- Co ty sobie
wyobrażasz?! – spytała kobieta groźnym szeptem, szarpiąc mężczyznę za kurtkę. –
Wydaje ci się, że Taylor się nie zorientuje?!
- Jestem pewien, że się nie zorientuje – podkreślił Seneca, uśmiechając się kpiąco. – W dystryktach żyją półgłówki, mają mentalność zwierząt.
Zdziwiony dotknął swojego policzka, kiedy poczuł na nim piekące uderzenie.
- Nie waż się tak mówić! –syknęła Pixie, a potem dodała: - Nie zapominaj, skąd pochodzę.
- Racja. – Seneca uśmiechnął się kpiąco. – To dlatego masz takie podrzędne zajęcie.
Kobieta wzięła głęboki wdech.
- Musisz zmienić przydziały – powiedziała Pixie, ignorując zaczepkę.
- Nie mam najmniejszego zamiaru.
- Co to ma być, jakaś kara?
Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco.
-Może.
Pixie prychnęła.
- Nawet nie wiem dla kogo – syknęła groźnym tonem kobieta; pokręciła głową. – Dla mnie? Dla Taylor?
Seneca przysunął się do Kapitolinki; ich wargi dzieliły tylko milimetry. Uśmiechnął się groźnie.
- Dla żadnej z was – szepnął, i pokręcił głową. – Dla żadnej z was.
A potem pocałował ją w usta, i wyszedł z pokoju.
Więc tak chcesz się bawić? pomyślała Pixie, kręcąc głową. Tym razem nie chcesz tajemnic.
Nie podobało jej się to ani trochę, ale nie widziała innego wyjścia.
- Nie możesz dać jej tego zrobić – zaprotestował słaby wewnętrzny głosik, zwany raczej sumieniem. – Już raz poszłaś na taki układ, i co z tego wyszło?
- To przecież dla jej dobra – mruknęła z niewielkim przekonaniem Pixie sama do siebie. – Mogę ją uratować od śmierci.
- A potem zniszczyć, jak jej matkę – zaszydził wewnętrzny głos. – Czy już nie lepiej zginąć w chwale?
Pixie westchnęła.
- To co mam zrobić, do jasnej cholery? – warknęła cicho, a potem zmarszczyła brwi. Oszalałam, pomyślała, że gadam sama do siebie?
Wewnętrzny głos jednak nie dawał za wygraną.
- Doskonale wiesz, co powinnaś zrobić.
Miał rację, wiedziała. Ale czy była w stanie dla niej tyle poświęcić? Czy była w stanie uratować życie Taylor… kosztem swojego? Przecież gdyby to wyszło na jaw, z powrotem wróciłaby do dystryktu.
Pokręciła głową.
Ten cholerny Seneca Crane nie dawał jej wyboru.
- Jestem pewien, że się nie zorientuje – podkreślił Seneca, uśmiechając się kpiąco. – W dystryktach żyją półgłówki, mają mentalność zwierząt.
Zdziwiony dotknął swojego policzka, kiedy poczuł na nim piekące uderzenie.
- Nie waż się tak mówić! –syknęła Pixie, a potem dodała: - Nie zapominaj, skąd pochodzę.
- Racja. – Seneca uśmiechnął się kpiąco. – To dlatego masz takie podrzędne zajęcie.
Kobieta wzięła głęboki wdech.
- Musisz zmienić przydziały – powiedziała Pixie, ignorując zaczepkę.
- Nie mam najmniejszego zamiaru.
- Co to ma być, jakaś kara?
Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco.
-Może.
Pixie prychnęła.
- Nawet nie wiem dla kogo – syknęła groźnym tonem kobieta; pokręciła głową. – Dla mnie? Dla Taylor?
Seneca przysunął się do Kapitolinki; ich wargi dzieliły tylko milimetry. Uśmiechnął się groźnie.
- Dla żadnej z was – szepnął, i pokręcił głową. – Dla żadnej z was.
A potem pocałował ją w usta, i wyszedł z pokoju.
Więc tak chcesz się bawić? pomyślała Pixie, kręcąc głową. Tym razem nie chcesz tajemnic.
Nie podobało jej się to ani trochę, ale nie widziała innego wyjścia.
- Nie możesz dać jej tego zrobić – zaprotestował słaby wewnętrzny głosik, zwany raczej sumieniem. – Już raz poszłaś na taki układ, i co z tego wyszło?
- To przecież dla jej dobra – mruknęła z niewielkim przekonaniem Pixie sama do siebie. – Mogę ją uratować od śmierci.
- A potem zniszczyć, jak jej matkę – zaszydził wewnętrzny głos. – Czy już nie lepiej zginąć w chwale?
Pixie westchnęła.
- To co mam zrobić, do jasnej cholery? – warknęła cicho, a potem zmarszczyła brwi. Oszalałam, pomyślała, że gadam sama do siebie?
Wewnętrzny głos jednak nie dawał za wygraną.
- Doskonale wiesz, co powinnaś zrobić.
Miał rację, wiedziała. Ale czy była w stanie dla niej tyle poświęcić? Czy była w stanie uratować życie Taylor… kosztem swojego? Przecież gdyby to wyszło na jaw, z powrotem wróciłaby do dystryktu.
Pokręciła głową.
Ten cholerny Seneca Crane nie dawał jej wyboru.
***
Zdenerwowana
Elsa stukała łyżeczką w filiżankę. Od godziny zmuszała Taylor do prywatnych
konsultacji z Venice i jego wspaniałą ekipą. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy
przypomniała sobie nieszczęśliwą minę dziewczyny wlokącej się za mężczyzną.
- No przecież nie będzie tak źle – pocieszyła ją, siląc się na szczery ton. - Venice jest miły, tylko kiepski z niego stylista.
- Jest za to koszmarnie irytujący – burknęła Taylor, a potem dodała, parodiując stylistę: - Juhż wiehm w co chie ubhiohe! Mham dla chiebie fhantahstyczną kheacje!
Elsa zachichotała.
- Przyzwyczaisz się… kiedyś.
- Obym nie miała zbyt wielu okazji – mruknęła dziewczyna, a potem wyszła z pokoju.
- No przecież nie będzie tak źle – pocieszyła ją, siląc się na szczery ton. - Venice jest miły, tylko kiepski z niego stylista.
- Jest za to koszmarnie irytujący – burknęła Taylor, a potem dodała, parodiując stylistę: - Juhż wiehm w co chie ubhiohe! Mham dla chiebie fhantahstyczną kheacje!
Elsa zachichotała.
- Przyzwyczaisz się… kiedyś.
- Obym nie miała zbyt wielu okazji – mruknęła dziewczyna, a potem wyszła z pokoju.
Elsa
otrząsnęła się z zamyślenia, gdy zegar wybił trzynastą. Zdziwiona spojrzała na
zegarek. Jak ten czas szybko zleciał! Westchnęła. Zaraz rozpoczyna się relacja
z Dożynek i lepiej, żeby ją widziała. Kobieta zeszła do pokoju telewizyjnego;
reszta już tam siedziała. Po chwili Ekran telewizora rozświetlił się, pokazując uśmiechniętych od
ucha do ucha Claudiusa Templesmitha i Caesara Flickermana. Obaj ubrani byli w
najnowszy kapitolowy krzyk mody – czarne garnitury wyszywane posrebrzanymi
gwiazdkami i obsypane brokatem dającym im metaliczny połysk. Taylor wzdrygnęła
się, gdy zobaczyła nowy kolor włosów prowadzącego – jego zeszłoroczna zieleń
zmieniła się na okropną, krwistą czerwień. Czerwone powieki komponowały się mu z
kolorem ust i wyglądały mniej-więcej tak, jak trafnie określił to Alec:
- Brr – wzdrygnął się chłopak. – Wygląda jak początkujący wampir na odwyku.
Nerwowe chichoty rozładowały trochę atmosferę, ale i tak była bardzo gęsta. Taylor nie mogła się skupić na paplaninie prowadzących. No dalej, myślała, chcę poznać moich wrogów.
- … i wreszcie to, na co wszyscy czekamy! – ryknął Claudius ku uciesze zgromadzonej w studiu widowni. – Caesar, myślisz, że to dobry czas na poznanie naszych tegorocznych trybutów?
- Myślę, że każdy czas jest na to dobry! – odkrzyknął mężczyzna, unosząc w górę ręce. – A więc zaczynajmy! Claudius, czynisz honory?
- Oczywiście – odpowiedział Templesmith, a potem wcisnął czerwony guzik.
Na ekranie rozbłysł obraz, który Taylor znała z zeszłorocznych Dożynek – Pałac Sprawiedliwości budowany z czerwonej cegły, a na najwyższej wieży zegar wyglądający na wysadzany drogimi kamieniami. Tam nawet ludzie wyglądali inaczej! Kobiety w pięknych sukniach, mężczyźni w ciemnych spodniach i jasnych koszulach… Westchnęła. Oddałaby wszystko za takie warunki.
- Witajcie, witajcie – powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha kobieta o ogromnym, orlim nosie. Jej zielone loki rozsypywały się na ramionach. Podeszła do szklanej kuli. – Dziewczęta pierwsze!
Zanim jeszcze włożyła rękę do urny, przeczesała wzrokiem tłum. Tak jak się spodziewała, zobaczyła w górze rękę.
- Zgłaszam się – powiedziała spokojnym głosem dziewczyna, występując przed szereg. Była bardzo pewna siebie. – Zgłaszam się na ochotnika.
Kapitolinka stojąca na scenie uśmiechnęła się, gdy ochotniczka weszła po schodach. Jej krok był równy, zachowywała się niemal tak, jakby ćwiczyła samo wchodzenie na scenę!
- Jak się nazywasz, dziecko? – spytała zielonowłosa kobieta, przysuwając dziewczynie mikrofon.
- Natalie Trinson.
- A więc, Natalie – rozszczebiotała się kobieta, uśmiechając coraz szerzej. – Gratuluję ci możliwości reprezentowania Dystryktu Pierwszego w Siedemdziesiątych Trzecich Igrzyskach Śmierci!
- Dziękuję. – Dziewczyna powiedziała to bez żadnych emocji. Ot, wyuczona formułka.
- A teraz – powiedziała kobieta, podchodząc do drugiej kuli – czas na chłopców. – Przeczesała wzrokiem zgromadzonych. – Jacyś chętni?
Chłopcy spojrzeli po sobie, ale nikt się nie zgłosił.
- Och! – Kapitolinka wyraźnie nie wiedziała co ma robić. – To ja mam teraz kogoś… wylosować, tak?
Stojąca na scenie Natalie uśmiechnęła się ironicznie.
- Tak by wypadało.
Kapitolinka była tak zdenerwowana, że nie zwróciła nawet uwagi na zaczepkę.
- Dobrze – powiedziała, i szybko, jakby z przestrachem wyciągnęła kartkę. – Marc Sidden.
Z tłumu wystąpił na oko szesnastoletni chłopak. Miał ciemne włosy, ciemniejszą karnację i czarne oczy, całkiem jakby bez źrenic. Taylor wzdrygnęła się. Jego tęczówki były takie… bezdenne.
Chłopak ze spokojem wszedł na podest; nie zawahał się ani na moment. Jego twarz była pewna siebie, a ruchy skąpe, oszczędne. Czy oni ćwiczą wejścia na ten podest?, zaczęła zastanawiać się dziewczyna. To przecież niemożliwe, żeby tak pewnie im szło. Ciekawe, pomyślała, jak ja wyglądałam, kiedy się zgłaszałam. Chyba nie byłam taka spokojna, obawiam się, że…
- Ziemia do Taylor – przerwał jej rozmyślania Alec, machając dziewczynie ręką przed twarzą. – Jesteśmy już przy Dystrykcie Czwartym.
- Czwartym?! – zdziwiła się dziewczyna. – Przepraszam, ja tylko…
- Siedź cicho i oglądaj – mruknęła Elsa, dodając szeptem: - z Dwójki dwóch ochotników na oko po osiemnaście, z Trójki jakieś dwa biedne dzieciaki. – Pokręciła głową. – Będą łatwą konkurencją, mogą mieć po trzynaście lat.
Taylor westchnęła, kiedy w Dystrykcie Czwartym zgłosiła się dziewczyna. Wyglądała na taką, która nie ma najmniejszych oporów, i… słabych punktów. Miała ciemne włosy spięte w gładkiego koka na czubku głowy, i pociągłą twarz. Uśmiechnęła się sarkastycznie, gdy prowadząca spytała ją o imię. Tak jakby wszyscy ją znali, pomyślała Taylor, prychając w myślach.
- Maggie Pencat – powiedziała; jej głos rozniósł się echem po placu przy Pałacu Sprawiedliwości. Z wyniosłą miną spojrzała na zgromadzonych w prostokącie dla trybutów, i gdy Kapitolinka podeszła do ich urny, powoli przeciągnęła wyciągniętym palcem po swoim gardle. Po chwili uśmiechnęła się złośliwie, wysyłając w ich stronę buziaka. Jej spojrzenie zdawało się mówić to co, który na śmierć?
Kapitolinka zawahała się; wyjęła karteczkę z kuli, ale nie rozwinęła jej, tylko pokazała tłumom. Po chwili wrzuciła ją z powrotem do urny, i szybkim ruchem wyjęła inną. Ciekawe, pomyślała Taylor, komu uratowała życie?
Kobieta wzięła oddech i rozwinęła los.
- Reprezentantem Dystryktu Czwartego na Siedemdziesiątych Trzecich Igrzyskach Śmierci będzie Victor! – urwała. A potem dodała, jakby niepewnym tonem: - Victor Pencat.
Na chwilę czas stanął w miejscu.
- Nie! – Ciszę w Dystrykcie Czwartym rozdarł przerażający krzyk Maggie. – Nie! – powtórzyła, podbiegając do prowadzącej. Wyrwała jej kartkę z rąk, a potem podarła na strzępy. Strażnicy Pokoju zatrzymali dziewczynę, gdy ta chciała zbiec ze sceny. Szarpała się z nimi przez chwilę, ale potem dała za wygraną.
- Niech się ktoś zgłosi! – Obrzuciła błagalnym wzrokiem prostokąt pełen niedoszłych trybutów. – Niech się ktoś zgłosi… -szepnęła już bez nadziei; upadła na kolana, a po jej policzku popłynęła pojedyncza łza. Wygląda, jakby zwariowała, pomyślała Taylor, kompletna wariatka.
Kiedy Strażnicy Pokoju wprowadzili na scenę płaczącego dwunastolatka i reszta ekipy Dziewiątki zaczęła zastanawiać się nad jej poczytalnością; Maggie podbiegła do prowadzącej Kapitolinki, a potem zaczęła ją szarpać za ramiona.
- Miał tylko jeden los! JEDEN! Rozumiesz? – Krzyczała, na zmianę płacząc i wpadając w furię. – Dlaczego akurat jego wylosowałaś, ty okropna, kapitolońska…
Ekran zgasł, i Taylor zobaczyła znów uśmiechniętego Caesara.
- Cóż – powiedział, szczerząc do widzów śnieżnobiałe zęby. – Nie pierwszy raz zdarzają się nam tutaj niespodziewane zwroty akcji. Drugi w tegorocznych Dożynkach oglądać państwo mogą w Dystrykcie Dziewiątym.
Ekran odżył, ukazując dobrze znany dziewczynie Pałac Sprawiedliwości.
- Witajcie, witajcie – rozszczebiotała się Pixie Lisbeth, ubrana w fioletowy płaszcz obszyty białym futrem i perukę przypominającą kształtem Gwiazdę Betlejemską. – Dziewczęta pierwsze.
Kamera zbliżyła się, a odpowiednia muzyka spowodowała wzrost napięcia. Taylor mimowolnie zaczęło walić serce; chociaż znała już wynik losowania czuła, jakby przeżywała te Dożynki na nowo. Po chwili ręka Pixie sprawnym ruchem wyłowiła karteczkę z puli, a Kapitolinka wyczytała nazwisko.
- Alec Mantel! – krzyknęła kobieta dopiero po chwili zdając sobie sprawę, iż wylosowała mężczyznę. Zdziwiona spojrzała na wchodzącego na scenę chłopaka.
- Nie rozumiem – powiedziała, kręcąc głową. – Ktoś chyba musiał odwrotnie postawić kule losowań… No, ale przecież nic się nie stało! - zaśmiała się radośnie, podchodząc do drugiej urny. – Przecież i tak musiałabym wylosować chłopaka!
Poza nią nikt się nie roześmiał.
- A więc – zaczęła, wkładając rękę do kuli. Taylor niemal słyszała bicie swojego serca. Wychwyciła swój zdeterminowany wyraz twarzy na ułamek sekundy wcześniej, niż jej ręka wystrzeliła ponad tłum.
- Zgłaszam się na trybuta! – wykrzyknęła, zadzierając głowę. Promienie popołudniowego słońca oślepiły ją, ale nie zwróciła na to uwagi.
Kiedy Pixie Lisbeth zobaczyła, kto postanowił zostać ochotnikiem, wyraz jej twarzy momentalnie zmienił się z zaciekawionego na przerażony. Uśmiechnęła się, ale jej głos brzmiał bardzo sztucznie:
- A więc jak się nazywasz, dziecko? – szepnęła; w jej oczach było coś, czego Taylor nie potrafiła rozszyfrować. Doskonale wiesz, jak się nazywam, pomyślała wtedy, i uśmiechnęła się w duchu. Co, dodała w myślach, nie podoba ci się to, że nie mogłaś wyczytać mojego imienia?
- Taylor Cassidy – powiedziała spokojnym głosem. Oglądająca to dziewczyna zadziwiła się – nie sądziła, że wyglądała tak pewnie, była jak… zawodowiec.
Pixie zawahała się.
- Podajcie sobie dłonie.
Elsa wstrzymała oddech, gdy zobaczyła wchodzącą do pokoju awoksę niosącą półmisek pełen owoców; na szczęście ta nie patrzyła na telewizor. Jej lodowato błękitne oczy utkwione były w podłodze.
- Oto trybuci Siedemdziesiątych Trzecich Igrzysk Śmierci! – krzyknęła Kapitolinka, choć jej głos nie był tak pełen entuzjazmu, jak co roku. – Alec Mantel i Taylor Cassidy!
Talerz rozsypał się w drobny mak.
- Brr – wzdrygnął się chłopak. – Wygląda jak początkujący wampir na odwyku.
Nerwowe chichoty rozładowały trochę atmosferę, ale i tak była bardzo gęsta. Taylor nie mogła się skupić na paplaninie prowadzących. No dalej, myślała, chcę poznać moich wrogów.
- … i wreszcie to, na co wszyscy czekamy! – ryknął Claudius ku uciesze zgromadzonej w studiu widowni. – Caesar, myślisz, że to dobry czas na poznanie naszych tegorocznych trybutów?
- Myślę, że każdy czas jest na to dobry! – odkrzyknął mężczyzna, unosząc w górę ręce. – A więc zaczynajmy! Claudius, czynisz honory?
- Oczywiście – odpowiedział Templesmith, a potem wcisnął czerwony guzik.
Na ekranie rozbłysł obraz, który Taylor znała z zeszłorocznych Dożynek – Pałac Sprawiedliwości budowany z czerwonej cegły, a na najwyższej wieży zegar wyglądający na wysadzany drogimi kamieniami. Tam nawet ludzie wyglądali inaczej! Kobiety w pięknych sukniach, mężczyźni w ciemnych spodniach i jasnych koszulach… Westchnęła. Oddałaby wszystko za takie warunki.
- Witajcie, witajcie – powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha kobieta o ogromnym, orlim nosie. Jej zielone loki rozsypywały się na ramionach. Podeszła do szklanej kuli. – Dziewczęta pierwsze!
Zanim jeszcze włożyła rękę do urny, przeczesała wzrokiem tłum. Tak jak się spodziewała, zobaczyła w górze rękę.
- Zgłaszam się – powiedziała spokojnym głosem dziewczyna, występując przed szereg. Była bardzo pewna siebie. – Zgłaszam się na ochotnika.
Kapitolinka stojąca na scenie uśmiechnęła się, gdy ochotniczka weszła po schodach. Jej krok był równy, zachowywała się niemal tak, jakby ćwiczyła samo wchodzenie na scenę!
- Jak się nazywasz, dziecko? – spytała zielonowłosa kobieta, przysuwając dziewczynie mikrofon.
- Natalie Trinson.
- A więc, Natalie – rozszczebiotała się kobieta, uśmiechając coraz szerzej. – Gratuluję ci możliwości reprezentowania Dystryktu Pierwszego w Siedemdziesiątych Trzecich Igrzyskach Śmierci!
- Dziękuję. – Dziewczyna powiedziała to bez żadnych emocji. Ot, wyuczona formułka.
- A teraz – powiedziała kobieta, podchodząc do drugiej kuli – czas na chłopców. – Przeczesała wzrokiem zgromadzonych. – Jacyś chętni?
Chłopcy spojrzeli po sobie, ale nikt się nie zgłosił.
- Och! – Kapitolinka wyraźnie nie wiedziała co ma robić. – To ja mam teraz kogoś… wylosować, tak?
Stojąca na scenie Natalie uśmiechnęła się ironicznie.
- Tak by wypadało.
Kapitolinka była tak zdenerwowana, że nie zwróciła nawet uwagi na zaczepkę.
- Dobrze – powiedziała, i szybko, jakby z przestrachem wyciągnęła kartkę. – Marc Sidden.
Z tłumu wystąpił na oko szesnastoletni chłopak. Miał ciemne włosy, ciemniejszą karnację i czarne oczy, całkiem jakby bez źrenic. Taylor wzdrygnęła się. Jego tęczówki były takie… bezdenne.
Chłopak ze spokojem wszedł na podest; nie zawahał się ani na moment. Jego twarz była pewna siebie, a ruchy skąpe, oszczędne. Czy oni ćwiczą wejścia na ten podest?, zaczęła zastanawiać się dziewczyna. To przecież niemożliwe, żeby tak pewnie im szło. Ciekawe, pomyślała, jak ja wyglądałam, kiedy się zgłaszałam. Chyba nie byłam taka spokojna, obawiam się, że…
- Ziemia do Taylor – przerwał jej rozmyślania Alec, machając dziewczynie ręką przed twarzą. – Jesteśmy już przy Dystrykcie Czwartym.
- Czwartym?! – zdziwiła się dziewczyna. – Przepraszam, ja tylko…
- Siedź cicho i oglądaj – mruknęła Elsa, dodając szeptem: - z Dwójki dwóch ochotników na oko po osiemnaście, z Trójki jakieś dwa biedne dzieciaki. – Pokręciła głową. – Będą łatwą konkurencją, mogą mieć po trzynaście lat.
Taylor westchnęła, kiedy w Dystrykcie Czwartym zgłosiła się dziewczyna. Wyglądała na taką, która nie ma najmniejszych oporów, i… słabych punktów. Miała ciemne włosy spięte w gładkiego koka na czubku głowy, i pociągłą twarz. Uśmiechnęła się sarkastycznie, gdy prowadząca spytała ją o imię. Tak jakby wszyscy ją znali, pomyślała Taylor, prychając w myślach.
- Maggie Pencat – powiedziała; jej głos rozniósł się echem po placu przy Pałacu Sprawiedliwości. Z wyniosłą miną spojrzała na zgromadzonych w prostokącie dla trybutów, i gdy Kapitolinka podeszła do ich urny, powoli przeciągnęła wyciągniętym palcem po swoim gardle. Po chwili uśmiechnęła się złośliwie, wysyłając w ich stronę buziaka. Jej spojrzenie zdawało się mówić to co, który na śmierć?
Kapitolinka zawahała się; wyjęła karteczkę z kuli, ale nie rozwinęła jej, tylko pokazała tłumom. Po chwili wrzuciła ją z powrotem do urny, i szybkim ruchem wyjęła inną. Ciekawe, pomyślała Taylor, komu uratowała życie?
Kobieta wzięła oddech i rozwinęła los.
- Reprezentantem Dystryktu Czwartego na Siedemdziesiątych Trzecich Igrzyskach Śmierci będzie Victor! – urwała. A potem dodała, jakby niepewnym tonem: - Victor Pencat.
Na chwilę czas stanął w miejscu.
- Nie! – Ciszę w Dystrykcie Czwartym rozdarł przerażający krzyk Maggie. – Nie! – powtórzyła, podbiegając do prowadzącej. Wyrwała jej kartkę z rąk, a potem podarła na strzępy. Strażnicy Pokoju zatrzymali dziewczynę, gdy ta chciała zbiec ze sceny. Szarpała się z nimi przez chwilę, ale potem dała za wygraną.
- Niech się ktoś zgłosi! – Obrzuciła błagalnym wzrokiem prostokąt pełen niedoszłych trybutów. – Niech się ktoś zgłosi… -szepnęła już bez nadziei; upadła na kolana, a po jej policzku popłynęła pojedyncza łza. Wygląda, jakby zwariowała, pomyślała Taylor, kompletna wariatka.
Kiedy Strażnicy Pokoju wprowadzili na scenę płaczącego dwunastolatka i reszta ekipy Dziewiątki zaczęła zastanawiać się nad jej poczytalnością; Maggie podbiegła do prowadzącej Kapitolinki, a potem zaczęła ją szarpać za ramiona.
- Miał tylko jeden los! JEDEN! Rozumiesz? – Krzyczała, na zmianę płacząc i wpadając w furię. – Dlaczego akurat jego wylosowałaś, ty okropna, kapitolońska…
Ekran zgasł, i Taylor zobaczyła znów uśmiechniętego Caesara.
- Cóż – powiedział, szczerząc do widzów śnieżnobiałe zęby. – Nie pierwszy raz zdarzają się nam tutaj niespodziewane zwroty akcji. Drugi w tegorocznych Dożynkach oglądać państwo mogą w Dystrykcie Dziewiątym.
Ekran odżył, ukazując dobrze znany dziewczynie Pałac Sprawiedliwości.
- Witajcie, witajcie – rozszczebiotała się Pixie Lisbeth, ubrana w fioletowy płaszcz obszyty białym futrem i perukę przypominającą kształtem Gwiazdę Betlejemską. – Dziewczęta pierwsze.
Kamera zbliżyła się, a odpowiednia muzyka spowodowała wzrost napięcia. Taylor mimowolnie zaczęło walić serce; chociaż znała już wynik losowania czuła, jakby przeżywała te Dożynki na nowo. Po chwili ręka Pixie sprawnym ruchem wyłowiła karteczkę z puli, a Kapitolinka wyczytała nazwisko.
- Alec Mantel! – krzyknęła kobieta dopiero po chwili zdając sobie sprawę, iż wylosowała mężczyznę. Zdziwiona spojrzała na wchodzącego na scenę chłopaka.
- Nie rozumiem – powiedziała, kręcąc głową. – Ktoś chyba musiał odwrotnie postawić kule losowań… No, ale przecież nic się nie stało! - zaśmiała się radośnie, podchodząc do drugiej urny. – Przecież i tak musiałabym wylosować chłopaka!
Poza nią nikt się nie roześmiał.
- A więc – zaczęła, wkładając rękę do kuli. Taylor niemal słyszała bicie swojego serca. Wychwyciła swój zdeterminowany wyraz twarzy na ułamek sekundy wcześniej, niż jej ręka wystrzeliła ponad tłum.
- Zgłaszam się na trybuta! – wykrzyknęła, zadzierając głowę. Promienie popołudniowego słońca oślepiły ją, ale nie zwróciła na to uwagi.
Kiedy Pixie Lisbeth zobaczyła, kto postanowił zostać ochotnikiem, wyraz jej twarzy momentalnie zmienił się z zaciekawionego na przerażony. Uśmiechnęła się, ale jej głos brzmiał bardzo sztucznie:
- A więc jak się nazywasz, dziecko? – szepnęła; w jej oczach było coś, czego Taylor nie potrafiła rozszyfrować. Doskonale wiesz, jak się nazywam, pomyślała wtedy, i uśmiechnęła się w duchu. Co, dodała w myślach, nie podoba ci się to, że nie mogłaś wyczytać mojego imienia?
- Taylor Cassidy – powiedziała spokojnym głosem. Oglądająca to dziewczyna zadziwiła się – nie sądziła, że wyglądała tak pewnie, była jak… zawodowiec.
Pixie zawahała się.
- Podajcie sobie dłonie.
Elsa wstrzymała oddech, gdy zobaczyła wchodzącą do pokoju awoksę niosącą półmisek pełen owoców; na szczęście ta nie patrzyła na telewizor. Jej lodowato błękitne oczy utkwione były w podłodze.
- Oto trybuci Siedemdziesiątych Trzecich Igrzysk Śmierci! – krzyknęła Kapitolinka, choć jej głos nie był tak pełen entuzjazmu, jak co roku. – Alec Mantel i Taylor Cassidy!
Talerz rozsypał się w drobny mak.
______
O połowę
dłuższy niż zwykle, jeju! Jestem z siebie dumna :3 Chcieliście więcej Aleca był
Alec, chcieliście Dożynek i proszę… Normalnie pisarz na życzenie, a co! No ale
to dobrze, cieszę się że Wam się to w jakiś tam sposób podoba.
Pojawił się
nowy szablon i nowe zakładki. W karcie LIEBSTER AWARD + PYTANIA możecie pytać w
komentarzach o co chcecie (przypuszczam, że może coś więcej o mnie/moich
blogowych planach chcecie wiedzieć). Obiecuję, że postaram się odpowiedzieć na wszystkie!
Co myślicie o
tegorocznym składzie trybutów? Szykują się jakieś niespodzianki? :)
Oczywiście
zapraszam do komentowania, głosowania w ankiecie pod postem i obserwowania.
Kurczę, spada mi „oglądalność” i już głupieję, bo nie wiem czy coś jest nie tak
czy co, więc zachęcam do konstruktywnej krytyki :3
Pozdrawiam Was
wszystkich, następny post pewnie po weekendzie.
PS. Przepraszam
za wszystkie błędy, bo pewnie takowe się pojawiły, nie miałam siły czytać tego
rozdziału, a chciałam Wam trochę rozjaśnić c: Obiecuję, że jak będę miała
chwilę to wszystko popoprawiam :)
O tak, tak, tak, nawet nie wiesz jakiego mam banana na twarzy :) Z nudów weszłam na bloga i nagle bum! nowy rozdział. Czas go skonsumować.
OdpowiedzUsuńTakże tego, po pierwsze - oczywiście - Alec. Uwielbiam go! Jakie szczęście - jak to zabrzmi, brr D: - że będzie w Igrzyskach. Mam na myśli, że będzie go więcej, nie życzę mu śmierci, ani trochę.
Druga kwestia - lalalala, wiem kto jest matką Taylor! To ta awoksa, prawda? Powiedz, że prawda, proszę. Wszystko na to wskazuje, to musi być ona, musi.
Ach, po trzecie (tak, jestem rozanielonym Sherlockiem po odgadnięciu tej dręczącej mnie zagadki - miejmy nadzieję, że się nie pomyliłam), po trzecie pozostaje mi coś o Senece i Pixie... Co miał znaczyć tamten pocałunek? I Pixie jest z dystryktu?
Jeszcze muszę powiedzieć (napisać?) coś o Elsie. Czy jej imię jest wzięte z Frozen? :D (bardzo nie lubię polskiego tłumaczenia tej bajki, uch). Poza tym, ją też bardzo lubię. Wydaje się prostą, ale ciekawą postacią, trzymam kciuki, że rozpiszesz się na jej temat w przyszłości.
No, taki komentarz bez ładu i składu, poplątany i w ogóle bez słodzenia (wybacz - brak weny komentarzowej!), ale jest jaki jest.
Pozdrawiam,
Sherlock Holmes. Ekhem, Hanae Mori.
rozpracowałaś mnie! kocham "Frozen", i tak, stąd jej imię :DD
Usuńno ja tam nie wiem, czy to ona, czy nie, ale jako Sherlock sprawdzasz się nieźle :3
+powtórzę jak zwykle, kwestia Pixie będzie na pewno rozwinięta ww rozdziale 6.
pozdrawiam,
Scherlocku Holmesie, eckhem... Hanae Mori! <3
Kochasz Frozen, witaj w mojej małej rodzinie... w każdym razie, wracam do rozdziału!
OdpowiedzUsuńJejciu, jejciu, jejciu. Ale się porobiło. Podoba mi się co prawda wszystko, ale pozostawiłaś we mnie swoisty niedosyt (nie zwracaj na to uwagi, mnie zawsze będzie mało dobrego pisania!).
Scena z Maggie rozdarła mi serce. Jezu. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Pozytywnie mnie zaskakujesz... chyba. Nie jestem pewna, czy rozrywanie serca jest pozytywne (dla nas fanów chyba tak, więc...). No i Pixie! Uwielbiam ją i dlatego też czekam z utęsknieniem na rozdział 6! Chociaż w sumie kocham wszystkich stworzonych przez ciebie bohaterów. WSZYSTKICH. Są wspaniali. Ty jesteś wspaniała.
Dobra, wybacz mi tą beznadziejną paplaninę. Nazwij to wieczornymi przemyśleniami xD
Pozdrawiam, Lokirka.
~lilybird-everdeen.blogspot.com
Nie rozumiem, jak można nie kochać Frozen, ryczałam jak głupia, gorzej niż dzieciaki :c
Usuńciesze się, gdybym nie zaskakiwała byłoby nudno! a będzie niespodzianek jeszcze więcej ;3
dziękuję, i pozdrawiam!
Nie spada ci oglądalność po prostu niektórzy wiedzą, że dobre blogi nie potrzebują pochlebstwa. Ale jak czytam te twoje irytujące komentarze pod notkami to szlag mnie czasem trafia xd.
OdpowiedzUsuńHm a masz raz dostaniesz:
Rozdział spoko, choć ten dialog z Senecą trochę zbyt tajemniczy bo aż nudny :x. Pixie mnie wkurza but dlatego, że ma tak puste imię xd. Wciąż nie lubię Aleca, mimo że rzuca ironią niczym ja sucharami :3 Taylor jest tylko spoko, ja zawsze wspieram samobójców :3. I w ogóle nie wyjaśniłaś tej sprawy z matką.
Ps. Dziewczyno nie zadręczaj się, nie będę ci każdej notki komentować T3T. Masz super wyobraźnię, ciesz się. Życzę weny :3
potrzebują, zawsze potrzebują, to bardzo dobrze "wspomaga" wenę i motywację :)
Usuństarałam się, żeby Pixie całą sobą pokazywała klimat Kapitolu. Specjalnie wybrałam imię, które miało to odwzorowywać.
dziękuję, i dziękuję :)
No i dalej zostaje nutka tajemniczości, ale to dobrze. Jest na co czekać. Ja tam lubie Aleca, może mnie jeszcze zaskoczy? Mam taką nadzieję. Zastanawiam się jak długo Taylor będzie taka spokojna, kiedy zda sobie sprawę, że będzie zabijać ludzi? No nic, czekam na kolejny rozdział i życzę weny! :)
OdpowiedzUsuńZaufaj mi - niedługo to do niej dotrze, i to z całą siłą. Nie ukrywam, że dopiero wtedy poznacie tę prawdziwą Taylor :D
Usuńpozdrawiam, i dziękuję! :)
Sadystka jedna. T_T Jak można kończyć rozdział tak szybko? Lubię Aleca, mimo iż pewnie będzie z niego na arenie, skończona szmata. :/ Nurtuje,mnie ten pocałunek Pixie z Senecą, kurde, o co tu chodzi? Jeszcze ta rozbita waza, gdy awoksa usłyszała nazwisko. Błagam, nie męcz mnie dłużej, tylko mó o co w tym wszystkim chodzi! ;_;
OdpowiedzUsuńU mnie nowy rozdział: roseeverdeenhungergames.blogspot.com
Pozdrawiam! ;3
no jak szybko? :c O połowę dłuższy niż zwykle :D
Usuńna arenie wyjdzie z Aleca trochę inne oblicze, nie ukrywam, ale to wszystko w swoim czasie!
Seneca sugerował coś Pixie... bardzo bezpośrednio. Awoksie ten talerz wypadł z rąk z powodu kompletnego zaskoczenia - tyle podpowiem, choć to nic nowego :D
pozdrawiam! <3
Ach, Alec...Dlaczego wyobrażam go sobie takiego pięknego? Taki typowy ideał, do którego wzdycha każda dziewczyna. I ten cięty język...Pewnie na arenie zamieni się w demona, ale to nic, i tak go uwielbiam :3
OdpowiedzUsuńPixie i Seneca. Co? To oni mają romans? Zaskakujesz coraz bardziej, ale oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa :D Teraz zaczynam uważać, że nie masz serca, kończąc ten rozdział tak nie wyjaśniając niczego. Fundujesz mi niespokojny dzień :( Tak samo jest z awoksą. Kim była? Dlaczego się tak...no nie wiem; przeraziła? To też pozostawiłaś niewyjaśnione :(
Ale z tego wszystkiego najbardziej spodobał mi się wątek z rodzeństwem Pencat. Zawsze uwielbiałam takie akcje, sama kiedyś pisałam opowiadanie o takim temacie, ale było totalnym niewypałem, więc cieszę się, że znalazłam coś takiego u Ciebie :D
Nie przynudzam dłużej. Nie wiem, jak dotrwam do 26 stycznia, ale jakoś muszę wytrzymać. Weny życzę! :*
nie wiem, w mojej głowie też jest piękny. może to jego zachowanie sugeruje "hej, jestem przystojnym bedbojem na którego leci pół Dystryktu"? :D
Usuńz tym romansem to mogę obiecać, że będzie ciekawie - ale mam serce, naprawdę! tylko muszę Was trochę trzymać w niepewności, bo co to za przyjemność z czytania książki/bloga jak się zna zakończenie? :D
kurczę, szkoda że nie ma tego twojego bloga - chętnie bym przejrzała Twoją twórczość!
dziękuję :*
Zostałaś nominowana do LA. więcej informacji tutaj: http://moj-prywatny-pamietnik.blogspot.com/p/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńjak zwykle genialne :D
OdpowiedzUsuńjak zwykle dziękuję <3
Usuńjak zwykle, nie ma za co :)
UsuńNa bloga natrafiłam przypadkiem (studiuje zakładki z "Reklamą" lub "SPAMem") i z przykrością muszę stwierdzić, że w porónaniu z moim blogiem twój to czysta akcja. Czytając twojego bloga myślałam, że u mnie czytelnicy przysypiają, a twój śledzą z zapartym tchem.
OdpowiedzUsuńPomysł z tą matką jest niesamowity!
Naprawdę udany FF o igrzyskach.
Gratuluję!
dziękuję :) na pewno nie śpią - i obiecuję, że odwiedzę Cię i potwierdzę swoje słowa jak tylko znajdę chwilkę czasu :D
Usuńdziękuję, i pozdrawiam :)
Hejoł!!!
OdpowiedzUsuńSorki, że tak późno, ale miałam wiele spraw organizacyjnych i wkońcu mam feeeeeerie!!!! Ach ta wolność :D
Rozdział bardzo mi się podobał. Coś myślę, że tą awoksą była matka Taylor. ;)
Czekam na NN i pozdrawiam.
Alec <3<3<3
P.S Mam nadzieję, ze zajrzysz na mojego bloga o Igrzyskach i dodasz kom. (W Spamowniku dodałam link) :*
ja do ferii jeszcze tydzień, to się wtedy porozpisuję, a jak!
Usuńzajrzę, jak tylko znajdę chwilkę :*
pozdrawiam! :)
Hej, przeczytałam... na jednym tchu! Świetny rozdział, potrafisz budować napięcie. Szczególnie spodobała mi się historia siostry i brata, naprawdę, siedziałam z szeroko rozdziawioną buzią! Mam nadzieję, że jakoś będzie rozwinięty wątek tych bohaterów. Rewelacyjnie potrafisz opisywać uczucia bohaterów; główna bohaterka intryguje, podoba mi się też, jak przedstawiłaś Senecę Crane'a.
OdpowiedzUsuńWielkie gratulacje ode mnie :) fanficków igrzysk raczej nie czytam, ale masz rację, lubię takie klimaty, na pewno jeszczęe tu zajrzę :)
dziękuję za komentarz u mnie i przepraszam, że tak długo to trwało, zanim odwiedziłam Twojego bloga. :) w wolnej chwili zapraszam na nasze-nigdy.blogspot.com
pozdrawiam cieplutko :*
wątek Maggie i Victora rozwinięty będzie na pewno, to mogę Ci obiecać. Jeśli chodzi o kreacje bohaterów, cóż... zostaje mi tylko podziękować :)
Usuńnie ma problemu, i ja także pozdrawiam! :)
Taaak! Są dożynki, są dożynki! Rozdział super! I końcówka! <333
OdpowiedzUsuńBłędy? Phi! Nie zwracałam uwagi na błędy! :D
Przepraszam, że tak późno. :c
Pozdrawiam,
Eveline.
dziękuje! :)
UsuńDożynki to jedne z moich ulubionych momentów w Igrzyskach <3 A co do rozdziału, jak zwykle świetnie! Na każdym kroku czytając napotykamy jakieś tajemnice - i dobrze, to straasznie zachęca do dalszego czytania!
OdpowiedzUsuńNie pamiętam, może juz mówiłam, ale powtórzę: masz strasznie przyjemny styl i fajnie się czyta. Przebiegasz między zdaniami i nawet nie zdajesz sobie sprawy, że rozdział się skończył. A skończył sie kolejnym krótkim, tajemniczym zdaniem XD Oszaleć można :D
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały <3
cieszę się, że Dożynki przypadły Ci do gustu - długo myślałam nad tym, w jaki sposób je rozegrać :)
Usuńa poza tym nowy rozdziałjuż jest, zapraaaszam! <3
Waaa (^_^) fajnie opisałaś dożynki, jeżuńciu, tyle tajemnic. Maggie i Victor :c szkoda, że jej przerwali, ale cóż - Kapitol...
OdpowiedzUsuńCzekam na next ^3^
dziękuję! :)
UsuńWow kocham Igrzyska Śmierci i te opowiadanie. Ciesze się, że się u mnie zareklamowałaś
OdpowiedzUsuńw takim razie i ja się cieszę :)
UsuńTo ja już nie rozumiem czuję ona jest jej matką czy nie... rozdział jak zwykle cudowny i taki tajemniczy super!
OdpowiedzUsuńPrzedstawienie trybutow wyszło zgrabnie i ciekawe. Zwłaszcza żal mi tego rodzeństwa...I ta awoksa o rany dziwna sprawa. Ale czuję te emocje charakterystyczne dla igrzysk wiec jest dobrze :)
OdpowiedzUsuń