Kiedy zegar przy Pałacu
Sprawiedliwości wybił dwunastą, Taylor Cassidy przeklęła w myślach. Cholerne
dożynki. W takim tempie nigdy się nie wyrobi z przeniesieniem
dwudziestodwukilogramowego worka mąki na drugi koniec dystryktu! Tym bardziej,
że formalnie nie należało to do jej obowiązków. Prychnęła w myślach. Gdyby w
zeszłym roku nie wylosowali na dożynkach tego idioty Troya, to teraz mogłaby
sobie wygodnie siedzieć na podłodze w
kuchni i próbować doszorować paznokcie z wszędobylskiej mąki. No, wygodnie to
może za dużo powiedziane, ale przynajmniej miałaby spokój. Gdyby nie ten
cholerny Kapitol…
Jej niewątpliwie pełne optymizmu rozważania przerwało dość brutalne zderzenie z jakąś postacią. Taylor wiedziała, że powinna być ostrożniejsza, ale zupełnie nie była w nastroju do przepraszania kogokolwiek.
Jej niewątpliwie pełne optymizmu rozważania przerwało dość brutalne zderzenie z jakąś postacią. Taylor wiedziała, że powinna być ostrożniejsza, ale zupełnie nie była w nastroju do przepraszania kogokolwiek.
- Uważaj, jak leziesz – warknęła dziewczyna, ledwie łapiąc równowagę. Worek z
mąką zasłaniał jej niemal całe pole widzenia. Przed dożynkami musiała go
jeszcze zanieść na drugą stronę dystryktu, więc nie uśmiechała jej się wizja
nieplanowanego przestoju.
Kobieta była wyraźnie zdziwiona.
-Przepraszam, młoda damo? – zapytała piskliwym głosem Pixie. Oczy zwęziły jej
się w szparki, chociaż zasłonięta workiem Taylor nie mogła tego zobaczyć. – Coś
ty do mnie powiedziała?
- Powiedziałam, żebyś patrzyła, jak łazisz, głupia babo – burknęła dziewczyna,
starając się wyminąć przeszkodę. – Nie dość, że ślepa, to jeszcze głucha –
mruknęła do siebie, odchodząc w stronę młyna. – Cholerne dożynki.
Na jej nieszczęście Pixie Lisbeth nie należała ani do ślepych, ani do głuchych,
natomiast, jak przystało na mieszkankę Kapitolu, do bardzo dumnych. Odwróciła się w stronę
odchodzącej Taylor, i nakazała:
- Zatrzymaj się!
Taylor prychnęła w duchu, i na złość Pixie przyspieszyła kroku. Czy ta baba
zwariowała?
- Zatrzymaj się, powiedziałam! – powiedziała z furią kobieta, a potem zwróciła
uwagę na przechodzących nieopodal Strażników Pokoju. – Zatrzymajcie ją!
Mężczyźni zmierzyli krótko Pixie wzrokiem, a potem bez zastanowienia złapali
odchodzącą Taylor.
- Co jest do… - zdążyła zaprotestować dziewczyna, zanim dwie pary silnych
ramion szarpnięciem pociągnęły ją do tyłu.
Worek wypadł jej z rąk, a z jego wylotu posypała się drobno zmielona
mąka. Przez chwilę czuła ulgę w zbolałych dłoniach, ta jednak momentalnie
wyparowała, kiedy dziewczyna zobaczyła,
kogo potrąciła. Cóż – niebieskie włosy w kolorze kojarzącym się raczej z na
wpół zwiędłym chabrem, niż czymś przyjemniejszym, nienaturalnie długie rzęsy
zakończone szklanymi kulkami wielkości kropel rosy i na dodatek długa,
koronkowa suknia rodem niemal z firany stawiały sprawę jasno – Pixie
zdecydowanie była mieszkanką Kapitolu. Cholera, pomyślała Taylor.
Choleracholeracholera!
- Jak się nazywasz, dziecko? – spytała kobieta, przekrzywiając głowę. Po
chwili, jakby stwierdzając, że dziewczyna musi być opóźniona umysłowo zapytała
jeszcze raz, cedząc pojedynczo słowa. –
Jak. Się. Nazywasz?
- Taylor – westchnęła, opuszczając wzrok. – Taylor Cassidy.
- Taylor Cassidy – powtórzyła w zamyśleniu kobieta. Potem uśmiechnęła się
mściwie. – A więc do zobaczenia.
Dziewczyna nie zrozumiała.
- Do zobaczenia?
- Tak. – Pixie zacisnęła w kreskę, która w zamyśle miała chyba przypominać
uśmiech. – Widzimy się na Dożynkach, jak mniemam? – Odwróciła się, i zadowolona
z siebie nieśpiesznie udała się w kierunku Pałacu Sprawiedliwości.
Taylor stała jak wmurowana
jeszcze przez chwilę, a potem niespiesznie odwróciła się i odeszła. Myślała, że będzie roztrzęsiona, ale nic
takiego się nie wydarzyło. Spojrzała na plecy odchodzącej Pixie, i niemal
błyskawicznie podjęła decyzję. Nie da
tej kobiecie satysfakcji, nie będzie
jej pionkiem w kolejnej głupiej grze. I jeśli ktokolwiek z Kapitolu myśli, że
może ją zmanipulować, grubo się myli. Jeśli mam zginąć na arenie,
pomyślała, to przynajmniej z godnością.
Tak, dodała w myślach, i porażona wagą swojej decyzji zatrzymała się w
miejscu. Skoro za kilka dni, czego była
pewna, ma zobaczyć arenę z punktu widzenia trybuta, to przynajmniej nie da im
satysfakcji.
Utkwiła wzrok gdzieś w dali, a potem sama do siebie, jakby uświadamiając
sobie znaczenie tych słów, szepnęła:
- Zgłoszę się na ochotnika.
***
Gdy tylko zniknęła dziewczynie z
oczu, Pixie przyspieszyła kroku. Niemal jak burza wpadła do swojego
tymczasowego pokoju w Pałacu Sprawiedliwości. Gdyby ktoś przyłapał ją na tym co
robi, najpewniej już następnego dnia zawisłaby w Kapitolu, ale to nie miało
znaczenia. Biegiem dopadła do szklanej kuli z nazwiskami dziewcząt z Dystryktu
Dziewiątego, a potem szybkim ruchem wyrzuciła losy na łóżko. Taylor Cassidy,
Taylor Cassidy… Wiedziała, że dziewczyna miała dwadzieścia jeden losów –
wyczytała to na kartce, którą dostała od burmistrza. Nerwowymi ruchami poszukiwała
karteczek z jej imieniem, przedzierając się przez niezliczoną ilość kuponów.
Dwadzieścia, dwadzieścia jeden… wszystkie. Odetchnęła głęboko, żeby uspokoić
rozszalałe serce, a potem wsypała resztę kartek do kuli, i odstawiła ją znów na
biurko. Trzymała w rękach dwadzieścia jeden losów z napisami Taylor Cassidy i
zamyślona wpatrywała się w ogień kominka.
Poznała te oczy od razu,
gdy je zobaczyła, choć to wszystko działo się tak dawno temu… O nazwisko
spytała właściwie dla formalności, musiała wiedzieć kogo ma szukać. Im dłużej
myślała, tym bardziej była pewna słuszności swojej decyzji. Tak, pomyślała, jestem
jej to winna. Choć wzbraniała się przed tym kilkanaście lat, przed oczami znów
zaczęły przesuwać jej się obrazy. Igrzyska, pustynia. Jakaś niezbyt udana
replika arabskich slumsów, arena co kawałek upstrzona kilkoma domami skleconymi
z kartonu i kawałka blachy. Nieustający upał, wydzierający dech z piersi; suche
powietrze jeszcze bardziej utrudniające ucieczkę przed trybutką z Dwójki…
Gdzieś po drodze niezauważony kamień, upadek, ciemność przed oczami… Błagalny
charkot wydobywający się z poderżniętego gardła… A potem już nic, długo, długo
pustka.
Z zamyślenia wyrwało ją
pukanie do drzwi, i głos jednego z towarzyszących jej Strażników Pokoju:
- Pixie Lisbeth? Za siedem minut wchodzimy na wizję!
- Zaraz wychodzę – odkrzyknęła, starając się zapanować nad drżeniem głosu.
Potrząsnęła głową, żeby pozbyć się z niej niewygodnych wspomnień, a potem
odetchnęła i podeszła do kominka. Sprawnym ruchem wrzuciła dwadzieścia jeden
kuponów w ogień, a potem wyszła, nie oglądając się za siebie. Tak lepiej.
________
Mam szczerą nadzieję, że chociaż kilka osób poświęci chwilę na przeczytanie tego rozdziału, a tych proszę, dajcie mi znak! Zapraszam do komentowania, obserwowania, i głosowania w ankiecie pod postem :)
Wow. Po prostu świetne.
OdpowiedzUsuńTwój styl pisania jest boski, sama nie dorównuje ci do pięt.
Muszę się dowiedzieć, czemu Pixie spaliła losy Taylor ;-; TERAZ
Na początku myślałam, że Taylor zdenerwowała Pixie i dlatego pytała ją o imię , po to by wypowiedzieć jej imię, gdy wylosuje kogoś innego (make sense)
Obserwuję i niedługo ma się pojawić rozdział u Celi i Finna :D
Odpowiedziałam na twój komentarz btw.
Pozdrawiam i idę szukać panelu obserwatora :3
Slendy
Bo z tą Pixie była cała intryga, ona sama, zanim spojrzała, kto ją okrzyczał, miała taki plan :) ale potem coś zaskoczyło, i cóż - efekt zobaczyłaś sama :)
Usuń+ dziękuję, dziękuję, dzięęękuuujęęę! :))
Faajny :) Akcja dopiero się zaczęła, a historia już jest intrygująca
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł <3
cieszę się, że Ci się podoba :D
UsuńAAaaAAaaAAaa!!! Człowieku! Natychmiast, zaraz dodaję Twojego bloga do obserwowanych na moim blogu! Człowieku! Jestem po prostu... Ach!
OdpowiedzUsuńMasz taki fajny styl! Tak się hmmm płynie przez Twój tekst. Tak leciutko, nie męcząc się <3
Tak szczerze to myślałam, że Pixie zapytała ją o nazwisko, żeby ją wylosować do igrzysk. A tu zdziwienie, bo jednak nie. :D
No i w dodatku fanfiction jednej z moich ulubionych historii. <3 Nie ma się co zastanawiać, po prostu będę czytać dalej i już. ;)
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Eveline.
dziękujęęęę! <3 jeju, po Twoim komentarzu jestem tak podbudowana jak chyba nigdy :D
Usuńmam nadzieję, że uda mi się utrzymać Twoje zainteresowanie C;
również pozdrawiam :3
Witam, dopiero trafiłam na twojego bloga i biorę się za czytanie :)
OdpowiedzUsuńOgółem bardzo dobrze piszesz i podoba mi się cała historia.
Taylor strasznie przypadła mi do gustu. Ma charakterek i za to wielki plus.
Lecę czytać następne rozdziały, ach i oczywiście zapraszam do mnie :)
http://woleranicnizbyczraniona.blogspot.com/
ŻYCZE WENY!
Natt ~
dziękuję bardzo, bohaterowie bez charakterku bywają mdli :3
UsuńTobie również weny, i pozdrawiam! :)
Ach! Nie wierzę!
OdpowiedzUsuńTo jest takie... Cudowne! Autentycznie brakuje mi słów, a mimo że w głowie przesypuje mi się milion komplementów w stronę tego rozdziału, nic konkretnego nie potrafię tu napisać. Wprowadziłaś mnie w świat Dystryktu Dziewiątego, poznałam Taylor Cassidy, jednak nie ujęłaś tego w nudnym, statycznym rozdziale, zwieńczając wszystko szokującą intrygą kapitolińskiej Trixie!
Tego co czuję, nie potrafię w żaden sposób opisać. Ale powiem Ci, że inspirujesz! Po przeczytaniu złapała mnie taka wena, że gdy tylko skończę czytać wszystkie rozdziały, zaraz złapię kartkę i ołówek, by naskrobać coś własnego.
Naprawdę, wspaniałe. Niesamowite. Czarujące. I tak dobre, że po prostu padłam. Gratulacje, sweetheart, życzę wielu sukcesów w pisarstwie i oczywiście weny, weny i jeszcze raz weny! ♥
Pozdrawiam,
Hanae Mori.
dziękuję! mam nadzieję, że jak już coś napiszesz i przelejesz na blogspota, to dasz mi przynajmniej o tym znać! :)
Usuńpozdrawiaam i dziękuję po raz 3748672834 <3
Moje wypociny na pewno nie dorównują Twojej historii, ale gdy się zdecyduję coś tam opublikować, obiecuję, że dowiesz się pierwsza <3
Usuńzmyślasz, na pewno! :3 ktoś kto pisze TAKIE komentarze (nie mówię tu o treści, choć bardzo mi schlebia, ale o stylu wypowiedzi i języku) nie może pisać źle!
Usuńtrzymam za słowo! <3
Cudooooooooo ... :)
OdpowiedzUsuń<3<3
Kocham. <3
Ciekawy rozdział, nie mogę zaprzeczyć. ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, myślałam, że Pixie będzie chciała właśnie ją wylosować, a tu niespodzianka! ;)
Od razu spodobał mi się charakterek Taylor. Już ją lubię. ;D
Zabieram się za kolejne rozdziały. :D
aria-force-igrzyska.blogspot.com
mam nadzieję, że także trafią Ci do gustu :3
UsuńZajrzałam tutaj i wiem że będę Cię odwiedzać częściej. Podoba mi się charakter głównej bohaterki. Idealnie ją wykreowałaś. Potencjalny czytelnik chce więcej :D Masz lekki język przez co opowiadanie nabiera kolorów. Bardzo mi się podoba ;) Idę czytać dalej ;D
OdpowiedzUsuńP.S Śliczny wygląd bloga *o*
ciesze się, zapraszam serdecznie! :D
Usuńzapraszam, i... dziękuję :*
Powiem ci szczerze, że weszłam na tego bloga z sceptycznym nastawieniem. Bardzo lubię Igrzyska Śmierci i uważam, że to co tam zostało napisane to powinno zostać. No ale weszłam i mimo wszystkiego nie zawiodłam się. Podoba mi się, że piszesz z perspektyw tych dwóch osób, bo można dokładnie zobaczyć dwa różne światy. Tak na prawdę to myślę, że zostaje tutaj dlatego, że mnie zaskoczyłaś, ale powiem ci jeszcze, że piszesz ładnie i przyjemnie się czyta. Zabieram się za kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńdziękuję bardzo, i przepraszam, że dopiero teraz - kurczę, jakoś mi poumykały te twoje komentarze!
Usuńcałkowicie popieram Twoje zdanie - ja także uważam że to, co zostało napisane przez Suzanne powinno zostać w stanie nienaruszonym, ale moje opowiadanie nie będzie z nim kolidować.
pozdrawiam! :*
Wydaje mi się, że główna bohaterka jest albo nad wyraz arogancka, albo nie ma nic do stracenia. Nie sądziłam, że spotkam się z opowiadaniem o "Igrzyskach...", gdzie mieszkanka dystryktu będzie miała odwagę się tak zachowywać. W końcu do okoła pełno strażników. Jestem ciekawa jak sytuacja się rozwinie dalej. Dodatkowo zazdroszczę Ci daru pisania długich rozdziałów. Ja tak nie potrafię. Lecę czytać kolejne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Eleonore Cloers z trueloveprevailsdeath.blogspot.com
masz rację - Taylor, w swoim mniemaniu, zbyt wiele do stracenia nie ma. właściwie nie jest z nikim związana, rodziny żadnej także nie ma, i dlatego, zachowuje się na tyle odważnie. to, czy dziewczyna się myli, czy nie jest już zupełnie inną kwestią, którą mam nadzieję wkrótce rozjaśnić.
Usuńpozdrawiam! :)
W końcu znalazłam czas by zacząć czytać twoje opowiadanie... JUPI!! No zapowiada się ciekawie, ale na dzisiaj tylko tyle mi się uda przeczytac...
OdpowiedzUsuńPozdrowionka :*
cieszę się, że się podoba! :)
UsuńZapowiada się bardzo ciekawie! Masz interesujący styl pisania! Myślę że ten blog już jest jednym z moich ulubionych:-) Już za chwilę czytam następne rozdziały:-)
OdpowiedzUsuńcieszę się! mam nadzieję, że dalej się nie zraziłaś.
Usuńpozdrawiam :)
Ejj, mój blog się nawet nie umywa do Twojego. ;// Zazdroszczę. Serio. Na maksa. Super styl. Jak będziesz miała ochotę na coś, co prawda gorszego od Twojego, ale związanego z Igrzyskami, to u mnie nowy rozdział. :))
OdpowiedzUsuńniestety, nic nie przychodzi od razu - styl się wyrabia z czasem. ja także mam wrażenie, że mój jest do dupy wiec się nie przejmuj :3
Usuńpozdrawiam!
Wciągnełam się, więc czytam dalej.
OdpowiedzUsuńi jak wrażenia? :)
UsuńCóż, nie przepadam za spamem, chociaż przyznaję, że sama czasem także spamuję. Jednak weszłam i przeczytałam pierwszy rozdział. Co tu dużo mówić. Spodobał mi się. Wkrótce sięgnę po dalsze ;) Już podoba mi się temperament Taylor. A ta sprawa z Pixie...intrygująca :) Jak tylko będę miała chwilę to kontynuuję czytanie i wypowiem się o kolejnych rozdziałach. Mam nadzieję, że może i ty zechcesz poczytać coś niecoś na moim blogu.
OdpowiedzUsuń[http://walczacy-z-demonami.blogspot.com/]
cieszę się, że Ci się spodobał - ja sama nie przepadam za spamem, ale bez niego nie istniałaby blogosfera.
Usuńpozdrawiam!
Boski!!!
OdpowiedzUsuńdziękuję! <3
UsuńNa początku bardzo, ale to baaaaardzo dziękuję, że mnie tu zaprosiłaś. Faktycznie, fandomy potterowski i Igrzysk Śmierci są mi bardzo drogie, choć jak na razie próbowałam sił tylko w tym pierwszym. Bardzo lubię czytać blogi w tematyce takiej jak Twój, dlatego jeszcze raz ogromnie dziękuję, że miałam okazję tu zajrzeć :)
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału: był po prostu genialny. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Intencje trochę sprzeczne, ale chyba to właśnie sprawiło, że jeszcze bardziej zastanawiam się jak dalej rozwinie się akcja.
A tak w ogóle to strasznie podoba mi się Twój styl - jest taki lekki i fajnie się czyta.
Nie ma żadnego "ale", zostaję tu na dłużej i szybko na pewno nie zniknę :)
Pozdrawiam i idę czytać dalej :)
~Ryann Black
PS Tak przy okazji: Jak już wspomniałam wyżej, próbuję swoich sił w opowiadaniu potterowskim, a z tego co przeczytałam to lubisz opowiadania o takiej tematyce, więc może miałabyś chęć i chwilkę czasu żeby wpaść do mnie na dłużej?
http://nic-nie-jest-takie-jakie-sie-wydaje.blogspot.com/
Czytam to i jestem zachwycona. Kocham Igrzyska Śmierci a te Twoje opowiadania są jak dalsze części książki. Cudowni bohaterowie i ten Twój styl pisania niesamowity . Nie spodziewałam się takiego przebiegu sytuacji ale mile mnie to zaskoczyło :) Idę czytać dalej :) Gratulacje !
OdpowiedzUsuńNo wiesz a miałam nie czytać tyle xD
OdpowiedzUsuńNareszcie znalazłam czas, by tu przybyć ^_^ chciałam początkowo skomentować całość pod ostatnim rozdziałem, jak oczywiście do niego już dojdę, ale uznałam, że może uwagi do jakiegoś postu zostawię pod tym akurat postem. Więc oto jestem :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze i bardzo ciekawe, widzę, że zdecydowałaś się na narrację trzecioosobową, co jest dość rzadkie jeśli chodzi o igrzyska (a przynajmniej było, teraz jest tyle nowych blogów o igrzyskach, a ja ich zwykle nie mam czasu czytać, więc nie wiem jak teraz), ale nie jest ograniczone punktem widzenia tylko jednej postaci, co jest świetną rzeczą c: no i czas przeszły, który, szczerze powiedziawszy, trochę mniej mi się już podoba, bo zawsze wydaje mi się, że to trochę odbiera dynamizmu akcji, ale każdy ma inne upodobania i jeśli Ty się na taki czas zdecydowałaś, to tak jest dobrze :>
Zaczyna się ciekawie, rozdział mi się podoba, początek świetny, końcówka też, szczególnie ten fragment o igrzyskach. Fajnie zaskakujące, że spaliła te kartki z jej imieniem i absurdalne, że Taylor chce się zgłosić. Ludzie są różni, ale nie podoba mi się, że ona tak po prostu sobie pomyślała "a! zgłoszę się!" i w ogóle nie jest ukazane jakby cokolwiek ją to obeszło, że sama zgłasza się na śmierć na przekór Kapitolowi. Nie są ukazane jej emocje związane z postanowieniem udania się na rzeź. Właśnie, myślała, że będzie roztrzęsiona. Ale nie jest. I to jest trochę dla mnie dziwne. I do tego mam właśnie małe zastrzeżenia. No i jeszcze do tego, że Pixie wysypała te wszystkie karteczki na łóżko i je przeszukiwała. Przecież ich musiało być mnóstwo. Każdy dystrykt jest przecież ogromny, a na jednego nastolatka nie przypada tylko jedna karteczka, musiałoby jej to zająć godziny przeszukiwanie wszystkiego. I dlaczego to w ogóle stało w jej pokoju? Nie powinno być już na placu? Ale to w sumie takie szczegóły, więc bardzo się nie czepiam, tym bardziej, że rozumiem, że było Ci to po prostu potrzebne :)
Lecę czytać dalej :D
Kiedyś nie wierzyłam, ze fanficki wciągają. A jednak udowodniłaś mi, że też mogą wciągnąć. Lecę czytać dalej.
OdpowiedzUsuńPS. CuDo
Dopiero zaczynam przygodę z Twoim blogiem ale już jestem zaciekawiona :)
OdpowiedzUsuńBogowie...
OdpowiedzUsuńZaczęłam, skończyłam, umarłam...
Lecę czytać dalej :*
~Beth
ann-beth-abernathy.blogspot.com
Wspaniałe <3 żałuję, że trafiłem tu tak późno, ale zamierzam szybko nadrobić straty ;D
OdpowiedzUsuń