- Elsa? – spytała sennie, trąc oczy. – Czemu ty mnie budzisz?
Kobieta zmarszczyła brwi.
- Bo nie wstajesz sama.
- Tyle to ja wiem. – Taylor wywróciła oczami, ziewając szeroko. – Chodzi mi o to… czemu nie budzi mnie Clarissa?
Elsa zastygła z ręką na klamce.
- Jaka Clarissa? – spytała sztywno, patrząc na dziewczynę z niepokojem. Czyżby Taylor coś wiedziała?
- No ta awoksa, wiesz. – Cassidy pokręciła głową. – Nie wiem, jak się nazywa, ale Alec coś mówił że kojarzy mu się z Clarissą i nie wiedział dlaczego, więc…
- Czekaj – przerwała jej zdenerwowana mentorka. – Ona cię budzi?!
- A to źle? – spytała dziewczyna zlękniona, iż narobiła kobiecie kłopotów. – Myślałam, że to jej obowiązek. Zresztą, nie przejmuj się. – Trybutka wydęła usta jak małe dziecko, i założyła ręce na piersi. – Ona robi to dużo przyjemniej niż ty, dlatego nie musisz się już…
- Taylor – przerwała jej suchym głosem Elsa, otwierając drzwi. – Za trzy minuty zaczyna się śniadanie, i ostrzegam, że jeśli się spóźnisz, będę bardzo zła.
- Ale Elsa, przecież… - starała się zaprotestować dziewczyna, unosząc brwi. O co jej chodzi?
- Już tylko dwie. – Nie dała jej dokończyć mentorka, która pukając o wyimaginowany zegarek na prawej ręce zamknęła za sobą drzwi.
- Cosiędzieje? – spytała na jednym oddechu zaspana dziewczyna, przekręcając się na drugi bok i ciaśniej opatulając kołdrą. - Jeszcze minutka.
Pięć dni na arenie nauczyło mentorkę, że nie można odpuszczać ani przez chwilę. Rozejrzała się po pokoju, a potem chwyciła bukiet róż stojący na komodzie; powąchała je, krzywiąc się niemiłosiernie. Ten zapach drażnił jej nos, tak jak kiedyś drażnił całe jej ciało. Westchnęła, podchodząc do łóżka dziewczyny.
- Wstawaj, powiedziałam – powtórzyła twardym głosem, po czym pokręciła głową. Kiedy Taylor nie zareagowała, ta oblała ją wodą z wazonu.
Oburzona dziewczyna podniosła się natychmiast.
- Daj żyć, Elsa – jęknęła, łapiąc się za głowę. – Nie spałam od tygodnia.
Mentorka uniosła brwi.
- Za pięć minut śniadanie, potem konsultacja z Venice, parada trybutów, a wieczorem pierwszy trening. Nie spóźnij się – dodała, a potem widząc minę dziewczyny na odchodne rzekła jeszcze: - Takie jest życie celebryty, ciesz się!
Póki jeszcze masz czas.
Kiedy mentorka ruszyła do wyjścia, trybutka podniosła się niechętnie.
- Elsa? – spytała sennie, trąc oczy. – Czemu ty mnie budzisz?
Kobieta zmarszczyła brwi.
- Bo nie wstajesz sama.
- Tyle to ja wiem. – Taylor wywróciła oczami, ziewając szeroko. – Chodzi mi o to… czemu nie budzi mnie Clarissa?
Elsa zastygła z ręką na klamce.
- Jaka Clarissa? – spytała sztywno, patrząc na dziewczynę z niepokojem. Czyżby Taylor coś wiedziała?
- No ta awoksa, wiesz. – Cassidy pokręciła głową. – Nie wiem, jak się nazywa, ale Alec coś mówił że kojarzy mu się z Clarissą i nie wiedział dlaczego, więc…
- Czekaj – przerwała jej zdenerwowana mentorka. – Ona cię budzi?!
- A to źle? – spytała dziewczyna zlękniona, iż narobiła kobiecie kłopotów. – Myślałam, że to jej obowiązek. Zresztą, nie przejmuj się. – Trybutka wydęła usta jak małe dziecko, i założyła ręce na piersi. – Ona robi to dużo przyjemniej niż ty, dlatego nie musisz się już…
- Taylor – przerwała jej suchym głosem Elsa, otwierając drzwi. – Za trzy minuty zaczyna się śniadanie, i ostrzegam, że jeśli się spóźnisz, będę bardzo zła.
- Ale Elsa, przecież… - starała się zaprotestować dziewczyna, unosząc brwi. O co jej chodzi?
- Już tylko dwie. – Nie dała jej dokończyć mentorka, która pukając o wyimaginowany zegarek na prawej ręce zamknęła za sobą drzwi.
***
Pixie Lisbeth
szła korytarzem, stukając obcasami swoich najnowszych butów. Wzdrygnęła się,
gdy poczuła chłodny powiew wiatru na wrażliwej skórze, i opatuliła się ciaśniej
swetrem. Syknęła, gdy szorstki materiał dotknął świeżo podrażnionych miejsc –
zanim wyszła z pokoju, trzy razy wzięła prysznic, chcąc zmyć z siebie dotyk
Seneki. Nie myśl o tym, upomniała się, ale było już za późno, i poczucie
upokorzenia wypełniło całe jej ciało. Przygryzła wargę, kiedy odruchowo
opatulając się ramionami potarła czerwoną jeszcze od szorowania pumeksem skórę.
Zamrugała kilkakrotnie powiekami aby powstrzymać cisnące się do oczu łzy, a
potem pokręciła głową. To może uratować
jej życie, pomyślała, zanim zdążyło nią zawładnąć poniżające wspomnienie ostatnich
godzin. Zacisnęła zęby, próbując się skupić na czymś innym, ale jej rozmyślania
przerwały krzyki jakiejś kobiety.
- Elsa? – mruknęła do siebie Pixie, a potem przyspieszyła kroku. Po chwili, kiedy zaczęła rozróżniać poszczególne słowa, niemal biegiem pokonała ostatnie kilka metrów.
- Elsa?! – krzyknęła, gwałtownie otwierając drzwi od komórki na środki czyszczące. Światło zamigotało i na chwilę zgasło, kiedy te trzasnęły z impetem w ścianę.
Zamrugała kilkakrotnie, by przyzwyczaić oczy do innego oświetlenia, a potem oniemiała. Jej oczom ukazał się widok rodem z kiepskiego koszmaru – prawie nieprzytomna z furii Elsa, trzymająca w jednej dłoni tulipana zrobionego z pękniętej na pół butelki whisky, i złotowłosa awoksa, którą mentorka szarpała wolną ręką.
- Ona. Chciała. Wszystko. Zniszczyć! – krzyczała Kendrick, wymachując tulipanem. Narkotyki skutecznie zadziałały na jej organizm, i ta miała problem z wypowiedzeniem dłuższego zdania bez przerwy na oddech. – Zdradziłaś. Nas. Ty…
- Elsa! – krzyknęła Pixie, próbując podejść do otumanionej mentorki. – Elsa, uspokój się, przecież…
- Nie zbliżaj się! – warknęła kobieta w szale, grożąc Kapitolince butelką. – Nie zbliżaj się, powiedziałam, ona chciała wszystko zniszczyć, ona chciała…
- Ona nic złego nie chciała! – wrzasnęła Pixie, odsuwając się kawałek; nie miała najmniejszej ochoty na znalezienie się w zasięgu tulipana mentorki. – Też na jej miejscu chciałabym popatrzeć na własne…
- Zamknij się! – ryknęła Elsa, rzucając butelką w stronę Kapitolinki; ta w ostatniej chwili schyliła się, i szkło uderzyło w ścianę obok jej głowy. – Ty nic o tym nie wiesz przecież!
- Wiem więcej niż ci się wydaje! – warknęła Pixie, rozcinając sobie dłoń o walające się wszędzie szkło. – Zawsze będę wiedziała, bo w odróżnieniu od ciebie…
Elsa jednak straciła zainteresowanie Kapitolinką, i z furią w oczach podeszła do skulonej w kącie awoksy.
- To wszystko przez ciebie, rozumiesz?! – wrzasnęła jej w twarz, uśmiechając się szaleńczo. – Przez ciebie muszę się opiekować tym cholernym bachorem, tym…
Przerwała, po czym z całej siły uderzyła wątłą awoksę w twarz.
- Patrz mi w oczy, jak do ciebie mówię! – ryknęła, potrząsając kobietą. – To nie moja wina, że sypiałaś z kim popadnie, i że nawet nie potrafiłaś się…
Tego już było za wiele.
Pixie z trudem stanęła na obolałych stopach, chwiejąc się w wysokich obcasach.
- Myślisz, że ona tego chciała, tak?! – krzyknęła Kapitolinka, kiedy Elsa zaczęła się odwracać. – To wcale tak nie jest, to… - zawahała się, a potem dodała pewnym głosem: -To jest dużo gorsze, niż wszystko co przeżyłaś.
Mentorka zaśmiała się szaleńczo.
- Co może być gorsze od kilku dni na arenie, gdzie wszyscy chcą cię zabić? – spytała szyderczo, chwytając Pixie za sweter. Kapitolinka potrząsnęła głową.
- To, kiedy… - przerwała, słysząc drżenie swojego głosu. Próbowała nad sobą zapanować, ale z marnym skutkiem, i już po chwili z misternie umalowanych oczu wypłynęły jej łzy. – To, kiedy musisz z kimś sypiać, żeby uratować komuś życie, to, kiedy wiesz, że ta osoba ma cię w garści… - Przygryzła wargę, ale nie mogła się powstrzymać, i zanim pomyślała, głęboko chowane w sobie słowa wypłynęły z jej ust. – Kiedy… kiedy ta osoba cię do czegoś zmusza, a ty nie możesz nic zrobić… Kiedy nie chcesz tego robić, kiedy czujesz do siebie wstręt, ale musisz, rozumiesz? – Pixie zawahała się, a potem wytarła oczy. Łzy spływające po jej policzkach zostawiały czarne ślady od tuszu do rzęs, ale kobieta się tym nie przejmowała. Musiała to wreszcie powiedzieć. – To, kiedy zmuszasz się, zmuszasz się… do seksu, bo wiesz, że tak trzeba. Bo w ten sposób możesz uratować komuś życie. Nie rozumiesz, Elsa? – szepnęła roztrzęsiona Pixie, dając sobie spokój z wycieraniem kolejnych łez. – Nie tylko wy jesteście pionkami w tej cholernej grze – powiedziała z goryczą, a potem pokręciła głową. – Wszyscy jesteśmy ich marionetkami.
- Elsa? – mruknęła do siebie Pixie, a potem przyspieszyła kroku. Po chwili, kiedy zaczęła rozróżniać poszczególne słowa, niemal biegiem pokonała ostatnie kilka metrów.
- Elsa?! – krzyknęła, gwałtownie otwierając drzwi od komórki na środki czyszczące. Światło zamigotało i na chwilę zgasło, kiedy te trzasnęły z impetem w ścianę.
Zamrugała kilkakrotnie, by przyzwyczaić oczy do innego oświetlenia, a potem oniemiała. Jej oczom ukazał się widok rodem z kiepskiego koszmaru – prawie nieprzytomna z furii Elsa, trzymająca w jednej dłoni tulipana zrobionego z pękniętej na pół butelki whisky, i złotowłosa awoksa, którą mentorka szarpała wolną ręką.
- Ona. Chciała. Wszystko. Zniszczyć! – krzyczała Kendrick, wymachując tulipanem. Narkotyki skutecznie zadziałały na jej organizm, i ta miała problem z wypowiedzeniem dłuższego zdania bez przerwy na oddech. – Zdradziłaś. Nas. Ty…
- Elsa! – krzyknęła Pixie, próbując podejść do otumanionej mentorki. – Elsa, uspokój się, przecież…
- Nie zbliżaj się! – warknęła kobieta w szale, grożąc Kapitolince butelką. – Nie zbliżaj się, powiedziałam, ona chciała wszystko zniszczyć, ona chciała…
- Ona nic złego nie chciała! – wrzasnęła Pixie, odsuwając się kawałek; nie miała najmniejszej ochoty na znalezienie się w zasięgu tulipana mentorki. – Też na jej miejscu chciałabym popatrzeć na własne…
- Zamknij się! – ryknęła Elsa, rzucając butelką w stronę Kapitolinki; ta w ostatniej chwili schyliła się, i szkło uderzyło w ścianę obok jej głowy. – Ty nic o tym nie wiesz przecież!
- Wiem więcej niż ci się wydaje! – warknęła Pixie, rozcinając sobie dłoń o walające się wszędzie szkło. – Zawsze będę wiedziała, bo w odróżnieniu od ciebie…
Elsa jednak straciła zainteresowanie Kapitolinką, i z furią w oczach podeszła do skulonej w kącie awoksy.
- To wszystko przez ciebie, rozumiesz?! – wrzasnęła jej w twarz, uśmiechając się szaleńczo. – Przez ciebie muszę się opiekować tym cholernym bachorem, tym…
Przerwała, po czym z całej siły uderzyła wątłą awoksę w twarz.
- Patrz mi w oczy, jak do ciebie mówię! – ryknęła, potrząsając kobietą. – To nie moja wina, że sypiałaś z kim popadnie, i że nawet nie potrafiłaś się…
Tego już było za wiele.
Pixie z trudem stanęła na obolałych stopach, chwiejąc się w wysokich obcasach.
- Myślisz, że ona tego chciała, tak?! – krzyknęła Kapitolinka, kiedy Elsa zaczęła się odwracać. – To wcale tak nie jest, to… - zawahała się, a potem dodała pewnym głosem: -To jest dużo gorsze, niż wszystko co przeżyłaś.
Mentorka zaśmiała się szaleńczo.
- Co może być gorsze od kilku dni na arenie, gdzie wszyscy chcą cię zabić? – spytała szyderczo, chwytając Pixie za sweter. Kapitolinka potrząsnęła głową.
- To, kiedy… - przerwała, słysząc drżenie swojego głosu. Próbowała nad sobą zapanować, ale z marnym skutkiem, i już po chwili z misternie umalowanych oczu wypłynęły jej łzy. – To, kiedy musisz z kimś sypiać, żeby uratować komuś życie, to, kiedy wiesz, że ta osoba ma cię w garści… - Przygryzła wargę, ale nie mogła się powstrzymać, i zanim pomyślała, głęboko chowane w sobie słowa wypłynęły z jej ust. – Kiedy… kiedy ta osoba cię do czegoś zmusza, a ty nie możesz nic zrobić… Kiedy nie chcesz tego robić, kiedy czujesz do siebie wstręt, ale musisz, rozumiesz? – Pixie zawahała się, a potem wytarła oczy. Łzy spływające po jej policzkach zostawiały czarne ślady od tuszu do rzęs, ale kobieta się tym nie przejmowała. Musiała to wreszcie powiedzieć. – To, kiedy zmuszasz się, zmuszasz się… do seksu, bo wiesz, że tak trzeba. Bo w ten sposób możesz uratować komuś życie. Nie rozumiesz, Elsa? – szepnęła roztrzęsiona Pixie, dając sobie spokój z wycieraniem kolejnych łez. – Nie tylko wy jesteście pionkami w tej cholernej grze – powiedziała z goryczą, a potem pokręciła głową. – Wszyscy jesteśmy ich marionetkami.
Kiedy
wstrząśnięta Elsa opuściła pokój bez słowa, Pixie podeszła, i przytuliła klęczącą
awoksę. Próbowała obetrzeć kobiecie łzy, ale zostawiła na jej policzku
wyłącznie krwawy ślad – nie zauważyła nawet, kiedy rozcięła sobie rękę. Uklękła
obok niej, raniąc sobie kolana na rozbitym szkle, i kołysząc ją delikatnie
wyszeptała cicho:
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję…
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję…
Obie wiedziały,
że to nieprawda.
___
Cóż począć –
czekam na Wasze opinie! :)
Pochłonęłam to w kilka minut i jest mi mało, więc zapytam: czy jeżeli napiszę "O MÓJ BOŻE", to wystarczy? Bo szczerze, nie jestem w stanie napisać nic więcej... i tak, to jest POZYTYWNY komentarz z mojej strony. To tyle ode mnie. Zatkało mnie i więcej nie wyduszę.
OdpowiedzUsuńLokirka.
~lilybird-everdeen.blogspot.com
wystarczy! i cieszę się, że udało mi się wywrzeć na Tobie jakiekolwiek wrażenie :3
UsuńWow. Cóż mogę powiedzieć, wszystkie rozdziały są wspaniałe. A te opisy... *.*
OdpowiedzUsuńGenialne! Przeczytałam szybko całego bloga i jestem zachwycona! Jeden z najbardziej oryginalnych pomysłów, jakie widziałam (warto dodać, że przeczytałam mnóstwo FF o Igrzyskach Śmierci), dodajmy do tego jeszcze Twój talent pisarski... Jednym słowem... REWELACJA. Obserwuję, będę zaglądać. Z zapartym tchem czekam na następne rozdziały i pozdrawiam ;D
OdpowiedzUsuńMockingjay On Fire
http://powrot-do-narnii-kaspian.blogspot.com/
http://artist-hill-montmartre.blogspot.com/
dziękuję bardzo! :) jeśli chodzi o pomysły... mam nadzieję, że niedługo zaskoczę Cię jeszcze bardziej :)
Usuńpooozdrawiam! :*
Tak więc, teraz Hanae Sherlock Mori Holmes jest stuprocentowo pewna, kto jest matką Taylor i jak do tego doszło. *Tutaj pojawia się niema, lekko zmodyfikowana aluzja do historii Finnicka.* Czytając Twoje opowiadanie czuję się naprawdę mądra! Podnosi mnie to na duchu, serio c: Zważywszy na to, że teoretycznie jestem głupiutka. Ale co tam o mnie, wracam do rozdziału!
OdpowiedzUsuńDługo kazałaś czekać, ale było warto, oj było. I czy mi się wydaje, czy rozdział być ociupinkę dłuższy od innych? No nieważne, muszę coś wspomnieć o moich potarganych emocjach. Ekhem...
JAK MOGŁAŚ? T.T
Diametralnie obróciłaś moje zdanie o Pixie. Ona już nie jest wesołą, rozszczebiotaną kapitolinką. Stała się silną, zdolną poświęcić swoje ciało ku życiu i dobru sprawy, kobietą. I ta przemowa, gdy broniła awoksy... Wzruszyło mnie to, bo natychmiast przypomniało mi o niesamowitym Finnicku Odairze, zmuszanym do prostytucji, tak jak awoksa (Clarissa, jeśli się nie mylę, oraz matka Taylor, do czego jestem pewna) po wygranej w swoich - uwaga, uwaga, rozgryzłam to - 52 Igrzyskach. Wciąż nie wiem, czemu Pixie tak zawzięcie chce utrzymać Taylor przy życiu, ale dowiem się, i będę z siebie dumna.
Ach, zapomniałabym! Wzmianka o mahoniowym biurku była na cześć Effie, czy przypadkowo? ^^ Wiem, trochę to mało ambitne, zwracać uwagę na rodzaj drewna w sytuacji takiej jak ta, ale cóż poradzę na swoje chore zamiłowanie do czytania i zwracania uwagi na każdy szczegół. No i oczywiście, nie byłabym sobą bez dokładnej analizy wszystkiego, co moje oczy przestudiują. Tyle, że tym razem, moja droga, pozostawię większość dla siebie, z uwagi na lęk przed brakiem miejsca w tym obszernym komentarzu. Czy jest na sali ktoś, kto zna limit słów?
Znowu zjeżdżam z tematu. Ale co mogę jeszcze dodać? Rozdział jak zawsze genialny, nawet Ci chyba skacze w górę poziom, o ile to możliwe :3 Albo to ze względu na moje swego rodzaju przywiązanie do Ciebie i do bloga - co poradzę, jesteś miła, ładnie piszesz i Cię lubię, to i blog mam w ulubionych :D - i dlatego czyta mi się coraz milej, fajniej i coraz bardziej się cieszę, jak pojawia się nowy rozdział.
Ale się rozpisałam! A to nie byłby koniec, gdybym przypadkowo nie zerknęła na mikroskopijny wręcz rozmiar suwaczka przy komentarzu.
Także, pozdrawiam i życzę pierdyliard weny,
Hanae Mori ♥
oj Hanae, Hanae, Sherlocku, zaręczam że nie wiesz, jak do tego doszło :3 to znaczy pewnie jesteś blisko, ale mam misterny plan!
UsuńBył dłuższy niż większość, ale krótszy niż poprzedni :3 powiem Ci, że długodystansowe pisanie coraz lepiej mi idzie!
Pixie się nie zmieniła - ta rozszczebiotana, głupiutka kobietka to pewien kamuflaż; myślę że wiele osób z Kapitolu takich jest - kurczę, czytając Igrzyska nie wierzyłam, iż oni wszyscy mogą być tak... bezdennie puści! i nadal w to nie wierzę :)
Dowiesz się wszystkiego na pewno, ale w swoim czasie! <3 I to wszystko nie jest do końca tak, jak myślisz, choć jesteś baaaardzo blisko.
była na cześć Effie, nie wierzyłam że ktoś na to wpadnie! może być nawet i na Twoją, o, Hanae Scherlocku Mori Holmesie c:
dziękuuuuję! :*
Ooo tak, jednak wielogodzinne, obsesyjne oglądanie "Sherlocka" nie poszło na marne :3 Może i misternego planu nie rozszyfrowałam, ale zadowolę się mahoniem. Zawsze coś!
UsuńCzekam na kontynuację i Twoje wyjaśnienie tego, czego nie odgadłam! c:
Pozdrawiam,
Hanae Mori ♥
O jeżyku... Słów mi brak, Pixie i Scena Crane... No wow... Końcówka poruszająca, super (^o^) uwielbiam Twój styl pisania ;3
OdpowiedzUsuńWeny
dziękuuuuujęęę! <3
UsuńO cholerka. Tego się nie spodziewałam. :O Gdy skończyłam czytać, zorientowałam się, że mam otwarte usta z... zaskoczenia, zdziwienia? Chcę więcej. Czyli matka Taylor żyje, tylko czemu jest awoksą?... Ale jednak, bardziej mnie interesuje, co do tego wszystkiego ma Pixie. ;-;
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie: roseeverdeenhungergames.blogspot.com
niedługo wszystko się wyjaśni! :)
Usuńpodraaawiam ♥
Dużo... dziwnych, niespodziewanych scen. Nie muszę mówić, ze sprawa z Pixie mnie poruszyła, ale bardziej zastanawiam się czemu Elsa aż tak się wkurzyła? No, dobra ''wkurwiła''.No, bo dalej nie rozumiem. Dobry pomysł z tą wodą z dzbanka. Czekam na NN i życzę wenki. Pozdrów Aleca. Stęskniłam się za nim :"(
OdpowiedzUsuńha! jak nie rozumiecie, to znaczy, że mi się udało zamącić :3 jestem z siebie dumna, tak troszeczkę ale zawsze, a co!
UsuńAlec też pozdrawia! C:
No to się dałam wkręcić...
UsuńSzablon pikny!!! Czekam na NN.
P.S <3<3 ( Mam nadzieję, że jeszcze o nim usłyszę )
Smutne... "Wszyscy jesteśmy marionetkami"
OdpowiedzUsuńNo, ale prawda i to płynąca z serca.
Gratuluję Ci, że postanowiłaś zrobić nie tylko z trybutów ludzi.
To co mówiła Pixie było naprawdę inteligentne.
Jeszcze raz gratuluję świetnego rozdziału!!!
dziękuję! i pozdrawiam :)
UsuńPrzeczytałam dzisiaj wszystkie rozdziały po kolei. Piszesz naprawdę niesamowicie!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie skupiłaś się jedynie na postaci Taylor. To byłaby spora strata. A gdy widzimy punkt widzenia Pixie, zaczynamy widzieć więcej problemów niż tylko te, z którymi zmaga się główna bohaterka. Jestem bardzo ciekawa, w którym dystrykcie była niegdyś Pixie i jak udało jej się stamtąd uwolnić. Zastanawiam się, co się działo podczas 52 głodowych igrzysk (chyba 52...). Ciekawa jestem historii tej awoksy, chociaż jestem niemal w 100% pewna, że jest ona matką Taylor. I zastanawiam się również nad tym, dlaczego Pixie ma tak wielkie wyrzuty sumienia, by poświęcać się dla obcej dziewczyny. Jak widać, pytań jest od groma ;)
Co do tego rozdziału, jest on natury typowo moralnej. Jak dotąd, chyba podobał mi się on najbardziej. Przede wszystkim dlatego, że kilka rzeczy się wyjaśniło. Ale również z tego powodu, że poznajemy tutaj elementy historii, a ja uwielbiam retrospekcje :)
Bardzo jestem ciekawa, jak rozwiniesz swój pomysł dalej. Jak będą wyglądały igrzyska i co się wówczas stanie.
Na tego bloga z pewnością będę zaglądała częściej. Dziękuję Ci za to, że się u mnie zareklamowałaś :) Serdecznie pozdrawiam!
P.S. Jeżeli będziesz chciała, zajrzyj również na mojego bloga - non-clamabit.blogspot.com
dziękuje!
Usuńcieszę się, że jesteś ciekawa tylu rzeczy, one wszystkie się porozwiązują niedługo :) no, może nie tak niedługo, ale kiedyś na pewno!
w takim razie cieszę się, że spam choć czasami się na coś przydaje :)
Nie mogę się oprzeć stwierdzeniu: super blog. xD
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy:
Spodobała mi się bardzo postawa Pixie i jednocześnie jestem zaszokowana całą tą sytuacją związaną z Senecą. Ale kobieta jest silna i ma dobre serce. Już ją lubię.
Miałam przeczytać tylko kilka zdań, tak po prostu, żeby zorientować się, jaki jest Twój pomysł na Igrzyska. Ale jak zaczęłam, to skończyć nie mogłam. Rewelacja. Jestem pod niemałym wrażeniem.
Podsumowując: trzy razy tak xD
Pozdrawiam, http://love-fun-soul.blogspot.com/
cieszę się, że mój blog w jakiś sposób Cię wciągnął :)
Usuńpozdrawiam :)
Lubię Pixie, nie wiem, czy jest do końca pozytywną postacią, ale na pewno nie ma prostego życia. Ciekawi mnie też jej związek z matką Taylor i z samą dziewczyną. Pisz więcej! :)
OdpowiedzUsuńPS. Snow wyszedł Ci świetny. Bezduszny, apodyktyczny i z wielką władzą. Pisz dalej :D
jejku, chodziło mi oczywiście o Senecę Crane'a, wybacz mi ten haniebny błąd, nie myślę już o tej godzinie :o
Usuńnie przejmuj się, ja przestaję ogarniać o duuuuużo wcześniejszej porze!
Usuń+ dziękuję bardzo! :)
Przeczytałam, ale kurczę zgubiłam komentarz, zanim się napisał *what ;-;*
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - szablon. Mraw ;3
Ps. Ed Sheeran - I see fire <33 best. I stuprocentowo pasuje do opowiadania ;>
O cholera, ale się Pixie poświęca! A Seneca mnie zakwiatuszkował i mi herbatka w górę podeszła. Zła herbatka, wracaj na dół dzikusie :/ Nie żebym coś do niego miała *chociaż jego zachowanie podchodzi trochę pod gwałt*, ale takie kwiatuszkowanie, skarbeńkowanie i inne kochanie aż mnie mdli :D *nie, wcale nie jestem samotną babunią z tysiącem kotów :ccc*
Kurdę, jakby mi kto zrobił taką pobudkę, to bym chyba i na zawał zeszła i sięgnęła po ciężką artylerię. A masz, różą po głowie, niewdzięcznico! Ja chcę pospać! Zaraz mnie będą po arenie ganiać i zabijać, a ty mnie tu budzisz. Ciach, ciach, ciach *kwasowi odbija i jak ninja wali ręką o komputer. Damn...*
Dwie minuty na ogarnięcie się?! W dwie minuty, to ja oczy otwieram... znaczy, jak mam dobry dzień.
W ogóle o co chodzi z Clarissą, czemu się wszyscy spinają, jak o niej słyszą. Co za ludzie :/
Hahahh, szorowała skórę pumeksem? Jesu, padłam i leżę i się chichram :D
Dobra koniec śmiechu. Teraz żałujemy Pixie. Biedna Pixie. Biedna awoksa. Elsa chyba za dużo się nawąchała róż, bo jej odbiło. :// Poza tym strasznie dużo tu kwiatków w tym rozdziale. I tulipany ze szkła, i bukiet róż na szafce, i kwiatuszkowanie Seneki. Jeszcze Kwiatkowskiego do kompletu daj hahahahhahahahahhahahahaha *nie zrozumcie mnie źle, fanki... XD*
Oj. Świetny rozdział, serio. Jak zawsze, to już Ci weszło w krew c; Rany dobra, idę sobie chorować gdzie indziej *a debile z mojej klasy piszą sobie sprawdziany, kartkówki i oddają referaty. HA!*.
No i wyszłam na większą idiotkę niż jestem.
W każdym razie ciecham mordę, bo widzę, że kolejny rozdział 30/31, więc czekam niecierpliwie i pozdrawiam! Weny ;>
~ no-rules-in-my-world.blogspot.com
no ja w dwie minuty otwieram, przewracam się na drugi bok i idę spać dalej, ale Elsa nie jest niestety tak wyrozumiała, jak mój budzik :D a z Clarissą to była bardzo ciekawa akcja, niewątpliwie niedługo się o niej cośniecoś dowiesz.
Usuńdziękuję! <3
OMG! Więcej nie dam rady napisać
OdpowiedzUsuńufam, iż to dobrze, więc hm, dziękuję :)
UsuńBaaaaaaaardzo podoba mi się ten twój blog. Pięknie piszesz no i muzyka też jest super :D I see fire ♥ Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńCześć.
OdpowiedzUsuńMinęło już sporo czasu, odkąd zareklamowałaś się na moim starym blogu oraz na fanpage (Opowiadania z Blogspota...), ale nie zapomniałam o tym, by do Ciebie zajrzeć i przeczytać wszystko od początku.
Jak Ty to robisz, że nie mogę się do niczego przyczepić? :O To pewnie jakaś kara!
Świetnie wykreowałaś swoją wersję Igrzysk Śmierci. Jesteś bardzo pomysłowa, a zarazem kreatywna, co trzeba chwalić, chwalić i jeszcze raz chwalić! Po prosto się rozpływam, kiedy czytam Twoją twórczość. Aż jestem zazdrosna, że piszesz lepiej ode mnie! Gdzie mieszkasz? Chętnie wezmę parę lekcji. ^^
No po prostu mogłabym cię chwalić godzinami, ale w końcu uznasz mnie za psychicznie chorą i naślesz na mnie tych przemiłych panów z seksownym kaftanem. Ale zanim to zrobisz to możesz im przekazać, że biały pogrubia i poproszę wersję o barwie fioletowej, ewentualniej czarnej?
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i jak zasiądę do komputera to dodam cię do linków na swoim blogu oraz zaobserwuję.
Pozdrawiam serdecznie,
Administratorka Abigail. z "Opowiadania z Blogspota i nie tylko." :)
Nawet nie wiesz jak ja ci dziękuję za ten SPAM. Ogólnie nie powinnam czytać tego bloga, ale jak powiedziałaś, że wiesz, że kocham Igrzyska to musiałam wejść. Nie jest podobnie aż tak, więc podoba mi się tutaj jeszcze bardziej. Ta fabuła mnie rozwala.
OdpowiedzUsuńPerfekcyjnie przedstawiłaś emocje każdego z bohaterów. To mi się właśnie najbardziej spodobało. Poleciłabym twojego bloga gdybym tylko mogła. Dziś jest moim numer jeden. Tylko zobaczyłam mały błąd, nie ważne. Cudownie napisany rozdział. Zostaję !
Możesz mnie odwiedzić! ♥
¦ http://uwierzmimimowszystko.blogspot.com/
¦ http://ostatni-wdech.blogspot.com/
Oooo ja! 34 komentarze (łącznie z moim). Nie dziwię się *__*
OdpowiedzUsuńMoże zacznę od tego, że od dzisiaj jesteś jednym z moich numerów 1. ♥
Masz taki banalny, wałkowany temat, ale jednak tak cudownie go przerobiłaś, że wydaje się świeży ^^
Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nn ^^
PS. Nominowałam Cię do Liebster Award - szczegóły tutaj: http://67hunger-games.blogspot.com/p/nominacje.html
Japierniczejakizajebistyrozdziałnopoprostukochamcieeeee... <3
OdpowiedzUsuń